poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Rozdział 5 cz.1


      „Dzisiaj jest piątek, czyli trzeci dzień, który spędziłam z zespołem. Wstając z łóżka nie sądziłam, że zapamiętam tą datę, jako jedno z największych zaskoczeń w moim życiu. Nadal nie mogę pojąć, jakim cudem ja i Harry mogliśmy...a zresztą...nie jestem pewna czy chcę do tego wracać. W końcu cały dzisiejszy dzień wydaję się być jednym z moich dziwacznych snów, który pryśnie niczym mydlana bańka, gdy tylko otworzę oczy. Jedyne co zmusza mnie do brania na poważnie tych wydarzeń to fakt, że cały czas moje oczy były i nadal są otwarte.” - takimi słowami podsumowałam dzisiejszy dzień w dużym czarnym zeszycie, który służył mi za pamiętnik. Mimo że jest już strasznie późno, a ja padam na twarz, nie jestem w stanie zmrużyć oka. Za dużo myśli zaśmieca mój mózg. Nie mam najmniejszego pojęcia, które z nich powinnam wziąć głęboko do serca, a o których zapomnieć najszybciej jak to tylko możliwe. Muszę jeszcze raz przeanalizować cały dzisiejszy dzień:

      Uwielbiam piątki, a szczególnie po godzinie piętnastej (jak pewnie większość z was). Nic więc dziwnego, że obudziłam się jako posiadaczka niesamowicie dobrego humoru. Fakt, że dzisiaj mogłam spać jak długo chciałam, tylko go potęgował. Poza tym byłam dumna z moich wczorajszych osiągnięć. Najpierw pokrzyżowałam plany Emmily (dwukrotnie!), później postawiłam się menażerowi... Nigdy w życiu nie zrobiłam czegoś równie...asertywnego. Nigdy nikomu się nie postawiłam, nie zagroziłam, nie zaszantażowałam, a przede wszystkim nigdy wcześniej nie udało mi się zapanować nas własnymi emocjami. Zaczęłam wierzyć, że przyjazd tu jest naprawdę dobrym posunięciem. Niestety wiedziałam, że tutejsze tempo życia może zmienić mój tok myślenia w przeciągu kilku minut. 
      Nie ukrywam, że ciekawiło mnie jak chłopcy spędzają wolny czas. Szybko wskoczyłam pod prysznic i zrobiłam delikatny makijaż. Ku mojemu zaskoczeniu włosy wyglądały ładnie (;o). Zazwyczaj budzę się z niesamowicie wielką 'szopą' na głowie, z którą muszę walczyć (a rzadkością jest, żebym to ja wygrywała nasze starcie). Wyjrzałam za okno. Pogoda była piękna (szok numer dwa). Niebieskie niebo i moje ulubione śnieżno białe cumulusy (które wyglądają, niczym bita śmietana!). 
      Po chwili spędzonej na zachwycaniu się przepięknym widokiem za oknem popędziłam do garderoby. Założyłam asymetryczną spódnicę w kolorze pudrowego różu, białą koszulkę i miętowy sweter, który dosłownie zlewał się ze ścianami w pokoju, a nogi wsunęłam w beżowe baletki. Spojrzałam w lustro (szok numer trzy). Wyglądałam jakoś dziwnie dziewczęco. Rzadko zdarza mi się tak wyglądać. Mimo że pastelowe kolory idealnie pasują do mojej dość jasnej karnacji to nie noszę ich zbyt często, ale chyba zacznę.
      Wyszłam z pokoju i usłyszałam, jak ktoś płacze. Odgłosy dochodziły z pokoju Emmily. Podeszłam do drzwi. Zrobiło mi się jej żal (w końcu nikt nie płacze bez powodu). Byłam gotowa zapukać i wejść do środka. Spytać co się stało. Jednak coś mi w tym przeszkodziło, a mianowicie ból w prawym barku. Ktoś we mnie rzucił. Tylko kto? I czym? Bo poczułam coś twardego. 
      - Niall! - krzyknęłam, gdy ujrzałam winowajcę.
      - Udało się! - był jakoś dziwnie radosny.
      - Jeśli chodziło ci o nabicie mi siniaka, to rzeczywiście – spojrzałam na blondasa morderczym wzrokiem – udało się.
      - Przepraszam, nie chciałem. Nie wiedziałem, że telefon jest taki twardy – zrobił smutną minę i zaczął delikatnie masować mój bark, gdy tylko podszedł bliżej.
Spojrzałam na podłogę, na niej leżał czarny telefon, a raczej części od telefonu.
      - Czemu wszyscy mnie tu przepraszają? - spytałam sama siebie pod nosem - Rozumiem, że trudno jest ocenić jego twardość, bo w dotyku przypomina plastelinę – odpowiedziałam sarkastycznie, ale z uśmiechem. Nie byłam zła, raczej rozbawiona jego przerażeniem w oczach.
      - No ale plastelina też jest twarda po wyjęciu z opakowania! - bronił się, co jeszcze bardziej mnie rozśmieszyło. Zaczęłam chichotać.
      - Oh Niall – poklepałam go po ramieniu – teraz musisz mi jakoś wynagrodzić tego siniaka – nie mam pojęcia czemu to powiedziałam. Może gdybym nie powiedziała to...
      - Tak! Jedziemy do wesołego miasteczka! - niemal podskoczył z radości i zaczął otwierać drzwi do wszystkich pokoi krzycząc – za pięć minut na dół! Jedziemy do wesołego miasteczka!
      Nie sądziłam, że ktokolwiek zgodzi się na jego pomysł. Jednak całe One Direction po chwili stawiło się na dole. Nawet Emmily się pojawiła. Wyglądała niesamowicie. Przepiękne proste blond włosy opadały na jej ramiona. Beżowa koronkowa sukienka z czarnym kołnierzykiem i czarne szpilki idealnie do niej pasowały. Wyraz twarzy dziewczyny zaintrygował mnie. Była radosna. Cała promieniała. Nie było ani śladu po jej płaczu. Łał. Niezła z niej aktorka. 
      Po ponad godzinie jazdy znaleźliśmy się na miejscu. Nie ma co. Polskie parki rozrywki nie mają szans z angielskimi. Wszystko było takie duże i co najważniejsze wszystkiego było taaaaaaaaaaak dużo. Z racji tego, że było piątkowe przedpołudnie kolejki były niewielkie, a czasami nawet zerowe. Nie było zbyt wielu piszczących nastolatek uganiających się za chłopakami, tak więc ochroniarze mieli spokój i mogli pobawić się z nami (dodam, że są bardzo zabawni!). Dziwiło mnie, że Niall zawsze zajmował miejsce koło mnie, choć nie protestowałam, gdyż blondas to bardzo miły i zabawny człowiek, a do tego jest mega radosny i otoczony bardzo pozytywną aurą, krótko mówiąc: nie można się przy nim źle bawić. 
      Około czternastej poszliśmy na obiad do maka (Big Mac'ów to zjadłam chyba z cztery albo pięć). Cała nasza grupa z niedoważaniem przyglądała się temu jak wsuwam. Kurde! No co jest w tym dziwnego?! Jak jestem głodna to jem! Zapewne chodziło im o to, że jak to ja – tak chudziutka dziewczynka – mogę tyle w siebie wpakować. Od razu widać, że nie znają mnie zbyt dobrze, bo nie wiedzą, że gdy jestem w maku lub KFC mój żołądek potrafi rozciągnąć się do gigantycznych rozmiarów (tak wiem, że to jedzenie jest niezdrowe itp. itd., no ale przecież nie jem tego codziennie. Zresztą nie umiem odmówić, gdy te wszystkie kanapki, frytki i szejki wołają do mnie: chcę do twojego brzuszka!). Niall oczywiście siedział koło mnie, za to Emmily zrekompensowała sobie brak miejsca przy stole kolanami Harrego (jak można zjeść tylko jedną sałatkę będąc w McDonald's?!) i delikatnie gładziła go po włosach.
      - Skoro już wszyscy zjedli to może powtórka z rollercoaster'a? - zaproponował Lou, widząc, że na stole zostały tylko puste pudełka.
      - Jeśli chcesz mieć to co zjadłem na sobie to z miłą chęcią – odpowiedział mu Harry.
      - Niall – Louis spojrzał na niego błagalnym wzrokiem – no dawaj stary. Nie wymiękaj.
      - Dobra, ale na twoją odpowiedzialność!
      - Yeah – obaj wybiegli z lokalu, a za nimi pogrzał Liam i jeden z ochroniarzy. Zayn wyciągnął Emmily na diabelskie koło, a ja, Harry i drugi ochroniarz nadal siedzieliśmy przy stole.
      - Więc – Styles usiadł koło mnie i z tym swoim szerokim uśmieszkiem zapytał – co robimy?
      - Yyyy – nic nie przychodziło mi do głowy – ty wybierz.
      - Doskonale! Poczekaj na zewnątrz, a ja ustalę coś z Eddem – spojrzał na ochroniarza podejrzanym wzrokiem. Posłusznie wyszłam i chwilę czekałam na nich spacerując w tą i z powrotem wzdłuż niskiego płotku. 
      - Idziemy na samoloty – oznajmił Harry, gdy tylko dołączyli do mnie.
      - Okej – zgodziłam się, bo niby czemu miałabym odmówić? Zanim doszliśmy na miejsce Harry nie mówił zbyt wiele, zresztą ja również. Sama nie wiedziałam co mogłabym powiedzieć. Ludzi było dużo więcej, niż z rana. Gdy tylko stanęliśmy w kolejce Styles został obskoczony kilkunastoma dziewczynami. Za to ja stałam i co jakiś czas przesuwałam się do przodu przysłuchując się piszczącym małolatom, które o mało nie posikały się z radości na widok Harrego. Co jak co, ale powodzenie to on ma. Nareszcie. Nasza kolej. Wsiadłam do bało-niebieskiego samolociku (w którym były tylko dwa miejsca...), a za mną Styles. Ochroniarz Edd tuż przed startem podszedł do mężczyzny obsługującego kolejkę i zaczął z nim rozmawiać. Później samolocik powędrował w górę, więc nie widziałam dokładnie, ale wydawało mi się, że Edd dał coś facetowi.  
      - Nareszcie możemy porozmawiać – Harry obrócił się w moją stronę.
      - Tak – opowiedziałam robiąc to samo. Przecież kultura osobista wymaga tego, żeby rozmawiać twarzą w twarz.
      - Posłuchaj, ja bardzo ale to bardzo przepraszam. Wtedy nie wiedziałem co robię. Za dużo wypiłem. Pamiętam tamten wieczór, jak przez mgłę. Nie mam pojęcia jak do tego doszło. Wiem tylko, że jak wyszli z kuchni z tymi ciastkami, tak w ogóle to były bardzo dobre, ale do rzeczy. Jak wyszli to gadałem chwilę z Emmily, a potem pamiętam jak wszyscy na mnie krzyczeli. Może gdyby Niall mnie tak nie spił... dobra. Nieważne. Jeszcze raz przepraszam i mam nadzieję, że mi wybaczysz – zrobił minę niczym proszący o wodę szczeniaczek. Nie byłam w stanie powiedzieć nie.
      - Wybaczam – nagle poczułam, jak samolocik staje. Jakieś dwanaście metrów nad ziemią...Nie żebym miała lęk wysokości, ale perspektywa wiszenia nad ziemią w malutkim samolociku, który nie wydaje się być stabilny, jest dość przerażająca.
      - Co jest? - zwróciłam się do Harrego z nutką strachu w głosie – Czemu stoimy?
      - No bo wiesz... - zmarszczył czoło i zaczął jeździć wskazującym palcem po swoim lewym poliku.
      - Co wiem? - pytająco uniosłam obie brwi.
      - To tak jakby jest moja wina.
      - Jak to twoja wina?
      - No bo tak trochę przekupiłem Edda, żeby on przekupił tego gościa od karuzeli i jak widać on dał się przekupić no i stoimy – uśmiechnął się. 
      - No i po co stoimy? - uniosłam brwi jeszcze wyżej i prawą ręką wykonałam gest, który nazywam: rozwińtojakośbonieogarniam.
      - Nie sądzisz, że to doskonała okazja, żeby porozmawiać i poznać się trochę?
      - Yyyyy...Harry...Proszę cię, rozejrzyj się dookoła. Pięć metrów przed nami siedzą dwie dziewczyny, które wykrzykują twoje imię jak oszalałe – chłopak spojrzał na nie i z dziwną miną pomachał w ich stronę – pięć metrów za nami siedzą dwie, które wykrzykują twoje imię jak oszalałe i do tego jedna z nich robi nam zdjęcia lub nas nagrywa – powtórzył gest sprzed chwili i zakłopotanym wzrokiem rozejrzał się dookoła. Reszta biało-niebieskich samolocików wyglądała praktycznie tak samo.
      - Załatwię to. Daj mi trzy minuty – powiedział po chwili namysłu i chwycił za telefon. Do słuchawki mówił coś o opuszczaniu samolotów i zmianie planów. Wyglądał na niezadowolonego z tej perspektywy i nawet chciałam powiedzieć mu, żeby to wszystko odwołał, bo zrobiło mi się głupio. W końcu zorganizował to tylko po to, żebyśmy mogli pogadać. Samoloty powoli ruszyły w dół, jednak po jakiś dwóch metrach nasz znowu stanął. Coś było nie tak, bo kiedy reszta coraz bardziej obniżała swoje pozycje, my nadal staliśmy w miejscu. Gdy już wszyscy wysiedli mężczyzna, którego przekupił Edd zaczął mówić do nas przez megafon:
      - Mamy małą usterkę, ale nie ma się co martwić. Straż pożarna została już poinformowana i niedługo przyjedzie, żeby zdjąć was na ziemię.
Spojrzałam na Harrego przerażonym wzrokiem, a on zaczął się śmiać.
      - No to mamy przymusową odsiadkę – powiedział.
      - Miejmy nadzieję, że ze mną wytrzymasz – uśmiechnęłam się, jednak gdy spojrzałam na te dziesięć metrów dzielących nas od ziemi znowu zaczęłam się bać.
      - Wydaje mi się, że tak.
      Kilka minut siedzieliśmy milcząc, tylko od czasu do czasu wymienialiśmy się spojrzeniami. Potem jednak Harry skupił na mnie swój wzrok i po chwili nieznośnego, że tak to ujmę: gapienia się, spytał:
      - Kręcisz z Niallem?
      - Zazdrosny? 
      - Raczej zainteresowany życiem przyjaciela, więc?
      - Nie. Kręcisz z Emmily? - spytałam z lekkim uśmieszkiem.
      - Zazdrosna?
      - Papuga? - pytająco uniosłam jedną brew. Harry zacisnął usta, zadarł brodę i pokiwał głową na znak, że nie - Wyglądasz jak mój dwuletni kuzyn zaraz po tym, jak pytam go czy ma dziewczynę, tyle tylko, że on dodaje jeszcze: przecież dziewczyny są głupie – Harry uśmiechnął się i nie opuszczając głowy powiedział:
      - Wielkie dzięki wiesz...musiałaś mi przypomnieć, że jeszcze nie zdołałem pozbyć się tego dziecięcego tłuszczyku? – skrzyżował ręce, żeby pokazać mi jak bardzo jest obrażony.
      - Przepraszam, że uraziłam twoje uczucia.
      - Wybaczam – uśmiechnął się i usiadł w normalnej pozycji – mogę cię o coś zapytać?
      - Pytaj.
      - No bo przeczytałem wczoraj twoje opowiadanie no i chciałem spytać, no wiesz, czy to prawda? - widać było, że bardzo chciał poznać odpowiedź, ale przy tym obawiał się, że wkroczył na niemiły dla mnie temat.
      - Dokładniej z czym?
      - No z całą ta historią.
      - A więc część to prawda, a część to zwykła fikcja literacka – uśmiechnęłam się, choć nie miałam na to ochoty. Nie chciałam niezręcznej ciszy po tym, jak powiem: to nie twoja sprawa. Jednak przyznaję, że szczerze nienawidzę tego tematu.
      - A która część to prawda?
      - Widzisz Harry – złapałam jego rękę i przyłożyłam do tyłu swojej głowy – tutaj jest coś, co strasznie komplikuje mi życie. Poznajcie się: Harry to jest tętniak Bob, tętniaku Bob to jest Harry – nie miałam pojęcia dlaczego mu to powiedziałam, w końcu prawie go nie znam, tzn poznałam trochę z tej pijanej strony, ale przecież nadal jesteśmy dla siebie obcymi osobami.
      - Witaj. Nie miło mi cię poznać - powiedział do tyłu mojej głowy, a potem spojrzał mi w oczy - Tak mi przykro, ja... dlaczego nie powiedziałaś o tym wcześniej? Wtedy nikt nie pozwoliłby Emmily na to, co zrobiła wczoraj.
      - Nie powiedziałam z bardzo prostej przyczyny. Nie chciałam, żeby komuś było mnie żal, jak tobie teraz. Nie znoszę, gdy ktoś się nade mną użala. Dlatego też muszę cię poprosić, żebyś nikomu nic nie mówił. Już wolę, żeby się domyślali, niż mieli pewność.
      - Nie ma sprawy – odpowiedział cicho.
      W tej samej chwili samolot obniżył się o jakieś pół metra, wydając przy tym straszliwy pisk i znów się zatrzymał. Podskoczyłam przerażona, zresztą Harry również. Popatrzeliśmy na siebie. Oboje byliśmy przerażeni. Jakąś minutę później znowu poszliśmy na dół, ale tym razem już o ponad metr. Nie wiedziałam w którym momencie wtuliłam się w Stylesa, który objął mnie swoimi ramionami i powiedział:
      - Nie bój się, zaraz nas stąd zdejmą.
      - Kto się boi ten się boi – wskazałam wzrokiem na jego drżącą dłoń – poza tym serce nieźle ci wali.
      - To nie ze strachu – burknął pod nosem.
     Na początku nie rozumiałam o czym on mówi, ale wtedy zorientowałam się, że ściskam go tak mocno, że zaraz połamię mu żebra.


CIĄG DALSZY NASTĄPI... ___________________________________________________________________

Musiałam podzielić rozdział, gdyż jest strasznie długi. Następna część niebawem :)



11 komentarzy:

  1. MATKO, BOSKA DZIEWCZYNO JAK JA CIĘ KOCHAM. TWOJE OPOWIADANIE JEST TAK CUDOWNE, ZE SZOK.
    a teraz nie capsclockiem. xd
    szczerze się dziwię, ze masz tak mało komentarzy i wyświetleń, ale nie martw się. Twoje opowiadanie jeszcze będzie 'sławne' : )
    Gdyby głębiej się zastanowic, to opowiadania o wiele gorsze mają więcej czytających, co wydaję mi się nienormalne.
    No cóż, życzę Ci WIELE WIELE WIELE komentarzy i w ogóle. Wiedz, ze ja czytam Twoje opowiadanie z wielką chęcią. : )
    http://blow-kiss.blogspot.com/ - zapraszam serdecznie do mnie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dla mnie wielkim szokiem jest sam fakt, że ktokolwiek to komentuje, a do tego tak miło :) nawet nie sądziłam, że ktoś będzie to czytał :)

      Usuń
    2. Jaaaa!!!! Po prostu odjebie ja czytam blog twój i ray i z tych emocji sikam w majtki.Ja was kocham,kocham słyszycie. Kiedy miałam 10 lat chciałam założyć bloga ale uznałam że po co bo nikt mnie nie docenia w pisaniu opowiadań.Mam trzy zeszyty zapełnione opowiadaniami i wstydzę się pokazać to światu.Czy wy miałyście taki problem z tym wszystkim??? Czy jesteście po prostu zajebiste???
      Wiecie że was kocham
      Pati

      Usuń
    3. Ja też się bałam umieszczając tu pierwszy rozdział, ale z każdym kolejnym tego strachu jest coraz mniej :) Poza tym internet to wspaniała rzecz, która pozawala na anonimowość, z której bardzo chętnie korzystam :) Także nie bój się i spróbuj :)

      Usuń
  2. nie no niesamowity;P

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziś znalazłam blog i do teraz przeczytałam w ciągu ... Eeee 20 min. Wiem , że nie będzie Happy End'u , bo pewnie na końcu umrze ( tak sądzę ) , czego nie znoszę , bo zawsze ryczę , ale i tak czytam i czytać będę xD

    OdpowiedzUsuń
  4. AWWWW... <33
    naprawdę świetnie piszesz. :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Twój komentarz :)