sobota, 25 maja 2013

Rozdział 17 „To moja historia. Nikomu nie musi się podobać.”

          



Niedziela; 7.04.2013
Szczecin; Mieszkanie Kai
Godzina szósta jeden


      Stałam przy oknie mojej sypialni w Szczecinie i nie wierzyłam, że to się dzieje naprawdę. Przejechałam opuszkami palców po gładkiej, a zarazem przeraźliwie chłodnej fakturze parapetu pozostawiając na nim nieco ciemniejsze ślady. Resztę czarnego marmuru pokrywała gruba warstwa kurzu. Przerażającym było, że ostatnim razem ścierałam go tuż przed wylotem do Stanów. Tuż przed tym wszystkim... Czas mijał, a ja nadal nie rozumiałam, dlaczego to musiało się wydarzyć i dlaczego skrzywdzony człowiek potrafi myśleć już tylko o zemście. 

      Czym tak właściwie jest zemsta? Po co człowiek się mści? Dla własnej satysfakcji? A może po to, by dać upust wściekłości? Dlaczego ludzie nie potrafią wybaczać? Przecież wtedy świat byłby prostszy... spokojniejszy. Wtedy żylibyśmy w harmonii. 
      Ale... ja też nie potrafiłam wybaczać. Też nie raz pragnęłam zemsty. Czasami rzeczywiście się mściłam. Tylko czy to, że moje czyny nigdy nie wyrządziły ludziom tak wielkiej krzywdy, jaką wyrządził nam Ed, może mi zagwarantować, że się od niego różnię? Że nie jestem taka jak on? Jestem taka jak on? Skoro uważam, że on nie ma prawa, by żyć, to czy ja je mam? Jak mogę żyć, skoro niczym się od niego nie różnię? 
      Pierwsze promyki Słońca wychylające się znad horyzontu, utworzonego z blokowisk i bezlistnych drzew, tworzyły na niebie sztukę. Z tego okna nie było widać policyjnego patrolu stojącego pod moim blokiem, co w dziwny sposób mnie cieszyło. Świt był tylko mój. Prywatny. Za nic nie chciałam go z nikim dzielić. Nawet z facetami w mundurach. Fioletowo-różowo-niebieska mieszanka zachwycała swoją wyrazistością, a jednocześnie urzekała delikatnością. Cień uśmiechu zagościł na moich spękanych wargach. Ziewnęłam. Kilka razy zamrugałam próbując wbić sobie do głowy ten obraz, po czym padłam z impetem na łóżko nieopodal. Przesadziłam. W moim ciele wybuchła bomba bólu. Jej odłamki bezlitośnie wbijały się w każdy możliwy mięsień.
      - Shhhhh... - syknęłam przez zaciśnięte zęby. Odruchowo złapałam jedną ręką za brzuch, a drugą za tył głowy.
Głupia... przecież Boba już nie ma, więc o co się martwisz?
      Po kilku głębszych oddechach mających na celu uspokojenie kołaczącego serca, przykryłam się kołdrą, zgasiłam lampkę nocną i zamknęłam oczy. Udało mi się przeczekać noc. Zrobiło się jasno. Noc ustąpiła, a jednak... nie byłam w stanie zasnąć. Zmęczenie dawało się we znaki każdej komórce mojego ciała, lecz to brnęło w zaparte nie pozwalając sobie na chwilę ukojenia. Za wszelką cenę pragnęłam przywołać w myślach widok fioletowo-niebiesko-różowego wschodu, lecz zamiast niego krążyła po nich paskudnie mroczna zgroza.
Ed na wolności. Ed, którego nie da się znaleźć... na wolności. Ed, którego nie da się znaleźć i który w każdej chwili może znowu spróbować mnie zabić NA WONOŚCI. Da się w ogóle funkcjonować z taką świadomością?

      Nie wiem, kiedy zasnęłam, ani kiedy się obudziłam. Niebo spowiła zasłona gęstych chmur. Świat zrobił się szary. Słońce jakby przestało istnieć. Musiało minąć dobrych kilka godzin. Wstałam niepewnie chwiejąc się na nogach. Po cichu skierowałam się w stronę łazienki. Nadal byłam nieco oszołomiona tym, że wróciłam do Szczecina. Przez moment naprawdę wydawało mi się, że wszystko, co złe jest tylko mglistym wspomnieniem - filmem, który widziałam w kinie, albo treścią niedawno przeczytanej książki. I to było naprawdę cudowne. Pozwalało mi myśleć racjonalnie, bo nareszcie strach nie przysłaniał mi tej racjonalności. Niestety na krótko. Szepty dobiegające z salonu oplotły mój nadgarstek i bez jakiegokolwiek pozwolenia ściągnęły znów na przerażającą Ziemię. 
      - She isn't ready yet - zaznaczyła stanowczo moja mama swoją łamaną angielszczyzną.
      - Decision has been taken. I can't change it - odparł znajomy głos jednego z pilnujących mnie policjantów. 
      - Czego nie da się zmienić? - spytałam mamę wchodząc pomiędzy dyskutujących. Celowo po polsku, by reszta nie mogła zrozumieć. Za wyjątkiem Sila i One Direction nie ufałam już nikomu zatrudnionemu przez ich menadżera. Jemu również. Od kiedy dowiedziałam się o tym, jak przez ostatnie dwa miesiące wszyscy wokół mnie oszukiwali, ton mojego głosu był, delikatnie mówiąc, oschły. 
      - Kochanie, będziemy mieć dzisiaj gości - mówiła tak słodko, że aż robiło mi się niedobrze.
      - Przecież wiem. Silvian napisał do mnie w nocy.
      - Silvian? - Kobieta była prawdziwie zdziwiona.
      - Tak. Silvian, Harry i Zayn przylatują. Przecież Marta ma dzisiaj urodziny - orzekłam tak, jakby to było najoczywistszą oczywistością na całym świecie.
      - Mhm... na długo?
      - Jutro wieczorem mają koncert w Newcasle, więc pewnie nie...
      - W takim razie kochanie zadbaj trochę o swój wygląd. Nie chcesz chyba przyjąć gości w takim stroju, prawda? - Mama zlustrowała mnie calutką kręcąc przy tym głową, po czym ciężko westchnęła.
      - Ale o co ci znowu chodzi? Przecież wyglądam dobrze. Wszystko do siebie pasuje. Na koszulce pisze miał, miał, a na bluzie są koty, więc gdzie widzisz problem?
      - A te kapcie w jednorożce? - Spojrzała z politowaniem na moje stopy [LINK].
      - Mam pasujące shorty, więc z łaski swojej... - ucięłam gryząc się w język, by tylko nie zacząć przeklinać i wrzeszczeć na nią przy tych policjantach. - Wybacz mi, że nie stoję tu odwalona, jak na normalną gwiazdkę przystało, ale mam na brzuchu jedną, wielką ranę, więc nic poza dresami nawet nie wchodzi w grę - dodałam sarkastycznie. 
      - Kaja, nie o to mi chodziło. Po prostu mogłabyś... 
      - Jasne... Daruj sobie. Lepiej powiedz mi, jakich gości ty miałaś na myśli? - Przymrużyłam powieki i skrzyżowałam ramiona pod piersiami, a później przeleciałam bezuczuciowym wzrokiem po reszcie osób znajdujących się w pokoju. Emanowali dezorientacją. Zresztą za każdym razem, gdy słyszeli polski.
      - Właściwie to gościa - odparła ostrożnym, przyciszonym tonem. - Przysyła ją twój szef. Musi ocenić, czy...

Jakiś czas później...

      - Witaj Kaju, nazywam się Melanie Berner i jestem psychiatrą. Twój szef przysłał mnie tu, bym oceniła, czy jesteś już w stanie wrócić do pracy, czy też nie - powiedziała przesadnie uprzejmie zupełnie obca mi kobieta. Wyglądała na niewiele młodszą od mojej mamy, jednak przez widoczne zabiegi upiększające, trzymała się w miarę dobrze. Jej nienagannie ułożona fryzura z kruczoczarnych fal opadających na ramiona, wyraźnie podkreślone kości policzkowe oraz idealnie skrojona marynarka najprościej w świecie mnie od niej odrzucały. Mimo to nie miałam wyboru. Musiałam z nią pogadać. Odbębnić swoje. Podpisałam kontrakt... To zobowiązuje. - Miło mi cię poznać - pani Berner wyciągnęła nieco zmarznięta dłoń w moją stronę, lecz nie uścisnęłam jej. 
      - Dzień dobry - rzuciłam jedynie. Mama obrzuciła mnie gorszącym spojrzeniem. Nienawidziła, gdy zachowywałam się nietaktownie. 
     - Nam również miło panią poznać - rodzicielka zreflektowała się uściśnięciem jej dłoń i pomocą w zdjęciu marynatki, pod którą kryła się śnieżnobiała koszula w cieniutkie, czarne paski. - Może napije się pani kawy? 
     - Poproszę. Czarną, bez mleka i cukru - uśmiechnęła się układnie.
     - Dobrze. Kaju - mama spojrzała na mnie posyłając przy tym wymowne spojrzenie - zaprowadź panią Berner do salonu i pomóż jej się rozgościć, a ja zajmę się kawą. 
     - Tak jest kapitanie! 

      Pseudo spotkanie trwało w najlepsze już od potwornie długiego czasu. W sumie nie mówiłam zbyt dużo, za to moja mama przeciwnie. Non stop nadawała o wszystkich szczegółach dotyczących mojego stanu zdrowia, a pani Ber... to jest Melanie (bo tak kazała mi się do siebie zwracać...) notowała co ważniejsze informacje popijając w międzyczasie kawę. Mama twardo namawiała ją do zjedzenia czegoś, jednak ta uparcie odmawiała mówiąc ze musi dbać o linię. Miałam wrażenie, że ta farsa będzie się tak ciągnąć w nieskończoność, lecz ku mojemu zdziwieniu Melanie poprosiła moją mamę o wyjście. Chciała ze mną porozmawiać na osobności. Poniekąd mnie to ucieszyło. Byłam pewna, że sama załatwię tą sprawę o wiele szybciej, niż w towarzystwie rodzica cierpiącego na słowotok. 
      - Więc, Kaju... - zaczęła zerkając w swoje notatki - ostatnio bardzo dużo przeszłaś. Wycięcie tętniaka, pierwsza operacja brzucha... - urwała i patrząc prosto na mnie dodała ciszej: - wiadomość o tym, że nie odnaleziono ciała Eda...
      - Do czego pani... to jest Melanie, zmierzasz? - spytałam podejrzliwie. Coś mi w tej kobiecie szczerze przeszkadzało. Jakaś taka sztuczność, w jej głosie, w ruchach.
      - Chcę się dowiedzieć, jak się z tym wszystkim czujesz. 
      - Żyje. 
      - To widzę, ale pytam, jak się czujesz. 
      - Bywało lepiej, ale tragedii nie ma - odburknęłam. 
      - Kaju, proszę. Zaufaj mi i odpowiadaj szczerze, bo inaczej niczego nie osiągniemy. 
      - Na jakiej podstawie mam pani...ci ufać? Nie znam cię. 
      - Dobrze wiesz, że twoja firma nie zatrudnia byle kogo.
      - Racja. Zatrudnia strachliwych wariatów i psychopatów. Pytanie tylko, do której z tych kategorii mam zaliczyć ciebie. 
      - Um... Boję się pająków - odparła totalnie zbita z tropu. 
      - A ja wariata, który chciał mnie zabić. 
      - Wygrałaś - spróbowała pocieszająco się uśmiechnąć lub może nawet zachichotać, lecz jej nie wyszło. 
      - Nie widzę w tym niczego śmiesznego.
      - Ależ ja też nie - momentalnie spoważniała. - Jedynie chcę, byś wiedziała, że nie jestem dla ciebie wrogiem. To, co przeszłaś jest potworne. Ktoś, kto miał cię chronić, wyrządził ci potworną krzywdę. Nic dziwnego, że nie potrafisz ufać, ale Kaju... twoja, wasza historia wstrząsnęła światem. Wiem, że to ci w niczym nie pomoże, ale dosłownie miliony osób się o ciebie martwią. Wszyscy chcą twojego dobra. Uwierz mi. Twój szef zadbał o twoje bezpieczeństwo i nikt nie zrobi ci już krzywdy. 
      - Niech mi pani nie pieprzy o bezpieczeństwie! - krzyknęłam. Moje policzki zapłonęły, a w oczach zebrały się łzy. Nie chciałam jej dłużej słuchać. Miałam serdecznie dość wszystkiego, co musiałam robić przez ten durny kontrakt. Wściekłość gromadziła się we mnie od dawna, a przez bezsilność w walce z nią mogłam jedynie wrzeszczeć i płakać. Przytłaczające uczycie. Podciągnęłam kolana tuż pod obronę i oplotłam je ramionami. Nieświadomie zaczęłam bujać się w fotelu, na zmianę w przód i w tył. 

      - Przepraszam. Wybacz mój nieprofesjonalizm, lecz zawsze staram się być szczera z pacjentami i...
      - Nie jestem twoją pacjentką - oświadczyłam nawet na nią nie zerkając. Moje kolana były w tamtej chwili o wiele bardziej interesujące. 
      - To prawda. Nie jesteś. Ale powinnaś czyjąś być. Psychoterapia naprawdę pomaga. Wiem jak ludzie to postrzegają ale...
      - Sugerujesz, że jestem wariatką? - spiorunowałam ją wzrokiem.
      - W żadnym razie! Jedynie, że jesteś skrzywdzoną dziewczyną, której trzeba pomóc odnaleźć się w swojej historii. A przez to, że stałaś się osobą publiczną ciąży nad tobą potworna presja, z którą możesz sobie nie poradzić bez pomocy. - Mimo że ton Melanie stał się dużo bardziej ludzki i szczery, niż na początku naszego spotkania, ja nadal nie chciałam mieć z nią nic do czynienia. Rozpaczliwie pragnęłam spokoju, by móc odnaleźć normalność i zapanować nad nią. Wiedziałam, że muszę to zrobić sama. Nie ważne, jak bardzo się rozsypywałam. Nie ufałam ani jej, ani im. Nie miałam zamiaru ufać. 
      - To moja historia. Nikomu nie musi się podobać to, jak będzie się toczyć. - Kobieta zamilkła. Spojrzała w moje zdeterminowane niedostępnością oczy i zapisała coś w swoim notesie. 
      - Nie będę cię zmuszać do rozmowy, której nie chcesz. Powiem twojemu szefowi, że nie jesteś w stanie wrócić jeszcze do pracy - oznajmiła podnosząc się z miejsca. Nie kryłam się z tym, że spodobało mi się to, co usłyszałam. Wysiliłam się nawet na wstanie z fotela i odprowadzenie jej do korytarza. Ot, taki kulturalny gest. 
      - Oooo! Już pani wychodzi? - Mama wyskoczyła znienacka z mojego pokoju. W holu zrobiło się tłoczno, a sekundę później jeszcze tłoczniej, gdyż zza jej pleców wyłoniła się burza brązowych loków i znajoma blond fryzurka Sila. 
      - Tak szybko? - uśmiechnęłam się do torsu mojego menadżera, który w mgnieniu oka zaczął mnie przytulać. 
      - Nie było korków.
      - Boże, kocham Szczecin! - usłyszałam za plecami radosny komentarz Harrego. Zaczęłam wyswobadzać się z uścisku Silviana, by przywitać się ze Stylesem osobiście, lecz ktoś mnie ubiegł...
      - Harry! - zawołała radośnie pani Berner rzucając mu się w ramiona.
      - Melanie! Skąd się tu wzięłaś? - Chłopak wyglądał na wyraźnie szczęśliwego. Na ten widok coś dziwnego wstąpiło w moje ciało. Totalnie niedające się określić uczucie. 
      - Twój szef mnie przysłał - odpowiedziała mu rozpromieniona kobieta. 
      - I musisz już lecieć? - jakby posmutniał.
      - Tak, tak - centralnie skinęła na mnie głową, jakby chcąc przekazać mu tym jakąś mentalną odpowiedź. 
      - Ahaaa... - mruknął ze zrozumieniem, a we mnie zawrzało. - Więc do zobaczenia we wtorek. 
      - Do zobaczenia - ucałowała go w policzek i skierowała się w stronę drzwi. - Do widzenia wszystkim. Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy Kaju. 
      - Oby nie - wręcz warknęłam, lecz Melanie zbyła to jedynie głupkowatym uśmiechem i na odchodne dodała: 
      - Świat wcale nie jest taki zły, jak ci się teraz wydaje. 
      - A anioły mieszkają w piekle - mruknęłam pod nosem, gdy już drzwi się za nią zamknęły. 
      - Kaja! - zawołała oburzona moim zachowaniem rodzicielka. 
      - Idź i zobacz, czy nie trzeba pomóc mamie Marty przy przygotowaniach - rozkazałam, a ta jedynie stała nieruchomo gapiąc się na mnie. - No idź! - ponagliłam ją i w końcu wyszła zostawiając w holu tylko mnie, Sila i Harrego.  
      - Wszystko w porządku? - spytał od razu zmieszany Styles. 
      - Taaa... Fajne masz koleżanki - uśmiechnęłam się sztucznie. Zdecydowanie za sztucznie. - Zayn u Marty?
      - Tak - odparł Sil. 
      - Melanie ci coś zrobiła? - Harry wydawał się naprawdę zdziwiony. Spojrzałam na niego i zrobiło mi się cieplej.
      - Dlaczego nie powiedzieliście mi o Edzie? 
      - Nie zmieniaj tematu...
      - Nie denerwuj mnie.
      - Czym cię denerwuje? - Chłopak mówił spokojnie, lecz wyczuwałam w jego głosie nutkę wściekłości. 
      - Niczym. Napijecie się czegoś? - spytałam kierując się do drzwi za moimi plecami. 
      Kompletnie nie rozumiałam swojego zachowania i stanu umysłu. Czułam się dokładnie tak, jak się czuje kobieta przed okresem, tylko w moim przypadku wszystko potęgowało się milion razy. Zrobiłam kilka kroków do przodu i usłyszałam, że ktoś ruszył za mną. Odwróciłam się. To był Silvian. Harry nadal stał w tym samym miejscu ciskając we mnie piorunującym wzrokiem.
      - Idziesz? - skinęłam w jego stronę. 
      - Kaja, co się z tobą dzieje? - spytał nieprzyjemnym tonem. 
      - Czemu wszyscy uważają, że coś się ze mną dzieje?! Do cholery! To nie ja ukrywam przed ludźmi prawdę o pieprzonym psychopacie na wolności! I jeszcze ona przychodzi mi tu i pierdoli o tym, że świat jest dobry! - Moja wściekłość wybuchła. Nie kontrolowałam słów, ani przeźroczystego płynu na policzkach. 
      - Kaja, ale zrozum... - zrobił kilka kroków, by stanąć tuż przede mną. Jego zielone tęczówki błysnęły przy spojrzeniu w moje. -Nie możesz się tak wściekać. To było dla twojego dobra. My jesteśmy tu dla ciebie, a nie przeciwko tobie - powiedział kładąc na moich barkach swoje ramiona, a we mnie aż zawrzało. 
      - Ugh! Gadasz jak ona! Poza tym skąd mam to wiedzieć?! - Momentalnie strzepnęłam jego ręce. Mój ton już na dobre
wyrwał się spod kontroli. - Skąd mam wiedzieć, że powinnam ci... wam - poprawiłam się spoglądając w stronę Silviana - ufać? Łatwo jest mówić „nie wściekaj się”. Wy nie przeżyliście tego, co ja! Na was to się nie odbija. Ed nie zniszczył was, tylko mnie. Jestem wrakiem człowieka Harry! Czy ty naprawdę tego nie widzisz?! - kończąc ugryzłam się w język. Powiedziałam za dużo i nawet nie miałam pojęcia, dlaczego to zrobiłam. Z żyły pulsującej na jego szyi i drżących powiek odczytałam, jak bardzo przesadziłam.
      - Czyli twoim zdaniem to mnie nie obeszło? Mam ciebie i Louisa gdzieś? - spytał nerwowo-ironicznym tonem. 
      - Nie to chciałam powiedzieć... - ostrożnie dotknęłam ramienia Harrego. Beata kiedyś powiedziała mi, że przepraszając warto nawiązać z przepraszaną osobą jakiś kontakt fizyczny, bo wtedy ludzie łatwiej wybaczają. Mówiła, że w większości przypadków to działa, a ona zawsze mądrze mówiła, więc postanowiłam wykorzystywać w życiu jej radę. Tylko później dodała jeszcze, że jeśli to nie podziała, a przepraszana osoba jest na mnie wściekła, to po sprowokowaniu dotyku najprawdopodobniej zarobię jakiegoś siniaka...Harry zdecydowanie był wściekły. 
      - Wystarczy. Zrozumiałem - odparł krótko. Dwie sekundy później już go nie było. Zniknął za drzwiami do pokoju Sila, który według mnie zdecydowanie zbyt mocno się tym wszystkim przejął.
      - Kaja nie powinnaś... - mój menadżer dosłownie cały się trząsł. Miałam wrażenie, że zaraz zejdzie na zawał. Ale żeby aż tak reagować na zwykle zamknięcie się w pokoju? O co tu chodzi? - Do cholery nie powinnaś tego robić! - krzyknął wściekle, a po moim ciele przemknął dreszcz jakiejś dziwnej, nieokreślonej grozy, którą nieświadomie się podzielił się ze mną Silvian. 











15 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. OMG! ZAJEBISTE!!!! TYLE CZEKAŁAM I WREŚCIE SIĘ DOCZEKAŁAM!
    CUD
    MIÓD
    MALINA
    I
    ORZESZKI!

    BRAK
    MI
    SŁÓW!

    Dangerous Darkness

    OdpowiedzUsuń
  3. Boski. :3 Kocham to opowiadanie. :3

    OdpowiedzUsuń
  4. BECAUSE YOU WRITE AMAZING TEXT.

    IT'S BEAUTIFUL ♥

    czekam nn ;)
    Kiss Lolaa ;*


    + ZAPRASZAM NA MOJEGO NOWEGO BLOGA " DANGER RETURNS - Beware ! " PROSZĘ ZAJRZYJ I WYRAŹ OPINIĘ. PRZECIEŻ TO TYLKO CHWILA A DAJE MI OGROMNEGO KOPNIAKA SZCZĘŚCIA. ZRÓB TO TAK JAK JA TO ROBIĘ DLA CIEBIE. PROSZĘ ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. jak zwykle genialnr. zapraaszam do mnie start-all-over-with-1d.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Wkońcu sie doczekaliśmy ! ;) rozdział jak zawsze super, ale naprawdę zdziwiło mnie zachowanie Kai, powiedziała za dużo choć może tego nie chciała.. Lecę czytać 18 bo już nie mogę sie doczekać co dalej ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nareszcie wspanialy jak wszystkie
    Zapraszam do sb..

    idealnadziewczynadlamojegofaceta.blogspot.com
    Ucalowania
    Layls

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie no ja po prostu nie umiem komentować Twojego opowiadania, jestem za głupia, by znać słowa opisujące Twoją twórczość, chciałabym umieć pisać tak jak Ty, ale to tylko marzenie ściętej głowy, ponieważ nigdy mi się to nie uda :(
    Jesteś genialna i tyle umiem powiedzieć na Twój temat.
    Pozdrawiam
    JestemJustyna z http://destroying-their.blogspot.com/ i http://anastazja-jest-aniolem.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. O matko! Co ona zrobiła?! Już się pogubilam... Czyli ona nie wiem że Ed chcial ją zabić na oczach Harrego? Znaczy nie na jego oczach ale przez niego... Porażka. Boję się o Harrego.. Jeżeli on coś sobie zrobi?! Lecę czytac kolejny rozdzial :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Wspaniały rozdział.
    http://onedirection-and-my-life.blogspot.com/

    o Louisie

    OdpowiedzUsuń
  11. Boski masz ogromny talent nie mogę przestać płakać. nie mam słów do opisania tego jest to świetne

    OdpowiedzUsuń
  12. hej :) blog http://if-we-only-turn-back-time.blogujaca.pl/ nominował cie do libster awards :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Oh oh oh boże!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Twój komentarz :)