Niedziela
11.11.12
Lipki
Lipki
- Niesamowite - szepnęłam
pełna podziwu trzymając w rękach gazetę, ze swoim zdjęciem na
okładce.
- Oooo...niezły photoshop
- zaśmiała się Patrycja zaglądając mi przez ramię.
- Oj, zamknij się - odwarknęłam przyciskając gazetę do brzucha, żeby schować ją przed pogardliwym wzrokiem mojej siostruni, która na szczęście postanowiła wyjść z naszego wspólnego (o zgrozo) pokoju, dając mi w końcu odrobinę prywatności.
Wiedziałam, że młoda po prostu umierała z zazdrości. Z każdym kolejnym dniem, kiedy promocja mojej książki nabierała coraz to większego rozpędu, ona robiła się jeszcze wredniejsza, niż dawniej. Nie szczędziła mi sarkastycznych uwag i co-chwilowych docinków, tym samym doprowadzając mnie do furii i sprawiając, że coraz bardziej działała mi na nerwy. Tylko w kwestii One Direction była wobec mnie wyrozumiała i unikała ich tematu, żeby mnie nie ranić. Za co akurat byłam jej bardzo wdzięczna. Niestety moja pozerwaniowa taryfa ulgowa, w ramach której obchodziła się ze mną jak z jajkiem, przestała już obowiązywać...
Zamykając w swoim życiu rozdział zwany „latem z zespołem”, udało mi się przywrócić względną równowagę w codzienności, a przede wszystkim w myślach, które teraz zaczęły kręcić się tylko i wyłącznie wokół mojej własnej osoby. Brzmi egoistycznie - wiem, ale to zdecydowanie nie jest egoizm. Po prostu bardziej skupiałam się na realizacji własnych pasji, na których czele stało oczywiście pisanie. Zabawne, że gdzieś pośród tego całego biegu, w jaki już na dobre zmieniło się moje życie, odnalazłam niekończące się pokłady weny. Odkryłam również, że całkiem niezła ze mnie kucharka. Dorobiłam się nawet swojego pierwszego autorskiego przepisu na przystawkę z ciasta francuskiego zapiekanego z farszem brokułowo-paprykowo-szpinakowym z dodatkiem cebuli, drobno skrojonych kawałków kurczaka, kukurydzy i ziół. Fakt - nie brzmi to najlepiej, jednak po nadaniu odpowiedniej formy, wygląda, pachnie i smakuje wyśmienicie! Wracając do skupienia wokół mojej osoby... Dużo czasu poświęciłam na dopracowanie nowego wizerunku, który zdaniem menadżera był mi natychmiastowo potrzeby. Moje dość ciemne wcześniej włosy rozjaśniłam do naturalnego odcienia średniego brązu i gdyby nie fakt, że przy tym zabiegu fryzjer pozbawił mnie ich znacznej części, byłabym w siódmym niebie. Oczywiście argumenty typu: „Nie martw się, niedługo odrosną” jakoś wcale nie podnosiły mnie na duchu. Nie mogłam powiedzieć, że moje włosy były teraz krótkie, czy coś. Nie. Po prostu nie były już tak długie, jak wcześniej. Co prawda do tego przeokropnego obcięcia doszło w pierwszej połowie września, ale ja nadal czułam się po tym jakoś tak dziwnie...
Podchodząc do wielkiej ciemno-brązowej ramki wiszącej na ścianie po lewej stronie okna, przy którym stało moje biurko, uśmiech sam zagościł na moich ustach. Zdejmując przedmiot pierwotnie przeznaczony na zdjęcia, znowu byłam niezwykle dumna. Z siebie. Z tego co do tej pory udało mi się osiągnąć i nie chodziło mi już tylko o te głupie zdjęcia na ścianie. Największą dumą napawał mnie fakt, że w ramce obok polskiej gazety z zeszłego miesiąca umieszczałam tą, która przyszła do mnie w paczce prosto z Wielkiej Brytanii. Najzabawniejsze w tym wszystkim okazało się być to, iż angielski dziennikarz i fotograf przylecieli do Polski tylko po to, żeby zrobić mi sesję i zadać kilka pytań w tym - uwaga, uwaga - ani jednego na temat Harrego! Wszystko skupiało się wyłącznie wokół mnie. Czaicie? Tylko wokół minie! Nie pomyślcie sobie, że sodówa już zdążyła uderzyć mi do głowy, czy coś. Ale kiedy ci ludzie z zupełnie obcego kraju traktowali mnie, jak jakąś wielką gwiazdę, czułam się taka wyjątkowa, jak nigdy wcześniej. No jak prawie nigdy wcześniej. Przecież nic nie jest w stanie pobić uczucia bycia dziewczyną Harrego, prawda? No właśnie.
Gdy już zdołałam uporać się z umieszczeniem nowej okładki na właściwym miejscu, a ciemno-brązowa ramka z powrotem zawisła na ścianie, zaczęłam wpatrywać się w nią, jak w najpiękniejszy na świecie obrazek.
- Oj, zamknij się - odwarknęłam przyciskając gazetę do brzucha, żeby schować ją przed pogardliwym wzrokiem mojej siostruni, która na szczęście postanowiła wyjść z naszego wspólnego (o zgrozo) pokoju, dając mi w końcu odrobinę prywatności.
Wiedziałam, że młoda po prostu umierała z zazdrości. Z każdym kolejnym dniem, kiedy promocja mojej książki nabierała coraz to większego rozpędu, ona robiła się jeszcze wredniejsza, niż dawniej. Nie szczędziła mi sarkastycznych uwag i co-chwilowych docinków, tym samym doprowadzając mnie do furii i sprawiając, że coraz bardziej działała mi na nerwy. Tylko w kwestii One Direction była wobec mnie wyrozumiała i unikała ich tematu, żeby mnie nie ranić. Za co akurat byłam jej bardzo wdzięczna. Niestety moja pozerwaniowa taryfa ulgowa, w ramach której obchodziła się ze mną jak z jajkiem, przestała już obowiązywać...
Zamykając w swoim życiu rozdział zwany „latem z zespołem”, udało mi się przywrócić względną równowagę w codzienności, a przede wszystkim w myślach, które teraz zaczęły kręcić się tylko i wyłącznie wokół mojej własnej osoby. Brzmi egoistycznie - wiem, ale to zdecydowanie nie jest egoizm. Po prostu bardziej skupiałam się na realizacji własnych pasji, na których czele stało oczywiście pisanie. Zabawne, że gdzieś pośród tego całego biegu, w jaki już na dobre zmieniło się moje życie, odnalazłam niekończące się pokłady weny. Odkryłam również, że całkiem niezła ze mnie kucharka. Dorobiłam się nawet swojego pierwszego autorskiego przepisu na przystawkę z ciasta francuskiego zapiekanego z farszem brokułowo-paprykowo-szpinakowym z dodatkiem cebuli, drobno skrojonych kawałków kurczaka, kukurydzy i ziół. Fakt - nie brzmi to najlepiej, jednak po nadaniu odpowiedniej formy, wygląda, pachnie i smakuje wyśmienicie! Wracając do skupienia wokół mojej osoby... Dużo czasu poświęciłam na dopracowanie nowego wizerunku, który zdaniem menadżera był mi natychmiastowo potrzeby. Moje dość ciemne wcześniej włosy rozjaśniłam do naturalnego odcienia średniego brązu i gdyby nie fakt, że przy tym zabiegu fryzjer pozbawił mnie ich znacznej części, byłabym w siódmym niebie. Oczywiście argumenty typu: „Nie martw się, niedługo odrosną” jakoś wcale nie podnosiły mnie na duchu. Nie mogłam powiedzieć, że moje włosy były teraz krótkie, czy coś. Nie. Po prostu nie były już tak długie, jak wcześniej. Co prawda do tego przeokropnego obcięcia doszło w pierwszej połowie września, ale ja nadal czułam się po tym jakoś tak dziwnie...
Podchodząc do wielkiej ciemno-brązowej ramki wiszącej na ścianie po lewej stronie okna, przy którym stało moje biurko, uśmiech sam zagościł na moich ustach. Zdejmując przedmiot pierwotnie przeznaczony na zdjęcia, znowu byłam niezwykle dumna. Z siebie. Z tego co do tej pory udało mi się osiągnąć i nie chodziło mi już tylko o te głupie zdjęcia na ścianie. Największą dumą napawał mnie fakt, że w ramce obok polskiej gazety z zeszłego miesiąca umieszczałam tą, która przyszła do mnie w paczce prosto z Wielkiej Brytanii. Najzabawniejsze w tym wszystkim okazało się być to, iż angielski dziennikarz i fotograf przylecieli do Polski tylko po to, żeby zrobić mi sesję i zadać kilka pytań w tym - uwaga, uwaga - ani jednego na temat Harrego! Wszystko skupiało się wyłącznie wokół mnie. Czaicie? Tylko wokół minie! Nie pomyślcie sobie, że sodówa już zdążyła uderzyć mi do głowy, czy coś. Ale kiedy ci ludzie z zupełnie obcego kraju traktowali mnie, jak jakąś wielką gwiazdę, czułam się taka wyjątkowa, jak nigdy wcześniej. No jak prawie nigdy wcześniej. Przecież nic nie jest w stanie pobić uczucia bycia dziewczyną Harrego, prawda? No właśnie.
Gdy już zdołałam uporać się z umieszczeniem nowej okładki na właściwym miejscu, a ciemno-brązowa ramka z powrotem zawisła na ścianie, zaczęłam wpatrywać się w nią, jak w najpiękniejszy na świecie obrazek.
Nie mogłam, no
normalnie nie mogłam uwierzyć w to, że moje zdjęcia naprawdę
znalazły się na pierwszych stronach tych gazet...wow.
- No to brakuje ci już tylko amerykańskiej - usłyszałam za plecami głos wchodzącej do pokoju mamy.
- Hmm?
- Masz już polską, brytyjską, więc do kompletu brakuje ci już tylko okładki z Ameryki - wyjaśniła nieznacznie opierając się na moim lewym barku. - Są przepiękne - dodała wpatrując się w nie z takim samym podziwem, jak ja przed chwilą.
- Dziękuję - zarumieniłam się.
Muszę przyznać, że moi rodzice jeszcze nigdy nie byli wobec mnie bardziej wyrozumiali i dumni, niż teraz. Wybaczyli mi nawet to, że opuściłam się w szkole. I to bardzo. Ale kiedy zobaczyli na jaką sumę opiewał mój kontrakt na jedną nic nieznaczącą książkę, zrozumieli, że to „głupie bazgranie” naprawdę stało się moim zawodem. Jakoś przełknęli częste nieobecności w szkole, liczne wyjazdy z domu, brak czasu na naukę i nawet to, że niedługo mam się wyprowadzić jakieś czterysta kilometrów od domu... Byłam im niezmiernie wdzięczna za to, że pozwolili mi w pełni oddać się mojej przyszłej karierze, której podstawy właśnie zaczynałam budować.
- Co do tego pustego miejsca - zaczęłam przerywając panującą pomiędzy nami, w gruncie rzeczy przyjemną, ciszę - to nie będziemy musiały długo czekać, żeby je zapełnić - uśmiechnęłam się od ucha do ucha.
- Nie mów, że „American shoot” chce cię na okładce! - mama pisnęła niczym rasowa nastolatka, a kiedy jej przytaknęłam, momentalnie zaczęła mnie ściskać tak mocno, jak tylko potrafiła.
- Mamo du...sisz...mnie - wydukałam gdzieś pomiędzy licznymi próbami złapania tchu.
- I kiedy lecisz? - spytała zaraz po uwolnieniu mnie. W tamtym też momencie do pokoju wróciła, jak zwykle wrogo nastawiona do mnie, Patrycja.
- No i właśnie tu jest problem... - odezwałam się nieśmiało pokazując mamie dwa wydrukowane przed chwilą bilety na samolot do Nowego Jorku.
- Żartujesz sobie? Przecież te bilety są na lot za osiem godzin!
- Wiem mamo, ale wszystkie inne terminy mieli już zajęte. Poza tym zgodzili się na tą okładkę tylko dlatego, że Emma Watson zrezygnowała z niej w ostatniej chwili! Jak tam dzisiaj nie polecę, to przepadnie mi nie tylko okładka, ale też wywiad na całe 6 stron! Rozumiesz to?! Całe 6 stron!
- Przecież dobrze wiesz, że w tym tygodniu ani ja, ani twój ojciec nie możemy z tobą polecieć.
- No to polecę sama. Przecież za pół roku będę pełnoletnia i...
- To jest jakaś paranoja! - przerwała mi rozzłoszczona Patrycja. - Nie mów, że puszczasz ją samą do Nowego Jorku! To jest nie fair! Dlaczego ona może ciągle opuszczać szkołę, a ja nie?!
- Zdobądź kontrakt na książkę, to pogadamy o tym co jest fair, a co nie - warknęłam.
- Dziewczyny, dziewczyny! - mama wkroczyła pomiędzy nas - ja się jeszcze nie zgodziłam!
- Ha! - krzyknęła triumfalnie Pati.
- No to brakuje ci już tylko amerykańskiej - usłyszałam za plecami głos wchodzącej do pokoju mamy.
- Hmm?
- Masz już polską, brytyjską, więc do kompletu brakuje ci już tylko okładki z Ameryki - wyjaśniła nieznacznie opierając się na moim lewym barku. - Są przepiękne - dodała wpatrując się w nie z takim samym podziwem, jak ja przed chwilą.
- Dziękuję - zarumieniłam się.
Muszę przyznać, że moi rodzice jeszcze nigdy nie byli wobec mnie bardziej wyrozumiali i dumni, niż teraz. Wybaczyli mi nawet to, że opuściłam się w szkole. I to bardzo. Ale kiedy zobaczyli na jaką sumę opiewał mój kontrakt na jedną nic nieznaczącą książkę, zrozumieli, że to „głupie bazgranie” naprawdę stało się moim zawodem. Jakoś przełknęli częste nieobecności w szkole, liczne wyjazdy z domu, brak czasu na naukę i nawet to, że niedługo mam się wyprowadzić jakieś czterysta kilometrów od domu... Byłam im niezmiernie wdzięczna za to, że pozwolili mi w pełni oddać się mojej przyszłej karierze, której podstawy właśnie zaczynałam budować.
- Co do tego pustego miejsca - zaczęłam przerywając panującą pomiędzy nami, w gruncie rzeczy przyjemną, ciszę - to nie będziemy musiały długo czekać, żeby je zapełnić - uśmiechnęłam się od ucha do ucha.
- Nie mów, że „American shoot” chce cię na okładce! - mama pisnęła niczym rasowa nastolatka, a kiedy jej przytaknęłam, momentalnie zaczęła mnie ściskać tak mocno, jak tylko potrafiła.
- Mamo du...sisz...mnie - wydukałam gdzieś pomiędzy licznymi próbami złapania tchu.
- I kiedy lecisz? - spytała zaraz po uwolnieniu mnie. W tamtym też momencie do pokoju wróciła, jak zwykle wrogo nastawiona do mnie, Patrycja.
- No i właśnie tu jest problem... - odezwałam się nieśmiało pokazując mamie dwa wydrukowane przed chwilą bilety na samolot do Nowego Jorku.
- Żartujesz sobie? Przecież te bilety są na lot za osiem godzin!
- Wiem mamo, ale wszystkie inne terminy mieli już zajęte. Poza tym zgodzili się na tą okładkę tylko dlatego, że Emma Watson zrezygnowała z niej w ostatniej chwili! Jak tam dzisiaj nie polecę, to przepadnie mi nie tylko okładka, ale też wywiad na całe 6 stron! Rozumiesz to?! Całe 6 stron!
- Przecież dobrze wiesz, że w tym tygodniu ani ja, ani twój ojciec nie możemy z tobą polecieć.
- No to polecę sama. Przecież za pół roku będę pełnoletnia i...
- To jest jakaś paranoja! - przerwała mi rozzłoszczona Patrycja. - Nie mów, że puszczasz ją samą do Nowego Jorku! To jest nie fair! Dlaczego ona może ciągle opuszczać szkołę, a ja nie?!
- Zdobądź kontrakt na książkę, to pogadamy o tym co jest fair, a co nie - warknęłam.
- Dziewczyny, dziewczyny! - mama wkroczyła pomiędzy nas - ja się jeszcze nie zgodziłam!
- Ha! - krzyknęła triumfalnie Pati.
Uwierzcie mi, że w wtedy
byłam gotowa przeforsować tą jej śliczną buźkę tak porządnie,
że nasi rodzice w szpitalu nawet by jej nie poznali.
- Ale będę sama tylko przez lot! - odezwałam się. - Na miejscu mam się spotkać z tą moją nową menadżerką!
- Przecież nie puszczę cię samej na dwunastogodzinny przelot nad oceanem! Chcesz, żebym umarła tu z nerwów?!
- Właściwie to 9 godzinny i poza tym pamiętaj, że już leciałam do USA...
- Tak, ale wtedy nie byłaś sama! Zaśniesz w samolocie i co? Ktoś cię jeszcze obrabuje, albo...
- No to wezmę ze sobą Patrycję - zaproponowałam, a wtedy mojej siostrzyczce od razu zaświeciły się oczęta.
- Już ja jej tam przypilnuję - pogroziła mi palcem, co wyglądało niezwykle komicznie, no bo w końcu ona ma dopiero 13 lat!
- I mam jej pozwolić opuszczać szkołę przez wyjazd do Nowego Jorku?
- Oj mamo...przecież w czwartek będziemy już w domu. Trzy dni to naprawdę nic wielkiego...
- Właśnie! - siostra stanęła za mną murem. - Nadrobię to w trymiga!
- Idę to przedyskutować z waszym tatą - oznajmiła mama i już po chwili zniknęła za jasnymi drzwiami naszego pokoju. Po jej wzroku i przychylnym wyrazie twarzy od razu wiedziałam, że już się zgodziła, a jeśli ona, to ojciec również.
- Pakuj się - rozkazałam młodszej siostrze ściągając z szafy dużą, czarną walizkę.
- Przecież jeszcze nie wiesz, czy może...
- Patrycja! - przerwałam jej. - Jak za godzinę nie będziesz gotowa, to nigdzie nie lecisz. Pamiętaj, że jeszcze musimy dojechać do Wrocławia!
- Oj no dobra, już dobra. Pakuje się - powiedziała półszeptem i niczym potulny baranek zaczęła wypełniać moje polecenia. Wiedziałam, jak bardzo chciała ze mną lecieć, więc prawdę mówiąc miałam ją w garści, a to było naprawdę fajne uczucie.
- Ale będę sama tylko przez lot! - odezwałam się. - Na miejscu mam się spotkać z tą moją nową menadżerką!
- Przecież nie puszczę cię samej na dwunastogodzinny przelot nad oceanem! Chcesz, żebym umarła tu z nerwów?!
- Właściwie to 9 godzinny i poza tym pamiętaj, że już leciałam do USA...
- Tak, ale wtedy nie byłaś sama! Zaśniesz w samolocie i co? Ktoś cię jeszcze obrabuje, albo...
- No to wezmę ze sobą Patrycję - zaproponowałam, a wtedy mojej siostrzyczce od razu zaświeciły się oczęta.
- Już ja jej tam przypilnuję - pogroziła mi palcem, co wyglądało niezwykle komicznie, no bo w końcu ona ma dopiero 13 lat!
- I mam jej pozwolić opuszczać szkołę przez wyjazd do Nowego Jorku?
- Oj mamo...przecież w czwartek będziemy już w domu. Trzy dni to naprawdę nic wielkiego...
- Właśnie! - siostra stanęła za mną murem. - Nadrobię to w trymiga!
- Idę to przedyskutować z waszym tatą - oznajmiła mama i już po chwili zniknęła za jasnymi drzwiami naszego pokoju. Po jej wzroku i przychylnym wyrazie twarzy od razu wiedziałam, że już się zgodziła, a jeśli ona, to ojciec również.
- Pakuj się - rozkazałam młodszej siostrze ściągając z szafy dużą, czarną walizkę.
- Przecież jeszcze nie wiesz, czy może...
- Patrycja! - przerwałam jej. - Jak za godzinę nie będziesz gotowa, to nigdzie nie lecisz. Pamiętaj, że jeszcze musimy dojechać do Wrocławia!
- Oj no dobra, już dobra. Pakuje się - powiedziała półszeptem i niczym potulny baranek zaczęła wypełniać moje polecenia. Wiedziałam, jak bardzo chciała ze mną lecieć, więc prawdę mówiąc miałam ją w garści, a to było naprawdę fajne uczucie.
Poniedziałek
12.11.2012; 8:00
Nowy Jork
Zadzwonił. Ten przeklęty budzik znowu zadzwonił. I pomijając fakt, że miałam wstać już jakieś pół godziny temu, moje ciało nadal nie było zdolne do jakiejkolwiek współpracy. Powieki mimowolnie odcinały moim zaspanym oczom dostęp do światła, a usta skupiały się na bezustannym ziewaniu.
- Wyłącz to wreszcie - jęknęła Patrycja leżąca na łóżku obok niknąc coraz głębiej pod swoją śnieżnobiałą poduszką.
- Nie marudź mała. I tak musimy już wstać - powiedziałam nadzwyczaj miłym tonem.
- Nie. Nie wstaję. Nawet nie ma mowy. Idź sama na ten wywiad, a ja w tym czasie się wyśpię. Twojego gadania mogę sobie posłuchać w domu i to w zupełności mi wystarczy.
- Jak chcesz. Tylko nie wychodź nigdzie, bo nie mam zamiaru marnować czasu na identyfikacje twoich zwłok zaraz po tym, jak ktoś dorwie cię w którejś z bocznych uliczek, pobije, obrabuje i na deser zgwałci - zagroziła jej, jednak w odpowiedzi usłyszałam jedynie przeciągłe:
- Mhmmmmmm.... - połączone z niezwykle głośnym ziewnięciem.
Doprowadzenie się do względnego stanu używalności, jakim okazało się być umycie zębów, zarzucenie na siebie pierwszych lepszych, wygrzebanych w walizce ubrań, schowanie ich szczelnie pod moją ulubioną ciemnozieloną parką i związanie włosów w wysoką kitkę, okazało się być całkiem łatwe. Szczerze mówiąc na nic więcej nie miałam czasu, gdyż i tak byłam pół godziny w plecy.- Wyłącz to wreszcie - jęknęła Patrycja leżąca na łóżku obok niknąc coraz głębiej pod swoją śnieżnobiałą poduszką.
- Nie marudź mała. I tak musimy już wstać - powiedziałam nadzwyczaj miłym tonem.
- Nie. Nie wstaję. Nawet nie ma mowy. Idź sama na ten wywiad, a ja w tym czasie się wyśpię. Twojego gadania mogę sobie posłuchać w domu i to w zupełności mi wystarczy.
- Jak chcesz. Tylko nie wychodź nigdzie, bo nie mam zamiaru marnować czasu na identyfikacje twoich zwłok zaraz po tym, jak ktoś dorwie cię w którejś z bocznych uliczek, pobije, obrabuje i na deser zgwałci - zagroziła jej, jednak w odpowiedzi usłyszałam jedynie przeciągłe:
- Mhmmmmmm.... - połączone z niezwykle głośnym ziewnięciem.
Przed wyjściem, rozejrzałam się jeszcze po wszystkich pomieszczeniach, żeby sprawdzić czy aby na pewno wszystko było w porządku. Ot, taki odruch spowodowany strachem o niespodzianki w nieznanym otoczeniu.
Nasz apartament hotelowy składał się z ogromnej łazienki utrzymanej w kolorach beżu, pośrodku której stała przeogromna wanna z masażem. Ciekawie zabudowany prysznic znajdował się po lewej stronie od wejścia, natomiast toaleta po przeciwnej. Szereg idealnie wykończonych szafek naprzeciwko drzwi, nad którymi wisiało przeogromne lustro wykończone od góry, jak i również po bokach małymi, kulistymi żaróweczkami, pokrywał blat z jakiegoś jasnego kamienia z akcentem przeróżnych odcieni brązów. Część sypialnianą stanowił jeden na oko trzydziestometrowy pokój z trzema ścianami pokrytymi jasnobłękitną farbą i jedną w dopasowaną do nich tapetą o kwiatowym wzorze. Wyposażenie było standardowe. Dwa duże łóżka z jasnego drewna, obok nich nocne szafki, jakaś komoda, obrazy i kwiaty w masywnych, białych donicach. Niby nic takiego, tyle tylko, że każda z tych rzeczy była pewnie warta więcej, niż wyposażenie całego mojego pokoju w Polsce razem wzięte. W końcu za coś ten hotel musiał dostać pięć gwiazdek, prawda? Nie mogę zapomnieć również o wielgachnej garderobie i przecudownie urządzonej części dziennej, w której królowały białe, skórzane kanapy, na przeciwko których stały meble - również białe, a na ścianie wisiał oczywiście gigantyczny telewizor. Kawałek dalej mieścił się barek, biurko i tzw. przeze mnie kącik herbaciany. Ściany miały kolor kawy z mlekiem i idealnie zgrywały się z całością. A! Zapomniałabym...w tym pokoju znajdowało się również wyjście na taras! Takie tam przebywanie w luksusach w zamian za napisanie jednej durnej książki...
Przed złapaniem taksówki musiałam obowiązkowo wstąpić po kawę, żeby chociaż trochę się rozbudzić. Niestety efekt okazał się być zupełnie odwrotny i ta dawka kofeiny mająca na celu dodanie mi energii, sprawiła, że byłam jeszcze bardziej zmulona, niż tuż po obudzeniu.
W taksówce moje myśli skupiały się głównie wokół
spotkania z moją nową, osobistą menadżerką. Wiedziałam o niej
jedynie tyle, że ma na imię Silvia, mieszka gdzieś w NY i mamy się
dzisiaj spotkać.
Dlaczego tak właściwie
dostałam nowego menadżera? Dobre pytanie. Sama głowiłam się nad
tym kilka dobrych dni. Potem jednak otrzymałam wyjaśnienie, które
brzmiało mniej więcej tak: potrzebny ci ktoś, kto będzie miał
pod swoimi skrzydłami tylko ciebie i będzie mógł w stu procentach
skupić się na twojej karierze, a Silvia jest do tego idealnym
kandydatem.
Menadżer chłopaków nadal pozostawał moim „głównym szefem”, ale z braku możliwości rozdwojenia się, wyznaczył tajemniczą Silvię na kogoś, kto będzie zjawiał się na moje wezwanie o każdej porze dnia i nocy i nawet przeprowadzi się dla mnie do Polski! A to naprawdę jest spore poświęcenie. W końcu kto z własnej woli chciałby przeprowadzić się do tej Narnii? No chyba tylko ktoś mieszkający w jeszcze większej Narnii, do której Nowy Jork stanowczo się nie zalicza.
Mój pokręcony tok myśleniowy sprawił, że jakimś cudem z Silvii przeszłam na temat, którego za wszelką cenę starałam się unikać. Płyta. Cholerna płyta podesłana przez jakiegoś anonimka.
Menadżer chłopaków nadal pozostawał moim „głównym szefem”, ale z braku możliwości rozdwojenia się, wyznaczył tajemniczą Silvię na kogoś, kto będzie zjawiał się na moje wezwanie o każdej porze dnia i nocy i nawet przeprowadzi się dla mnie do Polski! A to naprawdę jest spore poświęcenie. W końcu kto z własnej woli chciałby przeprowadzić się do tej Narnii? No chyba tylko ktoś mieszkający w jeszcze większej Narnii, do której Nowy Jork stanowczo się nie zalicza.
Mój pokręcony tok myśleniowy sprawił, że jakimś cudem z Silvii przeszłam na temat, którego za wszelką cenę starałam się unikać. Płyta. Cholerna płyta podesłana przez jakiegoś anonimka.
Kim on
jest?
Po co to
zrobił?
Czy któraś
z tych piosenek jest o mnie?
O co
chodzi z „Irresistible”?
Muszę
przyznać, że kiedy zaczęłam ją przesłuchiwać i analizować
teksty wszystkich piosenek z osobna, o mało znowu nie wpadłam do
dołka rozpaczy po Harrym. Dosłownie jedną nogą wystawałam już
za krawędź skarpy, ale na szczęście rozsądek okazał się być
na tyle dobroduszny, że podał i rękę i przy pomocy zajęcia myśli
zupełnie innymi sprawami, wyciągnął mnie z powrotem na stabilny i
w pełni bezpieczny grunt.
Podróż w żółtej taksówce z jakimś dziwnym, naburmuszonym kierowcą, który wyglądał, jakby za chwile miał zacząć kłócić się z całym światem, ciągnęła się chyba w nieskończoność. Gdy przemonologowałam w głowie wszystkie nurtujące mnie zagadnienia i już kompletnie straciłam pomysł, co ze sobą począć, sięgnęłam po swoje koło ratunkowe nr 1, czyli telefon. Miałam nadzieję znaleźć sobie przy jego pomocy jakieś sensowne zajęcie, gdyż w przeciwnym wypadku musiałabym przejść do koła ratunkowego nr 2, którym było liczenie włosów na wpół łysej głowie taksówkarza. Na szczęście telefon mnie uratował, a raczej nowe wiadomości w skrzynce odbiorczej. Zaczęłam odpisywać na wszystkie otrzymane przez ostatni czas smsy. Kilka uspokajających wysłałam do poddenerwowanych rodziców, kilka informujących Kubę, czemu znowu nie ma mnie w szkole i wtedy...wtedy natrafiłam na coś, co kompletnie mnie zamurowało.
Sms od Emmily:
Słyszałam, że wybierasz się do Nowego Jorku. Śmiesznie się złożyło, bo my też. A tak poważniej to musimy się spotkać i pogadać. Lou wariuje. Hannah w końcu dała o sobie znać, a i ta przeklęta E wróciła!
Jaka E do cholery?! Hannah? Była opiekunka Katie? Ale w jakiś sposób dała o sobie znać? I co do tego wszystkiego ma Lou? Lou?! Lou, który nie odezwał się do mnie od kiedy wyjechałam z Londynu?! Czemu w ogóle miałabym rozmawiać o kimś, kto sam wykreślił mnie ze swojego życia nawet nie informując mnie o powodzie tej decyzji? Poza tym jakim cudem oni znaleźli się w Nowym Jorku?! Skąd Emmily wie, że ja tu jestem? I dlaczego tak nagle sobie o mnie przypomniała?! Przez tyle czasu zbywała moje telefony i wiadomości każdym możliwym pretekstem, a teraz chce się ze mną spotkać? Co tu jest grane, pytam się?
Nie miałam bladego pojęcia, co powinnam jej odpisać. Naprawdę. Główkowałam nad tym kilkanaście dobrych minut, ale nic nie przyszło mi do głowy... Zamiast tego postanowiłam dopytać Nialla, czy ten ich cały pobyt w USA nie jest żadną ściemą, czy coś.
K: Jesteś w NY?
N: Tak, ale czemu pytasz? - odpisał od razu.
K: Dlaczego wcześniej nic nie mówiłeś?
N: Bo nie sądziłem, że cię to interesuje Kaju :)
N: A po co ci ta wiedza, jeśli mogę spytać? Coś się dzieje?
K: Tego właśnie usiłuję się dowiedzieć... Spotkamy się?
N: Chwila, chwila...czyli ty też jesteś w NY?!
N: Ale jak? Po co? Dlaczego?
K: Emm nic nie wspominała? Dziwne. Ale mam prośbę. Jakby ktoś pytał, to wcale mnie tu nie ma, a jak się spotkamy, to wszystko ci wyjaśnię.
K: Hotel Impression 12:00. Pasuje?
N: 13:00?
K: Czekam:) Tylko bądź sam.
N: Jak sobie życzysz. Do zobaczenia!! xx
Podróż w żółtej taksówce z jakimś dziwnym, naburmuszonym kierowcą, który wyglądał, jakby za chwile miał zacząć kłócić się z całym światem, ciągnęła się chyba w nieskończoność. Gdy przemonologowałam w głowie wszystkie nurtujące mnie zagadnienia i już kompletnie straciłam pomysł, co ze sobą począć, sięgnęłam po swoje koło ratunkowe nr 1, czyli telefon. Miałam nadzieję znaleźć sobie przy jego pomocy jakieś sensowne zajęcie, gdyż w przeciwnym wypadku musiałabym przejść do koła ratunkowego nr 2, którym było liczenie włosów na wpół łysej głowie taksówkarza. Na szczęście telefon mnie uratował, a raczej nowe wiadomości w skrzynce odbiorczej. Zaczęłam odpisywać na wszystkie otrzymane przez ostatni czas smsy. Kilka uspokajających wysłałam do poddenerwowanych rodziców, kilka informujących Kubę, czemu znowu nie ma mnie w szkole i wtedy...wtedy natrafiłam na coś, co kompletnie mnie zamurowało.
Sms od Emmily:
Słyszałam, że wybierasz się do Nowego Jorku. Śmiesznie się złożyło, bo my też. A tak poważniej to musimy się spotkać i pogadać. Lou wariuje. Hannah w końcu dała o sobie znać, a i ta przeklęta E wróciła!
Jaka E do cholery?! Hannah? Była opiekunka Katie? Ale w jakiś sposób dała o sobie znać? I co do tego wszystkiego ma Lou? Lou?! Lou, który nie odezwał się do mnie od kiedy wyjechałam z Londynu?! Czemu w ogóle miałabym rozmawiać o kimś, kto sam wykreślił mnie ze swojego życia nawet nie informując mnie o powodzie tej decyzji? Poza tym jakim cudem oni znaleźli się w Nowym Jorku?! Skąd Emmily wie, że ja tu jestem? I dlaczego tak nagle sobie o mnie przypomniała?! Przez tyle czasu zbywała moje telefony i wiadomości każdym możliwym pretekstem, a teraz chce się ze mną spotkać? Co tu jest grane, pytam się?
Nie miałam bladego pojęcia, co powinnam jej odpisać. Naprawdę. Główkowałam nad tym kilkanaście dobrych minut, ale nic nie przyszło mi do głowy... Zamiast tego postanowiłam dopytać Nialla, czy ten ich cały pobyt w USA nie jest żadną ściemą, czy coś.
K: Jesteś w NY?
N: Tak, ale czemu pytasz? - odpisał od razu.
K: Dlaczego wcześniej nic nie mówiłeś?
N: Bo nie sądziłem, że cię to interesuje Kaju :)
N: A po co ci ta wiedza, jeśli mogę spytać? Coś się dzieje?
K: Tego właśnie usiłuję się dowiedzieć... Spotkamy się?
N: Chwila, chwila...czyli ty też jesteś w NY?!
N: Ale jak? Po co? Dlaczego?
K: Emm nic nie wspominała? Dziwne. Ale mam prośbę. Jakby ktoś pytał, to wcale mnie tu nie ma, a jak się spotkamy, to wszystko ci wyjaśnię.
K: Hotel Impression 12:00. Pasuje?
N: 13:00?
K: Czekam:) Tylko bądź sam.
N: Jak sobie życzysz. Do zobaczenia!! xx
- Jesteśmy na miejscu - poinformował taksówkarz niezwykle oschłym, zachrypniętym głosem. - Należy się dwadzieś...
- Proszę - nie dałam mu skończyć. Zamiast tego wcisnęłam mu w rękę pięćdziesięciodolarowy banknot i dodałam z szerokim uśmiechem na ustach: - Reszta to napiwek. Miłego dnia - a wysiadając z żółtego pojazdu po raz pierwszy zobaczyłam, jak mężczyzna się uśmiecha.Później zaczęłam rozglądać się dookoła w poszukiwaniu Silvii, która miała na mnie gdzieś tu czekać. Z dokładnością samego Sherlocka Holmesa lustrowałam wszystkie osoby znajdujące się w zasięgu mojego wzroku i niestety nigdzie ni wypatrzyłam żadnej potencjalnej Silvii.
Stając pośrodku ścieżki wyłożonej szarymi, kamiennymi płytami otoczonej ze wszystkich stron ceglanymi budynkami, czułam się dosłownie jak w klatce.
- Gdzie ona może być? - szeptałam sama do siebie w języku, którego nie zna zapewne 99.9% Amerykanów, czyli po polsku.
Tracąc ostatki nadziei na rychłe odnalezienie mojej nowej menadżerki podeszłam na skraj chodnika zaczynającego - lub jakby z drugiej strony spojrzeć kończącego - przejście dla pieszych. Zaczęłam ciężko wzdychać i rozglądać się najpierw w prawo, potem w lewo, żeby sprawdzić, czy po jezdni nadjeżdża już jakiś samochód mogący przypuszczalnie mnie potrącić, lecz zamiast pojazdu dostrzegłam tylko dość wysokiego ciemnego blondyna w niebieskiej bluzie z białymi słuchawkami wetkniętymi w uszy, który tak jak ja stał na przejściu i usilnie czegoś wypatrywał.
Rozglądał
się. Badał otaczający go świat i kiedy natrafił wzrokiem na
wgapioną w niego nastolatkę, którą byłam rzecz jasna ja, wyjął
słuchawki i szeroko się uśmiechnął, na co na moich policzkach
momentalnie pojawił się wielki, wstydliwy rumieniec. Wtedy też
zachowałam się jak większość typowych małolat i spuściłam
wzrok udając, że sytuacja sprzed chwili nigdy nie miała miejsca.
Niestety czułam, że chłopak nadal nie przestał mnie obserwować i
pewnie gdyby nie to, że w tamtym momencie przez ulicę przejeżdżało
jakieś osiem aut, które chyba wyrosły gdzieś spod ziemi, już
dawno bym stamtąd uciekła.
- Are you Kaja Makowska? - pytając stanął przede mną. Dosłownie słyszałam, jak jego amerykański język łamał się na moim nazwisku. Chociaż i tak powinien się cieszyć, że nie nazywam się Brzęczyszczykiewicz.... Ale chwila, moment! Skąd on w ogóle wiedział, jak ja się nazywam?! Przecież to nie możliwe, żebym była na tyle „sławna”, żeby ludzie od tak rozpoznawali mnie na ulicy!
Chłopak widząc moje zmieszanie ponownie się uśmiechnął i dodał:
- That's me.
- You? - wydusiłam z jeszcze większym zdziwieniem.
- Your new manager! - wyjaśnił przerażająco radosnym tonem.
- Silvia? - Nie wierzyłam własnym uszom, a już tym bardziej oczom.
- No, I'm Silvian - poprawił mnie, a wtedy już wszystko stało się jasne. - Nice to meet you - wyciągnął rękę w moją stronę, a ja od razu ją uścisnęłam.
- Przepraszam, że pytam, ale czy ty nie jesteś za młody na bycie menadżerem?
- Kochana, a powiedz mi, czy Mozart był za młody, żeby skomponowanie Menueta? Albo czy Jackson był za młody na napisanie Thrille...
- Dobra, już rozumiem - przerwałam mu z zażenowanym uśmiechem na twarzy.
- A teraz ty się nie obraź, ale musimy pilnie pójść do mojego mieszkania.
- Co? Po co?
- Bo szef miał rację mówiąc, że jesteś trudnym modowym przypadkiem. Chyba nie chcesz pójść na wywiad do „American shoot” w takim stroju, prawda?
- Cóż, ja właściwie... - zaczęłam się tłumaczyć paląc jeszcze czerwieńszego buraka, niż przed chwilą.
- Shhhh... - uciszył mnie kładąc palec na moich spierzchniętych z zimna wargach - Za mną. Natychmiast - rozkazał i zaczął prowadzić mnie do kamienicy, koło której staliśmy.
- Are you Kaja Makowska? - pytając stanął przede mną. Dosłownie słyszałam, jak jego amerykański język łamał się na moim nazwisku. Chociaż i tak powinien się cieszyć, że nie nazywam się Brzęczyszczykiewicz.... Ale chwila, moment! Skąd on w ogóle wiedział, jak ja się nazywam?! Przecież to nie możliwe, żebym była na tyle „sławna”, żeby ludzie od tak rozpoznawali mnie na ulicy!
Chłopak widząc moje zmieszanie ponownie się uśmiechnął i dodał:
- That's me.
- You? - wydusiłam z jeszcze większym zdziwieniem.
- Your new manager! - wyjaśnił przerażająco radosnym tonem.
- Silvia? - Nie wierzyłam własnym uszom, a już tym bardziej oczom.
- No, I'm Silvian - poprawił mnie, a wtedy już wszystko stało się jasne. - Nice to meet you - wyciągnął rękę w moją stronę, a ja od razu ją uścisnęłam.
- Przepraszam, że pytam, ale czy ty nie jesteś za młody na bycie menadżerem?
- Kochana, a powiedz mi, czy Mozart był za młody, żeby skomponowanie Menueta? Albo czy Jackson był za młody na napisanie Thrille...
- Dobra, już rozumiem - przerwałam mu z zażenowanym uśmiechem na twarzy.
- A teraz ty się nie obraź, ale musimy pilnie pójść do mojego mieszkania.
- Co? Po co?
- Bo szef miał rację mówiąc, że jesteś trudnym modowym przypadkiem. Chyba nie chcesz pójść na wywiad do „American shoot” w takim stroju, prawda?
- Cóż, ja właściwie... - zaczęłam się tłumaczyć paląc jeszcze czerwieńszego buraka, niż przed chwilą.
- Shhhh... - uciszył mnie kładąc palec na moich spierzchniętych z zimna wargach - Za mną. Natychmiast - rozkazał i zaczął prowadzić mnie do kamienicy, koło której staliśmy.
- Zaczekaj tu - powiedział wprowadzając mnie do przytulanego salonu, po czym sam udał się do pokoju obok.
W tym czasie postanowiłam rozejrzeć się trochę po pomieszczeniu i widząc metrowy plakat Iana Somerhalder'a bez koszulki zawieszony w antyramie tuż nad ogromnym płaskim telewizorem, poczułam się z lekka zażenowana, ale mimo to nie mogłam oderwać od niego wzroku.
- Widzę, że mój Ian wpadł ci w oko - żartobliwy ton Silviana dosłownie przyprawił mnie o chwilowy zawał.
- Fan „Pamiętników Wampirów”? - spytałam, żeby tylko zburzyć budującą się pomiędzy nami niezręczność.
- Raczej całego dorobku tego pana - uśmiechnął się, po czym rzucił we mnie stertą ubrań. - Zakładaj.
Nie żeby mi to przeszkadzało, ale chłopak sekundę później sam zaczął ściągać z siebie górną część ubrania, jaką była niebieska bluza, a pod nią biały T-Shirt, odsłaniając tym samym swój wyrzeźbiony tors. Pomijając fakt, że na koszulce miał przezabawny nadruk Lamy, albo jakiegoś innego lamopodobnego zwierzęcia, wcale nie było mi do śmiechu.
- Silvian? - zaczęłam niepewnie.
- Tak? - odezwał się pytająco zaraz po zdjęciu z siebie lamoszulki.
- Co ty tak właściwie robisz?
- Przebieram się. W końcu muszę się chociaż trochę do ciebie dopasować, prawda? A i radzę ci się pospieszyć, bo zaraz będziemy spóźnieni, a w „American shoot” tego nie lubią. Rozumiem, że wstydzisz się przy mnie przebierać, więc łazienka jest tam - wskazał palcem na jedne z ciemnobrązowych drzwi i dodał: - Rozpuść włosy. Będziesz wyglądać dużo korzystniej.
W drodze do głównej siedziby gazety ani ja, ani Silvian nie odezwaliśmy się do siebie ani razu. To wszystko było dziwne. To, że on okazał się być moim nowym menadżerem jest dziwne. Mega dziwne. On? Przecież ten koleś ma maks 25 lat. Więc czemu? Dlaczego on? Kto go wybrał? Z jakiego powodu go wybrał? Ehh...to jest naprawdę zbyt chore do ogarnięcia przez mój siedemnastoletni umysł.
Podczas wywiadu Silvian siedział z boku i pilnował treści zadawanych mi pytań. Chociaż w sumie nie było to potrzebne, bo dziennikarz wykazał się profesjonalizmem i zadawał same przyzwoite i bezbolesne dla mnie pytania. Co prawda wspomniał o One Direction, ale tylko raz przy temacie dziwnych wiadomości i propozycji od fanów, których tak właściwie to chyba nawet nie miałam.
- A czy to prawda, że chłopcy z One Direction nie korzystają z ofert tych wszystkich napalonych nastolatek pchających im się do łóżka? - Zapytał.
- To prawda, ale w sumie nie ma w tym nic dziwnego. W końcu mężczyzna lubi zdobywać, a nie można przecież zdobyć czegoś, co samo podało się już na tacy. W czymś takim nie ma przecież w ogóle frajdy.
Po skończeniu wywiadu, który ku mojemu zdziwieniu trwał grubo ponad godzinę, Silvian zaproponował pójście na kawę w celu szczegółowego obgadania naszej współpracy. Zgodziłam się. Właściwie to nawet nie miałam powodu, żeby mu odmówić.
Postanowiliśmy nie łapać taksówki, tylko przespacerować się, żeby skorzystać z przepięknego, złocistego słońca, które w końcu wyszło do nas zza tych gęstych, porannych chmur. Promienie były na tyle ostre, że postanowiłam wyjąć z plecaka moje czarne Ray-Ban'y, które nie za bardzo pasowały do mojego obecnego stroju [LINK] i kiedy tylko spostrzegłam się, że Silvian robił dosłownie to samo, od razu wybuchłam niekontrolowanym śmiechem, na co on bardzo szybko mi zawtórował. Dlaczego zrobił DOSŁOWNIE to samo, co ja? A no dlatego, że okulary na jego nosie były identyczne, jak te moje! Centralnie identyczne!
Postanowiliśmy nie łapać taksówki, tylko przespacerować się, żeby skorzystać z przepięknego, złocistego słońca, które w końcu wyszło do nas zza tych gęstych, porannych chmur. Promienie były na tyle ostre, że postanowiłam wyjąć z plecaka moje czarne Ray-Ban'y, które nie za bardzo pasowały do mojego obecnego stroju [LINK] i kiedy tylko spostrzegłam się, że Silvian robił dosłownie to samo, od razu wybuchłam niekontrolowanym śmiechem, na co on bardzo szybko mi zawtórował. Dlaczego zrobił DOSŁOWNIE to samo, co ja? A no dlatego, że okulary na jego nosie były identyczne, jak te moje! Centralnie identyczne!
- Prawie jak
bliźnięta - stwierdził roześmiany Silvian.
- W sumie jakby ktoś z wadą -4 zmrużył oczy, to chyba nawet mógłby nas wziąć za rodzeństwo - uśmiechnęłam się.
Podczas siorbania kawy w klimatycznym lokalu gdzieś pośrodku tej wielkiej dżungli, jaką był Nowy Jork, okazało się, że Silvian to naprawdę fajny i bardzo inteligentny chłopak. Jego wiedza na każdy możliwy temat bardzo mi imponowała. Do tego urzekł mnie swoim zabójczym poczuciem humoru. No a jego twarzyczki zdecydowanie nie byłam w stanie zaliczyć do kategorii „brzydka” i pewnie gdyby nie pewnie jeden znaczący fakt, mógłby nawet wpaść mi w oko. Ale niestety z każdą kolejną chwilą spędzoną razem moje przypuszczenia co do jego orientacji, coraz bardziej się potwierdzały. Najpierw wybrał mi wcale niebrzydkie ubrania, potem zobaczyłam w jego pokoju plakat półnagiego Somerhalder'a, następnie zaczął się przebierać, żeby się do mnie „dopasować”, a teraz...A teraz gadał ze mną o zajebistości męskich tyłków, więc chyba nie mylę się myśląc, że ten koleś jest gejem, prawda?
- Patrz na tego - wskazałam wzrokiem na przechodzącego obok kelnera.
- Pomarańczka. Typowa pomarańczka - stwierdził zerkając na jego tyłek.
- Pomarańczka? Czyli? - zdziwiłam się.
- Czyli mały, ale krągły i jędrny. Bo widzisz Kaju, oprócz pomarańczek są jeszcze arbuzy, czyli pomarańczki w rozmiarze XL, sflaczałe balony, ale tego chyba raczej nie muszę ci tłumaczyć i deski. Z deskami mamy do czynienia wtedy, kiedy dupsko i plecy tworzą razem jedną, prostą linię, jak tu - wskazał wzrokiem na wchodzącego do kawiarni faceta, a ja na jego widok dosłownie spadłam z krzesła nie mogąc opanować śmiechu.
Dupsko? Hahahaha! No ale dupsko? Hahaha! Skąd on w ogóle bierze takie słowa?!
- Kaja, ogar. Kierownik zaczyna się jakoś niepokojąco gapić w naszą stronę.
- Okej, już się uspokajam - odparłam biorąc kilka głębokich wdechów, po czym wróciłam z powrotem na wcześniej zajmowane przeze mnie krzesło.
- No to może zmieniając temat na nieco mniej śmieszny spytam się o to, skąd ty w ogóle miałeś w swoim mieszaniu damskie ubrania i to jeszcze w moim rozmiarze, co?
- Jak już wcześniej wspominałem, nasz szef poinformował mnie o twojej tendencji do wkładania na siebie wszystkiego, co popadnie i kazał dopilnować, żebyś wyglądała jak człowiek. A poza tym...
Nie było dane skończyć mu tej wypowiedzi, gdyż „Fix you” dobiegające z mojego telefonu, okazało się być głośniejsze.
- Matko, Niall nie zabij mnie, błagam - jęknęłam od razu po wciśnięciu zielonej słuchawki.
- Spokojnie. Nie zrobię tego, ale twoja siostra była gotowa udusić mnie na przywitanie i chyba w sumie dalej jest...
- Tak strasznie przepraszam... Powiedz jej, że ma dać ci spokój, bo inaczej odeślę ją z powrotem do Polski, a ja zaraz wsiadam w taksówkę i do was jadę.
- Tylko się pospiesz, bo jej fangirling zaczyna już osiągać niebezpieczny poziom - dodał półszeptem. Jego ton naprawdę zdawał się być przerażony. - Ona ma oczy i uśmiech psychopatki, wiesz?
- Jakby coś to mój laptop leży pod łóżkiem przy oknie. Pozwalam ci walnąć ją nim dla obrony, tylko postaraj się jej nie zabić, ok?
- Dobra postaram się - dodał niemalże niesłyszalnie. - Ale niczego nie obiecuję.
___________________________________________________
W tygodniu postaram się dodać pierwszą część drugiego rozdziału, ale niczego nie obiecuję ;p
Poza tym wielkie dzięki za ponad 250 obserwatorów i przekroczenie tej magicznej granicy 200 000 wejść! Jesteście niesamowici!
- W sumie jakby ktoś z wadą -4 zmrużył oczy, to chyba nawet mógłby nas wziąć za rodzeństwo - uśmiechnęłam się.
Podczas siorbania kawy w klimatycznym lokalu gdzieś pośrodku tej wielkiej dżungli, jaką był Nowy Jork, okazało się, że Silvian to naprawdę fajny i bardzo inteligentny chłopak. Jego wiedza na każdy możliwy temat bardzo mi imponowała. Do tego urzekł mnie swoim zabójczym poczuciem humoru. No a jego twarzyczki zdecydowanie nie byłam w stanie zaliczyć do kategorii „brzydka” i pewnie gdyby nie pewnie jeden znaczący fakt, mógłby nawet wpaść mi w oko. Ale niestety z każdą kolejną chwilą spędzoną razem moje przypuszczenia co do jego orientacji, coraz bardziej się potwierdzały. Najpierw wybrał mi wcale niebrzydkie ubrania, potem zobaczyłam w jego pokoju plakat półnagiego Somerhalder'a, następnie zaczął się przebierać, żeby się do mnie „dopasować”, a teraz...A teraz gadał ze mną o zajebistości męskich tyłków, więc chyba nie mylę się myśląc, że ten koleś jest gejem, prawda?
- Patrz na tego - wskazałam wzrokiem na przechodzącego obok kelnera.
- Pomarańczka. Typowa pomarańczka - stwierdził zerkając na jego tyłek.
- Pomarańczka? Czyli? - zdziwiłam się.
- Czyli mały, ale krągły i jędrny. Bo widzisz Kaju, oprócz pomarańczek są jeszcze arbuzy, czyli pomarańczki w rozmiarze XL, sflaczałe balony, ale tego chyba raczej nie muszę ci tłumaczyć i deski. Z deskami mamy do czynienia wtedy, kiedy dupsko i plecy tworzą razem jedną, prostą linię, jak tu - wskazał wzrokiem na wchodzącego do kawiarni faceta, a ja na jego widok dosłownie spadłam z krzesła nie mogąc opanować śmiechu.
Dupsko? Hahahaha! No ale dupsko? Hahaha! Skąd on w ogóle bierze takie słowa?!
- Kaja, ogar. Kierownik zaczyna się jakoś niepokojąco gapić w naszą stronę.
- Okej, już się uspokajam - odparłam biorąc kilka głębokich wdechów, po czym wróciłam z powrotem na wcześniej zajmowane przeze mnie krzesło.
- No to może zmieniając temat na nieco mniej śmieszny spytam się o to, skąd ty w ogóle miałeś w swoim mieszaniu damskie ubrania i to jeszcze w moim rozmiarze, co?
- Jak już wcześniej wspominałem, nasz szef poinformował mnie o twojej tendencji do wkładania na siebie wszystkiego, co popadnie i kazał dopilnować, żebyś wyglądała jak człowiek. A poza tym...
Nie było dane skończyć mu tej wypowiedzi, gdyż „Fix you” dobiegające z mojego telefonu, okazało się być głośniejsze.
- Matko, Niall nie zabij mnie, błagam - jęknęłam od razu po wciśnięciu zielonej słuchawki.
- Spokojnie. Nie zrobię tego, ale twoja siostra była gotowa udusić mnie na przywitanie i chyba w sumie dalej jest...
- Tak strasznie przepraszam... Powiedz jej, że ma dać ci spokój, bo inaczej odeślę ją z powrotem do Polski, a ja zaraz wsiadam w taksówkę i do was jadę.
- Tylko się pospiesz, bo jej fangirling zaczyna już osiągać niebezpieczny poziom - dodał półszeptem. Jego ton naprawdę zdawał się być przerażony. - Ona ma oczy i uśmiech psychopatki, wiesz?
- Jakby coś to mój laptop leży pod łóżkiem przy oknie. Pozwalam ci walnąć ją nim dla obrony, tylko postaraj się jej nie zabić, ok?
- Dobra postaram się - dodał niemalże niesłyszalnie. - Ale niczego nie obiecuję.
___________________________________________________
W tygodniu postaram się dodać pierwszą część drugiego rozdziału, ale niczego nie obiecuję ;p
Poza tym wielkie dzięki za ponad 250 obserwatorów i przekroczenie tej magicznej granicy 200 000 wejść! Jesteście niesamowici!
boski rozdział czekałam na niego cały dzień.
OdpowiedzUsuńKobieto masz przeogromny talent :)
Jeju jej ! To ty jestes niesamowita. To chyba najlpeszy blog jaki kiedykolwiek widziałam ! Uwilebiam. Pisz szybciutko bo nie moge sie doczekać. Kocham Cię <3
OdpowiedzUsuńPiszesz najlepiej na świecie ! <3
OdpowiedzUsuńNormalnie brak słów, wspaniały rozdział :D
Yay, cudo <3
OdpowiedzUsuńKońcowa rozmowa Z Niall'em - EPICKA !
OdpowiedzUsuńgenialny!
OdpowiedzUsuńwiedziałam, że dojdzie do spotkania Kai i któregoś chłopaka z 1D ^^
nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału, więc pisz szybko <3
Jestes niesamowita! Z niecierpliwoscia czekam na kazdy rozdzial. Postaraj sie cos dodac w tym tym tygodniu , bo jak nie to dojdzie do reko czynow! :D Zycze weny :*
OdpowiedzUsuńOd godziny 20:00 wchodziłam tu co pięć minut i patrzyłam czy aby nie pojawił się pierwszy rozdział. ;) W końcu po którymś wejściu ujrzałam to cudo ! ;D Rozdział świetny ! No i jej menadżer też ^^ Ciekawe skąd blondi wiedziała że Kaja jest w NY ? ;> Mam nadzieję że tego dowiem się w kolejnym rozdziale. ;3
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i jakbyś mogła w wolnej chwili wyrazić swoją opnie o moim blogu w postaci komentarza byłabym ci wdzięczna ;)
Mój blog : fable--or-dream.blogspot.com/ ?( uprzedzam że to mój pierwszy blog i jego początki są fatalne )
Mam nadzieję, że kiedyś naprawdę dostaniesz te szansę napisania książki (:
OdpowiedzUsuńCzekam na dalsze ocenianie Dupsk :D
I love you. <3 Ten rozdział jest boski. Ciekawe czy Pati przeżyje ?? :D
OdpowiedzUsuńZapraszam zwyciezycniesmialosc.blogspot.com
rzadko dodaje komentarze ale w zwiazku z tym ze czytam twoj blog od ponad miesiaca w koncu sie zdecydowalam... masz swietny styl, piszesz lekko i przyjemnie, nie jedna zanana pisarka mogalby ci pozadzroscic... chetnie przeczytalabym inne twoje dziela:D nigdy nie przestawaj pisac bo moc robic to co sie kocha to najcenniejszy dar... pozdrawiam i czekam na kolejny rozdzial<3
OdpowiedzUsuńCzytałam już nie jednego bloga ale Twój stoi u mnie na 1 miejscu !! To co piszesz jest genialne, jak się czyta, to w pewnym momencie można poczuć się jakbyśmy tam byli i wszystko obserwowali ! Czekam z niecierpliwością na dalsze rozdziały ! <3 :*
OdpowiedzUsuńBoooski <333333 już się nie mogę doczekać nn ! Masz wyjątkowy talent naprawdę ;) fajnie że mogłam mieć ten zaszczyt czytać taką zdolną pisarkę ;) całuski xxx
OdpowiedzUsuńcudny rozdział ;p
OdpowiedzUsuńNie ma to jak wstać o 7 rano (choć mam na 9) i czytanie rozdziału XD Polubiłam tego Silviana ! Taki pocieszny C: Czasami chciałabym być Kają ... Ale w sumie moje życie nie jest takie złe i od czego ma się ambicje i marzenia? No właśnie C:
OdpowiedzUsuńJa to się jeszcze zastanawiam dlaczego Ty nie wydałaś książki !? Masz tak ogromny talent ! A co do rozdziału to mega ! Jak zwykle zresztą xd uwielbiam Cię normalnie :D
OdpowiedzUsuńhahaha aż sobie wyobraziłam jak jej tak przywalił z tego laptopa:D
OdpowiedzUsuńPierwsza część była genialna, ale mam wrażenie ze w drugiej dopiero się rozkręcasz :) Czekam na ciąg dalaszy....
OdpowiedzUsuńRozdział przeczytałam już wczoraj (od godz. 20 odświeżałam stronę co jakąś minutę:D) ale komentuję dopiero teraz, bo wczoraj wieczorem mój mózg nie był już zdolny do pracy xD Rozdział cudowny, a podczas końcowej rozmowy z Niallem na temat fangirl'ującej siostry Kai śmiałam się jak głupia:D Dziewczyno, masz przeogromny talent! Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział;-)
OdpowiedzUsuńTo jest świetne < 3 genialne ^ . * czekam z niecierpliwością na następny i mam nadzieję , że będzie tak samo wspaniały , jak ten . : )
OdpowiedzUsuńświetny<3 czekam na następny:*
OdpowiedzUsuń'pokój z trzeba ścianami' wyłowiłam błąd! wspaniały rozdziaaaaał, dziewczynooooooooooo! pomysł z Silvanem mnie zachwycił, ciekawa jestem jak przebiegnie spotkanie Kai z Niallem i czy jakoś przypadkiem wpadnie na Harry'ego... ah :)
OdpowiedzUsuńAWESOME , człowieeczku ty wiesz albo i nie , że jesteś zajebista niczym kurde czołgista (no pozdro ja rymuje publicznie) . Kocham kocham , szczególnie pomarańczki . Wiesz , że ja czekam na wielkie pojednanie Kajii i Harrego ? To się musi stać ! Rozdział intrygujący . naprawdę :D Powinnam się uczyc a tu nie , czekam na rozdział więc jak mi jeszcze raz napiszesz , że jest zły , że tak czujesz to ci raz dwa te przeczucia odpędzę . Ogółem to wystosowałam już do Ciebie grozbę , bardzo grozną chcę ci powiedzieć , mianowiecie :
OdpowiedzUsuńJeśli Harry nie przeprosi Kaji to osobiście przyjadę do ciebie (wiem gdzie mieszkasz !) i urządzę Ci istną teksańską masakrę piłą mechaniczną !
PS. Buziaczki hahahaha :*
tak się składa, że też wiem, gdzie ona mieszka więc Ci pomogę!:D
Usuńżółwson :D
UsuńPomogę :) Mam baaaaaardzo fajnaa piłę mechaniczną bejb :*
UsuńCuudownieee ! ;) i ja też cie zabije jak oni sie nie zejdą zobaczysz ;D
OdpowiedzUsuńświetny rozdział! :D a najlepsza końcówka o tym jak Niall mówi o Patrycji, ahahahahah :D UWIELBIAM CIĘ. <3
OdpowiedzUsuńKocham, kocham!
OdpowiedzUsuńHoranek jest taki słodziutki. Mam nadzieje, że nic mu się nie stanie... :)Jestem bardzo ciekawa kto przysłał Kai tą płytę. Może Lou, a może Harry. Co do Emily to czuje, że ona coś knuje. Sądzę, że tylko udawała przyjaciółkę Kai. Ale przekonamy się o tym niedługo... mam taką nadzieje.
Pozdrawiam, xoxo
♥ Kocham ♥ Kocham ♥ Kocham ♥
OdpowiedzUsuńTrzymam cię za słowo :p. Już nie mogę się doczekać :)
OdpowiedzUsuńHaha.. Cóż to ?
OdpowiedzUsuńGej . ?
Hahaa. Walnij ją laptopem. xd
i jeszcze "Ona ma oczy i uśmiech psychopatki, wiesz?" .
Uśmiałam się .;p
Fajnie piszesz!
UsuńZostałaś nominowana do LIBSTER AWARDS!!!
Wiecej informacji na moim blogu!!!
Zapraszam!!!
http://onediretiondirectioners.blogspot.com/
Hahahaha gej , walnij ją laptopem , hahaha to mnie rozwaliłaś xd nieźle :D A ogólnie rozdział jest supeeer ! Kocham ten bloog ! :D MEGA-SUPERAŚNIE-ŚMIESZNIE-ZAJEBIĆSIE-DIRECTIONERSKO-EXTRA :d Ogólnie świetnie ; )
OdpowiedzUsuńWłaśnie zaczęłam pisać moje opowiadanie, wejdziesz : http://vashappeningludzie.blogspot.com/ ?? Z góry dzięki ;*
Cudowny.. Już nie mogę się doczekać kolejnego <3
OdpowiedzUsuńBoże ! Aaa ! Cudowny ! <3 CZEKAM NA NASTĘPNY ! Xx
OdpowiedzUsuńCudne masz te opowiadania, czytałam wszystkie i naprawdę mi się to podoba ! ♥
OdpowiedzUsuńzapraszam : opowiadaniedagmaryoonedirection.blogspot.com
Kocham to opowiadanie ! :) nominuję Cię do Libster Award :>
OdpowiedzUsuńhttp://opowiadanieo1dlifeislife.blogspot.com/ t mó blog :)
boooooski <33333
OdpowiedzUsuńSuper rozdział! Naprawdę nie moge doczekać się kolejnego♥
OdpowiedzUsuńCiekawe jak zakończy się to spotkanie z Niallem i czy spotka jeszcze się z 1D ^^ Pisz dalej! :*
Zaraszam na mojego bloga:
hello-in-my-world.blogspot.com/
Rozdział super!!
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do Libster Awards:) Więcej informacji na moich dwóch blogach, od których dostałaś nominację http://opowiadaklaudia-onedirection.blogspot.com/ i http://one-direction-harry-and-girl.blogspot.com/
Super rozdział i zgłosiłam cię do "Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę” Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował."
OdpowiedzUsuńPytania masz na blogu Kocham-zabawe.blogspot.com pozdrawiam ;)
Mam zaszczyt poinformować cię, że zostałaś nominowana przez moją skromną osobę do Liebster Award, mam nadzieję, że się nie gniewasz. Wszystko znajdziesz tutaj:http://one-direction-fun-love.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Twoja wierna czytelniczka :3
Heeeej!!! Piszesz wspaniale! Czekam na kolejne rozdziały... Kocham Twojego bloga i Ciebie za to że go prowadzisz, że mimo wielu przeszkód typu nauka i czasami brak weny piszesz dla nas tych Twoich nic nieznaczących fanek... :*** To mój blog jeżeli będziesz miała ochotę i czas zajrzyj: https://www.blogger.com/home.
OdpowiedzUsuńuwielbiam, jak piszesz i nie mogę się doczekać nexta :) TO NOWY BLOG I CZEKAM NA KOMENTARZE---- > http://ifindyourlips.blogspot.com/ Przepraszam za spam, ale jestem zdesperowana i nie wiem, jak sobie poradzić, aby ktoś wszedł na moje opowiadanie :(
OdpowiedzUsuńTo jest genialne! A koniec najlepszy hahahah ona ma uśmiech psychopatki hahahahah Dawaj następny i wejdź też do mnie ;)
OdpowiedzUsuńO matko *.* Piszesz wspaniale, o jaaaa chciałabym tak pisać,bardzo,bardzo :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie : http://likeasweets.blogspot.com/ :)
Świetny rozdział. ! ♥ Szybko pisz następnyy. ;*
OdpowiedzUsuńUwielbiam Silviana! Zyskał moją sympatię, dzięki Ianowi. O tak, też jestem fanką tego pana. Kocham ten rozdział. Serio, jest wspaniały. Czyli w następnym będzie już Niall? Stęskniłam się!! I o co chodzi z Lou? Nie mogę się już doczekać wyjaśnienia tej sprawy z nim.
OdpowiedzUsuńKocham Cię, Słońce! :)
Kocham :)
OdpowiedzUsuńMam zaszczyt poinformować cię, że zostałaś nominowana przez moją skromną osobę do Liebster Award.Wszystko znajdziesz tutaj:http://i-ll-take-you-to-another-world.blogspot.com
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Twoja wierna czytelniczka :>
Boziu genialne! :D
OdpowiedzUsuńHahahahahah a ostatnia akcja Niall i zachowanie Patrycji :D zawsze spoko:D
Pozdrawiam Rons ;]
Ty mi nie dodawaj rozdziałów co tydzień no bo ja tu umieram !!
OdpowiedzUsuńa i super rozdział~
Świetny blog i rozdział. Chce szybko nowy rozdział bo nie wytrzymam!!
OdpowiedzUsuńhttp://change-my-mind-1d.blogspot.com/ jak byś miała czas to może zajrzyj. To dopiero początek, ale może Ci się spodoba (fajnie by było) :D
Aaaaaaaaah!!! Uwielbiam Twoje opowiadanie. Myślałam, że "życie BEZ 1D" to nie będzie to samo, ale teraz sądzę, ze może być jeszcze lepsze od poprzedniej części:D
OdpowiedzUsuńAaaaaaaaaaaa jestes genilana !!!!!! Kocham cie za te opowiadanie !!!!!
OdpowiedzUsuńsupeer ♥ brak słów z zachwytu :D
OdpowiedzUsuńhttp://everythingyouneedislovebs.blogspot.com/
Świetne
OdpowiedzUsuń