Piątek;
5.04.2013
Szpital w Houston
Popołudnie
Szpital w Houston
Popołudnie
Przez ostatni czas
najbardziej wyczekiwaną przeze mnie porą dnia był świt. Kilka
pierwszych promieni Słońca przecinających czerń nocnego nieba.
Cudowny moment. Uspokajający... To taka chwila, w której nie patrzy
się na zegarek, tylko na obraz rozciągający się za szybą. Można
przestać myśleć... a ja nienawidziłam myśleć...
Dwa tygodnie, które miałam spędzić w szpitalu przerodziły się w dwa miesiące ciągnące się w nieskończoność. Chociaż właściwie ciągnął się tylko marzec. W lutym miałam jeszcze towarzystwo, mimo że nie byłam wtedy zbyt rozmowna. Póki chłopcy nie ruszyli w trasę, dość często wpadali. Harry praktycznie nie ruszał się ze szpitala przez prawie trzy tygodnie. Tata z Pati musieli wrócić do Polski po kilku dniach. Marta zresztą też. Na końcu wszyło na to, że zostałam sama z mamą. Przewrażliwioną mamą. A nie... przepraszam. Nie można było zapomnieć o prasie, która zdecydowanie zbyt często gromadziła się przed szpitalem próbując wtargnąć do środka, przez co ze względów bezpieczeństwa zamknięto całe piętro, na którym leżałam. Tylko ja, mama, pielęgniarka, lekarze odwiedzający moją salę zdecydowanie zbyt często i ataki panicznego lęku, które dopadały mnie ni stąd, ni zowąd niszcząc szczątki jakiegokolwiek poczucia bezpieczeństwa. Raz na jakiś czas dostawałam od losu malutkie prezenciki, w których znajdowały się niewielkie dawki tego uczucia. Najczęściej zdarzało się to, gdy dzwoniła Marta, Niall, Silvian, albo Harry. Zdecydowanym przeciwieństwem ich telefonów były szepty, które otaczały mnie przez osiemdziesiąt procent dnia. Nie mówili mi wszystkiego. Ani mama, ani lekarze. To było przerażające i zarazem nieznośnie wkurzające.
Z mojej sali zniknęły wszystkie lustra. Nie chciałam na siebie patrzeć. W zupełności wystarczał mi widok opatrunku na moim brzuchu, gdy się przebierałam. W pierwszym tygodniu pielęgniarka musiała zmieniać mi go codziennie. Później co dwa dni. Nie spojrzałam na to ani razu. W tamtym momencie moje powieki dosłownie się ze sobą zrastały i nie było nawet mowy o próbie ich rozdzielenia. Świadomość tego, że w niektórych miejscach skóra na moim brzuchu nie miała szans na regenerację, dosłownie zabijała mnie od środka. Potrzebna była seria przeszczepów i późniejsza rekonstrukcja, żeby odzyskał jakikolwiek wygląd. Takie operacje mogły się ciągnąć kilka miesięcy, a nawet lat. Zdaniem lekarza pierwszy zabiegł przebiegł znakomicie, co chyba było jedynym pocieszeniem w tym wszystkim.
Ułożyłam się wygodniej na łóżku podciągając kołdrę pod samą brodę. Słońce zaczynało pomału chylić się ku zachodowi, więc odruchowo pociągnęłam za sznureczek po prawej, żeby włączyć światło, nim cień wkradnie się do sali. Mama jak zwykle rozmawiała z kimś na korytarzu. Tym razem chociaż nie szeptała i wiedziałam o czym: o tym jak bezpiecznie przetransportować mnie ze szpitala do auta, a później z niego na lotnisko. Nie byłam zła za eskortę policji, lecz jej rozmiar z lekka mnie dziwił. Mama powiedziała, że to dla dobrej ochrony przed paparazzi, ale żeby aż trzy wozy? Ściśle tajny transport w środku nocy dla mnie? Przecież nie byłam aż tak sławna...
Dwa tygodnie, które miałam spędzić w szpitalu przerodziły się w dwa miesiące ciągnące się w nieskończoność. Chociaż właściwie ciągnął się tylko marzec. W lutym miałam jeszcze towarzystwo, mimo że nie byłam wtedy zbyt rozmowna. Póki chłopcy nie ruszyli w trasę, dość często wpadali. Harry praktycznie nie ruszał się ze szpitala przez prawie trzy tygodnie. Tata z Pati musieli wrócić do Polski po kilku dniach. Marta zresztą też. Na końcu wszyło na to, że zostałam sama z mamą. Przewrażliwioną mamą. A nie... przepraszam. Nie można było zapomnieć o prasie, która zdecydowanie zbyt często gromadziła się przed szpitalem próbując wtargnąć do środka, przez co ze względów bezpieczeństwa zamknięto całe piętro, na którym leżałam. Tylko ja, mama, pielęgniarka, lekarze odwiedzający moją salę zdecydowanie zbyt często i ataki panicznego lęku, które dopadały mnie ni stąd, ni zowąd niszcząc szczątki jakiegokolwiek poczucia bezpieczeństwa. Raz na jakiś czas dostawałam od losu malutkie prezenciki, w których znajdowały się niewielkie dawki tego uczucia. Najczęściej zdarzało się to, gdy dzwoniła Marta, Niall, Silvian, albo Harry. Zdecydowanym przeciwieństwem ich telefonów były szepty, które otaczały mnie przez osiemdziesiąt procent dnia. Nie mówili mi wszystkiego. Ani mama, ani lekarze. To było przerażające i zarazem nieznośnie wkurzające.
Z mojej sali zniknęły wszystkie lustra. Nie chciałam na siebie patrzeć. W zupełności wystarczał mi widok opatrunku na moim brzuchu, gdy się przebierałam. W pierwszym tygodniu pielęgniarka musiała zmieniać mi go codziennie. Później co dwa dni. Nie spojrzałam na to ani razu. W tamtym momencie moje powieki dosłownie się ze sobą zrastały i nie było nawet mowy o próbie ich rozdzielenia. Świadomość tego, że w niektórych miejscach skóra na moim brzuchu nie miała szans na regenerację, dosłownie zabijała mnie od środka. Potrzebna była seria przeszczepów i późniejsza rekonstrukcja, żeby odzyskał jakikolwiek wygląd. Takie operacje mogły się ciągnąć kilka miesięcy, a nawet lat. Zdaniem lekarza pierwszy zabiegł przebiegł znakomicie, co chyba było jedynym pocieszeniem w tym wszystkim.
Ułożyłam się wygodniej na łóżku podciągając kołdrę pod samą brodę. Słońce zaczynało pomału chylić się ku zachodowi, więc odruchowo pociągnęłam za sznureczek po prawej, żeby włączyć światło, nim cień wkradnie się do sali. Mama jak zwykle rozmawiała z kimś na korytarzu. Tym razem chociaż nie szeptała i wiedziałam o czym: o tym jak bezpiecznie przetransportować mnie ze szpitala do auta, a później z niego na lotnisko. Nie byłam zła za eskortę policji, lecz jej rozmiar z lekka mnie dziwił. Mama powiedziała, że to dla dobrej ochrony przed paparazzi, ale żeby aż trzy wozy? Ściśle tajny transport w środku nocy dla mnie? Przecież nie byłam aż tak sławna...
Kątem oka zbadałam
odległość Słońca od horyzontu i stwierdziłam, że do przyjazdu
Marty, która jako totalna wariatka postanowiła przylecieć do
Houston tylko po to, żeby kilka godzin później wsiąść ze mną w
samolot powrotny do Polski, mam jeszcze koło dwóch godzin na małą drzemkę. Musiałam dobrze wykorzystać tą
chwilę, bo na zaśnięcie po zmroku nie miałam szans. Za bardzo się
bałam, a dzień to przecież bezpieczniejsza opcja...
Niestety, tego popołudnia nie było mi dane zasnąć. Mózg za nic nie chciał się wyciszyć i ze mną współpracować. Zamiast tego kolejny raz odtwarzał w głowie wspomnienia zmuszając do ich analizy.
Niestety, tego popołudnia nie było mi dane zasnąć. Mózg za nic nie chciał się wyciszyć i ze mną współpracować. Zamiast tego kolejny raz odtwarzał w głowie wspomnienia zmuszając do ich analizy.
* retrospekcja *
dwudziesty lutego...
Było bardzo późno.
Cisza na korytarzach przerażała. Słyszałam tylko plastikowe
klapki pielęgniarki ocierające się o linoleum na podłodze i cichy
bas, który początkowo pomyliłam z biciem własnego serca. Jednak
ono miało zupełnie inny rytm. Spojrzałam na drzwi. Te jak
zazwyczaj pozostawały niedomknięte. Białe światło korytarzowej
jarzeniówki zmieszało się z żółtym w mojej sali do tego
stopnia, że praktycznie nie dało się ich rozróżnić. Harry
którąś już noc z rzędu spędzał na zielonkawo-niebieskich
krzesełkach w holu, zaraz obok moich drzwi. Nie wiedziałam, czy
sypiał tam celowo, czy tylko padał ze zmęczenia byle gdzie, ale
prawdę mówiąc: nie miałam głowy do tego typu pytań. Ta tona
leków, którą mi podawali potwornie otumaniała. Co noc po kryjomu
zrywałam się z łóżka, żeby chociaż okryć go kocem. Przez
długotrwałe zmęczenie wyglądał tak samo potwornie jak ja.
Wyjrzałam za okno, a czerń świata momentalnie zmroziła mi krew w
żyłach, ale to stało się już normą...
Jedna noga na ziemi.
Druga.
Jedna noga na ziemi.
Druga.
Plask, plask, plask
– gołe, spocone stopy co krok przyklejały się do linoleum. Znowu
nie znalazłam kapci... a może w ogóle ich tu nie miałam?
Chwyciłam w rękę beżowy koc pofałdowany na mojej pościeli i
razem z nim ruszyłam w stronę chłopaka. Chwiałam się na boki nie
zważając na dziwne, pooperacyjne kłucie w brzuchu. Byłam dumna z tego, że w ogóle stoję na własnych nogach.
WŁĄCZ [LINK]
WŁĄCZ [LINK]
Plask, plask, pla... Bum. Plask,
plask. Bum. Plask. Bum – głęboki bas
zmieszał się z moimi krokami. Jak się okazało dźwięk wydobywał
się ze słuchawek Harrego. Jego zaciśnięte powieki i twarz oparta
na jednej z pięści pozwoliły mi myśleć, że śpi, jednak
nakrywając wczorajsze (lub może nawet przedwczorajsze) ubrania
chłopaka kocem okazało się, że nie.
- Dźźźźźź-dzięki - ziewnął pocierając powieki. W odpowiedzi posłałam mu jedynie nieznaczny uśmiech. Nie miałam pojęcia, na ile w tamtym momencie był przytomny, a na ile pogrążony we śnie, ale nie zaprotestował, gdy usiadłam na krześle obok. Ucieszyłam się, bo miałam już szczerze dość tego, jak co pięć minut powtarzał mi: Nie wstawaj. Masz odpoczywać. Lekarz kazał ci leżeć. Bla, bla, bla...
Jeżeli spanie na jawie jest możliwe, to w takim właśnie stanie znajdował się wtedy Harry. Niby siedział koło mnie, ale tak naprawdę ukrywał się gdzieś pośrodku swoich myśli. Po wyrazie jego twarzy niechętnie musiałam stwierdzić, że były paskudne.
- Czego słuchasz?
Nie odpowiedział. Może nawet niedosłyszał. Muzyka leciała przerażająco głośno.
Wyjęłam słuchawkę z jego prawego ucha i wsadziłam do swojego.
- Dźźźźźź-dzięki - ziewnął pocierając powieki. W odpowiedzi posłałam mu jedynie nieznaczny uśmiech. Nie miałam pojęcia, na ile w tamtym momencie był przytomny, a na ile pogrążony we śnie, ale nie zaprotestował, gdy usiadłam na krześle obok. Ucieszyłam się, bo miałam już szczerze dość tego, jak co pięć minut powtarzał mi: Nie wstawaj. Masz odpoczywać. Lekarz kazał ci leżeć. Bla, bla, bla...
Jeżeli spanie na jawie jest możliwe, to w takim właśnie stanie znajdował się wtedy Harry. Niby siedział koło mnie, ale tak naprawdę ukrywał się gdzieś pośrodku swoich myśli. Po wyrazie jego twarzy niechętnie musiałam stwierdzić, że były paskudne.
- Czego słuchasz?
Nie odpowiedział. Może nawet niedosłyszał. Muzyka leciała przerażająco głośno.
Wyjęłam słuchawkę z jego prawego ucha i wsadziłam do swojego.
[…]
This is how an angel dies – To sposób, w jaki umiera anioł
Blame it on my own supply – Wiń za to moją własną dumę
[…]
Maybe I should cry for help – Może powinienem wołać o pomoc
Maybe I should kill myself – Może powinienem się zabić
Blame it on my A.D.D baby
Sail!
[…]
Ciernisty
dreszcz przemaszerował po moim karku. This
is how an angel dies. Blame it on my own supply.
- Nie strasz mnie Harry - szepnęłam bardziej do siebie, niż do niego. Bałam się... Właściwie to od tamtego czasu przerażało mnie praktycznie wszystko. Wzięłam do ręki jego iPod'a. Jedyną piosenką było „Sail” zespołu Awolnation, które sądząc po temperaturze urządzenia musiało lecieć w kółko przez ostatnie kilka godzin. Metal obudowy dosłownie parzył w dłonie.
„Maybe I should kill myself” przyprawiało mnie o gęsią skórkę, zwłaszcza dlatego, że ostatnim nowo nabytym zwyczajem Harrego stało się przepraszanie i ciągłe obwinianie się za wszystko. Nie umiał zrozumieć, że TO nie jest jego winą, że tak naprawdę winnym jest ktoś zupełnie inny. Od pobudki w szpitalu był jedną z niewielu osób, przy których czułam się dobrze. Nie wiedziałam dlaczego. Po prostu. Tym bardziej obawiałam się tego mrocznego nastroju, w który wpadał ostatnio zdecydowanie zbyt często. Do tego nie mogłam już dłużej go pilnować. Następnego dnia wylatywał do Londynu, no bo przecież skoro Louis zdołał jako-tako wrócić do formy, to nie było mowy o przesunięciu trasy na później... W końcu w tej branży liczą się zyski, nie ludzie...
- Nie zrób nic głupiego, jak wyjedziesz - powiedziałam błagalnym tonem, choć nawet nie łudziłam się, że to usłyszy. Przez cały czas był gdzieś zbyt daleko. Mocny bas wprowadził go w trans, a mnie zaczął stopniowo przyprawiać o kolejny napad lęku.
Duszności.
Zamazanie obrazu.
Łomoczące serce.
Nie było szans na okiełznanie tego. Jak zwykle zresztą...
- Nie strasz mnie Harry - szepnęłam bardziej do siebie, niż do niego. Bałam się... Właściwie to od tamtego czasu przerażało mnie praktycznie wszystko. Wzięłam do ręki jego iPod'a. Jedyną piosenką było „Sail” zespołu Awolnation, które sądząc po temperaturze urządzenia musiało lecieć w kółko przez ostatnie kilka godzin. Metal obudowy dosłownie parzył w dłonie.
„Maybe I should kill myself” przyprawiało mnie o gęsią skórkę, zwłaszcza dlatego, że ostatnim nowo nabytym zwyczajem Harrego stało się przepraszanie i ciągłe obwinianie się za wszystko. Nie umiał zrozumieć, że TO nie jest jego winą, że tak naprawdę winnym jest ktoś zupełnie inny. Od pobudki w szpitalu był jedną z niewielu osób, przy których czułam się dobrze. Nie wiedziałam dlaczego. Po prostu. Tym bardziej obawiałam się tego mrocznego nastroju, w który wpadał ostatnio zdecydowanie zbyt często. Do tego nie mogłam już dłużej go pilnować. Następnego dnia wylatywał do Londynu, no bo przecież skoro Louis zdołał jako-tako wrócić do formy, to nie było mowy o przesunięciu trasy na później... W końcu w tej branży liczą się zyski, nie ludzie...
- Nie zrób nic głupiego, jak wyjedziesz - powiedziałam błagalnym tonem, choć nawet nie łudziłam się, że to usłyszy. Przez cały czas był gdzieś zbyt daleko. Mocny bas wprowadził go w trans, a mnie zaczął stopniowo przyprawiać o kolejny napad lęku.
Duszności.
Zamazanie obrazu.
Łomoczące serce.
Nie było szans na okiełznanie tego. Jak zwykle zresztą...
*
* *
* retrospekcja*
dwudziesty
pierwszy lutego...
- Nie. Nawet nie ma mowy. Tak postanowiłam i nie zmienię zdania. Wiem, że nigdy nie lubiłeś Harrego, ale ostatnio zaczęliście się w miarę dogadywać, a ja naprawdę się o niego martwię. Ktoś musi mieć go teraz na oku. Zresztą Louisa też. Chcę mieć przy nich kogoś zaufanego. Niall się przecież nie rozdwoi.
- Kaja...
- Proszę Sil, zrób to dla mnie.
- Kaja...
- No proszę. Poleć z nim. Chociaż do tej przerwy w kwietniu... Martwię się o nich. Naprawdę.
- A ja się martwię o ciebie - zaznaczył stanowczym tonem.
- Przecież wiesz, że ze mną już wszystko w porządku. - Kłamałam.
- Pracuję dla ciebie, a nie dla nich.
- Proszę...
Zgodził się. Nawet łatwiej, niż początkowo przypuszczałam.
* * *
* retrospekcja *
piąty
marca...
-
Kaja, śpisz? - mama zaświergotała nad moim uchem. Nie spałam, ale
nie miałam ochoty na rozmowę. Zacisnęłam mocniej powieki wtulając
się w kołdrę. - Kaja! - Mama potrząsnęła moim ramieniem.
- Co znowuuu? - jęknęłam z lekka rozgoryczonym tonem.
- Telefon. Chcesz rozmawiać?
- Nie - rzuciłam momentalnie nakrywając głowę kołdrą. - Daj mi spać.
- W porządku. Powiem Louisowi, żeby zadzwonił później - oznajmiła kierując się w stronę wyjścia.
- Chwila! - W mgnieniu oka zrzuciłam z siebie kołdrę i usiadłam. - Louis? Louis Tomlinson? Louis Tomlinson z One Direction? - Nie dowierzałam tak bardzo, że aż moja twarz skrzywiła się w dziwacznym grymasie. Minęło tyle czasu, że nawet marzenia o tej sytuacji były dla mnie niczym góra nie do przeskoczenia.
- Innego nie znam - odpowiedziała mama podając mi komórkę.
Miałam na tyle śliskie ręce, że urządzenie wyśliznęło się z nich i upadło na pościel obok mnie. Pospiesznie je w nią wytarłam i przyłożyłam telefon do ucha.
Równomierny oddech Louisa był tak bardzo inny od tego, który słyszałam będąc z nim w Piekle... Wiedziałam, że muszę się odezwać, ale nie miałam bladego pojęcia, co powinnam powiedzieć. Dziękuję za to, że uratowałeś mi życie, ale czemu potem zabijałeś półtoramiesięcznym milczeniem?
- Co znowuuu? - jęknęłam z lekka rozgoryczonym tonem.
- Telefon. Chcesz rozmawiać?
- Nie - rzuciłam momentalnie nakrywając głowę kołdrą. - Daj mi spać.
- W porządku. Powiem Louisowi, żeby zadzwonił później - oznajmiła kierując się w stronę wyjścia.
- Chwila! - W mgnieniu oka zrzuciłam z siebie kołdrę i usiadłam. - Louis? Louis Tomlinson? Louis Tomlinson z One Direction? - Nie dowierzałam tak bardzo, że aż moja twarz skrzywiła się w dziwacznym grymasie. Minęło tyle czasu, że nawet marzenia o tej sytuacji były dla mnie niczym góra nie do przeskoczenia.
- Innego nie znam - odpowiedziała mama podając mi komórkę.
Miałam na tyle śliskie ręce, że urządzenie wyśliznęło się z nich i upadło na pościel obok mnie. Pospiesznie je w nią wytarłam i przyłożyłam telefon do ucha.
Równomierny oddech Louisa był tak bardzo inny od tego, który słyszałam będąc z nim w Piekle... Wiedziałam, że muszę się odezwać, ale nie miałam bladego pojęcia, co powinnam powiedzieć. Dziękuję za to, że uratowałeś mi życie, ale czemu potem zabijałeś półtoramiesięcznym milczeniem?
-
Kaja? - spytał, a ja o mało nie dostałam zawału. - Słyszę, jak
oddychasz. Możesz się odezwać. - Był zniecierpliwiony, przez co
ja jeszcze bardziej się spłoszyłam, a wielka gula zablokowała
moje gardło. - Kaja... - ponaglił mnie raz jeszcze.
- Cześć - wykrztusiłam wreszcie.
- Co u ciebie? Jak się czujesz? - mówił jak maszyna. To było straszne. Nie musiałam go widzieć, ani rozmawiać z nim godzinami, by zdać sobie sprawę z tego, jak bardzo został skrzywdzony i jak bardzo go to wszystko zmieniło, zniszczyło... przeze mnie.
- Przepraszam - wyraźnie zdołałam powiedzieć jedynie tyle, później łzy paskudnie zniekształciły moją mowę. - Przepraszam. Tak strasznie przepraszam.
- Nie przepraszaj.
- Ale...
- Niepotrzebnie dzwoniłem. To zły moment.
I tyle. Nic więcej. Zakończył połączenie. Zostawił mnie z rozdartym sercem i czarną dziurą w umyśle. Tylko tyle. Nic więcej.
- Cześć - wykrztusiłam wreszcie.
- Co u ciebie? Jak się czujesz? - mówił jak maszyna. To było straszne. Nie musiałam go widzieć, ani rozmawiać z nim godzinami, by zdać sobie sprawę z tego, jak bardzo został skrzywdzony i jak bardzo go to wszystko zmieniło, zniszczyło... przeze mnie.
- Przepraszam - wyraźnie zdołałam powiedzieć jedynie tyle, później łzy paskudnie zniekształciły moją mowę. - Przepraszam. Tak strasznie przepraszam.
- Nie przepraszaj.
- Ale...
- Niepotrzebnie dzwoniłem. To zły moment.
I tyle. Nic więcej. Zakończył połączenie. Zostawił mnie z rozdartym sercem i czarną dziurą w umyśle. Tylko tyle. Nic więcej.
* * *
Im
dłużej byłam przykuta do szpitalnego łóżka, tym mniej
rozumiałam otaczający mnie świat. Gubiłam się we wszystkim nie
mogąc pojąć dlaczego.
Dlaczego rok wcześniej myślałam o wysyłaniu pracy na konkurs One
Direction, a teraz leżałam brzydząc się własnej siebie? Dlaczego
przed porwaniem Louis powiedział, że mnie kocha, a teraz nie chciał
mnie znać? Dlaczego pogodziłam się ze stratą Harrego, a teraz
jego oczy znowu stawały się zielone?
Po wszystkim, co przeszłam, byłam pewna już tylko jednego: w
Piekle straciłam człowieczeństwo. Tego nie da się odbudować z
dnia na dzień. Tego nie da się odbudować nigdy.
Kilka godzin później...
- Najwyższy czas wyciągnąć cię z tej nory - oznajmiła Marta bezczelnie rzucając we mnie poduszką. Trafiła prosto w nos... - No dalej! Dupa do góry księżniczko! - Uśmiechnęłam się. Uwielbiałam w niej to, że jako jedyna choć starała się traktować mnie normalnie. Nie jak ofiarę. Nie jak reszta... Nie cackała się. Dosłownie, jakby nic nigdy się nie stało. Jakbym się nie zmieniła. Jeszcze bardziej bezczelnie zerwała ze mnie kołdrę, przez co chłodnawy powiew otulił moje ciało. - Jenyyyyy... - jęknęła nagle.
- Co jest?
- Gdybym miała się utrzymywać z robienia emotikonek, to umarłabym z głodu.
- Cooo?
- Nie co, tylko współczuj głupku! Od pięciu minut chcę zrobić uśmiech, ale moje palce nie chcą współpracować z tym chorym telefonem!
- Pokaż mi to - prychnęłam próbując za wszelką cenę nie wybuchnąć śmiechem. Gdy tylko wyciągnęłam rękę, by przechwycić od niej telefon, ta zrobiła krok w tył.
- O nie, nie, nie! Nie ma tak łatwo. Jak chcesz zobaczyć, to musisz wstać - rozkazała, a mi od razu zrzedła mina.
- Ugh... - jęknęłam. - Nie chce.
- Chcesz.
- Nie. Nie chce stąd wychodzić.
- Chcesz.
- Naprawdę nie chce. Tu mi dobrze - obróciłam się na bok i schowałam głowę pod poduszkę. To nie tak, że nie chciałam wyjść ze szpitala. Po prostu coś silniejszego ode mnie zamieniało w przerażające wszystko wokół niego.
- Przyleciałam po ciebie aż z tej cholernej Polski... Dwadzieścia, kurde, godzin plus dojazd do Warszawy i dwie przesiadki, więc nawet mnie nie denerwuj... Ciesz się, że chociaż wracamy bezpośrednio.
- Prywatnym.
- Nie gadaj? - wytrzeszczyła oczy. - Nie gadaj, że lecimy prywatnym! - krzyknęła pociągając mnie za ręce do pozycji siedzącej.
- Ał... - syknęłam z bólu. Znowu ten cholerny brzuch.
- Boże, przepraszam - brunetka naprawdę się przeraziła. - Przepraszam, nie chciałam. Nic ci nie jest?
- Spokojnie głupku. Żyje - uśmiechnęłam się. Bolało już zdecydowanie mniej, niż dawniej. I to dopiero było przerażające. Przerażająco miłe. Choć nadal przerażające.
- Widziałam policjantów przed salą - zgrabnie zmieniła temat, za co byłam jej ogromnie wdzięczna. Miałam serdecznie dość rozmów o moim zdrowiu. - Ilu ich było? Chyba z pięciu. Normalnie jakbyś prezydentem była.
- To jeszcze nic. W nocy mają być trzy pełne wozy...
- Jesteś więcej niż prezydentem. Hahaha. Ale poważnie, to prawidłowo. Jak już mają kogoś chronić to tylko ciebie.
- To zabrzmiało, jakbym była jakimś pępkiem świata - wytknęłam jej język, po czym delikatnie podniosłam się z łóżka, a dziewczyna od razu rozłożyła ręce tak, że mnie nimi otoczyła. - Spokojnie. - Pociągnęłam je w dół. - Nie upadnę. Może jeszcze nie biegam, ale chodzić mogę. Lepiej wróćmy do tego, z kim tak esemesujesz.
- A co cię to tak interesuje? - spytała lekko się zaczerwieniając.
- Dobra, skoro migasz się od odpowiedzi, to tym bardziej chcę wiedzieć!
- Ehh... ale nie oceniaj, okej?
- Mów wreszcie z kim, a ja się przebiorę - oznajmiłam podchodząc powoli w stronę półki z ubraniami.
- Z Zaynem.
- Malikiem? - odwróciłam się, by móc spojrzeć na jej twarz. Nie kłamała i zdecydowanie się cieszyła. - I Emmily jeszcze nie zafarbowała Ci rąk na zielono? Dziwne - uśmiechnęłam się do niej.
- A no bo wiesz... Oni tak jakby zerwali - przycichła.
- I teraz on podrywa ciebie, tak?
- Od razu podrywa... Po prostu sobie gadamy.
- Jaaaasne - zaśmiałam się. Wyciągając z szafy szare dresy, czarną kamizelkę i koszulkę z napisem I never liked you anyway. [LINK] - A wiesz, czemu zerwał z Emmily? Bo rozumiem, że to on zerwał, a nie ona?
- Tak, on. W sumie to nie wiem. Powiedział tylko, cytuję: fałszywi ludzie są mi w życiu tak samo potrzebni, jak dziwce majtki.
- Dobrze gada! Polać mu! Ale i tak się dziwie - wystawiłam jej język.
- Co cię dziwi?
- No bo myślałam, że ty to tak bardziej na Nialla lecisz, no ale Zayn też zły nie jest - centralnie się z nią droczyłam. Fajnie się czerwieniła.
Kilka godzin później...
- Najwyższy czas wyciągnąć cię z tej nory - oznajmiła Marta bezczelnie rzucając we mnie poduszką. Trafiła prosto w nos... - No dalej! Dupa do góry księżniczko! - Uśmiechnęłam się. Uwielbiałam w niej to, że jako jedyna choć starała się traktować mnie normalnie. Nie jak ofiarę. Nie jak reszta... Nie cackała się. Dosłownie, jakby nic nigdy się nie stało. Jakbym się nie zmieniła. Jeszcze bardziej bezczelnie zerwała ze mnie kołdrę, przez co chłodnawy powiew otulił moje ciało. - Jenyyyyy... - jęknęła nagle.
- Co jest?
- Gdybym miała się utrzymywać z robienia emotikonek, to umarłabym z głodu.
- Cooo?
- Nie co, tylko współczuj głupku! Od pięciu minut chcę zrobić uśmiech, ale moje palce nie chcą współpracować z tym chorym telefonem!
- Pokaż mi to - prychnęłam próbując za wszelką cenę nie wybuchnąć śmiechem. Gdy tylko wyciągnęłam rękę, by przechwycić od niej telefon, ta zrobiła krok w tył.
- O nie, nie, nie! Nie ma tak łatwo. Jak chcesz zobaczyć, to musisz wstać - rozkazała, a mi od razu zrzedła mina.
- Ugh... - jęknęłam. - Nie chce.
- Chcesz.
- Nie. Nie chce stąd wychodzić.
- Chcesz.
- Naprawdę nie chce. Tu mi dobrze - obróciłam się na bok i schowałam głowę pod poduszkę. To nie tak, że nie chciałam wyjść ze szpitala. Po prostu coś silniejszego ode mnie zamieniało w przerażające wszystko wokół niego.
- Przyleciałam po ciebie aż z tej cholernej Polski... Dwadzieścia, kurde, godzin plus dojazd do Warszawy i dwie przesiadki, więc nawet mnie nie denerwuj... Ciesz się, że chociaż wracamy bezpośrednio.
- Prywatnym.
- Nie gadaj? - wytrzeszczyła oczy. - Nie gadaj, że lecimy prywatnym! - krzyknęła pociągając mnie za ręce do pozycji siedzącej.
- Ał... - syknęłam z bólu. Znowu ten cholerny brzuch.
- Boże, przepraszam - brunetka naprawdę się przeraziła. - Przepraszam, nie chciałam. Nic ci nie jest?
- Spokojnie głupku. Żyje - uśmiechnęłam się. Bolało już zdecydowanie mniej, niż dawniej. I to dopiero było przerażające. Przerażająco miłe. Choć nadal przerażające.
- Widziałam policjantów przed salą - zgrabnie zmieniła temat, za co byłam jej ogromnie wdzięczna. Miałam serdecznie dość rozmów o moim zdrowiu. - Ilu ich było? Chyba z pięciu. Normalnie jakbyś prezydentem była.
- To jeszcze nic. W nocy mają być trzy pełne wozy...
- Jesteś więcej niż prezydentem. Hahaha. Ale poważnie, to prawidłowo. Jak już mają kogoś chronić to tylko ciebie.
- To zabrzmiało, jakbym była jakimś pępkiem świata - wytknęłam jej język, po czym delikatnie podniosłam się z łóżka, a dziewczyna od razu rozłożyła ręce tak, że mnie nimi otoczyła. - Spokojnie. - Pociągnęłam je w dół. - Nie upadnę. Może jeszcze nie biegam, ale chodzić mogę. Lepiej wróćmy do tego, z kim tak esemesujesz.
- A co cię to tak interesuje? - spytała lekko się zaczerwieniając.
- Dobra, skoro migasz się od odpowiedzi, to tym bardziej chcę wiedzieć!
- Ehh... ale nie oceniaj, okej?
- Mów wreszcie z kim, a ja się przebiorę - oznajmiłam podchodząc powoli w stronę półki z ubraniami.
- Z Zaynem.
- Malikiem? - odwróciłam się, by móc spojrzeć na jej twarz. Nie kłamała i zdecydowanie się cieszyła. - I Emmily jeszcze nie zafarbowała Ci rąk na zielono? Dziwne - uśmiechnęłam się do niej.
- A no bo wiesz... Oni tak jakby zerwali - przycichła.
- I teraz on podrywa ciebie, tak?
- Od razu podrywa... Po prostu sobie gadamy.
- Jaaaasne - zaśmiałam się. Wyciągając z szafy szare dresy, czarną kamizelkę i koszulkę z napisem I never liked you anyway. [LINK] - A wiesz, czemu zerwał z Emmily? Bo rozumiem, że to on zerwał, a nie ona?
- Tak, on. W sumie to nie wiem. Powiedział tylko, cytuję: fałszywi ludzie są mi w życiu tak samo potrzebni, jak dziwce majtki.
- Dobrze gada! Polać mu! Ale i tak się dziwie - wystawiłam jej język.
- Co cię dziwi?
- No bo myślałam, że ty to tak bardziej na Nialla lecisz, no ale Zayn też zły nie jest - centralnie się z nią droczyłam. Fajnie się czerwieniła.
-
Wiesz... to wszystko przez tą jego stylóweczkę i zgrabną dupeczkę
- obie wybuchnęłyśmy śmiechem, ale wtedy weszła mama w eskorcie
czterech policjantów i chwila normalności prysnęła niczym mydlana
bańka. Trzeba było wrócić do rzeczywistości.
- Za pięć minut wychodzimy. Idź się przebrać i załóż to - mama podała mi okulary przeciwsłoneczne.
- Przecież jest noc - stwierdziłam zmieszanym tonem.
- To dla bezpieczeństwa.
- Absurd nie jest bezpieczny, tylko głupi.
- Nie pyskuj, tylko wkładaj. Za pięć minut masz być gotowa.
Trzymałam Martę pod ramię i powoli sunęłam w stronę windy. Czułam się dziwnie. Nie wiedziałam, czy to przez leki uspokajające, które mi podali, czy dlatego, że najprościej w świecie bałam się opuszczać przestrzeni, która wydawała mi się być bezpieczną, ale coś niepokojącego czaiło się w dźwięku oznajmiającym otwarcie drzwi.
Nie puściłam się Marty nawet przez ułamek sekundy. Ona była po mojej lewej, a mama po prawej. Dookoła otaczał nas prawdziwy mur policjantów ubranych w kamizelki kuloodporne i z pistoletami w kaburach, co już naprawdę wydawało mi się przesadą. Przecież nie mogli strzelać do paparazzich... Poza tym był środek nocy, więc mało prawdopodobne, żeby jeszcze któryś czaił się przed szpitalem.
Póki przemieszczaliśmy się po jasnym szpitalu nie było aż tak źle. Nie wiedziałam, jak ludzie w nim reagowali na widok naszego pochodu, gdyż najprościej w świecie moje pole widzenia kończyło się na plecach policjantów. Szliśmy dość wolno. Tak, bym nie zostawała w tyle. Chodzenie nadal mnie bolało i cholernie męczyło, ale wolałam to, niż wózek inwalidzki. Patrzyłam w dół na swoje czarne trampki. Wtedy czułam się mniej klaustrofobicznie w tej całej klatce z ludzi. Potem niestety ogromne, przeszklone drzwi szpitala w Houston się otworzyły, a moje bezpieczne światło wyparowało. Została tylko ciemność. Paskudna ciemność, którą nieudolnie próbowały rozświetlić uliczne latarnie. Żeby przestać o niej myśleć zaczęłam liczyć w myślach kroki.
Jeden, dwa, trzy... osiem, dziewięć... trzynaście, czter...
Nagle oślepił mnie jakiś błysk. Potem następny. I kolejny. I jeszcze jeden. Zamieszanie wokół z każdą kolejną chwilą narastało. Usłyszałam swoje imię gdzieś w oddali. Głos, a potem głosy, różne głosy, były mi zupełnie obce. Ci ludzie coś krzyczeli. Trudno było mi zrozumieć co. Byli zbyt daleko. Policjanci nadal szli równo ze mną. Kilka następnych kroków. Gdzie te auta? Krzyki i błyski wokół przybierały na sile. Przez szparę między ciałami mignęła mi twarz jakiegoś mężczyzny. Nie udało nam się wygrać z tymi hienami...
- Ktoś musiał ich poinformować - odezwał się jeden z otaczających mnie policjantów.
- Jeden idzie ze mną, a reszta odstawia Kaję do auta. Rozgonimy to zbiegowisko - rozkazał inny.
Kiedy tylko szereg nieco się rozluźnił, widziałam już zdecydowanie więcej. Mocniej złapałam Martę za ramię, bo inaczej już pewnie dawno potknęłabym się o własne nogi. Przez flesze kręciło mi się w głowie. Jakbym zaczęła tracić świadomość.
- Jak się czujesz wiedząc, że Ed żyje? - Tylko to pytanie udało mi się usłyszeć dokładnie. Wtedy też nogi się pode mną ugięły. Marta to zauważyła i przyciągnęła mnie mocniej do siebie. Później już tylko czułam, jak policjanci z tyłu popychają mnie do przodu, a nogi plączą się razem. Coś w brzuchu znowu boleśnie zakuło. Wsiadłam do auta, a ono ruszyło w mgnieniu oka. Nie zdążyłam się nawet zorientować, kiedy mój mały konwój zgubił natrętnych fotoreporterów, a łzy zaczęły bezwładnie skapywać z rozgrzanych do czerwoności policzków. Ludzie w aucie chyba coś do mnie mówili, ale w ogóle ich nie słyszałam. W myślach cały czas krążyło mi tylko jedno jedyne pytanie: Jak się czujesz wiedząc, że Ed żyje?
- Jak to żyje? - zapytałam po cichu, ale nikt nawet nie zwrócił na to uwagi. - Jak to Ed żyje? - powtórzyłam już dużo głośniej, a wzrok wszystkich spoczął na mnie. Zapanowała nagła cisza. Mama była bliska płaczu, a we mnie wzbierała złość. - JAKIM CUDEM ON ŻYJE?! DLACZEGO NIKT MI NIE POWIEDZIAŁ!!! - Kiepskie mają te leki. W ogóle nie podziałały.
- Kaja, to nie tak. Chcieliśmy cię chronić, bo... - zaczęła mama.
- CHRONIĆ?! KŁAMSTWO JEST TWOIM ZDANIEM OCHRONĄ?!
- Nie kłamaliśmy, tylko...
- DAJCIE MI JAKIŚ KOMPUTER, TELEFON... NIE WIEM!
- Kaja, proszę...
- POTRZEBUJĘ POŁĄCZENIA Z INTERNETEM! JUŻ!!! - Furia to mało powiedziane. W tamtym momencie gotowa byłam zgładzić cały świat. Czułam się oszukana. Oszukana przez świat, przez ludzi, przez bliskich! Do cholery przez bliskich! Chwilę później miałam w trzęsącej się ręce jakiegoś tableta i nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Liczba nagłówków na temat tej sprawy była przerażająco długa.
- Za pięć minut wychodzimy. Idź się przebrać i załóż to - mama podała mi okulary przeciwsłoneczne.
- Przecież jest noc - stwierdziłam zmieszanym tonem.
- To dla bezpieczeństwa.
- Absurd nie jest bezpieczny, tylko głupi.
- Nie pyskuj, tylko wkładaj. Za pięć minut masz być gotowa.
Trzymałam Martę pod ramię i powoli sunęłam w stronę windy. Czułam się dziwnie. Nie wiedziałam, czy to przez leki uspokajające, które mi podali, czy dlatego, że najprościej w świecie bałam się opuszczać przestrzeni, która wydawała mi się być bezpieczną, ale coś niepokojącego czaiło się w dźwięku oznajmiającym otwarcie drzwi.
Nie puściłam się Marty nawet przez ułamek sekundy. Ona była po mojej lewej, a mama po prawej. Dookoła otaczał nas prawdziwy mur policjantów ubranych w kamizelki kuloodporne i z pistoletami w kaburach, co już naprawdę wydawało mi się przesadą. Przecież nie mogli strzelać do paparazzich... Poza tym był środek nocy, więc mało prawdopodobne, żeby jeszcze któryś czaił się przed szpitalem.
Póki przemieszczaliśmy się po jasnym szpitalu nie było aż tak źle. Nie wiedziałam, jak ludzie w nim reagowali na widok naszego pochodu, gdyż najprościej w świecie moje pole widzenia kończyło się na plecach policjantów. Szliśmy dość wolno. Tak, bym nie zostawała w tyle. Chodzenie nadal mnie bolało i cholernie męczyło, ale wolałam to, niż wózek inwalidzki. Patrzyłam w dół na swoje czarne trampki. Wtedy czułam się mniej klaustrofobicznie w tej całej klatce z ludzi. Potem niestety ogromne, przeszklone drzwi szpitala w Houston się otworzyły, a moje bezpieczne światło wyparowało. Została tylko ciemność. Paskudna ciemność, którą nieudolnie próbowały rozświetlić uliczne latarnie. Żeby przestać o niej myśleć zaczęłam liczyć w myślach kroki.
Jeden, dwa, trzy... osiem, dziewięć... trzynaście, czter...
Nagle oślepił mnie jakiś błysk. Potem następny. I kolejny. I jeszcze jeden. Zamieszanie wokół z każdą kolejną chwilą narastało. Usłyszałam swoje imię gdzieś w oddali. Głos, a potem głosy, różne głosy, były mi zupełnie obce. Ci ludzie coś krzyczeli. Trudno było mi zrozumieć co. Byli zbyt daleko. Policjanci nadal szli równo ze mną. Kilka następnych kroków. Gdzie te auta? Krzyki i błyski wokół przybierały na sile. Przez szparę między ciałami mignęła mi twarz jakiegoś mężczyzny. Nie udało nam się wygrać z tymi hienami...
- Ktoś musiał ich poinformować - odezwał się jeden z otaczających mnie policjantów.
- Jeden idzie ze mną, a reszta odstawia Kaję do auta. Rozgonimy to zbiegowisko - rozkazał inny.
Kiedy tylko szereg nieco się rozluźnił, widziałam już zdecydowanie więcej. Mocniej złapałam Martę za ramię, bo inaczej już pewnie dawno potknęłabym się o własne nogi. Przez flesze kręciło mi się w głowie. Jakbym zaczęła tracić świadomość.
- Jak się czujesz wiedząc, że Ed żyje? - Tylko to pytanie udało mi się usłyszeć dokładnie. Wtedy też nogi się pode mną ugięły. Marta to zauważyła i przyciągnęła mnie mocniej do siebie. Później już tylko czułam, jak policjanci z tyłu popychają mnie do przodu, a nogi plączą się razem. Coś w brzuchu znowu boleśnie zakuło. Wsiadłam do auta, a ono ruszyło w mgnieniu oka. Nie zdążyłam się nawet zorientować, kiedy mój mały konwój zgubił natrętnych fotoreporterów, a łzy zaczęły bezwładnie skapywać z rozgrzanych do czerwoności policzków. Ludzie w aucie chyba coś do mnie mówili, ale w ogóle ich nie słyszałam. W myślach cały czas krążyło mi tylko jedno jedyne pytanie: Jak się czujesz wiedząc, że Ed żyje?
- Jak to żyje? - zapytałam po cichu, ale nikt nawet nie zwrócił na to uwagi. - Jak to Ed żyje? - powtórzyłam już dużo głośniej, a wzrok wszystkich spoczął na mnie. Zapanowała nagła cisza. Mama była bliska płaczu, a we mnie wzbierała złość. - JAKIM CUDEM ON ŻYJE?! DLACZEGO NIKT MI NIE POWIEDZIAŁ!!! - Kiepskie mają te leki. W ogóle nie podziałały.
- Kaja, to nie tak. Chcieliśmy cię chronić, bo... - zaczęła mama.
- CHRONIĆ?! KŁAMSTWO JEST TWOIM ZDANIEM OCHRONĄ?!
- Nie kłamaliśmy, tylko...
- DAJCIE MI JAKIŚ KOMPUTER, TELEFON... NIE WIEM!
- Kaja, proszę...
- POTRZEBUJĘ POŁĄCZENIA Z INTERNETEM! JUŻ!!! - Furia to mało powiedziane. W tamtym momencie gotowa byłam zgładzić cały świat. Czułam się oszukana. Oszukana przez świat, przez ludzi, przez bliskich! Do cholery przez bliskich! Chwilę później miałam w trzęsącej się ręce jakiegoś tableta i nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Liczba nagłówków na temat tej sprawy była przerażająco długa.
Ed P.
nadal poszukiwany. Tomlinson nie wychodzi bez ochrony.
Trwają
poszukiwania porywacza Kai Makowskiej i Louisa Tomlinsona. Czego
policja dowiedziała się przez te dwa miesiące?
Makowska
ciągle w szpitalu. Lekarz potwierdził: jej stan jest stabilny.
Bilety
na koncerty One Direction rozchodzą się w mgnieniu oka. Każdy chce
zobaczyć Tomlinsona na żywo.
Jak
goiły się rany Louisa Tomlinsona? ZDJĘCIA!
Menadżer
Kai ogłosił, że promocja „Listów do Beaty” zostaje zawieszona
na czas nieokreślony.
Natrafiono
na ślady porywacza Makowskiej i Tomlinsona w Meksyku.
Louis
Tomlinson w coraz lepszej formie, jednak nadal nie chce mówić o
porwaniu i torturach.
Policja
na temat Ed'a P. - Jakby rozpłynął się w powietrzu. Nie
przestajemy szukać.
Paparazzi
pod szpitalem w Houston. Kaja Makowska nadal nie pokazała się
publicznie po porwaniu.
Wizja lokalna
porwania i tortur Louisa i Kai już ukończona!
Porwanie i tortury Kai
Makowskiej i Louisa Tomlinsona zmyślone? Informator donosi: to tylko
ustawka, żeby sprzedać więcej biletów na koncerty One Direction!
Myślałam, że zaraz postradam zmysły. Nie wiedziałam, co robić, ani jak funkcjonować. Wzięłam od mamy i wybrałam numer Silviana.
- Daj mi Louisa - powiedziałam starając się przygłuszyć łzy i panicznie brzmiący oddech.
- Kaja? Co się stało? Czemu płaczesz?
-
Zamknij się i daj mi Louisa! CHOĆBY SIŁĄ! JUŻ!!!
- Dobra, zaraz ci go dam. Poczekaj. - W słuchawce usłyszałam kroki, a moment później szepty tłumione chyba koszulką. Niczego z nich nie zrozumiałam.
- Ta-tak? Halo? Kto tam? - Odezwał się nagle.
- To ja! On żyje! Słyszysz?! Żyje! Jest na wolności! Boże, Louis przecież widzieliśmy jego ciało...przecież...
- Kaja, uspokój się. Przecież wiem, że żyje. Policja go szuka - ściszył głosy, jakby w obawie przed kimś.
- Jak to wiesz?! Czemu ja nie wiedziałam?! Czemu tylko ja do cholery nic nie wiedziałam?! I jak w ogóle możesz być taki spokojny, kiedy on żyje!
- A jaki mam wybór?
- Czy ty do końca zwariowałeś?! Co z tobą?! Jeszcze wychodzisz codziennie na scenę przed kilkutysięczną publiczność?! Przecież on może być wszędzie! Louis, przecież...
- Kaja, błagam. Nie teraz. Jestem w trakcie wywiadu. Zadzwoń, jak dolecisz do Polski i uspokój się. - Znowu. Znowu to zrobił. Znowu został mi tylko sygnał przerwanego połączenia. Do cholery znowu!
- Dobra, zaraz ci go dam. Poczekaj. - W słuchawce usłyszałam kroki, a moment później szepty tłumione chyba koszulką. Niczego z nich nie zrozumiałam.
- Ta-tak? Halo? Kto tam? - Odezwał się nagle.
- To ja! On żyje! Słyszysz?! Żyje! Jest na wolności! Boże, Louis przecież widzieliśmy jego ciało...przecież...
- Kaja, uspokój się. Przecież wiem, że żyje. Policja go szuka - ściszył głosy, jakby w obawie przed kimś.
- Jak to wiesz?! Czemu ja nie wiedziałam?! Czemu tylko ja do cholery nic nie wiedziałam?! I jak w ogóle możesz być taki spokojny, kiedy on żyje!
- A jaki mam wybór?
- Czy ty do końca zwariowałeś?! Co z tobą?! Jeszcze wychodzisz codziennie na scenę przed kilkutysięczną publiczność?! Przecież on może być wszędzie! Louis, przecież...
- Kaja, błagam. Nie teraz. Jestem w trakcie wywiadu. Zadzwoń, jak dolecisz do Polski i uspokój się. - Znowu. Znowu to zrobił. Znowu został mi tylko sygnał przerwanego połączenia. Do cholery znowu!
I naprawdę pomijając fakt , że mam jutro masę sprawdzianów i powinnam spać walnę Ci takiego spama , że o siemano ! No kurde … chciałam być fajna i kreatywna , co by się dostać do tych fajnych komentarzy bo trochę wiocha , że człowiek który wymyśla teksty do startonu się tam nie znalazł ! Ale Ty sobie nie myśl , że taka szczwana jesteś , bo ja sobie ten komentarz właśnie pięknie ogarniam ten komentarz wszelkie emocje zostawiając na późniejsze rozkminy bo co ja poradzę na to , że moja przyjaciółka jest tak zajebista ?! Jesteś tak dobra w tym co robisz , że nawet dzisiejszy obiad mojej mamy nie dosięga Ci do małych paluszków u stóp ! Powinnam już dawno spać , ale wwalam w siebie kaloryczne Oreo czekając aż dodasz rozdział , i jeśli jutro nie wstanę do szkoły to dostajesz kopa…patelnią ! W chuj Cię kocham i dobrze o tym wiesz , strasznie tęskniłam iwg. Wszystko . Kiedy ja już będę super zajebistą piosenkarką to wywalę całą swoją zarobioną kasę na wydanie Twojej książki ! Jesteś zdecydowanie „najpyszniejszym żelkiem” jaki mi się w całym moim życiu przytrafił i oficjalnie stwierdzam , że bez „tego cholernie utalentowanego ciołka” nie jestem w stanie „normalnie” przeżyć ani jednego dnia . Jestem cholernie dumna z „naszego duetu” i przybij piątkę Tomeczkowi który pisał do mnie kiedy spałaś ! Big Lovvka kochanie a na temat rozdziału to bez komentarza jakkolwiek to teraz brzmi bo on nie mieści się w żadnych słowach . Jest bezkonkurencyjny a Ty po raz wtóry udowadniasz ludziom kto jest KRÓLOWĄ . Uwielbiam CIĘ I OOOO <3
OdpowiedzUsuńDOBRA REKLAMA ZAWSZE SPOKO : http://opowiadanie-o-onedirection-lovstory.blogspot.com/
Jak już Ci pisałam - w końcu mogę dodawać komentarze, coś pięknego!
OdpowiedzUsuńTyle że... kiedy już mogę dodać ten pierwszy, dziewiczy komentarz, nie wiem co napisać. Rozdział zszokował mnie tak bardzo, że doprawdy brak mi słów. Przerwa jaką zaserwowałaś spotęgowała efekt. ;D
Jestem totalnie zdziwiona trzema rzeczami:
1) Hsrry przesiaduje non stop w szpitalu, a Kai znów włącza się jakieś "ach, zielone oczy!"
2) Louis nie chcący z nią rozmawiać
3) Marta i... Zayn?! Tak! Kocham tego faceta, dlatego jest mi to bardzo na rękę. ;D
Rozdział wspaniały, jak każdy poprzedni. Masz niesamowity talent pisarski, wiesz już o tym, bo niejedna czytelnicza Ci już to pisała. Ja potwierdzam. :)
Nie wiem co bym mogła jeszcze powiedzieć... Może kolejnym razem uda mi się napisać coś więcej...
Pozdrawiam serdecznie!
PS: Dziękuję bardzo za dodanie mojego bloga do reklam. Nawet nie wiesz w jakim byłam szoku, gdy to dziś zobaczyłam... :)
opłacało się czekać :) kiedy pisałaś że wszystko będzie się stopniowo wyjaśniać, nie przypuszczałam, że dowiemy się takich rzeczy że np. Ed żyje (pozostaje mieć tylko nadzieje że będzie niegroźny)
OdpowiedzUsuńLouis jest okropny! czy on nie zdaje sobie sprawy że Kaja też cierpi? matko...
i tak czekam na powrót pary Kaja & Harry *.* <3
zapraszam na mojego bloga http://just-a-teenage-dirtbag.blogspot.com/
xx
O hdjcyejxuydjjxhxhd KURWA co będzie dalej,nie mogę się doczekać"!!!!!
OdpowiedzUsuńhehe a mialam sie uczyc fizyki
OdpowiedzUsuńa mnie nadal zastanawia, czemu Harry kuśtykał w poprzednim rozdziale ... -,-
OdpowiedzUsuńMASAKRA ! Tony chusteczek walają się po moim pokoju a ja jestem cała roztrojona ! Jak to możliwe kurwa ?! No jak ?! Czekam na następny !
OdpowiedzUsuńŚwietny!!! Nie mam pojęci CO JESZCZE NAPISAĆ.
OdpowiedzUsuńPolecam swojego :) http://iforgottakeasmile.blogspot.com/
Jestem jakaś powalona, bo mnie i tak najbardziej interesuje czemu Harry utykał w poprzednim (albo jeszcze wcześćniejszym) rozdziale.
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz jak zazdroszczę ci talentu. Naprawdę powinnaś wydać książkę, bo z takim stylem pisania rozeszłaby się jak świeże bułeczki.
Ciekawe co z tym Edem wyjdzie, i czy spotka się z Kają bąź Louisem.. I o co jemu chodzi ?
A tak pozatym, to wolałabym duet Marta&Niall, a nie Marta & Zayn, no ale tak też fajnie ;)))
Czekam na następny.
Pozdrawiam, Heaven. xx
ED na wolności coo ?? Dobrze że Louis żyje :)!! Masz wielki talent jak kiedyś wydasz książkę to będę prze szczęśliwa :)!!
OdpowiedzUsuńhttp://last-kiss-with-you.blogspot.com/
Świetny rozdział, po prostu chciałabym pisać tak fenomenalnie jak ty, a nie jakieś, nawet nie wiem jak to nazwać...
OdpowiedzUsuńStrasznie podoba mi się rozwój akcji [ mówię o wszystkim, a przede wszystkim o Marcie i Maliku].
Mam nadzieje, że założysz swoje wydawnictwo i będziesz wydawać w nim własne arcydzieła, bo inaczej tego nazwać nie można, przynajmniej ja, ponieważ nie znam słowa, żeby opisać Twój blog.
Pozdrawiam
Justyna Sz
Powiem tak : SZOK ! Blog zajebisty !(sorka za wyrażenie). Powiem Rafaello (to wyraża więcej niż tysiąc słów). Kochany Harry i lekko beszczelny Louis, ale i tak ich kocham <3 Rozdział hmm... ? Po co komentować jak wiesz pewnie już sama, że BOMBOWY ! Kocham twój styl pisania, twoje rozmyślenia :)x Mam też bloga ale na razie idzie mi kiepsko. Gdybyś mogła ocenić, zajrzeć, polecić bądź skomentować byłabym wdzięczna. http://expressionsofhappiness.blogspot.com/ Dziękuję :*
OdpowiedzUsuńO matko... Boje się Ciebie... Boje. Jesteś straszna... W pozytywnym sensie! Nie mam pojęcia co wymyślisz, jesteś jakaś magiczna. Nie wiem jak to robisz, ale BRAWO! Jesteś wielka :]
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału...
Szok! Nie miałam pojęcia jak to się potoczy ( nawet dobrze), bo potoczyło się znakomicie. Mam nadzieje, że z Lou i Kają wszystko będzie w porządku...
Pozdrawiam Zosia :))
Świetny rozdział, po prostu chciałabym pisać tak fenomenalnie jak ty♥♥
OdpowiedzUsuńKurde! Człowieku rozwalasz system! Jesteś najlepszą pisarką, a twój blog jest najlepszy jaki kiedykolwiek czytałam! Warto było tyle czekać na kolejny rozdział...
OdpowiedzUsuńpowiedz mi tylko, czy Louis nie rozumie co Kaja czuje? Jest bez serca. Zawiodłam się na nim. Ale serio. Rozdział zaskakuje - pozytywnie oczywiście.
PS.
Jak kiedyś wydasz książkę, to jako pierwsza ją kupię xD
Czy TY? Musisz tak DOBRZE PISAĆ TE ROZDZIAŁY? Dlaczego chce się je czytać dzień i noc? Dlaczego cały cas o nich myślę i czekam na następne? Dziewczyno, boże jesteś niesamowitą pisarką! Pisze ci pod każdym rozdziałem taki komentarz, ale to prawda. Ludu normalnie zgon. Normalnie cudotwórca! Co ty masz z j.polskiego? Kocham cię! Pisz dale,bo ci to świetnie wychodzi! Życzę dużo weny i czasu na pisanie!
OdpowiedzUsuńTWOJA NAJWIĘKSZA FANKA NA ŚWIECIE EVER!
Ojejuniu. Chyba będę Cię dręczyć na GG. Ze mną nie ma tak łatwo :P A tak na serio, jak masz mnie dość to powiedz, jakoś to wytrzymam.
OdpowiedzUsuńTo cholerne znowu. W trakcie wywiadu... pff... Jasne. Serio?
Maju, może Ty mi powiesz: co ja mam Ci napisać w tym durnym komentarzu?
Czuję się pusto. Specjalnie pół nocy nie przespałam, żeby tylko przeczytać rozdział, iii co?! Dupa. Przeczytałam dopiero co, po powrocie ze szkoły, bo w nocy usnęłam. ;c
Rozdział jest boski. Te zielone! ZABIJASZ! Dlaczego? Skąd u Ciebie taki talent?
Bardzo lubię tego bloga, wręcz kocham... I mam nadzieję, że o Nas wszystkich nie zapomnisz, jak go skończysz.
Ten rozdział jest cudowny! Interesujący! Iii... Ed żyje?! Ooo. Niemożliwe. Normalnie byłam pewna, że to już koniec. Wciąż wszystkiego nie rozumiem, więc czekam na kolejne Twoje - idealne - rozdziały. Następny proszę dłuższy! :)
Nie każ Nam długo czekać! :D
Powodzenia! ;3
Louis mnie powoli denerwuje. Lubiłam go zawsze najbardziej, a teraz mnie najzwyczajniej w świecie denerwuje ;x Jak on tak się może ciągle rozłączać? Co do rozdziału - fenomenalny jak zawsze ;)
OdpowiedzUsuńKocham to opowiadanie, przestraszył mnie trochę moment z Harrym i tą piosenką... chce przeczytać kolejny ale troszkę się boje, co do Louisa, przeszedł naprawdę dużo więc nie będę się czepiać jego zachowania, które bądź co bądź mnie trochę denerwuje, martwię się tez o to że ed żyje, nawet nie wiesz jakie emocje tym wywołujesz, a może i wiesz... Nie potrafię się nawet wyrazić po przeczytaniu, nie wiem co powiedzieć zatkało mnie po prostu. Rozdziały piszesz świetne, naprawdę ubóstwiam ;)
OdpowiedzUsuńJezu jak pięknie *.* Kocham to opowiadanie jest idealne <3 ~L.
OdpowiedzUsuńNie wiem. Dosłownie dobrze nie wiem.
OdpowiedzUsuńEkheeem. Próba mikrofonu. Raz, dwa, okey, działa.
OdpowiedzUsuńNareszcie rozdział jest!! Jak ja na niego długo czekałam! Dziś napiszę coś sensownego (wiesz, taki tam joke :D)
Jak to do cholery Ed żyję?! Przecież, przecież! Nie, nie zgadzam się. No może policja tam jest lepsza niż w naszym cudownym kraju to jakoś sobie z nim poradzą, chociaż on taki sprytny jest..
Oczy Harrego są znowu ZIELONE! GO PARTY! <3 No nareszcie. Kaja, kochanie moje ulubione przecież ty go kochasz, no.. Takie uczucie nie znika od tak!
Co do Marty.. Jak ja ją kocham (moja imienniczka, ma plusa xd). Ale, że z Zayn'em? Szczerze? Obojętnie mi, bo kocham ich wszystkich, ale bardziej mi do Horana pasuję. A z resztą czas pokaże :P
Tomlinson! Co ty odwalasz, hm? Tłumacz się! Te telefony.. No HELLOOWW?! Może trochę więcej uczucia? No nie wiem czego, ty już coś Lou wymyśl, ale czemu tak z Kają gadasz? Co? Kultury trochę. Rozumiem, że też dużo przeżyłeś, ale.. Tomlinosn weź się w garść!
Co ja jeszcze miałam.. a! Nie myśl, że nie, bo ja cały czas pamiętam! HARRY! Co Ci ciole przystojny W NOGĘ do jasnej ciasnej?! A ty Sil? Nie no, jaką oni mają tajemnicę?! Ciasna jasna, ja chcę wiedzieć!
Nie mogę określić słowami jaki był ten rozdział, bo wykracza on po za mój zakres słów. Po prostu najlepszy. Te opisy, retrospkecje.. No co powiedzieć.. Wydasz książkę? Kupię na pewno!
Tak, jak myślam komentarz w moim stylu. Taki nieogarnięty, ale to z serca.
Mam nadzieję, że nowy jak najszybciej!
Love ya <3
Znów brak mi słów. Dziewczyno, kiedy ty przestaniesz mnie zaskakiwać? Mam nadzieję, że nigdy. Dzisiaj niestety będzie b. krótki komentarz, bo za bardzo nie mam czasu, ale wiedz, że uwielbiam cię.
OdpowiedzUsuńpleaseloveme-1d.blogspot.com
Nie masz większj fanki ode mnie! Nie masz! Uwielbiam Cię i czekam1 Tyle czasu nie było rozdiału1 I wreszcie! Wreszcie się doczekałam <3 Kocham,!
OdpowiedzUsuńJakie świetne! Nie no brak mi słów i nie stać mnie na mądrzejszy komentarz, więc... WIELBIĘ CIEĘĘ ♥
OdpowiedzUsuń@1Dwixx
Biedna Kaja.. ;c Ty to masz talent. Zarąbiste pomysły. Normalnie chciałabym być tobą. :D:D:D
OdpowiedzUsuńBoski rozdzialik. :3 ;*
U
OdpowiedzUsuńW
I
E
L
B
I
A
M
C
I
Ę
Po prostu.. nic więcej nie muszę mówić bo te słowa wyrażają wszystko.. Dodam tylko, że piszesz genialnie,.. ja tez tak chcę, ale pewna mądra osoba mi kiedyś napisała, że najważniejsza jest praktyka.. im więcej piszesz tym lepiej to robisz.. dlatego będę pisać.. Mam nadzieję, że kiedyś będę choć w części tak dobra jak ty..
ale jak to Ed żyje i jest na wolności ? i o co chodzi z tymi Telefonami Tomlinsona. Boże ogarnij sie człowieku... a co do opowiadania to kocham je tak baaardzo mocno i ciebie też ♥
OdpowiedzUsuń[SPAM]
nie wiem czy to zobaczysz czy nie i czy będziesz miała ochote albo coś ale jeśli tak to zapraszam do mnie. nie jest to jakaś super rewelacjak jak u ciebie, ale może się komuś spodoba. (:
i jak byś zajrzała to liczę na jakiś komentarz :3
http://my-world-my-gray-reality.blogspot.com/
kurwa no, Louis mnie rozpierdala. Rozpierdala mnie też więź między Kają, a Harrym.Rozpierdala mnie też Ed, który żyje. Rozpierdala mnie całe to opowiadanie. Chce więcej.
OdpowiedzUsuńEd żyje, ale jak t? Przez ciebie płacze chyba dobre pięć minut po skończeniu czytania tego rozdziału. Napisane jest tek ja zwykle czyli cudownie i pięknie. Jeśli będziesz miała czas i ochotę to zapraszam do mnie http://1d-srata-przyjazn-nigdy-nie-umrze.blogspot.com/ zachęcam do komentowania i dołączenia do członków. Anka.xx
OdpowiedzUsuńO CHOLERA...
OdpowiedzUsuńNie wiem czy mam się cieszyć, czy może płakać?
Jestem zła na Louisa, czemu on jej to robi ?
Ej proszę, nie rób już więcej krzywdy Kai. :(
Rozdział jest CUDOWNY<3
No...
To ja idę się uczyć.. grr...
<3
GENIALNY! UWIELBIAM CIĘ! zapraszam do mnie start-all-over-with-1d.blogspot.com <3
OdpowiedzUsuńBrakuje mi słów. Tak, wiem, że wiele jest takich komentarzy, ale trudno, napisze jeszcze jeden, nie zaszkodzi. Uważam, że jesteś niesamowita. Lubię cię. Potrafisz budowac napięcie w bardzo odmienny sposób. Dobra, a teraz do rzeczy. Czyżby szykował się wielki powrót KAJI I HARREGO? Szczerze mówiąc, bardzo kibicuję tej parze. Dodatkowo Louis unika rozmów z Kają. Celowo? Możliwe.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
ZOE
Kurde no miałam ułożony taki ładny, schludny, przejrzysty komentarz, ale oczywiście musiałam odrobić lekcje i mi z głowy wyleciało -.-' Jakiez to zycie niesprawiedliwe...
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału to chyba kiedys już to pisałam, ale powtórzę: wszystko co napiszesz, będę wielbić i kochać! I kurde Ci powiem, że jak czasami zazdroszczę komuś wyglądu, fajnych rzeczy to nigdy nikomu nie zazdrościłam tak bardzo niczego, jak Tobie talentu! No ja nie moge po prostu! Ale tak to już jest, że jedni są utalentowani tak super hiper, a jedni tacy...nooo tacy beznadziejni jak ja (: Rzeczywiście to ma się bardzo do rozdziału, ale musiałam to napisać!
Strasznie się cieszę, że Louis olewa Kaję! Wiem, ja głupi ludź jestem, ale nigdy never forever nie wyobrażałam sobie ich związku! Dla mnie zawsze tym jedynym dla Kai był Harry! Ja wiedziałam, że oni jeszcze będą razem! Znaczy się wiem, że teraz nie są razem, ale Hazza się ogarną i opiekuje się Kają, a nie taki Lou... Chociaz nie mogę winić pana Tomlinsona, bo w końcu on dużo przeszedł i za pewne jest to dla niego wielki szok mimo, że udaje twardego. Albo mu dają jakies narkotyki czy coś o.O Przynajmniej ja tak myślę, ale Ty pewnie masz inny plan. Dobra nie wnikam, wolę miec niespodziankę chociaż ja to widzę tak, że teraz będą takie happy days Kai i Harrego i potem naglem BUM! BAM! I Ed wszystkich zabija! To chyba by mnie nie zdziwiło raczej zasmuciło, bo mimo wszystko chciałabym , żeby wszyscy żyli...............................
Napisałas, że będą żyli także, to tylko moja chora wyobraźnia, ale trudno. Powinnam się cieszyć , że jeszcze 8 rozdziałów, ale cały czas się zastanawiam czy będzie druga część? Pewnie nie , bo pisałaś, że kończysz z opowiadaniami w necie...Dobra ten komentarz staje się coraz bardziej chaotyczny o.O
Czytasz to pewnie tysięczny raz, ale ja musze Ci to napisać;
KOCHAM CIĘ! Tak na prawde prawda c:
I wiem, że nie będziesz pisała w Internecie, ale prosze Cię,żebyś dalej pisała chociażby tylko dla siebie, bo ja bym chciała na jakieś urodziny albo święta dostać książkę Twojego autorstwa!
Przepraszam za ten straszny nieład i w ogóle za dziwną denność tego komentarza ;c
Pozdrawiam i życzę weny!
-Naleśnik Mmm...
*ZGON* (JAK ZAWSZE)
OdpowiedzUsuńTo było niesamowite, genialne, zajebiste...
Tu się dzieje akcja godna Dangera!
Jesteś niesamowita!
Podczas długiego weekendu byłam u mojego brata za granicą. Mieszka w jednym mieszkaniu razem z Rumunką. Siedziałam sobie w jej pokoju i przeglądałam nowe reklamy. Ariana podeszła do mnie i zapytała co robię. Opowiedziałam jej w skrócie o blogu i o całej historii bloga. Podałam jej link i wyszłam. Następnego dnia przyszła do mnie i powiedziała, że tłumaczyła na google tłumacz cała pierwszą część i przeczytała ja całą.
Masz nową czytelniczkę!
KOCHAM I POZDRAWIAM♥ OLA STYLES♥
Biedna Kaja ;c A EDA TO SIEKIERĄ TYLKO KURDE !!!!!!
OdpowiedzUsuńawww a Harry super, że się nią tak opiekował *.*
Jesteś cudowna <3
KC <3 Zapraszam do mnie na mojego pierwszego bloga :d (spam musi być ^^)
Boże, to jest takie niesamowite... po prostu brak mi słów. Emocje nie do opisania. Nie jestem w stanie ująć to w paru słowach... słowach, które w stu procentach odzwierciedliłyby moje wrażenia po przeczytaniu, jak i twój talent i fabułę tego opowiadania. Z całego serca życzę Ci weny i przypływu nowych pomysłów.
OdpowiedzUsuńmaddiefriendsonedirection.blogspot.com
tak!tak,tak,tak,tak,tak,tak,tak,tak,tak,tak,tak,tak,tak,tak,tak,tak,tak,tak,tak,tak,tak,tak,tak,tak,tak,tak,tak,tak,tak,tak,tak,tak,tak,TAK!!!!
OdpowiedzUsuńLouis żyje!
WOOOO0-HOOOOO!!!
ok,wrócmy do normalnego świata...
Rozdział jak zawsze zajebisty,ale smuci mnie zachowanie Louis'a...;(
Rozumiem,nie jest jeszcze na to gotowy,ale to smutne:c
Świetny... :) Uwielbiam... ;)Zapraszam na mojego bloga: Infection-o-one-direction.blogspot.com
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNie no to jest zajebiste, najlepsze, no normalnie brak mi słów. To jak dobierasz słownictwo i te wszystkie myśli i pomysły! No brak mi słów.! Dodawaj szybko nowy rozdział ;D
OdpowiedzUsuńKaczuszka <3
O jezu nie mogę przestać płakać. Ty masz wielki talent będziesz wielką pisarką. Jak napiszesz książkę na 100% ją kupię kocham twój styl pisania <3
OdpowiedzUsuńNajwiększe wrażenie na mnie zrobił ten fragment retrospekcji jak Harry słucha muzyki. Te słowa są tak cudownie dobrane, że wydaje mi się, że tym aniołem jest Kaja i Harry wini się za to, że dał jej odejść. Mi się wydaje, a pewnie Tobie dokładnie o to chodziło. Eh, głupi ze mnie człowiek. :) Uwielbiam sytuacje między Kają a Harrym. Są cuuuuuuuudowni. <3 A Lou.. Nie wiem co o nim mysleć.. Dziwnie się zachowuje. Te nagłe zakończenia rozmów.. To nie w jego stylu. Zmienił sie po tym wszystkim..
OdpowiedzUsuńKolejny emocjonujący rozdział :o
OdpowiedzUsuńMatko jak Ty to robisz ! Czytając każdy rozdział zawsze mam inne emocje.
Czasem tak mnie trzyma w napięciu, że mam ochotę przeskoczyć i kilka linijek by móc przeczytać koniec haha :p
Nie wiem czemu ale mam wrażenie, że Louis obwinia się za to porwanie i dlatego nie chcę z nią rozmawiać. I już sama nie wiem kto w końcu będzie dla Kai najważniejszy Louis czy Harry. Strasznie jestem ciekawa : (
Przy okazji zapraszam do obejrzenia trailera moje opowiadania :
http://www.youtube.com/watch?v=OUyoDafNcN4
KURCZĘ TO JEST GENIALNE !! ♥
OdpowiedzUsuńwspaniały *_*
ŻAJEBISZTE ^^
czekam nn ;)
Całujee Lolaa ;**
+ ZAPRASZAM DO SIEBIE NA NOWEGO LBOGA " Danger Returns- Beware ! " JEŚLI CHCIAŁBYŚ, OCZYWIŚCIE NIE ZMUSZAM ZAJRZYJ I WYRAŹ SWOJĄ OPINIĘ ZA TO CO JA TU PISZĘ BY TWÓJ UŚMIECH BYŁ NA TWARZY PRZEZ TO ♥
Nominuję Cię do Libster Awards ;) Więcej informacji na mojej stronce. ;)
OdpowiedzUsuńopowiadania123913.blogspot.com
Przeczytałam to jak byłam w szpitalu, jak zakładali mi gips (skręcony st. skokowy). Po raz kolejny uważam, że powinnaś zgłosić się do jakiegoś pisarskiego konkursu i wydać książkę. Jesteś wspaniała.. Tfu, tzn. ZAJEBISTA. Gdybym była innej orientacji chciałabym żebyś była moją żoną. Nie wiem co mam jeszcze napisać, ale wiem że muszę iść ćwiczyć chodzenie na kulach.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam moją ulubioną autorkę Maję i jej czytelników - NOTHING (tzn. Pandora)
Hej! Zapraszam do mnie! http://ja-ionedirection-lovestory.blog.pl/ chciałabym wiedzieć co sądzisz, w końcu już trochę w tym siedzisz ;)
OdpowiedzUsuńBęde orginalana i sie nie bd rozpisywac . Megaśne.*_*
OdpowiedzUsuńGenialny rozdział ! Uwielbiam twoje opowiadanie na prawde świetnie piszesz <3 Czekam na nn *_*
OdpowiedzUsuńpowinnam się teraz uczyć i kuć bo jutro mam ważny egzamin a ja czytam twój rozdział i jest jak zawsze
OdpowiedzUsuńN
I
E
S
A
M
O
W
I
T
Y
... nie ma innego słowa na określenie tego. Zawsze jak czytam twoje opowiadanie w głowie "Jak można być tak genialnym i to napisać ? " "Ona będzie kiedyś sławna"
Ale wracając do tematu... Policja - obsada niezła ;D
Trochę wkurzyło mnie zachowanie Louisa po tym wszystkim taki spokojny ? Prze tyle czasu nie odzywał się do Kai? Dlaczego ?
Nie dziwę się reakcji Kai. Sama bym nie chciała być oszukana.
Harry. Oh sama nie wiem co o tym myśleć mam nadzieję, ze nie zrobi nic głupiego, ale nadal czuje coś do Kai ?
Kaja pogodzi się z Louisem ?
Boże widzisz ile pytań chodzi mi teraz po głowie. Jest ich jeszcze miliony.
No cóż nic innego nie mogę zrobić jak czekać na następny ;)
Pozdrawiam ---G
po prostu nie wiem co napisac twoj kolejny rozdzial jest nie samowity .."D i czekam na nnnn :DDDDD
OdpowiedzUsuńCześć !:* :) Piszę komentarz choć nawet nie wiem czy Go przeczytasz spośród tylu :o .Ale co się dziwić jesteś zajebista.czytam twojego bloga już od jakiegoś czasu i nigdy nie mogłam skonczyć często czytałam całą noc w weekendy co sie kończyło karą.Jestem mistrzem kar więc to już nie nowość.Zawsze gdy dostawałam laptop chociażby na 15 minut poświęcałam je na czytanie twojego bloga.Płaczę Tak dosłownie płaczę nareszcie skończyłam czytać przeczytałam całą 1 serię i 2 serię też już z niecierpliowścią czekam na następny rozdział.BOŻE ŚWIĘTY JAKIE EMOCJE .COŚ NIE DO OPISANIA ! .Płaczę płaczę gdy czytam to opowiadanie płacze tylko przy 3 blogach między innymi twoim.MASZ NIESAMOWITY TALENT! Zaskakiwałaś mnie coraz bardziej .Twoje pomysły ..twój sposób pisania coś Genialnego !.Jesteś moją dosłownie idolką.Powinnaś napisać książkę i ja opublikować ! Chętnie bym przeczytała :D.Zakochałam się w tym blogu ..nie umiem dobierać słów nie umiem pisac "dobrych" komentarzy ale piszę.Podziwiam cię i dziękuję za to że piszesz że poświęcasz swój czas ,za tego bloga nawet nie wiesz jak bardzo ma dla mnie ten blog znaczenie.Łzy już mi chyba lecą strumieniami.Jesteś NIEZWYKŁA! :**. Jaka ja jestem? Jestem zwyczajną nastolatką mam 15 lat .blond długie włosy,niebieskie oczy.Iiii mam wadę słuchu noszę aparaty słuchowe ale chodzę do normalnej szkoły ! Mówię i słysze dzięki aparacie i implancie.Jestem cholernie wrażliwą dziewczyną.Nie lubię gdy ludzie mnie pytając "co to jest to na uszach?" lub traktują mnie jak jakąś ułomną za tą gorszą.Moim światem ,moim miejscem stał się mój pokój moje 4 ściany ja i muzyka i różne książki tam gdzie ludzie nie ranią.Potem..wciągneły mnie blogi .. Z ręką na sercu mówię że jesteś jedną z najlpszych rzeczy jaka mi się przytrafiła.Potrafisz zrobić tak że na mojej twarzy pojawia się szczery gigantyczny uśmiech , zabierasz wdech w piersiach,potrafisz doprowadzić mnie do łez.Ten blog jest jakąś ważną cząstką mojego życia i za to ci z całego serca dziękuję ! :** - Pozdrawiam i mocno ściskam i jeszcze raz dziękuję ~ Oliwia :)
OdpowiedzUsuńWOW! Jest zajebisty! Strasznie się wkurzyłam...JAK ON MOŻE ŻYĆ?! PRZECIEŻ MOŻE IM COŚ ZNOWU ZROBIĆ!! A Louis'a to nie ogarniam...jakiś dziwny jest...taki innny... No nie wiem, ale jestesm pewna, że zrobisz z tego zajebisty następny rozdział! Czekam i nie mogę się doczekać. Kocham Cię<3
OdpowiedzUsuńMundzia xx
Jejku, ciągle zastanawiam się co tu napisać, żeby było sensownie? Za każdym razem jak czytam rozdział, w głowie mam jakby pustkę. Dosłownie! Żeby coś tu nabazgrolić muszę najpierw wszystko dokładnie przeanalizować. To może zacznę od początku. Pamiętam jak już przy pierwszym rozdziale zachęcił mnie Twój styl pisania! Był taki po prostu wygodny do czytania, co do dziś się nie zmieniło! Z początku historii wszystko było zupełnie inne! Nigdy nie spodziewałabym się, że tak się to wszystko potoczy! Masz tak ogromny talent i tylko liczę na to, że kiedyś będę mogła trzymać w ręce książkę Twojego autorstwa! Uwielbiam tego bloga, uwielbiam Ciebie i naprawdę dziękuję, że poświęcasz swój czas, żeby dla nas pisać! <3
OdpowiedzUsuńNominuje cie do Libster Awards :d Więcej informacji tutaj: http://one-meeting-another-life.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńŚwietnie piszesz, serio. I czekam na kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuń+ świetny wygląd!
Nie wiem co mam o tym mysleć. skończyłam czytać i jest pod wrażeniem. Myśle jak mozna tak pisać. Ja sie pytam jak. Po prostu to dla mnie jeden z najlepszych blogów. Naprawdę mało jest osób z takim talentem. Przyznam jestem tu pierwszy raz, a przeczytałam wszystkie rozdziały. Dawno nie czytałam czegoś tak dobrego. Fabuła i to wszystko to po prostu niesamowite. Jak ja czytałam to o tych torturach i w ogóle to normalnie ciarki mnie przeszły. Zaraz chyba za przeproszeniem spadne z krzesła. Dodaję do obserwujących skarbie <33 Byłabym również wdzieczna gdybyś zrobiła to samo. http://my-summer-love-baby.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńpiszesz tak wspaniale i ten rozdział boże super. Jak ja bym tak chciała zapraszam również do mnie http://opowiadanie90.blogspot.com/ i jeszcze raz super
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTo będzie długi komentarz. ! Zacznę od początku. Trafiłam na twoje opowiadanie, może dwa miesiące temu.! Nie komentowałam bo nie miałam konta, ale zainspirowałaś mnie, więc postanowiłam też coś pokazać, lecz nie tak dobrego jak twoje. Bo twoje jest cudowne, zajebiste i każdy rozdział wywiera u mnie tyle emocji, płacze i sie śmieje, pierwszy raz przez jakieś opowiadanie. Eda to mam ochote udusić, zamordować nie zginie ten padalec w piekle! idiota podnosi mi ciśnienie. Jak czytałam co robił moim kochanym to płakałam i miałam ochote go zabić przez ekran. A jak sie dowiedziałam że żyje. Gały wyszły na wierzch. mam nadzieje że nic juz im nie zrobi. I szkoda że chłopaki musieli wyjechać, niech wracają do niej..!
OdpowiedzUsuńKochaaaaam CIe .! Przepraszam za szpam ,ale jesli chciałabyś do mnie wejść do zapraszam, jeśli nie to przepraszam za szpam ! czekam na nowy !
http://aleksaharry.blogspot.com/
Dziewczyno! Wprawiasz mnie w taki stan osłupienia, że nawet nie wiem co mam ze sobą zrobić.
OdpowiedzUsuńWięc tak...W niespełna dwa dni przeczytałam wszystkie dostępne rozdziały (Matko, moja głowa) i tak się wciągnęłam, że siedziałam przed komputerem z nosem przyklejonym do ekranu monitora. To, co Ty ze mną robisz...Tego się nie da po prostu opisać.
Dzięki temu, że wszystko tak idealnie przelewasz na papier (a raczej na komputer)...Te wszystkie opisy, uczucia...Cieszę się, że żyją jeszcze na świecie ludzie, którzy nie robią niczego "na odpieprz". Kocham Cię też za to, że to nie jest kolejne "sweetaśne" opowiadanie, bo bym w kalendarz walnęła ;)
Przeżyłam z Kają wszystkie wzloty i upadki, te dobre i złe chwile. Tak się bałam, gdy Ed porwał Kaję i Louisa. Płakałam. Tak, płakałam jak dziecko, gdy główna bohaterka musiała znosić te krzyki Louisa, bo wydawało mi się, że mój własny przyjaciel umiera...
Teraz, kiedy jest już po wszystkim, odetchnęłam z ulgą. Chociaż nie do końca...Przeraża mnie fakt, że Harry (prawdopodobnie) chce popełnić samobójstwo. I jestem wściekła na Lou, który nie chce rozmawiać z Kają, a ona przecież teraz najbardziej potrzebuje jego wsparcia. Zabiję go...
Dobra kończę pisanie owego komentarza, bo jak się wgłębię, to nie przestanę. Kocham tego bloga, Ciebie. Oboje na zawsze zostaniecie w moim sercu.
No to...Do następnego. :D
http://do-you-really-want-to-feel-the-pain.blogspot.com/
Zapraszam też do przeczytania moich (nie)zacnych wypocin :)
Hej, Hi, Hello!!
OdpowiedzUsuńKocham twoje opowiadanie, to jest moje o Louisie http://onedirection-and-my-life.blogspot.com/
ty zainspirowałaś mnie do pisania tego, nic dodać nic ująć.
Kaju! Uwielbiam Cię! Jesteś dokonała w każdym calu. Czytam Twoje opowiadanie od samego początku i podziwiam Twój talent. W końcu postanowiłam i ja wyjść na światło dzienne. ;) Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział!
OdpowiedzUsuńA tymczasem serdecznie zapraszam na prolog mojego bloga: http://anne-and-one-direction.blogspot.com/
Zajebiste xx Kocham twoje opowiadanie.Jesteś moją idolką xx
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do Liebster Award.Więcej na blogu:
http://danger-is-my-life.blogspot.com/
Ten komentarz miałam publikować tutaj, a nie wiem czemu pojawił się pod poprzednim postem :o więc jeszcze raz:
OdpowiedzUsuńJesteś świetna Kaju! [nie wiem czy to Twoje prawdziwe imię, ale tak będę się zwracać] Wpadłam na to opowiadanie przypadkowo i jestem ogromnie wdzięczna, że zajrzyłam, bo wciągnęłaś mnie w coś na prawdę niesamowitego. Trochę zajęło mi przeczytanie całości i skończyłam wczoraj o 2 w nocy, ale byłam już zbyt zmęczona na napisanie komentarza, więc piszę go dzisiaj. W opowiadaniu na prawdę dużo sie działo, pamiętam wiele wątków, które rozbudziły moje emocje, np śmierć Laury, to, jak Harry mówi "Poznajcie moją córkę Kathy", wyznanie miłości Kaji, ich końcowa kłótnia i upojna noc, kiedy Liam zamknął ich w hotelu. Jestem pod ogromnym wrażeniem. Są moją ulubioną parą i nie wyobrażam sobie, że mogliby być osobno, skoro są dla siebie stworzeni. Kiedy czytałam jak pisałaś w narracji Laury, że już odpuściła, to nie to samo, przestałam mieć jakąkolwiek nadzieję i byłam zła, bo nie chciałam jej widzieć z Lou, chociaż na prawdę mu się należało, bo był bardzo dobry i zapewne w niektórych chwilach lepszy od Harry'ego, ale po prostu nie mogłam znieść, że ten kochany loczek może być sam. Wtedy na przyjęciu sylwestrowym już kompletnie straciłam nadzieję, lecz kiedy zaczął nie do końca mówić prawdę, poczułam jednak iskierkę nadziei, a gdy pojechała do niego po zerwaniu z Tay i spiewał jej do ucha tak jednoznaczny test piosenki, już byłam pewna, że coś musi między nimi być! Ostatnie rozdziały po prostu ryły mi psychikę maksymalnie. W ogóle nie mogłam uwierzyć, że nagle wymyśliłaś coś tak ekscytującego i przerażającego! Mówiłam sobie, że to na pewno sen, a Kaja się zaraz zbudzi, lecz ten koszmar trwał i trwał bez końca, na szczęście się skończył, co mnie ogromnie ucieszyło, bo nie podarowałabym sobie jeśli Kai albo Lou się coś stało. I tu znów powraca wątek ze Styles'em, bo choć to Lou ją uratował, to jednak on przebywa z nią cały czas! Widać na pierwszy rzut oka, że to prawdziwa miłośc i koniec, no muszą być razem :( I jeszcze to jak powiedziała Louisowi : Ja też Cię kocham Harry! - to przecież musiało coś znaczyć :o dobrze jejku rozpisałam się. W każdym razie chcę Ci tylko powiedzieć, że jesteś niesamowita i czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział + oczywiście dodaję do obserwowanych i ulubionych u mnie na blogu! buziaki :* / loveispleasure.blogspot.com
Super rozdział! Zapraszam do mnie dopiero zaczynam ; )http://smoke-dope-and-love.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńPrzepraszam ,ale nie masz spamu (albo nie zauważyłam) chce trochę za reklamować swojego bloga :)
OdpowiedzUsuńI przy okazji skomentuję twój rozdział.
1) Jest świetny dużo osób pewnie ci to mówi ,ale ja powiem jeszcze raz masz wielki talent do pisania !! :)
2) Jestem ciekawa po tym wszystkim co u Louisa jest jakiś inny i snuję do tego pewne podejrzenia ,ale nie będę się chwalić.
3) Tak bardzo nie chce abyś kończyła z blogiem twój blog jest jednym z moich ulubionych i wiem ,że po mnie tego nie widać bo nie komentuję często tylko czasami...
4) Czekam na następny bo po prostu eksploduję :P
Tajemnicza dziewczyna z problemami. Los się do niej uśmiechnie czy się za kocha? On samotny? chyba nie, ma przyjaciół ,ale czy to wystarczy by być szczęśliwym?
Kiedy te dwie podobne osoby z przykrą przeszłością się odnajdą co z tego wyniknie?
Zapraszam na opowiadanie:
,,Bo życie jest bardziej skomplikowane niż myślisz..."
Czytaj: http://can-i-call-you-the-friend.blogspot.com/
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń[Spam]Hej! Chciałybyśmy zaprosić na nasz nowy blog: http://ill-look-after-you.blogspot.com/Na razie mamy imaginy, ale wkrótce pojawi się tam opowiadanie o dwóch dziewczynach, które rozpoczynają swoją przygodę z One Direction. Będzie tam wiele sekretów, smutnych, ale także i wesołych sytuacji.Serdecznie zapraszamy!!
OdpowiedzUsuń