Weszliśmy do kościoła.
A raczej zostaliśmy wprowadzeni przez bodajże organizatora ślubu.
Siedzieliśmy ni to z przodu, ni to z tyłu. Oczywiście wszystkie
miejsca obok Harrego, który znajdował się po mojej lewej, od razu
zostały zajęte. Tak samo, jak te przed nim i za nim. Na jedynym
wolnym miejscu po mojej prawej usiadła jakaś starsza kobieta z
niezwykle nieprzyjemnym i zarazem karcącym wyrazem twarzy. Zadarta
do góry broda, jasnofioletowa garsonka bez jakichkolwiek zagnieceń
i śmieszny mały kapelusik na jej idealnie ułożonych, siwych
włosach były doskonałym uzupełnieniem całości jej postaci.
Muszę przyznać, że zachowanie starszej pani bardzo mnie bawiło.
Niby ukradkiem zerkała w moją stronę i uważnie lustrowała każdy
element mojego ciała swoim pogardliwym wzrokiem. Nie wiem, czy ona
naprawdę myślała, że jestem ślepa i tego nie widzę, czy po
prostu było jej to obojętne, ale gdy tylko odwzajemniałam jej
spojrzenie, od razu obracała głowę w drugą stronę. Czułam się,
jakbym na tą chwilę cofnęła się do czasów przedszkola.
Poważnie. Do tego kobieta nie szczędziła też sobie nieprzyjemnych
komentarzy, które co chwila szeptała pod nosem... Co ona ma na
sobie? Kim ona w ogóle jest, żeby tu być? Nie ma za grosz kultury
skoro...
Zastanawiacie się pewnie,
gdzie zniknęła mama Harrego. Otóż Katie ze swoim wrodzonym
wyczuciem chwili zaczęła płakać dosłownie centymetr przed
drzwiami kościoła, toteż pani Styles postanowiła posiedzieć z
nią na zewnątrz, żeby przypadkiem mała nie zakłóciła przebiegu
ceremonii...
A wracając do samego
ślubu. Zgodnie z angielską tradycją matka panny młodej zajęła
miejsce jako ostatnia. Potem w całym kościele rozbrzmiała melodia
wygrywana na zabytkowych organach. Następnie przyszedł czas na
wielkie wejście panny młodej. Przepiękna około
dwudziestopięcioletnia brunetka dostojnie kroczyła środkiem
kościoła. Oczywiście w asyście swojego ojca i kilku druhen
ubranych w identycznie, liliowe sukienki. Później przyszedł czas
na mowę pastora, zapytanie o ewentualny sprzeciw, błogosławieństwo,
wymianę obrączek i rzecz jasna przysięgę. Jak to zwykle u mnie
bywa - nie uroniłam ani łezki. Chciało mi się wręcz ziewać z
nudów. Tak, tak. Słusznie zauważyliście, że nie jarają mnie
śluby. Wybaczcie. Za to Harry wydawał się być niezwykle
zaangażowany w całą tą ceremonię. Raz nawet zauważyłam, jak
zaszkliły mu się oczy. Przyznaję, że trochę mnie to zdziwiło,
bo w końcu który chłopak płacze na ślubach? No ale już chyba
powinnam się przyzwyczaić do tego, że Harry jest inny. I to w
pozytywnym tego słowa znaczeniu.
Kiedy nareszcie ceremonia
zaślubin dobiegła końca i dojechaliśmy do miejsca, w którym
miało się odbyć przyjęcie weselne, odetchnęłam z ulgą. Czemu?
To proste. Ta przeklęta staruszka dała mi wreszcie święty spokój.
A i na całe szczęście jakiś mądry człowiek zajmujący się
rozsadzaniem gości ustawił karteczkę z jej nazwiskiem jakieś
dziesięć metrów ode mnie.
W całej sali dominowały dość jasne kolory. Żółto-kremowe ściany, podłoga wyłożona jesionowym drewnem i eleganckie, okrągłe stoliki z śnieżnobiałymi obrusami i jeszcze elegantszymi krzesłami ustawionymi po cztery przy każdym z nich idealnie kontrastowały z ozdobami z czerwonych kwiatów.
W całej sali dominowały dość jasne kolory. Żółto-kremowe ściany, podłoga wyłożona jesionowym drewnem i eleganckie, okrągłe stoliki z śnieżnobiałymi obrusami i jeszcze elegantszymi krzesłami ustawionymi po cztery przy każdym z nich idealnie kontrastowały z ozdobami z czerwonych kwiatów.
Przy naszym
stoliku siedziałam ja, Harry i jego mama z Katie, dla której
również była przygotowana imienna karteczka. Za to przy stoliku
obok – o zgrozo – siedziała ta cała Felicity. Wspominałam już,
że na jej widok aż rzygam tęczą? Ta cała słodycz tryskająca z
jej błękitnej sukieneczki, różowej torebuni (która nawiasem
mówiąc była identyczna jak tak należąca do mamy Harrego -.-) i
idealnie dopasowanych do niej bucik dosłownie przyprawiała mnie o
mdłości.
Jakiś czas później...
Z racji tego, że Harry
chyba zapomniał, z kim przyszedł na to wesele, siedziałam przy
stoliku sama jak palec. Pani Styles spacerowała gdzieś z Katie, a
ja zastanawiałam się, jak w ogóle doszło do tej całej sytuacji.
Fakt – kiedy tuż po wejściu i pożywieniu się w bufecie (co
zajęło mi dość sporo czasu, bo nie wiem czy wiecie, ale na
angielskich weselach poza tym bufetem na wstępnie nie ma nic więcej
do jedzenia, tak więc musiałam się porządnie najeść...), Harry
chciał mnie wziąć na parkiet, powiedziałam mu, że na razie nie
mam na to siły (no bo niby jak miałam tańczyć będąc taką
objedzoną?). Kiedy mu odmówiłam podeszło do nas kilka dziewczyn,
które poprosiły Harrego do tańca. Co prawda chłopak spytał mnie
o pozwolenie, którego mu niestety udzieliłam, ale kurde to było
jakieś półtora godziny temu! I kiedy on zajęty był wywijaniem na
parkiecie, ja dalej siedziałam przy tym cholernym stoliku i nie
miałam bladego pojęcia, co mam ze sobą zrobić. Część mnie
miała zamiar gapić się na Harrego i sprawdzać, czy aby
przydatkiem na za dużo sobie nie pozwala, natomiast reszta w ogóle
nie chciała go widzieć.
To boli. Siedzieć
tak samemu jak palec wiedząc, że w tym momencie twój chłopak
zajęty jest imprezowaniem z kilkoma innymi naraz. A przecież
jeszcze parę godzin temu mówił mi, że dzisiaj liczymy się tylko
my i nasze szczęście. Taaa. Zapomniał tylko dodać, że w
tym całym „my” znalazło się jeszcze miejsce dla - niech no
tylko policzę...dwa, cztery, sześć... - dla sześciu innych
dziewczyn. W tym dla jego byłej... Nie za bardzo rozumiałam, co się
ze mną dzieje. Z jednej strony byłam wkurzona, za to z drugiej
chciało mi się płakać.
I nagle widzę, że moja torebka zaczyna wibrować.
Zaglądam do niej i dostrzegam świecący się ekran mojego telefonu.
Ktoś dzwoni.
Przyglądam się tym kilku literkom na ekranie i doznaję chwilowego szoku.
To Lou.
Zastanawiam się, czy odebrać.
Odebrać, nie odebrać,
odebrać, nie odebrać, ode...a co mi tam.
Wciskam zieloną
słuchawkę i momentalnie podrywam się z krzesła.
Dosłownie po trzydziestu sekundach znalazłam się w drewnianej altanie nieopodal sali. Lekki, przyjemny wiaterek delikatnie muskał moją twarz i
wprawiał w ruch perfekcyjnie proste tego dnia włosy. Rozsiadłam
się wygodnie przy jednym z drewnianych stołów i przyłożyłam
telefon do ucha.
- Już mogę rozmawiać – oznajmiłam.
- To dobrze – usłyszałam w słuchawce jak zwykle przesadnie radosny głos Tomlinsona.
- Powiedz mi tylko, po co w ogóle do mnie dzwonisz Lou? - Nie wiedziałam czemu, ale rozmawiając z nim momentalnie poczułam się lepiej. Jakby za pomocą swojego głosu odgonił ode mnie wszystkie smutki.
- Tak sobie. Stęskniłem się – powiedział jak gdyby nigdy nic.
- To dobrze – usłyszałam w słuchawce jak zwykle przesadnie radosny głos Tomlinsona.
- Powiedz mi tylko, po co w ogóle do mnie dzwonisz Lou? - Nie wiedziałam czemu, ale rozmawiając z nim momentalnie poczułam się lepiej. Jakby za pomocą swojego głosu odgonił ode mnie wszystkie smutki.
- Tak sobie. Stęskniłem się – powiedział jak gdyby nigdy nic.
- Lou, przecież
nie widzieliśmy się jeden dzień – zachichotałam.
- No i co? Zresztą nie ważne. Opowiadaj lepiej co jest nie tak.
- Czemu uważasz, że coś jest nie tak? - Zdziwiłam się.
- No bo raczej gdyby wszystko było w porządku to teraz zamiast rozmawiać ze mną, byłabyś zajęta wywijaniem na parkiecie z Harrym. Więc co jest? Znowu się pokłóciliście?
- Co? Nie. No coś ty. Nie pokłóciliśmy się, tylko jakoś tak nie mam dzisiaj humoru na zabawę.
- Mała... Przestań ściemniać, tylko mów, co się stało – rozkazał stanowczym i zarazem roześmianym tonem.
Nie wiedziałam, co mnie podkusiło, ale opowiedziałam mu o wszystkim. O mamie Harrego, o tej całej obietnicy, którą jej złożył, o jego byłej, o tym, że praktycznie na całe wesele zostawił mnie samą i nawet o tej wstrętnej staruszce z kościoła. Na ten cały czas po prostu wyłączyłam mózg. Zapomniałam o tym, czego dowiedziałam się od Emmily i nawet o tym, jak niezręcznie czułam się w obecności Louisa przez ostatnie dni. Miałam wrażenie, że on mnie rozumie, że doskonale wie, co czuje i co chciałabym teraz usłyszeć. Miałam wrażenie, że rozmowa z nim jest najprostszą rzeczą, jaka w ogóle może istnieć. Wszystko było takie normalne, takie swobodne i tak bardzo mi potrzebne, że nawet nie zorientowałam się, kiedy upłynęła mi ta cała godzina. On mówił – ja słuchałam. Ja mówiłam – on słuchał. Ku mojemu zdziwieniu wcale nie kazał mi od razu zrywać z Harrym, ani nic z tych rzeczy. Zachował się jak najlepszy w świecie przyjaciel. Doradził, uspokoił i dał nadzieję.
- Nawet nie możesz sobie wyobrazić, jaka jestem ci wdzięczna za tą rozmowę Lou.
- Nie. To ty nie możesz sobie wyobrazić, jak bardzo się cieszę z tego, że tak się przede mną otworzyłaś. Zawsze chciałem, żebyś mi zaufała i nawet nie wiesz jakie to szczęście wiedzieć, że w końcu to zrobiłaś. - Mówił to tak, jakbym naprawdę podarowała mu najcenniejszy na świecie skarb.
- Zawsze ci ufałam wariacie – zaśmiałam się.
- Może i tak, ale sama przyznasz, że nigdy aż tak bardzo.
- Fakt – odparłam łagodnie, po czym zobaczyłam, że ktoś się do mnie zbliża. - Przepraszam Lou, ale muszę już kończyć. Harry tu idzie.
- No dobrze. To pa, pa – wyszeptał smutno i rozłączył się, zanim zdążyłam jeszcze cokolwiek odpowiedzieć.
Niechętnie podniosłam się z drewnianej ławki i powoli ruszyłam w kierunku Harrego.
- No i co? Zresztą nie ważne. Opowiadaj lepiej co jest nie tak.
- Czemu uważasz, że coś jest nie tak? - Zdziwiłam się.
- No bo raczej gdyby wszystko było w porządku to teraz zamiast rozmawiać ze mną, byłabyś zajęta wywijaniem na parkiecie z Harrym. Więc co jest? Znowu się pokłóciliście?
- Co? Nie. No coś ty. Nie pokłóciliśmy się, tylko jakoś tak nie mam dzisiaj humoru na zabawę.
- Mała... Przestań ściemniać, tylko mów, co się stało – rozkazał stanowczym i zarazem roześmianym tonem.
Nie wiedziałam, co mnie podkusiło, ale opowiedziałam mu o wszystkim. O mamie Harrego, o tej całej obietnicy, którą jej złożył, o jego byłej, o tym, że praktycznie na całe wesele zostawił mnie samą i nawet o tej wstrętnej staruszce z kościoła. Na ten cały czas po prostu wyłączyłam mózg. Zapomniałam o tym, czego dowiedziałam się od Emmily i nawet o tym, jak niezręcznie czułam się w obecności Louisa przez ostatnie dni. Miałam wrażenie, że on mnie rozumie, że doskonale wie, co czuje i co chciałabym teraz usłyszeć. Miałam wrażenie, że rozmowa z nim jest najprostszą rzeczą, jaka w ogóle może istnieć. Wszystko było takie normalne, takie swobodne i tak bardzo mi potrzebne, że nawet nie zorientowałam się, kiedy upłynęła mi ta cała godzina. On mówił – ja słuchałam. Ja mówiłam – on słuchał. Ku mojemu zdziwieniu wcale nie kazał mi od razu zrywać z Harrym, ani nic z tych rzeczy. Zachował się jak najlepszy w świecie przyjaciel. Doradził, uspokoił i dał nadzieję.
- Nawet nie możesz sobie wyobrazić, jaka jestem ci wdzięczna za tą rozmowę Lou.
- Nie. To ty nie możesz sobie wyobrazić, jak bardzo się cieszę z tego, że tak się przede mną otworzyłaś. Zawsze chciałem, żebyś mi zaufała i nawet nie wiesz jakie to szczęście wiedzieć, że w końcu to zrobiłaś. - Mówił to tak, jakbym naprawdę podarowała mu najcenniejszy na świecie skarb.
- Zawsze ci ufałam wariacie – zaśmiałam się.
- Może i tak, ale sama przyznasz, że nigdy aż tak bardzo.
- Fakt – odparłam łagodnie, po czym zobaczyłam, że ktoś się do mnie zbliża. - Przepraszam Lou, ale muszę już kończyć. Harry tu idzie.
- No dobrze. To pa, pa – wyszeptał smutno i rozłączył się, zanim zdążyłam jeszcze cokolwiek odpowiedzieć.
Niechętnie podniosłam się z drewnianej ławki i powoli ruszyłam w kierunku Harrego.
Spotkaliśmy się gdzieś w połowie drogi z altany do sali.
Chłopak wydawał się być zmartwiony i jednocześnie rozdarty.
Chociaż możliwe, że to mi się tylko wydawało, gdyż niebo robiło się coraz
ciemniejsze uniemożliwiając mi tym samym dobre widzenie.
- Szukałem cię – zaczął, gdy tylko znaleźliśmy się koło siebie. Staliśmy ze sobą twarzą w twarz, jednak zachowaliśmy pomiędzy sobą spory dystans.
- Ahaaa – szepnęłam pod nosem kiwając twierdząco głową.
- Czemu uciekłaś?
- Nie uciekłam Harry. - Wszystko co mówiłam brzmiało zupełnie obojętnie. Nie chciałam, żeby widział, że mnie zranił. Niech i on zobaczy, jak to miło jest, gdy twój partner ma cię za przeproszeniem w dupie.
- No jak to nie... - jęknął.
- Normalnie – wzruszyłam ramionami i dodałam: - siedzę tu już od ponad godziny, więc gdybyś naprawdę chciał mnie znaleźć, to zrobiłbyś to już dawno. A teraz wybacz, ale muszę iść do łazienki – oznajmiłam chłodno i minęłam go nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź z jego strony.
Pewnym krokiem szłam przed siebie zupełnie nie zwracając uwagi na jego: Kaja, stój, które oczywiście krzykną ze spóźnieniem. Byłam na niego zła. Naprawdę zła. Obudził się po tak długim czasie i nagle myśli, że wszystko będzie w porządku? O co to, to nie. Przykro mi, ale aż taka skora do wybaczania to ja nie jestem. Niech się chłopak trochę pomęczy.
Już na samym wejściu do łazienki usłyszałam ten okropnie słodki głosik Felicity, która najwyraźniej rozmawiała z kimś przez telefon w jednej z kabin. Stanęłam przed lustrem i zaczęłam myć ręce, kiedy zauważyłam tą potworną różową torebkę stojąca na samiutkim krańcu zlewu. Przez „przypadek” nie zakręciłam wody do końca i popchnęłam pod nią to różowe coś. Opuściłam pomieszczenie z wielgachnym uśmiechem na twarzy, a następnie zajęłam miejsce przy swoim stole czekając na reakcję Felicity. Niestety mój ojciec chrzestny imieniem Pech chciał inaczej i jak się okazało zamiast zafundować kąpiel torebce Felicity, zafundowałam ją torebce należącej do matki Harrego. Kiedy tylko kobieta wybiegła z łazienki z Katie w jednej ręce i swoją mokrą własnością w drugiej, o mało nie zeszłam na zawał. Sparaliżowało mnie. Chciałam uciec. Mentalnie byłam gotowa wstać i spieprzać stamtąd jak najdalej to tylko było możliwe, ale niestety moje skamieniałe ciało nie pozwoliło mi na to. Musiałam więc siedzieć i czekać na niemalże pewną śmierć z rąk mojej niedoszłej teściowej. Jednak - głupia ja- zapomniałam o tym, że przecież mimo że moim ojcem chrzestnym jest wujek Pech, to przecież matką chrzestną jest moja ukochania ciotka Szczęście, która uchroniła mnie przed złością pani Styles.
- Wspominałam już, że jestem nierozgarnięta? - Spytała gdy tylko podeszła do stolika, przy którym siedziałam. - Mogłabyś wziąć na chwilę małą? Bo ja jestem taka genialna, że właśnie wrzuciłam swoją torebkę do zlewu!
- Ale jak to wrzuciła pani torebkę do zlewu? - Wydusiłam z siebie z ledwością biorąc od niej małą.
- Nie pytaj Kaja, nie pytaj – pokiwała głową ze zrezygnowaniem, po czym zabrała się za wycieranie swojego telefonu i reszty stanowiącej zawartość torebki. Torebki, która dzięki mnie była w takim a nie innym stanie i która zdaniem pani Styles wyglądała tak przez jej własną głupotę. Dziękuję matko chrzestna. Uratowałaś mnie!
Jakiś czas później zobaczyłam jak z łazienki wychodzi Felicity. W pełni szczęśliwa blondynka przyczłapała się do stojącego obok mnie stolika i kiedy już zajęła swoje miejsce, zaczęła uważnie się mi przyglądać.
- A kim ty tak w ogóle jesteś? - Spytała tym swoim słodziutkim głosikiem wywołując tym samym szok u mnie i u mamy Harrego, który właśnie zmierzał w stronę swojego krzesła.
- Szukałem cię – zaczął, gdy tylko znaleźliśmy się koło siebie. Staliśmy ze sobą twarzą w twarz, jednak zachowaliśmy pomiędzy sobą spory dystans.
- Ahaaa – szepnęłam pod nosem kiwając twierdząco głową.
- Czemu uciekłaś?
- Nie uciekłam Harry. - Wszystko co mówiłam brzmiało zupełnie obojętnie. Nie chciałam, żeby widział, że mnie zranił. Niech i on zobaczy, jak to miło jest, gdy twój partner ma cię za przeproszeniem w dupie.
- No jak to nie... - jęknął.
- Normalnie – wzruszyłam ramionami i dodałam: - siedzę tu już od ponad godziny, więc gdybyś naprawdę chciał mnie znaleźć, to zrobiłbyś to już dawno. A teraz wybacz, ale muszę iść do łazienki – oznajmiłam chłodno i minęłam go nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź z jego strony.
Pewnym krokiem szłam przed siebie zupełnie nie zwracając uwagi na jego: Kaja, stój, które oczywiście krzykną ze spóźnieniem. Byłam na niego zła. Naprawdę zła. Obudził się po tak długim czasie i nagle myśli, że wszystko będzie w porządku? O co to, to nie. Przykro mi, ale aż taka skora do wybaczania to ja nie jestem. Niech się chłopak trochę pomęczy.
Już na samym wejściu do łazienki usłyszałam ten okropnie słodki głosik Felicity, która najwyraźniej rozmawiała z kimś przez telefon w jednej z kabin. Stanęłam przed lustrem i zaczęłam myć ręce, kiedy zauważyłam tą potworną różową torebkę stojąca na samiutkim krańcu zlewu. Przez „przypadek” nie zakręciłam wody do końca i popchnęłam pod nią to różowe coś. Opuściłam pomieszczenie z wielgachnym uśmiechem na twarzy, a następnie zajęłam miejsce przy swoim stole czekając na reakcję Felicity. Niestety mój ojciec chrzestny imieniem Pech chciał inaczej i jak się okazało zamiast zafundować kąpiel torebce Felicity, zafundowałam ją torebce należącej do matki Harrego. Kiedy tylko kobieta wybiegła z łazienki z Katie w jednej ręce i swoją mokrą własnością w drugiej, o mało nie zeszłam na zawał. Sparaliżowało mnie. Chciałam uciec. Mentalnie byłam gotowa wstać i spieprzać stamtąd jak najdalej to tylko było możliwe, ale niestety moje skamieniałe ciało nie pozwoliło mi na to. Musiałam więc siedzieć i czekać na niemalże pewną śmierć z rąk mojej niedoszłej teściowej. Jednak - głupia ja- zapomniałam o tym, że przecież mimo że moim ojcem chrzestnym jest wujek Pech, to przecież matką chrzestną jest moja ukochania ciotka Szczęście, która uchroniła mnie przed złością pani Styles.
- Wspominałam już, że jestem nierozgarnięta? - Spytała gdy tylko podeszła do stolika, przy którym siedziałam. - Mogłabyś wziąć na chwilę małą? Bo ja jestem taka genialna, że właśnie wrzuciłam swoją torebkę do zlewu!
- Ale jak to wrzuciła pani torebkę do zlewu? - Wydusiłam z siebie z ledwością biorąc od niej małą.
- Nie pytaj Kaja, nie pytaj – pokiwała głową ze zrezygnowaniem, po czym zabrała się za wycieranie swojego telefonu i reszty stanowiącej zawartość torebki. Torebki, która dzięki mnie była w takim a nie innym stanie i która zdaniem pani Styles wyglądała tak przez jej własną głupotę. Dziękuję matko chrzestna. Uratowałaś mnie!
Jakiś czas później zobaczyłam jak z łazienki wychodzi Felicity. W pełni szczęśliwa blondynka przyczłapała się do stojącego obok mnie stolika i kiedy już zajęła swoje miejsce, zaczęła uważnie się mi przyglądać.
- A kim ty tak w ogóle jesteś? - Spytała tym swoim słodziutkim głosikiem wywołując tym samym szok u mnie i u mamy Harrego, który właśnie zmierzał w stronę swojego krzesła.
Moje początkowe
zdziwienie bardzo szybko ewoluowało w istną wściekłość
wymierzaną z jeszcze większą ilością nienawiści i
zdenerwowania.
- Kim jestem? Dobre pytanie - uśmiechnęłam się tak sztucznie, jak chyba jeszcze nigdy. - Jestem jego dziewczyną - kiwnęłam głową w stronę siadającego obok mnie Harrego - przynajmniej w tym momencie jeszcze nią jestem - dodałam już nieco ciszej posyłając mu mordercze spojrzenie.
- Aaaaaa. Już wiem. Kaja, tak? - Powiedziała, jakby co najmniej doznała jakiegoś olśnienia. - Na zdjęciach wydawałaś się dużo ładniejsza - dopowiedziała, jak gdyby nigdy nic i zaczęła szukać czegoś w swojej torebce.
- Na szczęście Kaja na żywo i tak wygląda milion razy lepiej, niż ty na swoim najlepszym zdjęciu Felicity – wtrąciła mama Harrego.
- Kim jestem? Dobre pytanie - uśmiechnęłam się tak sztucznie, jak chyba jeszcze nigdy. - Jestem jego dziewczyną - kiwnęłam głową w stronę siadającego obok mnie Harrego - przynajmniej w tym momencie jeszcze nią jestem - dodałam już nieco ciszej posyłając mu mordercze spojrzenie.
- Aaaaaa. Już wiem. Kaja, tak? - Powiedziała, jakby co najmniej doznała jakiegoś olśnienia. - Na zdjęciach wydawałaś się dużo ładniejsza - dopowiedziała, jak gdyby nigdy nic i zaczęła szukać czegoś w swojej torebce.
- Na szczęście Kaja na żywo i tak wygląda milion razy lepiej, niż ty na swoim najlepszym zdjęciu Felicity – wtrąciła mama Harrego.
Normalnie
kopara mi opadła. Nie wierzyłam w to, co słyszę. Pani Styles,
która przecież miała być tą złą, okazała się moją
wybawicielką.
- Dziękuję – szepnęłam cicho w jej stronę, na co ta posłała mi tylko ciepły uśmiech i wzięła ode mnie małą.
- Harry, idziesz tańczyć? - Spytała po chwili rozochocona blondynka, która najwyraźniej zupełnie olała to, co przed chwilą powiedziała jej pani Styles.
- Dzięki, ale nie - odpowiedział jej z uśmiechem. - Teraz jestem zajęty kochaniem mojej najpiękniejszej na świecie dziewczyny - dodał, po czym sprawnym ruchem prawej ręki przysunął krzesło, na którym siedziałam do siebie i ucałował mnie w policzek.
- Jak chcesz – warknęła Felicity, która po chwili zniknęła gdzieś w tańczącym tłumie.
- Mogłeś iść – powiedziałam odsuwając się od Harrego. Nadal byłam zła. Cholernie zła. Co resztą było widać już na pierwszy rzut oka.
- Dziękuję – szepnęłam cicho w jej stronę, na co ta posłała mi tylko ciepły uśmiech i wzięła ode mnie małą.
- Harry, idziesz tańczyć? - Spytała po chwili rozochocona blondynka, która najwyraźniej zupełnie olała to, co przed chwilą powiedziała jej pani Styles.
- Dzięki, ale nie - odpowiedział jej z uśmiechem. - Teraz jestem zajęty kochaniem mojej najpiękniejszej na świecie dziewczyny - dodał, po czym sprawnym ruchem prawej ręki przysunął krzesło, na którym siedziałam do siebie i ucałował mnie w policzek.
- Jak chcesz – warknęła Felicity, która po chwili zniknęła gdzieś w tańczącym tłumie.
- Mogłeś iść – powiedziałam odsuwając się od Harrego. Nadal byłam zła. Cholernie zła. Co resztą było widać już na pierwszy rzut oka.
- Ale nie
chciałem - odparł stanowczo. - Wiem, że jesteś na mnie zła -
zaczął po chwili - i jeszcze lepiej wiem, że sobie na to
zasłużyłem, ale pamiętaj, że nikogo na tym świecie nie kocham
bardziej niż ciebie.
- I dlatego przez ten cały czas miałeś mnie w dupie? - Spytałam z kpiną.
- I dlatego teraz cię przepraszam i zrobię wszystko, żebyś przestała się na mnie złościć – odparł stanowczo.
Przez kilka następnych minut siedzieliśmy przy stole milcząc. Harry co jakiś czas starał się mnie zaczepić. Łaskotał mnie, bawił się moimi włosami, głaskał moje dłonie, jednak ja nadal była nieugięta. Co prawda widząc jego podłamaną minę z trudem powstrzymywałam się od śmiechu, lecz dzięki tej całej niewyzbytej złości jakoś dawałam radę. Zamiast na nim skupiałam wzrok na tańczących na parkiecie ludziach. Przyglądałam się temu, jak przy każdej kończącej się piosence jedni schodzili, a inni wchodzili na parkiet. Tym razem miało być podobnie. Gdy orkiestra przestała grać, od razu zaczęłam wpatrywać się w schodzących z parkietu ludzi.
W tym momencie Harry wstał i gdy tylko muzyka (LINK) ponownie wypełniła każdy milimetr sali, zamknął mój nadgarstek w stalowym uścisku swojej prawej dłoni i pociągnął za sobą na parkiet. Ani przez chwilę nie zwracał uwagi na moje liczne sprzeciwy. Gdy w końcu doprowadził mnie na sam środek parkietu, przysunął mnie do siebie tak szybko i zwinnie, że nawet nie zorientowałam się, kiedy zdążył to zrobić. Prawą ręką objął mnie w pasie, a lewą złapał moją prawą dłoń i zaczął tańczyć. Co miałam zrobić? Również tańczyłam. Chłopak był bardzo pewny siebie. Prowadził mnie po parkiecie tak naturalnie, tak lekko, tak umiejętnie, jak jeszcze nikt inny. Ani przez chwilę nie spuszczał ze mnie wzroku. Jego zielone tęczówki cały czas wycelowane były w moje. Czułam się tak, jakby wszyscy wokół nas nagle zniknęli. Jakbyśmy byli tu tylko my. Jakby orkiestra grała tylko dla nas. Jego pewne kroki idealnie zgrały się z moimi. Nawet nie zauważyłam, kiedy chłopak zaczął przyspieszać i kiedy to nasza dwójka opanowała praktycznie cały parkiet. Sunęliśmy po nim tak swobodnie, że utworzył się wokół nas krąg gapiów. Jednak ani ja, ani on nie zwracaliśmy na to uwagi. Byliśmy tylko my. Tylko ja i on. Tylko nasze wpatrzone w siebie oczy. Miałam wrażenie, że się unoszę, że fruwam tuż nad tą drewnianą podłogą, a to wszystko dzięki skrzydłom, jakie podarował mi Harry. Harry i jego magiczne spojrzenie, które w tej chwili należało już tylko do mnie. Poruszaliśmy się z taką gracją, z taką elegancją i z takim wdziękiem, że aż dookoła słychać było pomruki zachwytu. Sama nie mogłam uwierzyć w to, jak idealnie, czysto i namiętnie ze sobą tańczyliśmy. Nasze perfekcyjnie zgrane kroki, ruchy, nasze nierozerwalne spojrzenie było czymś tak magicznym i niezwykłym, że gdy tylko muzyka ucichła, a my się zatrzymaliśmy, dostaliśmy owacje na stojąco. Uśmiech, który w tamtym momencie podarował mi Harry sprawił, że cała moja złość prysnęła niczym mydlana bańka. Zamiast niej w moim sercu zagościło uczucie tak odmienne, tak pięknie i tak wspaniałe, że dosłownie cały otaczający mnie świat przestał się liczyć. Zostałam tylko ja i moja chęć. Chciałam tylko jednego. Chciałam tylko jego.
- Chodźmy stąd – szepnął mi na ucho.
Czując jego ciepły oddech na mojej szyi kompletnie zgłupiałam. Stałam się jak marionetka, do której to właśnie on trzymał wszystkie sznurki i szczerze mówiąc w ogóle mi to nie przeszkadzało.
Niecałe dwie minuty później siedzieliśmy już w jego samochodzie.
- Dokąd jedziemy? - Spytałam widząc jego dłonie zaciskające się na kierownicy.
- Gdzieś, gdzie będziemy sami – odparł całując mnie, po czym ruszył z miejsca tak gwałtownie, że aż wbiło mnie w siedzenie.
Ku mojemu zdziwieniu Harry zawiózł mnie do swojego domu, a tuż przed wejściem do niego zadzwonił do swojej mamy i powiedział, że źle się poczułam i musiał mnie odwieźć. A i dodał, że przyjedzie po nią koło północy. Na początku nie miałam bladego pojęcia, dlaczego okłamał swoją matkę i do tego wciągnął w to kłamstwo mnie, ale gdy tylko zorientowałam się, co jest na rzeczy, zupełnie przestało mi to przeszkadzać.
Tuż po przekroczeniu progu Harry zaczął mnie całować.
- I dlatego przez ten cały czas miałeś mnie w dupie? - Spytałam z kpiną.
- I dlatego teraz cię przepraszam i zrobię wszystko, żebyś przestała się na mnie złościć – odparł stanowczo.
Przez kilka następnych minut siedzieliśmy przy stole milcząc. Harry co jakiś czas starał się mnie zaczepić. Łaskotał mnie, bawił się moimi włosami, głaskał moje dłonie, jednak ja nadal była nieugięta. Co prawda widząc jego podłamaną minę z trudem powstrzymywałam się od śmiechu, lecz dzięki tej całej niewyzbytej złości jakoś dawałam radę. Zamiast na nim skupiałam wzrok na tańczących na parkiecie ludziach. Przyglądałam się temu, jak przy każdej kończącej się piosence jedni schodzili, a inni wchodzili na parkiet. Tym razem miało być podobnie. Gdy orkiestra przestała grać, od razu zaczęłam wpatrywać się w schodzących z parkietu ludzi.
W tym momencie Harry wstał i gdy tylko muzyka (LINK) ponownie wypełniła każdy milimetr sali, zamknął mój nadgarstek w stalowym uścisku swojej prawej dłoni i pociągnął za sobą na parkiet. Ani przez chwilę nie zwracał uwagi na moje liczne sprzeciwy. Gdy w końcu doprowadził mnie na sam środek parkietu, przysunął mnie do siebie tak szybko i zwinnie, że nawet nie zorientowałam się, kiedy zdążył to zrobić. Prawą ręką objął mnie w pasie, a lewą złapał moją prawą dłoń i zaczął tańczyć. Co miałam zrobić? Również tańczyłam. Chłopak był bardzo pewny siebie. Prowadził mnie po parkiecie tak naturalnie, tak lekko, tak umiejętnie, jak jeszcze nikt inny. Ani przez chwilę nie spuszczał ze mnie wzroku. Jego zielone tęczówki cały czas wycelowane były w moje. Czułam się tak, jakby wszyscy wokół nas nagle zniknęli. Jakbyśmy byli tu tylko my. Jakby orkiestra grała tylko dla nas. Jego pewne kroki idealnie zgrały się z moimi. Nawet nie zauważyłam, kiedy chłopak zaczął przyspieszać i kiedy to nasza dwójka opanowała praktycznie cały parkiet. Sunęliśmy po nim tak swobodnie, że utworzył się wokół nas krąg gapiów. Jednak ani ja, ani on nie zwracaliśmy na to uwagi. Byliśmy tylko my. Tylko ja i on. Tylko nasze wpatrzone w siebie oczy. Miałam wrażenie, że się unoszę, że fruwam tuż nad tą drewnianą podłogą, a to wszystko dzięki skrzydłom, jakie podarował mi Harry. Harry i jego magiczne spojrzenie, które w tej chwili należało już tylko do mnie. Poruszaliśmy się z taką gracją, z taką elegancją i z takim wdziękiem, że aż dookoła słychać było pomruki zachwytu. Sama nie mogłam uwierzyć w to, jak idealnie, czysto i namiętnie ze sobą tańczyliśmy. Nasze perfekcyjnie zgrane kroki, ruchy, nasze nierozerwalne spojrzenie było czymś tak magicznym i niezwykłym, że gdy tylko muzyka ucichła, a my się zatrzymaliśmy, dostaliśmy owacje na stojąco. Uśmiech, który w tamtym momencie podarował mi Harry sprawił, że cała moja złość prysnęła niczym mydlana bańka. Zamiast niej w moim sercu zagościło uczucie tak odmienne, tak pięknie i tak wspaniałe, że dosłownie cały otaczający mnie świat przestał się liczyć. Zostałam tylko ja i moja chęć. Chciałam tylko jednego. Chciałam tylko jego.
- Chodźmy stąd – szepnął mi na ucho.
Czując jego ciepły oddech na mojej szyi kompletnie zgłupiałam. Stałam się jak marionetka, do której to właśnie on trzymał wszystkie sznurki i szczerze mówiąc w ogóle mi to nie przeszkadzało.
Niecałe dwie minuty później siedzieliśmy już w jego samochodzie.
- Dokąd jedziemy? - Spytałam widząc jego dłonie zaciskające się na kierownicy.
- Gdzieś, gdzie będziemy sami – odparł całując mnie, po czym ruszył z miejsca tak gwałtownie, że aż wbiło mnie w siedzenie.
Ku mojemu zdziwieniu Harry zawiózł mnie do swojego domu, a tuż przed wejściem do niego zadzwonił do swojej mamy i powiedział, że źle się poczułam i musiał mnie odwieźć. A i dodał, że przyjedzie po nią koło północy. Na początku nie miałam bladego pojęcia, dlaczego okłamał swoją matkę i do tego wciągnął w to kłamstwo mnie, ale gdy tylko zorientowałam się, co jest na rzeczy, zupełnie przestało mi to przeszkadzać.
Tuż po przekroczeniu progu Harry zaczął mnie całować.
Zachłannie.
Namiętnie. Żarliwie.
Oczywiście
ani przez chwilę nie byłam mu dłużna. Potem wziął mnie na ręce
i wnosząc po schodach nadal nie przestawał całować. Gdy już
dotarliśmy do pokoju Harrego, czułam jego usta praktycznie na
każdym milimetrze mojego ciała. Jego ręce były wszędzie. Moje
ręce były wszędzie. Zapach naszych rozpalonych ciał unosił się
w całym otaczającym nas powietrzu. Doskonale wiedziałam, do czego
za chwile dojdzie. Wiedziałam i chciałam tego bardziej, niż
kiedykolwiek czegokolwiek innego. Byłam gotowa pozwolić mu na
wszystko. Pozwalałam mu na wszystko.
W
pewnym momencie przyparł mnie do ściany tworząc wokół mnie
ochronną barierę ze swojego ciała. W tamtej chwili byłam pewna,
że nic złego mi nie grozi. Nic złego nie ma prawa mi grozić,
kiedy jestem przy nim. Przysunął się tak blisko, że pomiędzy
ścianą, mną i nim nie było ani milimetra przerwy.
- Jesteś pewna, że tergo chcesz? - Spytał patrząc mi prosto w oczy.
- Żartujesz sobie? Nigdy nie chciałam niczego bardziej - odpowiedziałam od razu i bez jakiegokolwiek zastanowienia popchnęłam go na łóżko.
- Jesteś pewna, że tergo chcesz? - Spytał patrząc mi prosto w oczy.
- Żartujesz sobie? Nigdy nie chciałam niczego bardziej - odpowiedziałam od razu i bez jakiegokolwiek zastanowienia popchnęłam go na łóżko.
___________________________________________________________________
Wybaczcie, że dodaję dopiero teraz, ale jestem chora i dosłownie umieram, a do tego cierpię na chroniczny brak weny...
Wybaczcie, że dodaję dopiero teraz, ale jestem chora i dosłownie umieram, a do tego cierpię na chroniczny brak weny...
Matko, wreszcie się doczekałam, boooskie :D
OdpowiedzUsuńJesteś cudowna, że potrafisz napisać coś tak niesamowitego nawet w takim stanie. Po prostu Cię kocham ! <3
OdpowiedzUsuńI-will-look-after-you.blogspot.com :) x
W końcu kolejny rozdział.. A bynajmniej druga część poprzedniego rozdziału : D. Normalnie cudo : -]
OdpowiedzUsuńŚwietny . Masz naprawdę talent .
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie :
http://opowiadanie-o-onedirection-lovstory.blogspot.com/
Uwieeeeeeeeeeelbiaaaaaaaaaaaam twojego bloga. Z niecierpliwością czekam na nextaaaa :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie
Wspaniałe! Uwielbiam mamę Harry'ego! Ale wciąż mnie męczy sprawa z Lou. On jest taaaaaaaaaaaki słodki! Mogłabym go schrupać, bez pozostawiania nawet najdrobniejszych okruszków. No i nie mogę nie wspomnieć o Harry'm, który w tym rozdziale był powalający. Szarpałabym jak Reksio szynkę! Mmmm, rozmarzyłam się.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Joan.x
Mama Harrego jest po prostu najlepsza ;d
OdpowiedzUsuńAle zastanawia mnie sprawa z Lou ;))
Co do rozdziału świetny czekam na następny ; D
zapraszam do nas:
http://you-always-in-my-heart.blogspot.com/
Posrana Felicity, nienawidzę jej. BRAWA dla mamy Harrego! Głupia menda z tej blondynki, przysięgam, że ją ubije... uh, Kaja mogła wcisnąć jej krzywy łeb do weselnego tortu... ale zakończenie wynagrodziło moje nerwy i smutki. Wspaniale! Kuruj się i czekam na więcej! x
OdpowiedzUsuńKocham tę parę ! <3 Taki jak to napisała osoba wyżej " BRAWA dla mamy Harrego !
OdpowiedzUsuńNo i też nei lubię tej Felicity ! Głupia blondynka ; /
Dobre było z tą torebką X D Jak to przeczytałam zaczęłam się chichrać na cały pokój. X D Co do zakończenia to ... WSPANIAŁE ! Nigdy jeszcze nie czytałam tak zajebistego bloga.
Czekam na nexta z niecierpliwością i Pozdrawiam.
Mila.
Super;) a to na końcu mrr hehe :D
OdpowiedzUsuńW poprzednim rozdziale dalam komentarz, bys mogla na niego odpisac ? bardzo mi zalezy ;)
świeetny , szybkiego powrotu do zdrowia xoxo
OdpowiedzUsuńzdrowiej szybko!! :) rozdział dość ciekawy i już nie mogę się doczekać kolejnego!:)
OdpowiedzUsuńkuruj się. ;)
OdpowiedzUsuńa co do rozdziału to zajebisty. ♥_♥
brak weny ? hahahahah. nie zły kawał. :D
Nie mamy Ci tego zazłe, że dzisiaj dodałaś ten rozdział. :)
OdpowiedzUsuńRozdział podoba mi się bardzo. Czekam na następny.
Boski, wspaniały, genialny! Kocham cię za to, że piszesz i jak piszesz! Jesteś niesamowita! Uwielbiam tą parę i życzę im szczęścia. Felicity niech sie ... Udlawi tortem weselnym. Czekam na nn ;*
OdpowiedzUsuńZawaliste już się nie mogłam doczekać na ten rozdział i ciesze się że już go dodałam serdecznie też zapraszam na mojego bloga który piszę wraz z przyjaciółką storyfromonedirection.blogspot.com
OdpowiedzUsuńZapachniesty <33 Bardzo się cieszę, że wreszcie coś dodałaś :** I jeśli tak wygląda Twój brak weny, to ja chcę zobaczyć Twoje opowiadanie kiedy masz wenę :)
OdpowiedzUsuńZdrowiej, kochana :*
Torii <3
Ps. A ta Felicity niech utopi się w kiblu xd
Świetny, jak każdy ;D
OdpowiedzUsuńjeżeli to jest brak weny to ja takie braki chciałabym mieć. świeetny <3 .
OdpowiedzUsuńprzeżyłam każde słowa ,które napisałaś w tym rozdziale.Jesteś chyba jedną osobą co potrafi napisać tak dobry tekst.Sama zajmuje sie pisaniem książek,opowieści itp. i czytam wiele tekstów i jeszcze ani razu na takie cudo nie trafiłam. Proszę obiecaj mi ,że nie przestaniesz pisać! Twój talent do pisania jest najlepszy jaki mogłaś mieć. Mam nadzieje, że to przeczytasz.;)
OdpowiedzUsuń-@newyouxo
JAKI KURWA BRAK WENY .. ?!
OdpowiedzUsuńCo ty se ze mnie robisz.. ?
Nie znam osoby która lepiej opisałby 'wesele' .. ; p
ŚWIETNY ;*
ŚWIETNY ;*
ŚWIETNY ;*
Wprawdzie wciąż nie wiem, co tam mama spiskowała z Harrym, ale i tak zrehabilitowała się w moich oczach ;) Dobrze dogadała tej...francy. Już miałam ochotę wstać i nakopać temu ślepemu loczkowi, ale miał chłopak szczęście, że sam się zorientował w sytuacji. I nawet udało mu się wszystko naprawić ;) Tylko kto to widział, żeby przerywać rozdział w takim momencie!?! Ja tu już prawie po popcorn leciałam i nastawiałam się na scenę łóżkową ;) I musiałam obejść się smakiem ;( Numer z niestety nie wodoodporna torebką był świetny - miała chwilę triumfu - niestety krótką ;) Ale mi i tak się podobało. W ogóle wszystko mi się podobało. Wspaniale piszesz i jak zawsze z niecierpliwością będę czekać na kolejny rozdział. A może nawet bardziej, bo w końcu przerwałaś tak... nagle :P
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego
@KateStylees
http://1d-my-little-mystery-girl.blogspot.co.uk/
Genialny! A czy kolejny bd +18? Ale by było super! Czekam na nexta i zapraszam do mnie ;)
OdpowiedzUsuńB O S K I :3
OdpowiedzUsuńA co Ci się stało??? Wracaj szybko do zdrowia!!!!
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału to jest G E N I A L N Y !!! A co z małą Katie?? Harry będzie się nią opiekował? Czy może raczej wróci do swojego prawdziwego ojca?
Nigdy nie czytałam lepszego bloga po prostu gapie się w ekran i czytam a po chwili czar prysł bo się skończyło :( Jakby chłopaki z 1D to przeczytali to by na pewno się w tobie zakochali :)
OdpowiedzUsuńPo prostu zajebisty !!!!!!! Nie mogę się doczekać następnego!!!! Zapraszam na mojego bloga http://notidealbutmylife.blogspot.com
OdpowiedzUsuńCzasem mi się wydaje,że specjalnie używasz słów,których znaczenia nie znam . XD Zajebisty ! *-*
OdpowiedzUsuńTakie z innej beczki... planujesz dokończyć historię Laury? Wciągnęła mnie, a są tam tylko 4 rozdziały ;3 ;C
OdpowiedzUsuńBrak weny ?! Ty chyba żartujesz?!
OdpowiedzUsuńJesteś genialna dziewczyno! piszesz świetnie! ;*
Aww nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału *____*
A i życzę szybkiego powrotu do zdrowia ;]
Pozdrawiam Ronnie <3
Zajebisty blog. Jeżeli tak piszesz jak masz brak weny to ja bym zawsze chciała mieś brak weny. Życze szybkiego powrotu do zdrowia, wiem jak to jest siedząc w domu i nie można nic zrobić. Pozdrawiam. :D
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie. : http://onedirectionopowiadanieeee.blogspot.com/
Powrotu do zdrowiaaaaaa ... zajebiste opowiadanie .. tylko szkoda że nie dodajesz częściej :** http://kochamywas1d.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńZajebisty rozdział. Czekam na następny. Powrotu do zdrowia. :)
OdpowiedzUsuńjaki brak weny ?? Ten rozdzial jest wspanialy !!!
OdpowiedzUsuńnastępny < 3 proszę , błagam < 3 plooooosee , ploooose < 3
OdpowiedzUsuńhttp://newsy-foto-wpisy.blogspot.com/ Zapraszam
OdpowiedzUsuńfajne! Bardzo podoba nam się twoje opowiadanie :D Hazza jest... nieziemski xD Z resztą tak jak reszta.
OdpowiedzUsuńSorki, że tak wykorzystujemy troche te komentarze do polecania swojego opowiadania, ale musimy się jakos rozręcić. http://another-world-1d.blogspot.com/ Wejdzie ktoś? Wejdźcie, skomentujcie i obserwujcie naszego bloga. Liczymy, że będziemy miały przynajmniej kilku stałych czytelników. Możecie też polecać swoje ^^
Zajebisty! Błagam dodawaj częściej :c
OdpowiedzUsuńBoskie czekam na kolejny. :) Zapraszam do mnie. :)
OdpowiedzUsuńhttp://londonloveestory.blogspot.com/
Kocham Twojego bloga! <3 Czytam go gdzieś od września, ale wcześniej wchodziłam tylko na telefonie, więc nie mogłam go skomentować :c świetnie piszesz! Twoja historia tak bardzo mnie wciągnęła, że niemal codziennie sprawdzam czy nie pojawiło się coś nowego ;D czekam na następny!
OdpowiedzUsuńDroga autorko,
OdpowiedzUsuńwiem, że pewnie nie chcesz już wracać myślami do KOMENTARZOWEJ BITWY, którą niedawno stoczyłaś z "tą drugą", ale zależy mi na tym żebyś to przeczytała. Trafiłam na Wasze blogi w drodze przypadków. Jestem dziką wielbicielką opowiadań, szczególnie fanfiction (nieszczególnie o 1D), ale Wasze mnie zaciekawiły. (Początki nigdy nie są łatwe! Sama doskonale znam to uczucie. Ostatnio po napisaniu i opublikowaniu rozdziału, wzięło mnie na wspomnienia... wróciłam do pierwszej notki i po przeczytaniu jedyne co nasunęło mi się na myśl to: "Boże, naprawdę ja to napisałam? (O.O). Tak, tak, w miarę rozwoju akcji, i nabierania odgórnych doświadczeń zaczynamy pisać zupełnie inaczej, najczęściej o wiele lepiej (Dlatego też nie ma sensu oceniania któregokolwiek bloga po pierwszej notce. Ważne jest to co zobaczy/przeczyta się później!). A teraz do rzeczy: NIENAWIŚĆ - to właśnie to zobaczyłam czytając te wszystkie komentarze. I wiesz o czym wtedy pomyślałam? O chłopakach, dzięki którym jesteś tutaj i rozwijasz swój talent!
To co teraz powiem tyczy się Was wszystkich, CZYTELNIKÓW I TYCH DWÓCH AUTOREK! Mimo, że jesteście z różnych krańców Polski, różnicie się charakterami i poglądami na świat, to jest jeden mały szczegół, który przyczynia się do wielkiej, naprawdę wielkiej zmiany. Liam, Louis, Harry, Niall i Zyan - to właśnie oni Was łączą. To oni są WSPÓLNĄ CZĘŚCIĄ ŻYCIA każdej z Was. Niezależnie od tego czy kochacie ich, za to co tworzą, za to co robią dla fanów, za to jakimi są czy też jakimi się Wam wydają, to właśnie o nich tutaj chodzi. Zrozumcie wreszcie, że tworzycie RODZINĘ! I bądźcie na tyle dojrzałe, żeby odpowiednio spojrzeć na to pojęcie. Wierzę, że kiedyś poznacie znaczenie przyjaźni, która buduje się dzięki osobom takim jak oni. Że kiedyś będziecie razem szalały pod sceną na ich koncercie, w duchu prosząc tylko o to żeby ta chwila trwała wiecznie. Wierzę, że uda się Wam z nimi porozmawiać (i że to spotkanie nie będzie wyglądało jak atak dzikich kotów na świeżo rzuconą zwierzynę - wiem co mówię, bo już kilka razy byłam świadkiem takiego zdarzenia). Wierzę również w to, że Wasze zamiłowanie do zespołu będzie z każdym kolejnym dniem rosło w siłę, a gdy ktoś zapyta Was 'Dlaczego tak ich lubisz? Przecież nie są jacyś szczególni", nie będziecie potrafiły powstrzymać słowotoku.
Dla osób, które zastanawiają się teraz skąd to wszystko przyszło mi do głowy, skoro nawet nie słucham 1D (czasami mi się zdarza i nie ukrywam że uśmiech nie schodzi mi wtedy z twarzy ;>) odpowiem jedno: Na świecie jest wiele zespołów i nie zależnie od faktu czy dotyczy to nastoletnich chłopaków, czy też czterdziestokilku letnich
facetów, ja jednym z nich oddałam własne serce. Miałam szansę kilkukrotnie usłyszeć i zobaczyć ich na żywo, na rozmowę również znalazł się odpowiedni czas. Dzięki nim poznałam CUDOWNYCH LUDZI, PRZYJACIÓŁ (między innymi przez internet). Tych kilku facetów sprawiło, że poznałam co to szczęście. Nauczyli mnie, że warto walczyć o to czego pragniemy, ale przedewszystkim pokazali mi życie z perspektywy, której wcześniej nie umiałam dojrzeć. Dlatego powtórzę Wam to jeszcze raz:
" Nie sprawiajcie sobie przykrości. Przeciwnie, wspierajcie się w tym co robicie, bo drugiej takiej szansy możecie nie dostać".
Drogie autorki, obie świetnie piszecie i bezwzględu na wszystko piszcie dalej! Liczba wyświetleń i komentarzy tylko potwierdza jak dobrze Wam to idzie, więc do roboty! Pamiętajcie, że jest grono ludzi którzy czekają na nową notkę. Włącznie ze mną! ;*
Pozdrawiam,
K.
P.s. Przepraszam za wszelkie błędy, ale pisałam w przypływie emocji i wierzę że wszystko jest na swoim miejscu.
Hej Kaju ;) Jestem wierną czytelniczką twojego bloga! Mam nadzieję, że między Kają i Harry'm już zawsze będzie dobrze. Właśnie Ty zainspirowałaś mnie do pisania :) Życzę szybkiego powrotu do zdrowia.
OdpowiedzUsuńA także zapraszam do obserwowowania mojego nowopowstałego bloga
miloscbogcel.blogspot.com
Pozdrawiam,
Dżasta :*
Jejku, Kaju! Pisze to kolejny raz! KOCHAM CIĘ NORMALNIE! Twój blog czytam od wczoraj, tak, od wczorajszego wieczora. Przeczytałam wszystkie rozdziały! JESTEŚ WIELKA! Dziękuję, tak strasznie Ci dziękuję za to co piszesz, że jesteś! DZIĘKIDZIĘKIDZIĘKIII! <33333333333333 czekam na kolejne rozdziały. : * Jestem ciekawa czy nadal będzie tak kolorowo między Harrym i Kają, może Bob coś skomplikuje... oby nie. POZDRAWIAM CIĘ. :*
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, od dawna czytam twojego bloga i nie mogę się nadziwić jaki masz zajebisty styl pisania. Super. Strasznie Ci dziękuje, ze piszesz tego bloga. Zapraszam do siebie, ja dopiero zaczynam
OdpowiedzUsuńsuperman-girl.blogspot.com
Pozdrawiam.
Oho, jakoś mi tu się duszno zrobiło... Ufff!
OdpowiedzUsuńNo ale czas ochłonąć i szybko opisać wrażenia. :)
Blog jest ciekawy. Ba, ciekawy, nawet bardzo! W końcu musiałam mieć powód, aby zawalić naukę z polaka, matmy i fizyki, tak? No właśnie.
Wprowadzasz zaskakujące zwroty akcji, "romanse" nie mają wiele wspólnego z różowymi serduszkami, wyrazami tylu "lovciam" i bezsensownymi bredniami "Och, jak ja go kocham! On jest taki ładny!".
BIG PLUS!
Twoje opowiadanie jest na tyle prawdziwe, na ile może być. Są wątki komediowe i te lekko dramatyczne.
Masz ciekawy styl pisania, naprawdę ciekawy. I nie jest on idealny, ale to dobrze. Z każdym rozdziałem wydaje mi się, że coś uległo zmianie na lepsze. Oby tak dalej!!! Bo o to chodzi w pisaniu, prawda? ;p
Trochę brakuje mi jakiegokolwiek wątku o Liamie i Zaynie (tak to się piszę Zay... Zayanie, Zayinie kurna xd - niepotrzebne skreślić). O nie, nie proszę o kolejne zawirowanie miłosne, ale mam wrażenie, że oni już nie należą do zespołu, nie jeżdżą razem z Kają na te wszystkie koncerty, nie mieszkają pod tym samym dachem. Jakieś rozmowy, czy cokolwiek... "Niech poczuję, że OD ma pięciu członków!". Chociaż nie, zwracam honor. Akcja z Emm & Zayn też miała miejsce, ale chyba trochę dawno. Mniejsza już o to, ględzę bez ładu i składu - efekt przedawkowania kofeiny. (szczere i'm so sorry)
Jak już wspomniałam, styl pisania jest OK. Jeżeli mam mówić prosto od serca, jak to już pierdzielę od minuty, to podoba mi się, ale nie porywa. Wydarzenia mnie ciekawią, nawet trochę to wszystko wciąga, ale nie czuję tego dziwnego magnetyzmu do liter, jaki pojawia się, gdy wpada mi w łapki rasowe arcydzieło. Nie przeżywam tego tak, jak przeżywa to główna bohaterka, nie utożsamiam się z nią. Tak więc blog jest bardzo dobry, ale nie jest majstersztykiem. Nie jestem w stanie jednoznacznie stwierdzić, dlaczego tak się dzieje, bo nie robisz niczego źle, tyle że ja sama z siebie nie jestem geniuszem i niewiele piszę, tak więc jeśli są jakieś rażące błędy - nie widzę ich. Równie dobrze może ich nie być, ale po raz kolejny - mniejsza już o to...
Czy to wszystko? Nie wiem juz sama, co napisałam i jeśli miałabym to czytac od nowa, pewnie usunęłabym 70% z tej paplaniny, więc lepiej będzie, jeżeli dodam to tak od razu. Przynajmniej będziesz miała ode mnie opinię tak szczerą, jak sie tylko da.
Aha i jeszcze jedno... Dziękuję :)
- za miło spędzone popołudnie i zajęcie dla wyobraźni.
Anne.
Droga Kaju, na wstępie pragnę cię tak wgl. powitać, powitać przyszłą pisarkę jakąś się stajesz, z godziny na godzinę, z rozdziału na rozdział. Tak jest i proszę cię nie zaprzeczaj.
Na twoje opowiadanie trafiłam przypadkowo, zaczęłam czytać jeden, po drugim aż wreszcie, któregoś to pięknego dnia na tygodniu, przyszłam ze szkoły, zostawiłam wszystko i zaczęłam czytać od początku historię Kai (lub jakoś tak odmienia się twoje imię ). Czytałam hm. do 11 wieczorem. Trochę późno ale nie żałuję ani sekundy czasu jaki poświęciłam temu blogspotowi. Wciągnęło mnie, wciągnęło mnie jak diabli do takiego stopnia że teraz jest niedziela a ja co kilkanaście minut sprawdzam niecierpliwie czy już dodałaś rozdział. Na prawdę. Tak się wczułam w rolę bohaterki że nawet zaczynam lubić 1D pomimo że moje poprzednie zdanie na ich temat nie było za ciekawe, ba, rzygałam tęczą jak widziałam ich zdjęcia. A teraz? Wręcz odwrotnie. Z własnej, niewymuszonej woli szukam o nich ciekawostek, sprawdzam ich twittery, aski i to wszystko byle by tylko wiedzieć co u nich. Ale mniejsza o nich, ten komentarz jest skierowany głównie do ciebie. Dziewczyno, powrócę do moich słów napisanych w pierwszym akapicie, masz taki niewyobrażalny talent pisarski. Przy twoim opowiadaniu można się pośmiać z wątków komediowych ale również przestraszyć nie na żarty ( w tym przypadku gdy mama Harrego wyszła z łazienki ze zmoczoną torbą ). No i oczywiście wątek miłosny, dla którego nastolatka po prostu wzdycha z zachwytu i marzy. Marzy o takiej przygodzie jaką ty opisujesz. Mam ochotę pojechać do Anglii, do Londynu, do mojej dalekiej rodziny byleby tylko spotkać One Direction. Właśnie dzięki tobie.
Kończąc ten "wykład" o tym jak bardzo nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, chciałabym ci raz jeszcze podziękować. Za nic szczególnego. Za to że jesteś, a tym samym za to że jest ten blog, i że go tak wspaniale prowadzisz. Oby jak najdłużej !
Pozdrawiam i życzę miłego dnia, Lena :-)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńO MÓJ BOŻE!!!!!!!! dawno mnie nie było, ale kochan tak samo bardzo bardzo mocno!!!!!
OdpowiedzUsuńTwoje dzieło jest jednym z najwspanialszych.. nie trzeba się skupiać, czyta się lekko i baardzo przyjemnie. Uwielbiam te zabawne chwile - dosłownie umieram ze smiechu - i płaczę na tych smutnych! niczego nie brakuje! Jednym słowem : ZAJEBIŚCIE!!
OMFG !!!!! KOCHAAAM!!!!! KOOCHAAM WĄTEK Z LOU!!!! :DDDDDDD
Hazza mnie tak wkurwia jak jasna cholera -,- jak on tak może raz tak raz tak, ja bym nie wytrzymała i pierdolnęła raz a porządnie! grrr...!
Aaaale bym chciała żeby się bardzie z Lou zbliżyła (co jest dziwne.. na prawdę musiał mnie wkurwić w tym opowiadaniu bo to on jest mym ulubieńcem :D) jest taaki słodki i taki.. jakiś nieporadny tutaj! <333 uroczy wręcz!! A Niall!! ^^ rozwiń jego wątek z Magdą.. (chociaż to było świetne jak był z Kają ;D)
niee moge się doczekać następnego!! O.O już bym chciała, bo w końcu to już tydzień ;PP
powodzenia z weną! i pamiętaj że mnóstwo ludzi tutaj w Ciebie wierzy i na Ciebie liczy!!!! <3333
do następnego! :D
cześć! chciałabym ci tylko powiedzieć, że drogą przypadku natrafiłam na twój blog, ale zaczęłam czytać rozdział pierwszy, drugi, aż w końcu dodarłam do trzydziestego czwartego! z godziny na godzinę, czytając coraz bardziej wczuwałam się w losy bohaterów! muszę powiedzieć ci, że to opowiadanie jest po prostu... nie no! nie potrafię tego opisać! ono jest tak genialne, cudowne, no przepraszam że tak to ujmę ale jest zajebiste! masz tak ogromny talent, że nawet nie umiem się wysłowić! to co piszesz jest piękne! po prostu piękne! cudownie opisujesz uczucia bohaterki! umiesz rozśmieszyć, doprowadzić do łez, złości, rozczarowania, euforii i wielu innych uczuć! przynajmniej tak właśnie było w moim przypadku kiedy to czytałam! poświęciłam na to dobre kilka godzin, ale w ogóle nie żałuję! żadnej godziny, minuty ani sekundy! dochodząc do końca zdałam sobie sprawę jak bardzo związałam się z bohaterką, tym co robi i jakie ma życie. aż trudno było mi się zebrać i ogarnąć, bo cały czas żyłam tą historią! doszłam do trzydziestego czwartego rozdziału i nagle co? koniec? brak weny twórczej!? proszę cię, nie załamuj mnie! nie spotkałam się jeszcze z tym, żeby ktoś pisał tak cudownie! wiem, powtarzam się ale po prostu nie umiem wyrazić tego co teraz czuję! chcę ci po prostu podziękować za to że piszesz! że tak cudownie dobierasz słowa i publikujesz to, a potem osoby takie jak ja mogą się tym nacieszyć! czekam na kolejny rozdział, proszę cię dodaj go jak najszybciej, bo zakochałam się w tym opowiadaniu! jeśli miałabyś czas i ochotę zapraszam także na mojego bloga, którego prowadzę z przyjaciółką. za pewne nie równa się on z tym co piszesz ty, bo ja nadal nie wiem jakich słów użyć, żeby opisać twoje dzieło, ale może ci się spodoba! Kaju! powiem ci tylko jeszcze jedno! jesteś świetną pisarką i proszę cię pisz dalej, bo wychodzi ci to świetnie! <3
OdpowiedzUsuńomamusiu, właśnie to samo chciałam napisać!
UsuńCUDO!
I BŁAGAM, PISZ SZYBKO, JAK NAJSZYBCIEJ, BŁAGAAAAAAAAAAAAAAAM! :*
To jest brak weny ?!??! To ja też chce mić taki brak weny :(
OdpowiedzUsuńTeż prowadze takiego boga, > http://opowiadanieo1dlifeislife.blogspot.com/
Boski . Szczerze ? Wolę żeby Kaja była z Lou . Ale i tak fajny . Uzależniłam się od tego bloga . Jest dla mnie jak narkotyk . xddd
OdpowiedzUsuńWiesz, że ja tez ostatnio zaczynam tutaj woleć żeby byla z Lou? :D :)
UsuńKaaaajuu!!!!!!! BŁAGAM DODAJ!!!! :)))) <33 love u
OdpowiedzUsuńWybaczcie, ale nie dam już rady dodać dzisiaj nowego rozdziału :( Obiecuję, że na miliard procent pojawi się jutro :)
Usuń