czwartek, 15 sierpnia 2013

Rozdział 22 "Ja, Harry, to miejsce"


Ze spóźnioną dedykacją urodzinową dla Sylwii :))



       Następny dzień po wywiadzie okazał się być decydujący. Najpierw poranno-krzykliwa rozmowa z rodzicami, przy uświadamianiu których nie raz miałam ochotę roztrzaskać telefon o ziemię tak, by nigdy, ale to przenigdy nie dało się go naprawić, gdyż naprawdę niełatwo przetłumaczyć wszystkowiedzącym, znającym życie o wiele lepiej niż ja dorosłym, że czasami zwyczajne poddanie się może stanowić najlepsze wyjście z sytuacji i że ich córka, kończąca osiemnaście lat za niespełna dwa tygodnie, pragnie rzucić pracę z milionowymi dochodami na rzecz „unormalnienia” swojego życia. Na całe szczęście tym razem ich rodzicielska miłość wzięła górę nad rozsądkiem i oboje ulegli. Szkoda tylko, że w ich głosie zrozumienie mieszało się z zawodem... Potem, gdy już miałam zgodę na to, aby spróbować ułożyć sobie przyszłość samodzielnie, przyszedł czas na spotkanie z szefem. Burzliwe, dobijające psychicznie oraz fizycznie, ostatnie spotkanie z szefem...
       Kiedy usłyszał groźbę ubiegania się przeze mnie o odszkodowanie, dolna warga zadrżała demaskując jego duszony w sobie strach. Miał się o co bać. Tym bardziej, że już chyba od samego początku zdawał sobie sprawę z tego, iż znajduje się na przegranej pozycji. Podczas spotkania przez głowę przebiegły mi moje własne słowa: „nie ma co – wdepnęłam w niezłe gówno”, które mimo iż przy pierwszym spotkaniu z tym mężczyzną pomyślałam zupełnie nieświadomie, teraz zdawały się być idealnie trafione. Poczułam się wtedy jak jakaś pieprzona jasnowidzka. Oczywiście szef i tak ze wszelkich sił usiłował wyperswadować mi mój, cytuję: „diabelsko durny” pomysł z głowy. Rzecz jasna nie udało mu się. Byłam zdecydowana, a Silvian stał za mną murem. Był tarczą, której potrzebowałam do zwycięstwa z tym przebiegłym jak lis człowiekiem. Pomoc jaką bezustannie mi ofiarowywał okazała się nieoceniona także podczas tej rozmowy. Ogrom jego poświęcenia napawał mnie uczuciem wdzięczności do tego stopnia, że automatycznie mieszał się z przeogromnym strachem o to, iż nigdy nie będę w stanie się zrekompensować, a chciałam... chciałam jak diabli. Nie dało się ukryć: nasze żądanie dobrowolnego zerwania ze mną kontraktu totalnie wyprowadziło menadżera One Direction z równowagi. Mężczyzna został zmuszony nawet do tego, by broniąc swoich śmiesznych racji podnieść na mnie głos, co w normalnych okolicznościach raczej się nie zdarzało. W końcu był on znany ludzkości z pretensjonalnego opanowania, lecz jak widać nie potrafił zachowywać go w każdej sytuacji. Wystarczyło, aby siedemnastoletnia dziewczyna wraz ze swoim menadżerem zaczęli leciutko go szantażować, a on tracił grunt pod nogami. Koniec końców, po długiej, niemalże krwawej walce poszliśmy na kompromis. On zgodził się na zrywanie kontraktu tak, bym nie straciła praw autorskich do „Listów od Beaty”, a ja w zamian za to obiecałam nie pozywać go do sądu o odszkodowanie. Musiałam jednak zapłacić karę za dobrowolne odstąpienie od zawartej umowy, która wynosiła większość środków, jakie obecnie posiadałam – pięćset tysięcy funtów. Nie zależało mi na tych pieniądzach. Wystarczyło własne mieszkanie i oszczędności zapewniające spokojne życie mojej rodzinie przez kilka najbliższych lat. Niczego więcej nie potrzebowałam. Poza tym dzięki prawom do książki miałam pewność, że od wszystkich, które zostały jeszcze przeznaczone do sprzedaży, otrzymam mój procent zapłaty. Oczywiście przez zerwanie umowy nie było szans na kolejny jej dodruk, ale to również mnie nie smuciło. Osiągnęłam to, czego pragnęłam: odcięłam się od tej chorej pracy nie tracąc przy tym „Listów od Beaty” i mogłam na nowo zbudować sobie otaczający mnie świat. Co prawda w tamtej chwili dopiero zaczynałam wylewać fundamenty, ale cieszyłam się niezmiernie, bo w końcu mogłam widzieć świat takim, jakim naprawdę był, a nie postrzegać go przez pryzmat tego, co mnie w nim dobijało.

       Gdy tylko opuściliśmy gabinet mojego - uwaga, uwaga! (poproszę o fanfary) - byłego już szefa, natychmiastowo chwyciłam za telefon wybierając doskonale znany mi numer.
       - Mamusiu - pisnęłam, gdy tylko rodzicielka odebrała moje połączenie - udało się!
       - Wszystko tak, jak planowałaś? - spytała od razu.
       - Tak, musiałam zapłacić karę za zerwanie, ale prawa do książki i mój procent zysków ze sprzedaży zatrzymałam.
       - No to strasznie się cieszę. W takim razie już czekamy na ciebie w domu.
       - Ma-mamo - zająknęłam się - ale... ale ja jeszcze nie wracam do Polski. - W tamtym momencie moje serce zabiło trzy razy mocniej. Przeciągałam chwilę poinformowania rodziców o planach na najbliższe tygodnie najbardziej, jak tylko się dało, jednak wreszcie nastała ta, w której limit się wyczerpał.
       - Jak to nie wracasz? Żartujesz, tak? - ze stresem w drżącym głosie starała się udawać śmiech. Nie wyszło jej.
       - Posłuchaj... kiedy media się dowiedzą, że odeszłam, rozpęta się następne piekło. Będą chcieli wiedzieć czemu i będą szukać na to odpowiedzi za wszelką cenę, a pierwszym miejscem, w jakim zaczną mnie szukać będą Lipki i Szczecin... Przecież wiesz, jak bardzo potrzebuję teraz spokoju, żeby się ogarnąć i...
       - Wiem, ale to nie znaczy, że pozwolę szwendać ci się samej po świecie nie wiadomo gdzie. Mieszkanie w Szczecinie to jedno, ale ty masz dopiero siedemnaście lat...
       - Prawie osiemnaście - wtrąciłam.
       - Niech ci będzie, osiemnaście. Ale co to zmienia? Ojciec na pewno się na to nie zgodzi.
       - Wytłumaczysz mu i się zgodzi. Zresztą cały czas będzie ze mną Silvian. Na razie polecimy gdzieś z dala od Londynu, żeby przeczekać ten największy bum, a potem pomyślimy co dalej.
       - Co to znaczy z dala od Londynu?
       - Nie martw się. Nie opuszczę Europy - zapewniłam, choć to nie zabrzmiało najlepiej.
       - Wiesz, dla mnie to raczej słabe pocieszenie - obie zachichotałyśmy mimowolnie.


       Kilka godzin później cztery piąte One Direction zebrało się w domu Nialla, by pożegnać się ze mną i Silvianem przed wylotem. Choć wysłałam smsy do wszystkich, Louis się nie zjawił. Zasmuciło mnie to. Bardzo. Mogłam się pogodzić z tym, że mnie nie kocha i że jest na mnie wściekły, lecz nie z tym, że kolejny raz ot tak wyrzucił mnie ze swojego życia. Wszyscy zgromadzeni czuli mój żal do niego, którego przecież nie miałam prawa w sobie dusić. Ba! Nie miałam nawet prawa go w sobie zrodzić! Nie po tym, co mu zrobiłam. Jego nieobecność oraz świadomość, że relacje w naszym towarzystwie zmieniły się na zawsze, tylko potęgowały nostalgiczny nastrój towarzyszący przy pożegnaniu. Znów robiliśmy to tak, jakbyśmy rozstawali się na zawsze, choć każdy wiedział, że to nieprawda. Chyba tylko ta myśl ukryta gdzieś w głębi mojego serca pomagała mi jakoś się trzymać. Poza tym wszyscy wiedzieli, że wyjazd jest teraz najlepszym rozwiązaniem, dlatego też tym razem nikt nie próbował mnie zatrzymywać. Mimo że od porwania minęły całe trzy miesiące, nikt tak do końca nie zdołał się z tego otrząsnąć. Potrzebowaliśmy chwili wytchnienia. Oderwania się od tego wszystkiego, a przy mnie się po prostu nie dało. Co, jak co, ale to ja kojarzyłam się im z tym najbardziej. Przykre, wiem... lecz tak cholernie prawdziwe.
       - ...dzwoń i w ogóle - dodałam na końcu uścisku z Niallem.
       - Ty też! - zaznaczył od razu jeszcze kilka razy kołysząc moim ciałem w swoich ramionach, po czym niechętnie uwolnił z objęcia.
       - Harry - uśmiechnęłam się szeroko podchodząc do zielonookiego. - Ty jak zwykle na końcu - dodałam.
       - Żeby nie zachwiać czasoprzestrzeni i nie zburzyć praw wszechświata - odwzajemnił uśmiech. Dwa znajome dołeczki w jego policzkach od razu poprawiły mi humor.
       - Bo gdybym pożegnała się z tobą na początku, Mars zderzyłby się z Jowiszem, a czas na ziemi cofnąłby się o tysiąc lat - zaśmiałam się.
       - Dokładnie - odparł i ku mojemu zdziwieniu zamilkł przenosząc wzrok na swoje strasznie znoszone brązowe buty, a potem nadal się w nie wpatrując zaczął kołysać się przenosząc na zmianę ciężar swojego ciała z pięt na palce. Zdawało mi się, czy on rzeczywiście się przy tym zarumienił?
       - No... - wtrącił Liam próbując przerwać ciszę narastającą w naszym gronie. - To na pewno nie powiecie nam gdzie lecicie?
       - Nie ma szans - wyszczerzył się podstępnie Sil puszczając do mnie oczko. Prawda była taka, że po prostu nie mieliśmy jeszcze bladego pojęcia, dokąd się wybierzemy, ale przecież nikt nie musiał o tym wiedzieć. Poza tym zabawnie patrzyło się na to, jak się nad tym głowili. - Tak czy siak, musimy już się zbierać.
       - Do zobaczenia - uśmiechnęłam się do wszystkich, po czym przysunęłam się bardziej do Harrego przytulając go leciutko. - Do zobaczenia - powiedziałam do niego raz jeszcze.
       - Szybciej niż myślisz - szepnął mi wprost do prawego ucha. Jego niski, głęboki ton i ten zapach...
       - Mam taką nadzieję... - odszepnęłam mu dodając szybko: - ...głupku - żeby pozbyć się tego niemożliwego do określenia napięcia między nami. Nie wiedzieć czemu czułam się strasznie niezręcznie, gdy oczy wszystkich w holu były w nas wlepione. Nic więc dziwnego, że po tej Napięciowej Pułapce w tempie ekspresowym opuściliśmy dom Nialla.


Niedziela; 21.04.13
Paryż; Okolice Montmarte
Wczesne godziny poranne



       - Bonjour - powiedziałam z uśmiechem do mijającego nas starszego pana.
       Uprzejmie się do mnie uśmiechnął.
       - Bonjour! - krzyknęłam do następnego przechodnia dosłownie ułamek sekundy później.
       Ten odpowiedział mi od razu.
       - Bonjour!! - podniosłam głos jeszcze bardziej witając dwie kobiety nadciągające z przeciwka.
       Jedna z nich odruchowo spojrzała się za siebie. Nikogo nie było, więc szybko zorientowała się, że mówiłam do niej. Olała to biorąc mnie chyba za totalną świruskę.
       - Bonjour!!! - tym razem nawet zaczęłam machać. 
       Pani z dzieckiem w wózku po drugiej stronie uliczki nie zwróciła na mnie uwagi, lecz byłam w zbyt dobrym humorze, żeby się tym w ogóle przejąć.
       - Bon... - Silvian zatkał mi usta ręką, gdy tylko zaczęłam się witać z kolejną przypadkowo napotkaną osobą.
       - Kaja, luzuj - rozkazał poważnie. - Miałaś wtapiać się w tłum, a nie go do siebie przyciągać, pamiętasz? 
       - Ugh... - jęknęłam w odzewie na jego marudzenie. - To ta Francja tak na mnie działa. Normalnie jakbym wypiła z dziesięć litrów energetyków! - wytłumaczyłam się i nie kłamałam. Naprawdę gościła we mnie gigantyczna dawka dobrego humoru, którego ostatnio tak strasznie mi brakowało. Viva la France!
      - Obawiam się, że to nie tyle Francja, co ten różowy na twojej głowie - zaśmiał się gładząc moje włosy. Gwoli wyjaśnienia: podczas czekania na nasz lot, wybraliśmy się do sklepu z perukami, żeby jako tako zamaskować to, kim jestem, a że na lotnisku wybór był ograniczony... Mniejsza z tym. Ważne tylko, że na mojej głowie zagościł, hmm... interesujący pudrowo-różowy bob do ramion. Jak to mówią: nowe miasto, nowy kolor... Grunt, że chociaż fryzura doskonale odzwierciedlała mój wyśmienity nastrój.
       - Ej! Odczep się od różowego! Jest jedną trzecią mojego incognito.
       - Niech zgadnę... - chłopak teatralnie pogładził się palcem po brodzie, by pokazać otoczeniu, że jest w stanie używać czegoś tak skomplikowanego, jak mózg. - Resztą są okulary na nosie i kapelusz?
       - Ach... - machnęłam ręką śmiejąc się. - Już zapomniałam, jak ty mnie dobrze znasz Silvianku. 
       - Tak dobrze, że skręcamy tam - blondyn wskazał ręką na uliczkę po naszej lewej - i idziemy coś zjeść.
       - No bliźniak! Przedwcześnie urodzony, rozdzielony za młodu, wywieziony potajemnie na drugi kontynent bliźniak! 
       - Jaaaasne - chłopak widowiskowo wywrócił oczami. - Tyle tylko, że jest coś, co definitywnie temu zaprzecza.
       - Co takiego? - zdziwiłam się marszcząc przy tym nos i czoło. Wyglądałam przekomicznie.
       - Ty masz chorobę psychiczną, a ja nie. 
       - Hahahaha! O nie! Po prostu moją już wykryli, a twoja nadal oczekuje na diagnozę, bo przypadek jest zbyt skomplikowany i lekarz potrzebuje dodatkowych konsultacji! Poza tym cicho bądź, bo muszę zadzwonić do Marty.
       - Ale przecież ja nic nie...
       - Cicho! - pogroziłam mu palcem. 
       - Dobra... - blondyn wzniósł ręce do góry na znak poddania się. - To ty dzwoń, a ja idę do środka coś zamówić. Dwa razy hamburger i frytki? - spytał, choć oboje wiedzieliśmy, że jedynie retorycznie. - A na deser makaroniki? Pistacjowe, tak? - wytknął mi język wchodząc do środka. 
       - Cholerny bliźniak! - krzyknęłam za nim, lecz odszedł już zbyt daleko, żeby mnie usłyszeć.
       Tak, czy inaczej, nie zamierzałam już dłużej zwlekać i wybrałam wreszcie numer Marty. Niestety zamiast jej głosu usłyszałam tylko automatyczną sekretarkę.
       - Cześć - zaczęłam mówić zaraz po sygnale. - Co robisz od dwudziestego ósmego kwietnia do piątego maja? W sumie to nie ważne... Uświadom mamę, że robisz sobie tydzień wolnego od szkoły i wpadasz do mnie do Paryża, bo wiesz osiemnastka i te sprawy, więc nie może się nie zgodzić. Także tego... do zobaczenia za tydzień. Napiszę smsem, na kiedy wykupiłam ci lot. Paaaaaa - przeciągnęłam słodko rozłączając się. Potem jeszcze wysłałam do niej wiadomość, żeby odsłuchała pocztę głosową, bo znając Martę sama z siebie raczej by się tym nie zajęła i wiedziona przepięknym zapachem fast-food'owego jedzenia weszłam do lokalu.

       Przyznam szczerze, że po wyjściu z restauracji niesamowicie się zdziwiłam i niewiele brakowało, bym kazała Silowi mnie uszczypnąć w ramach testu na to, czy aby przypadkiem nie śnię, a wszystko przez niebo. Co prawda rano sprawdzałam pogodę, ale gdy tylko wyszliśmy z hotelu, niechętnie stwierdziłam, że była nietrafiona, a ubranie szortów było najgłupszym pomysłem na świecie [LINK], jednak nie. Niebieściutkie niebo wymieszane z bielutką watą chmur, przez którą co rusz przedzierało się żarzące słońce... a to wszystko nad wzgórzami Montmarte'u. Coś P-I-Ę-K-N-E-G-O.
       Powolnym krokiem ruszyliśmy za turystami. Malownicze uliczki beżowych budynków ze starymi, brukowanymi drogami - wąskie i niesamowicie klimatyczne, zapierały dech w piersiach nawet opornemu na odbiór miejskiego piękna Silowi. 
       Im bardziej stroma droga była przed nami, tym częściej zatrzymywaliśmy się, bym nieco odpoczęła. Brzuch nadal dawał się we znaki, ale zauważyłam, że im więcej chodziłam, tym bardziej przyzwyczajał się do tego i mniej bolał, a to już coś. Po przedarciu się przez liczne sklepy z pamiątkami i stoiska ulicznych malarzy dotarliśmy wreszcie do naszego celu: bazyliki Sacre Coeur. Stanęłam przed nią i przy spojrzeniu w górę zamarłam.



       To było dokładnie to miejsce, które znałam z końcówki teledysku do „Open Your Eyes” Snow Patrol [LINK]. Przesunęłam się tam, gdzie na końcu zaparkował motor i spojrzałam dokładniej na tą monstrualną budowlę. Wow...


       Później odwróciłam się w przeciwnym kierunku, by dać się oczarować panoramie Paryża. Tyle ulic, miejsc, ludzi... a wszystko w zasięgu mojego wzroku. Z jednej strony czułam się maluczka przez górującą za mną bazylikę, a z drugiej byłam panią świata. Całe miasto znajdowało się na wyciągnięcie ręki. Mojej ręki...



       Czas mijał w zabójczym tempie. Pięć dni przeleciało mi niczym woda przez palce. Paryż wycisnął z nas tak niesamowicie przeogromne pokłady pozytywnej energii, że dosłownie byliśmy nią zszokowani. A może nie tyle wyciskał, co sam ją produkował? Nie ważne. Liczyło się tylko to, że mogłam rozkoszować się w pełni Miastem Miłości i Świateł dokładnie tak, jak tego pragnęłam. Nikt do niczego nie zmuszał i w niczym nie ograniczał.
       Ja, Sil i to miejsce. Mieszanka doskonała.
       Spędzone tu chwile niejednokrotnie roztaczały wokół mnie magiczną aurę. Na przykład wtedy, gdy przez trzy godziny wpatrywałam się w majestatyczność Sali Kryształowej Wersalu, która o dziwo okazała się być o wiele mniejsza, niż na filmach i czułam widoczną satysfakcję z tego, że po prostu mogłam to robić, że nie byłam jak inni turyści poganiani wiecznie przez przewodnika wycieczki, którzy mają czas co najwyżej pstryknąć sobie fotkę. Obejrzałam dokładnie każdy obraz na ścianie, każdy ozdobiony malunkami sufit i każdą ozdabiającą budynek rzeźbę, bo mogłam, bo nic mnie nie goniło.



       Jednego dnia wybraliśmy się z Silem pod wierzę Eiffela i po prostu obchodziliśmy ją uważnie z każdej możliwej strony odkrywając, jak bardzo różni się w zależności od pory dnia. Jak z chmurnego poranka...


…poprzez upalne południe...


...i malowniczy zachód słońca...


...przechodzi do chwili swojej chwały przy ciemniejącym niebie.


       Niesamowita konstrukcja. Niby cały czas taka sama, a naprawdę zupełnie różna... Jak ja. Dokładnie jak ja...
       Lecz niestety po każdym niesamowitym dniu przychodziła noc. Noc, której nadal nie byłam w stanie przespać i która zmuszała do myślenia nad wszystkimi sprawami niszczonymi przez poranek.
       Co z Louisem? Jak zamknąć oczy i nie widzieć tamtego miejsca? Jak nie widzieć Eda? Co z Katie? Czy dobrze jej u Nicka? Co czuje Harry? Kim dla niego jestem? Kim on dla mnie jest? Dlaczego tęsknię za jego oczami? I w takim razie kim jest dla mnie Louis? Co zrobić, by mi wybaczył? Czy rodzice są na mnie źli? Co u...?
       Mimo że każda kolejna noc powoli stawała się coraz bardziej nie do zniesienia, udawało mi się o nich zapominać. Chwilowo, to fakt, ale jednak w dzień zapominałam. Wszystko przez anonimowość. Przez to, że nikt mnie nie rozpoznał, że nikt nie wiedział, kim jestem. Nikt nawet nie próbował się dowiedzieć i to było wspaniałe. Wiele osób w to nie wierzy, bo przecież można by pomyśleć, że w tak wielkim mieście jak Paryż trudno jest się ukryć, ale nie. Paradoksalnie w większym tłumie prościej jest się zgubić, niż w otoczeniu kilku osób, bo jeśli jest ich mało
patrzą uważniej, przez co widzą i wiedzą więcej. 



Sobota; 27.04.13
Paris; Musee du Louvre
Trzynasta ileś



       - Excuse me young lady, could you show me the way to Mona Lisa? - usłyszałam za swoimi plecami jakiś zachrypnięty głos. - Taka sławna z niej dziewuszka, że nie wypada przegapić. - Wychwyciłam jego żarcik gdzieś pomiędzy starczym kaszlem, a wszędobylskim zgiełkiem otoczenia. Ludzi dookoła było mnóstwo. Praktycznie każdy z nich coś mówił. Dziesiątki, a może nawet setki języków, kultur i ras zgromadzone w podziemnej części Luwru... Moja osobista żywa poezja.
       - Jasne, nie ma sprawy - odparłam uprzejmie spoglądając na trzymaną w ręku mapę budynku, w którą zaopatrzyłam się przy poprzedniej wizycie. - Niech no tylko zobaczę... My jesteśmy tu. Koło piramidy - wskazałam palcem na nasze położenie na papierze - a Mona Lisa na pierwszym piętrze, więc trzeba wejść tymi schodami na górę - wskazałam ręką odpowiedni kierunek - a dalej na pewno będą strzałki. 


       - Dziękuję, bardzo panienka pomocna - powiedział pytający mnie o drogę mężczyzna, lecz już nie tym głosem, co poprzednio. Ten nie należał do staruszka... Ten należał do...
       - Harry?! - momentalnie odwróciłam się oplatając mu szyję ramionami. - Ale co ty tu robisz?
       - Po pierwsze: ciszej - położył mi swój palec wskazujący na wargi, które pod naciskiem jego skóry zaczęły się trząść - a po drugie, to przecież mówiłem, że szybko się spotkamy.
       - Jesteś... jesteś... - zaczęłam się jąkać pod wpływem niedowierzania.
       - No jaki? Uroczy? Zaskakujący? Niesamowity? 
       - Szurnięty! I to zdrowo szurnięty! 
       - Ale ty lubisz szurniętych - wyszczerzył się poruszając przy tym zabawnie brwiami wystającymi znad czarnych okularów przeciwsłonecznych.
       - A ty lubisz pyskate.
       - Masz szczęście, że jesteś pyskata. - Za ten jego uśmiech można by zabić. Ale cholera! To nie zmieniało przecież faktu, że on... tutaj... w Luwrze... jak?
       - O nie, nie, nie. Ja jestem urocza, zaskakująca i... ten... no... niesamowita! - zaśmiałam się dźwięcznie nadal nie mogąc otrząsnąć się z szoku. Był tu. Ze mną w podziemiach Luwru, pośród całej lawiny ludzi i nikt go nie rozpoznał. Nikt nie zwrócił uwagi. To było kolejne potwierdzenie na to, że czapka i okulary są najlepszym przebraniem w tłumie. Mimo to odzyskując resztki zdrowego rozsądku dla naszego własnego bezpieczeństwa postanowiłam go jak najszybciej stamtąd wyciągnąć. W końcu na przykładzie mojej siostry mogłam stwierdzić, że są na tym świecie fanki potrafiące rozpoznać go po głosie, uchu, a nawet tych śmiesznych, chudych nóżkach!
       - Chodź - chwyciłam Harrego za rękę ciągnąc w stronę mniej obleganego wyjścia przy Galerie du Carrousel. 
       - Przecież miałem zobaczyć Mona Lisę - zaprotestował z niezadowoleniem.
       - Widziałam ją w czwartek. Nic specjalnego. Nie dość, że mała, to jeszcze za szybą i trudno się dostać. Lepiej wygląda na zdjęciach. 
       - No ale po drodze jest ta... jak jej tam Nike z... z tego no...
       - Nike z Samotraki - dokończyłam za niego. - Ta to nawet głowy nie ma. 
       - Ej! Nie musisz mi mówić. To akurat wiem - odgryzł się krzyżując ręce na klatce piersiowej. Oho, wielce obrażony Harry Styles, hahaha, cholernie zabawny widok.
       - Nie marudź. Chodźmy się przewietrzyć. 

       Wyciągnęłam Harrego do ogrodów Tuileries, które pokochałam od pierwszego wejrzenia jakieś trzy dni wcześniej. Byłam pewna, że jemu również się spodobają. 
       Ja usiadłam na krzesełku z widokiem na Luwr, 





a on przekręcił swoje tak, że siedział obok z twarzą naprzeciw mnie oraz czubka wieży Eiffela wystającego znad wysokiego żywopłotu.


       - To nie fair - jęknął ni stąd, ni zowąd, a ja kompletnie zgłupiałam.
       - Co?
       - Ty masz ładne chmury, a moje jakieś takie burzowe.
       Z badawczym spojrzeniem odwróciłam się do tyłu i nie wytrzymałam. Salwa mojego donośnego śmiechu rozniosła się wraz z wiatrem po okolicy, a Harry widocznie ucieszył się, że go wywołał. Matko, jak strasznie brakowało mi jego obecności odciągającej od wszystkich trosk. Przy nim było normalnie. Jak gdyby nigdy nic się nie stało. Jak gdyby nigdy nic się nie zmieniło... Po prostu normalnie i na luzie. Genialnie.
       - Tak właściwie, to czemu szwendasz się po Paryżu sama? Gdzie Silvian? Przecież to niebezpieczne - spytał po chwili nienaturalnie poważnym tonem.
       - Na pewno nie bardziej niebezpieczne, niż wycieczka z Edem. - To był kiepski żart. Mój błąd... - Sil zjadł wczoraj trzydzieści sześć pistacjowych makaroników - zaczęłam tłumaczyć - i się zatruł. Kazał mi nie marnować dnia na oglądanie jego rewolucji żołądkowych próbujących wydostać się na zewnątrz, więc przyszłam tutaj.
       - Sama - dodał matkująco.
       - Sama i żyję - odgryzłam się.
       - Ehh... - brunet westchnął przeciągle.
       - Co?
       - Nic. Po prostu jesteś pyskata.
       - Każdy medal ma dwie strony - uśmiechnęłam się podstępnie.
       - I którą stronę teraz prezentujesz? - Przysunął moje zielone krzesełko tak blisko swojego, jak tylko się dało, a jego metalowe nogi nakreśliły cztery głębokie szlaki na białym piasku.
       - Tą gorszą. Zdecydowanie - odparłam wpatrując się w jego dziwnie zabawny w tamtym momencie nos.
       - A co mogę zrobić, żeby zobaczyć tą lepszą? - pochylił się ku mnie na tyle, że byłam w stanie dostrzec jego tęczówki przez szybki naszych ciemnych okularów. Cholera, był za blisko. No za blisko!
       - Pocałuj mnie - szepnęłam bez namysłu.
       - Coooo? - jego usta się dziwiły, lecz oczy cieszyły, mnie za to ciśnienie zaczynało rozsadzać od środka na cząstki elementarne.
       - No pocałuj. Przecież wiem, że umiesz.
       Chłopak spojrzał na moje usta, na co w odzewie przygryzłam zadziornie wargę. Za wszelką cenę usiłowałam powstrzymać parsknięcie mu śmiechem prosto w twarz.
       - Ale przecież my... przecież ty... - Chłopak brał wszystko na tyle poważnie, że swoim zachowaniem na sekundę zmroził mi krew w żyłach.
       - Żartuje głupku! Wystarczy mi Big Mac i frytki!
       Harry ściągnął na chwilę okulary przecierając dłonią lekko spocone czoło i oczy, po czym spojrzał na mnie wybuchając śmiechem.
       - Nie znasz dnia ani godziny, a moja zemsta będzie słodka!
       - Nie boję się ciebie.
 


Ja, Harry, to miejsce... 


43 komentarze:

  1. Kaja i Harry w Paryżu *-* jak słodko! Rozdział na prawdę genialny. Kaja geniusz zła :D Nie mogę już się doczekać następnej części :3 (wiem, że ten komentarz jest krótki, ale jest prawie trzecia w nocy i wolę oszczędzić ludziom moich niegramatycznych i porąbanych odpowiedzi :> )

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakie to romantyczne, Harry i Kaja w Paryżu. Och ;)
    Przepraszam, że ten komentarz tak wygląda, ale rano to ja jakoś nie mogę pozbierać mysli do kupy.
    Na 100% ten rozdział jest genialny, niesamowity, fantastyczny, romantyczny, super, boski i w ogóle :) :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Jezuuu tyle się naczekałam na ten rozdział *,* jest niesamowity!! (miałam nadzieję że on ją pocałuje ;D) NIECIERPLIWIE czekam na nex ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. wystarczy słowo: NIESAMOWITY ! ;**

    OdpowiedzUsuń
  5. Awwwww!!!!!!!
    Cudo!!!
    Ja serio myślałam, że Harry pocałuję Kaję, ale ta wersja zdecydowanie bardziej mi się podoba.
    Cieszę się, że Kaja uwolniła się od kontraktu, ale z drugiej strony co z tego. Wątpię, aby media przez to o niej zapomniały.
    Strasznie szkoda mi tego, że jej relacje z Lou tak bardzo się pogorszyły. No wiadomo bardzo go zraniła, a później musiał jeszcze przechodzić przez te wszystkie tortury, ale pożegnać by się mógł.
    Ahhh Paryż jaki piękny.
    Kiedy Hazz powiedział, że się spotkają szybciej niż myśli to spodziewałam się tego, że już w Paryżu będzie czekał na nich.
    Strasznie nie mogę doczekać się nexta i przepraszam za to, że mój komentarz jak zwykle nie ma ładu, ani składu.
    this-is-not-i.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Piękny rozdział, nie potrafię napisać nic innego naprawdę piękny.

    OdpowiedzUsuń
  7. WOW. Aww! Jakie to wszystko słodkie. Szkoda, ze on jej nie pocałował. Aww. Paryż... Przepraszam, ale jakoś nie mogę pozbierac myśli. Ten rozdział jest świetny, genialny... brakuje mi już synonimów.;) Ale dlaczego już się skończył, taki rozdział mogłabym czytac cały czas, przez wieki... A tym czasem wiem, ze zostały tylko 2 rozdziały i koniec, nie rób mi tego, ja nie chce końca.:( ...
    Z niecierpliwością czekam na next'a. Przepraszam za taki nieład w moim komentarzu. pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Awwww*o* Świetny! Paryż jest świetny! :D
    Harry i Kaja <3
    Serio myślałam, że ją pocałuje. Ale i tak to w końcu zrobi:p
    Nasza Kaja nareszcie odżyła. Paryż pozwolił jej zapomnieć, Harry pozwolił jej zapomnieć. Skąd wiedział, że tam jest?
    Czekam na następny ( ale nie każesz nam znowu czekać miesiąc? :C )
    Pozdrawiam
    http://not-only-1d.blogspot.com/
    #LoveKaja

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetny rozdział.. I te zdjęcia, po prostu idealnie szło sobie to wszystko wyobrazić.. I tak w sumie się zastanawiam.. Byłaś może w Paryżu? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to są jej autorskie zdjęcia, bo niedawno tam była, pamiętam jeszcze :')

      Usuń
  10. Oooo Kaja i Harry <3 W końcu Kaja jest taka pozytywna :) Czekam na następny rozdział :D
    http://imaginy1d-by-wera.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. Kocham twojego bloga! <3 Wyjdę za niego za mąż, czy tego chcesz, czy nie :P

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie mogę doczekać się następnego rozdziału :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Kaja po prostu musi być z Harry'm !
    Oni pasują do siebie tak idealnie i chyba się załamię, jeżeli nie będą razem! :D
    Świetny rozdział jak zawsze zresztą :)
    Pozdrawiam i życzę weny :*

    OdpowiedzUsuń
  14. słodkie <3 -pocałuj mnie -co? np pocałuj wiem że umiesz kocham cię i twoje pomysły <3 kocham i czekam <3

    OdpowiedzUsuń
  15. Jakie to piękne..rozmarzyłam się i przeniosłam do Paryża, dziękuję..kocham Twoje opowiadanie, bo mogę się oderwać od szarej rzeczywistości
    Choćby Kaja nie wiem co robiła to nie ucieknie przed przeznaczeniem..Harry jest jej drugą połówką..
    Czekam na kolejny i płaczę, bo opowiadanie dobiega końca..
    btw kocham Twoje filmiki ;D
    Mundzia xx

    OdpowiedzUsuń
  16. To jest G-E-N-I-A-L-N-E. Słoooodko: Kaja i Harry <3 Oni muszą być razem.
    Filmiki są świetne i bardzo przydatne.
    A co do bloga, mimo że kończysz tą historię to mam nadzieję, że nie przestaniesz pisać. Masz ogromny talent. I do tych ostatnich dwóch rozdziałów: życzę ci ddddddddddddddddduuuuuuuużżżżżżżżżżżoooooooooo weny. Jestem pewna, że włożysz w nie dużo pracy i serca(chyba tak to się mówi, nie?).
    Pozdrowionka
    Vicki

    OdpowiedzUsuń
  17. Jeejku bardzo dziękuję Ci za dedykację mimo, że trochę spóźnioną. Jak dla mnie wspaniały prezent urodzinowy! :) Jeśli chodzi o rozdział jeszcze nigdy nie byłam rozczarowana twoim opowiadaniem, a dzisiaj jestem z niego wprost dumna! :D Czytam twoje opowiadanie od samiuteńkiego początku i widzę jak wielkie postępy zrobiłaś. Wiem, że spełnisz swoje marzenia (o ile ich już nie spełniłaś xd) i zostaniesz kimś w życiu. Dla mnie jesteś świetną i ambitną pisarką, która umie coś więcej niż tylko pisać. Pozytywnie manipulujesz uczuciami czytelników, którzy cieszą się jak głupi widząc, że napisałaś nowy rozdział. Wiesz co uwielbiam w twoim blogu? Nigdy nie mogę przewidzieć co będzie w następnym rozdziale. Zaskakujesz - prosta definicja, którą potrafisz często uszczęśliwiać. Moje słowa są jak najbardziej szczere i prawdziwe. Też prowadzę bloga, bo tak jak ty uwielbiam pisać. To właśnie dzięki tobie moja pasja się ujawniła. Uwielbiam też uszczęśliwiać przez to ludzi, którzy czekają z niecierpliwością na nowy rozdział. Odwdzięczają mi się tym, że piszą komentarze i często wchodzą na mojego bloga przez co licznik wyświetleń zwiększa swoją liczbę. :') Ja właśnie odwdzięczam Ci się w ten sposób. Może też tak masz (jak ja) że, gdy czytasz te pozytywne komentarze to uśmiechasz się do ekranu laptopa jak głupia. Mam nadzieję, że choć odrobinkę Cię rozpromieniłam tym komentarzem. Tak jak inni czekam na następny rozdział z OGROMNĄ nadzieją na to, że Kaja jeszcze będzie ze Stylesem : pp oczywiście zapraszam Cię też do ciebie droga Maju :)) Przepraszam za błędy xd pisane na telefonie, bo szlaban haha Zapraszam : http://i-and-five-boys.blogspot.com/?m=1 :))

    OdpowiedzUsuń
  18. Jak najszybciej dodaj kolejny rozdział ! JAK NAJSZYBCIEJ !

    OdpowiedzUsuń
  19. 2 rozdziały do końca?! Jestem zaskoczona. No ale kiedyś nadchodzi ten koniec :c Czekam z niecierpliwością na nn

    OdpowiedzUsuń
  20. Jejku no! A już miałam nadzieję, że ją pocałuje... kurwa no! Ale nic, śmieszny rozdział, od razu poprawił mi humor :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Ej! Oni mieli się pocałować! Ile będę musiała jeszcze czekać?>
    Naprawdę świetnie piszesz. Czekam na następny rozdział i zapraszam do mnie na http://marzeniem-moim-czekoladka.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  22. Wszyscy rozpaczają, że to już koniec i w ogóle, ale ja w pewnym sensie się z tego cieszę, bo cholernie zżera mnie ciekawość, co takiego przygotowałaś do epilogu :) Zdrowiej, Maju!!

    OdpowiedzUsuń
  23. Świetny rozdział jak zawsze, szkoda, że niedługo już koniec.
    O kurde byłam pewna, że się pocałują! Kaja nabrała i mnie!
    I naprawdę Louis mnie zawodzi, tak strasznie go uwielbiałam tutaj i już sama nie wiem co on wyprawia...
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  24. Dobra, ogarnę się i skomentuję. Rozdział czytałam na komórce, a nienawidzę komentować "nie na świeżo".
    Więc rozdział bardzo mi się podobał. Te bonjur Kai powaliło mnie na kolana hahahaha ale sama bym się lepiej nie zachowała. Paryż - miasto miłości, przeczuwałam, że zetkniesz tu moją ukochaną Haję. I stało się. Powinnam Ci odkręcić łeb za przeproszeniem i poszatkować na kawałki za ten nieudany pocałunek. A miało być tak romantycznie, wiesz cooo. :( Foszek pierdzioszek, jak to kiedyś mówiłam hahaha
    Ogólnie zwijałam się ze śmiechu, nie wiem jak, ale pierwszy raz tak śmiałam się przy rozdziale. A te zdjęcia... mm, cudo. Zakładam, że made by Maja? :D
    ~DO KOŃCA: 2 rozdziały ~
    Za to też mam ochotę Ci odkręcić łeb za przeproszeniem i poszatkować go na kawałki. Najpierw rozkochujesz, a potem zostawiasz, nie ładnie, pfr. Kurczę, trudno będzie mi się rozstać z tą historią. To opowiadanie jest moim ulubionym. Nie robisz błędów (zdarzają się literówki, ale ja je lubię! haha, tak, jestem dziwna), nie mieszasz czasów, stawiasz dobrze znaki interpunkcyjne. Cudo. Twój styl pisania, pomysł na historię...
    Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału (chociaż tak naprawdę nie chcę go, bo historia zbliża się ku końcu), który pojawi się... w poniedziałek? O.o #twitter hahaha tak czy siak, nie mogę się doczekać.
    Zapewne miałam coś jeszcze napisać, ale wyleciało mi z głowy. Więc weny i zdrówka życzę! :D

    OdpowiedzUsuń
  25. Ś.W.I.E.T.N.Y
    Pojawił się 2 rozdział na http://i-will-never-forget-fanfiction.blogspot.com/ Zapraszam. Jeśli przeczytasz to proszę skomentuj~!

    OdpowiedzUsuń
  26. wspaniaały ♥

    kissed looolaa ;*
    wait for next ;]

    OdpowiedzUsuń
  27. Jeżeli masz dobre serce, to pomóż. Proszę, wejdź tutaj: http://ratowanieswiata.blogspot.com/2013/08/1943-uratujmy-wieczorynke-promocja.html i podpisz petycję. Tam znajdziesz więcej informacji na temat sprawy itp., proszę też o reklamy – np. na swoim blogu, FanPage czy gdziekolwiek indziej. Wierzę w Ciebie! Dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  28. Fajnie, świetny blog! Zapraszam do siebie: http://adventure-alice-from-1d.blogspot.com/ .Pojawił się u mnie już prolog i bohaterowie. A w najbliższym czasie dodam 1 rozdział! Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  29. Przez cały rozdział czułam się, jakbym tam stała z boku była obserwatorem tego wszystkiego. Aw, myślałam, że on ja pocałuje i nic :c Ale i tak wierzę, że na koniec się zejdą i będzie cudowna Haja <3 Tak bardzo nie chce się żegnać z tym opowiadaniem, bo jest cudowne. Będzie mi go brakować. I ciebie też :( pozdrawiam i liczę, że następny rozdział pojawi się troszkę szybciej. Kocham kocham <3

    OdpowiedzUsuń
  30. Wyczuwam wielki powrót Hai, BA BOĄ! (Ba boą to coś takiego jak badum tss xd)

    OdpowiedzUsuń
  31. Cudo cudo i jeszcze raz cudo !!! Nie mogę się doczekać następnego :3

    OdpowiedzUsuń
  32. Super super super ! Dopiero odkryłam, przeczytałam od początku do końca! Świetne <3 ! Na pewno będę śledzić :)
    Ja dopiero zaczynam, więc może wpadniesz i wyrazisz swoją opinię? choć parę słów, czy moje pisanie w ogóle ma sens :)
    Link do mojego bloga :)
    http://you-love-them.blogspot.com/
    Dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
  33. No czemu on jej nie pocałował, czemu? Ryczę....

    OdpowiedzUsuń
  34. Super zapraszam do mnie lovvelasy.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń
  35. Popłakałam się przez Ciebie, Maju. Jesteś cholernie dobra w tym co robisz. Za dobra. Ugh. hahaha
    Cudowny rozdział, pięknie opisana wycieczka do jakże romantycznego miejsca jakim jest Paryż. I jeszcze Harry w Louvre czy jak to siętam pisze hahaha
    Ale do jasnej cholery: CZEMU ON JEJ NIE POCAŁOWAŁ WTEDY NA TEJ ŁAWCE, CO? CZEMU?
    Ja chcę znowu Harrego + Kaję....
    życzę wiele weny, chociaż wiem, że i tak duo jej masz haha
    PS. Nagrywasz świetne filmiki na yt.
    Natasza

    OdpowiedzUsuń
  36. Masz fajnego bloga. Fajne opowiadanie. :) Niedawno też założyłam bloga. Jeśli masz czas to mogłabyś go poczytać.
    http://maketrueyouredreams.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  37. Masz fajnego bloga. Fajne opowiadanie. :) Niedawno też założyłam bloga. Jeśli masz czas to mogłabyś go poczytać.
    http://maketrueyouredreams.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  38. Świetny rozdział! Aż nie chce mi się wierzyć, że tak szybko ten czas zleciał i to już prawie koniec. JESTEŚ MEGA GENIALNĄ PISARKĄ! Pozazdrościć tylko talentu, który w Tobie płynie. Chciałabym być chociaż w połowie dobra tak jak ty. Mam nadzieję, że będziesz jeszcze pisała jakiś blog ( nie koniecznie o tematyce fanfiction). Pozdrawiam mocno i życzę powodzenia w przyszłych twórczościach!

    Zapraszam do Siebie:
    http://you-are-my-life-breath.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  39. nie wiem co napisać jdkdjdkdjd
    Kaja i Harry w Paryżu *.* jeszcze teraz słucham właśnie Mishka - Coastline Journey i omg <333
    chcę już następny :)

    OdpowiedzUsuń
  40. Ooo jak słodko kaja i Harry w Paryżu ! Wyczuwam wielki powrót hai ! Jezu dziewczyno kocham cię ,tego bloga haje i wszystko co jest na tym blogu . Rodzial jak zwykle genialny super piękny boski fantastyczny ,nie wiem co napisać . Czytając go ...wow poprostu cudo cudo cudo . Masz talent ,nie mogę doczekać się Następnego rozdziału ,dodaj jak najszybciej proszę ,zawsze czytam przed snem a jak nie ma nowego to nie moge zasnąć kochana dodaj szybko proszę !!! Masz talent ,wykorzystaj go tak jak teraz to robisz napewno ktoś sławny zauważy to i ty też będziesz slawna a my cię będziemy wspierać bo cię KOCHAMY BARDZO MOCNO NAWET NIE WYOBRAZASZ SOBIE JAK BARDZO . Czekam na następny <3

    OdpowiedzUsuń
  41. Wow. Genialne. Nie dam rady napisać więcej.
    No i dodam po raz n-ty, że Kaja musi być z Harry'm.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Twój komentarz :)