środa, 5 września 2012

Rozdział 29


      A więc mamy trzydziesty lipca. Równe dwa miesiące temu poznałam chłopaków. Czaicie? Zaledwie dwa miesiące, w których zdarzyło się więcej, niż jestem w stanie w ogóle spamiętać. Jak to dobrze, że mam ten mój duży czarny zeszyt z milionem wspomnień, bo bez niego naprawdę nie dałabym rady. Ale chyba teraz powinnam się skupić na czymś innym, a mianowicie na nocnej wiadomości od Lou, która okazała się być samiutkim czubeczkiem przeogromnej góry lodowej stworzonej z czegoś, co potocznie nazywamy problemami. Krótko i na temat: prasa dowiedziała się o Katie. Jak? Gdzie? Kiedy? Wszystko jest prościutkie. Wczoraj podczas powrotu z kawiarni ktoś zrobił nam zdjęcia. Ba! Całą masę zdjęć, a co najlepsze – my nawet się nie zorientowaliśmy... Ciekawie, nie?
      Jest rano. Bardzo, ale to bardzo wcześnie rano. Taka tam czwarta piętnaście... Razem z Harrym przez pół nocy debatowaliśmy nad tym, co teraz powinniśmy zrobić. Stanęło na tym, że nic. Przecież nie ważne co powiemy, bo oni i tak będą wiedzieli swoje. Przykładowo: Harry mówi, że Katie wcale nie jest jego córką, a ja jej matką – prasa mówi, że się wypiera, żeby zmydlić nam oczy. I nie ważne, jak będzie się bronił, bo oni i tak napiszą to, co lepiej się sprzeda. Finito. Musimy pozwolić żyć plotkom własnym życiem, unikając przy tym ponownego kontaktu Katie z aparatem, a może w końcu zapomną...
      - Wiedziałem, że prędzej czy później to się tak skończy – westchnął ciężko, po czym poderwał się z krzesła i podszedł do okna – spójrz – zwrócił się do mnie – tak wielu ludzi na tym świecie, a oni musieli uwziąć się na mnie.
      - Taka jest cena sławy, wiesz? - spytałam przyklejając się do jego pleców i obejmując go w pasie.
      - Sława jest do dupy.
      - Fakt.
      - Czemu ja byłem taki głupi i nie zamówiłem taksówki?! - wydarł się i z całej siły uderzył w szybę. Oho, chyba znowu puściły mu nerwy.
      Nagle słychać płacz Katie.
      - Super... obudziłeś ją – rzuciłam chłodno i podeszłam do małej.
      Jej płacz był coraz głośniejszy. Nic dziwnego. Przecież nikt nie lubi gwałtownych pobudek...
      - No już maleńka, no już – wzięłam ją na ręce i zaczęłam szeptać jej do uszka – nie płacz. Harry już nie krzyknie – posłałam mu stanowcze spojrzenie, na które on zupełnie nie zwrócił uwagi.
      Kilkanaście minut zajęło mi ponowne usypianie małej. Harry w tym czasie nadal stał przy oknie, ale teraz jeszcze zaczął nerwowo gnieść swoją białą koszulkę.
      - Zasnęła. Ty chyba też powinieneś – oznajmiłam ziewając.
      - Nie, dziękuję. Nie chcę spać – zamilkł na chwilę, po czym ni stąd ni zowąd powiedział - To dziwne, wiesz?
      - Co? - zdziwiłam się.
      - To, że wszystkie problemy zaczęły się, gdy cię poznałem.
      - No tak. To wszystko moja wina – zakpiłam – bo wielki Harry Styles nie miał żadnych problemów, dopóki mnie nie spotkał.
      - Miałem, ale nigdy na taką skalę – jego ton, gesty, mina, jego postawa były przesiąknięte tylko i wyłącznie chłodem.
      Przez chwilę pomyślałam nawet, że on naprawdę może mnie winić za to wszystko, co się dzieje, no ale przecież teraz jest zdenerwowany, nie wie co mówi, prawda?...
      - Możesz mi powiedzieć, do czego tak właściwie zmierzasz? - spytałam w końcu.
      - Do niczego. Po prostu stwierdzam fakty.
      - Czyli masz problemy przez to, że się poznaliśmy? To przeze mnie spotkałeś Laurę w Berlinie? Przeze mnie się jej oświadczyłeś? Przeze mnie miała wypadek? Przeze mnie zostawiła ci Katie? Człowieku, pomyśl może zanim coś powiesz, okej? Wiesz, myślenie naprawdę nie boli...
      - Dobrze wiesz, że nie o to mi chodzi.
      - Nie Harry, nie wiem – mówiłam podniesionym tonem starając się przy tym nie obudzić małej.
      - To pozwól, że ci wyjaśnię.
      Mimo półmroku, jaki panował w całym pomieszczeniu, doskonale widziałam jego twarz. Jego oczy. Jego usta. Był całkowicie poważny. Zdenerwowany i poirytowany również, ale to właśnie powaga przeważała i sprawiała, że słowa padające z jego ust zdawały się być szczere. Przeraźliwie szczere... A może on naprawdę myśli, że to wszystko moja wina?
      - Dobrze, wyjaśnij.
      - A więc zacznijmy od samolotów, później był Niall, który się w tobie zakochał, utknięcie w dole pośrodku lasu... – zaczął wyliczać. W y l i c z a ć! Naprawdę wyliczał i to do tego na palcach! - ... afera ze zdjęciami przed szpitalem, twój upadek na czerwonym dywanie, winda, pocałunek z Lou, a teraz to. Chociaż znając życie, to coś mi jeszcze umknęło...
      - I ty uważasz, że zrobiłam to wszystko specjalnie? - wydukałam starając się za wszelką cenę powstrzymać napływające do oczu łzy.
      - Po prostu mówię, że to dziwne, a o to, czy zrobiłaś to specjalnie powinnaś raczej zapytać siebie.
      - Nie wierzę. No nie wierzę! - krzyknęłam na zważając już na nic. Ani na Katie, ani na Harrego, ani na to, co robię.
      - Gdzie idziesz? - spytał, gdy tylko złapałam za klamkę i zaczęłam mocować się z zamkiem.
      - Nie twoja sprawa! - wydarłam się i wybiegłam z pokoju trzaskając za sobą drzwiami.
      Gdy tylko się zamknęły, usłyszałam płacz Katie. Zrobiło mi się bardzo przykro, że przeze mnie malutka znowu się obudziła, ale naprawdę nad sobą nie panowałam. Skręciłam korytarzem w lewo i usiadłam na ziemi tuż obok czyjegoś pokoju. Płakałam. Musiałam. Po prostu musiałam się wypłakać. Praktycznie wyłam. Jak on mógł w ogóle pomyśleć, że ja..że to moja wina? Przecież tyle razem przeszliśmy i co? I teraz nagle o tym zapomniał, bo ubzdurał sobie, że wszystkie problemy to tylko i wyłącznie moja wina? Czy on naprawdę ma mnie za jakąś pieprzoną intrygantkę?
      Nagle usłyszałam, jak ktoś otwiera drzwi. Od razu się podniosłam i zaczęłam ścierać łzy z twarzy, ale na próżno, gdyż nie mogłam zapanować nad tymi, które ciągle lały się z moich oczu.
      - Kaja? Kaja, to ty? - usłyszałam znajomy głos, a raczej powinnam powiedzieć szept.
      - Um..tak – odpowiedziałam, bo co innego mogłam zrobić?
      - Co się stało? - Louis położył swoją ciepłą rękę na moim wychłodzonym ramieniu. Widać było, że naprawdę się przejął. Tylko czemu? Kim ja dla niego jestem, żeby się mną przejmował, no kim, pytam się?
      - Nic, Lou. Jest dobrze. Muszę już iść, a ty wracaj do łózka. Cześć – mówiłam szybko, strasznie szybko, jednak co któreś słowo omalże nie dławiłam się własnymi łzami, które nadal nie przestawały mi cieknąć.
      Gdy tylko ostatni wyraz padł z moich ust, od razu się obróciłam i zaczęłam biec. W oddali usłyszałam tylko „
Kaja, czekaj!”, a następne westchnięcie wskazujące na bezradność i dźwięk zamykanych drzwi. Jak dobrze, że odpuścił...
      Kilka następnych minut starałam się zahamować łzy. Udało się. Parę kolejnych błąkałam się po korytarzu rozmyślając nad tym, gdzie mogłabym się udać i takim właśnie sposobem znalazłam się przed drzwiami do pokoju Emmily i nowej. Zapukałam z nadzieją, że a nuż któraś z nich nie śpi i wpuści mnie do środka. Miałam szczęście. Już po chwili jasnobrązowe drzwi z numerem
106b się otworzyły.
      - Uff – odetchnęłam z ulgą – jak dobrze, że to ty.
      - Co jest? - spytała zupełnie zdezorientowana Emmily ziewając przy tym niemiłosiernie głośno – płakałaś?
      - Eh...Szkoda słów – machnęłam ręką - Mogę trochę u was posiedzieć?
      - Jasne! Wchodź.
      Blondynka wpuściła mnie do środka i bez żadnych zbędnych pytań położyła się do łózka, za co byłam jej niezmiernie wdzięczna, bo naprawdę nie chciałam teraz gadać o tym, co zaszło pomiędzy mną a Harrym. Następnie nakryła się kołdrą po sam czubek nosa.
      - Spróbuj zasnąć. Dopiero piąta – usłyszałam jej cichy głos tłumiony puchową pierzyną.
      Bez słowa położyłam się koło niej i zamknęłam oczy w oczekiwaniu na sen, który na szczęście dopadł mnie niezwykle szybko.

      Około dziewiątej obudziły mnie głośne krzyki dobiegające z korytarza. Przetarłam oczy i ziewając zwlekłam się z łózka. Ani Emmily, ani Hannah nie było w pokoju. Przyznaję, że trochę mnie to zdziwiło, gdyż dzisiaj również miałyśmy dzień wolny, bo chłopcy byli umówieni na jakieś spotkanie ze swoim menadżerem i innymi ludźmi z branży. I bardzo dobrze, bo nadal nie miałam ochoty oglądać Stylesa. Krzyki z korytarza, które bezczelnie przerwały mój sen, nadal nie ucichły. Wręcz przeciwnie: jak gdyby wezbrały na sile. Powoli i niezwykle ostrożnie podeszłam do drzwi przystawiając do nich prawe ucho. Od razu rozpoznałam głosy awanturników. Emm, Harry i Lou. Bardzo trudno było mi rozpoznać jakiekolwiek słowo, gdyż cała trójka krzyczała niemiłosiernie głośno i do tego robiła to jednocześnie, przez co ich głosy zlewały się w jedną, przeraźliwie hałaśliwą kupę wrzasku. Przez jakiś czas sterczałam przy drzwiach próbując ich zrozumieć, jednak w końcu się poddałam. Uznałam, że czas na kąpiel. I nie jakąś tam byle jaką, tylko na taką porządną. Porządną, godzinną kąpiel, która w końcu pozwoli mi się choć odrobinę odprężyć. Gdy tylko zaczęłam rozglądać się po łazience w poszukiwaniu jakiegoś płynu do kąpieli i szamponu, natrafiłam na pewne cudo, przez które aż podskoczyłam ze szczęścia. Tym cudem było radio. Kto by pomyślał... Niby zwykłe radio, a jak bardzo potrafi uszczęśliwić głupią Kaję. Ach...
      Od razu je włączyłam i ustawiłam tak głośno, jak tylko się dało. Akurat leciało „Slow It Down” Amy Macdonald, więc zaczęłam śpiewać i skakać w rytm piosenki tak zawzięcie, że aż potknęłam się i wylądowałam w prysznicu. Normalnie pierwszym, co powinnam zrobić po takim upadku jest sprawdzenie, czy aby z Bobem wszystko w porządku, ale tym razem miałam to w nosie. Sprawdziłam tylko, czy woda w tej łazience ma już NORMALNY kolor (miała..uff), po czym szybciutko się rozebrałam i wskoczyłam pod prysznic. Wyłączyłam myślenie. Wyłączyłam zamartwianie się i rozważanie wczorajszego wieczoru. Wyłączyłam wszystkich i wszystko oprócz muzyki, która wraz z ciepłym strumieniem wody lejącym się na moje ciało, była najcudowniejszym, co mnie spotkało od kilkunastu ostatnich godzin.
      Parę godzin później...
      Razem z Emm i Daniell siedziałyśmy w jednym z hotelowych pokoi i zawzięcie debatowałyśmy na temat tego, co będzie modne w następnym sezonie. Żadna z nas nie miała ochoty poruszać „cięższych” tematów, choć wszystkie doskonale widziałyśmy, że to one powinny być teraz najważniejsze, ale przecież dziewczyny mają czasem prawo spotkać się i pieprzyć o niczym przez bitych kilka godzin, co nie?
      - Ej dziewczyny – zaczęła Dan – a co będzie z „
pozbyć się Hannah”?
      - Ja na razie odpadam – oznajmiłam od razu.
      - Wydaje mi się, że w tej sytuacji musimy zrobić przerwę – dodała Emm, jednak od razu było widać, że w ogóle nie jest jej to na rękę. Kto wie, jakie demoniczne plany zdążyły się zrodzić w jej głowie przez ostatnią noc...
      - No to w takim razie, skoro jesteśmy wolne, to może wybierzemy się do kina? - zaproponowała brunetka.
      - Przy tym też odpadam. Wybaczcie, ale muszę iść coś załatwić. Jakby kto pytał, to wrócę wieczorem – wstałam i wyszłam.
      Gdzie szłam? Prawdę mówiąc: nie miałam pojęcia. Po prostu chciałam pobyć trochę sama, z dala od tego wszystkiego, a jak przy okazji Harry się trochę o mnie pomartwi, to z pewnością od tego nie umrę. Dla własnej wygody i bezpieczeństwa do mojego stroju dobrałam kamuflaż tj. kapelusz i okulary na pół twarzy (LINK). W pełni zwarta i gotowa kroczyłam przed siebie nie zwracając uwagi na to, gdzie prowadzą mnie moje nogi. Szłam, bo szłam. Od czasu do czasu zdarzało mi się nawet powiedzieć coś do siebie, na szczęście po polsku, więc chociaż nikt mnie nie rozumiał. Nie wiem, ile czasu zajęło mi to bezsensowne spacerowanie, ale gdy tylko rozbolały mnie nogi, zaczęłam rozglądać się za miejscem, w którym mogłabym zrobić sobie mały przystanek. Koniec końców stanęło na niezwykle klimatycznym sklepie muzycznym. Poza tym jego klimatem, już na pierwszy rzut oka zorientowałam się, że jest niezwykle, że tak określę: ekskluzywny i nie dlatego, że ceny większości instrumentów były jak z kosmosu, ale dlatego, że od razu dało się wychwycić niezwykłą dokładność ich wykonania.
      Całe pomieszczenie było niezwykle jasne. W wystroju przeważały wstawki z jasnego drewna, a tonacja barw utrzymana była w obrębie brązów i beży. W tle 
leciała przyjemna dla ucha akustyczna muzyka, lecz w całym sklepie były zaledwie trzy osoby. Oczywiście pierwszym, co zrobiłam po przekroczeniu progu, było udanie się do działu z instrumentami etnicznymi i napawanie się ich pięknem. 
      - W czym mogę pomóc? - spytał około dwudziestopięcioletni chłopak, który najwyraźniej tu pracował.
      - Właściwie to jeszcze nie wiem – uśmiechnęłam się do niego zdejmując okulary – chociaż w sumie... skoro już tu jestem, to mogę cię trochę pomęczyć.
      - Ależ nie ma sprawy. Od tego tu jestem – odwzajemnił uśmiech.
      - No to poleć mi jakieś dobre djembe z metalowym naciągiem.
      - Djembe?
      - A co cię tak dziwi? - spytałam widząc jego zdezorientowaną minę.
      - Wybacz, ale gdy tylko tu weszłaś byłem pewien, że grasz na jakimś instrumencie smyczkowym, albo flecie lub chociażby na fortepianie, ale na pewno nie pomyślałbym o djembe.
      - Aha. No okej. Nic się nie stało. A wracając do poprzedniego tematu, to co mi polecisz?
      Kilkanaście minut Jared (bo tak właśnie nazywał się obsługujący mnie chłopak) przedstawiał mi ofertę sklepu w zakresie instrumentów etnicznych omawiając przy tym każdy, nawet jej najmniejszy szczegół. A tak w ogóle to nie dałabym sobie ręki uciąć, ale chyba dopóki nie dowiedział się, ile mam lat, to próbował mnie podrywać. Tak czy siak skończyło się na tym, że siedziałam przy pianinie, na którym grał Jared przygrywając mu do melodii z filmu „Piraci z Karaibów” (co brzmiało mniej więcej tak: LINK). Pod koniec piosenki kierownik (przynajmniej tak miał napisane na plakietce) podszedł do Jareda i niezbyt przyjemnym tonem oznajmił mu, że właśnie zjawił się klient umówiony na jakieś tam coś tam. Tak więc najpierw chłopak sprzedał mi bęben, a potem pożegnaliśmy się i zaczęłam podążać w stronę wyjścia, gdy nagle natknęłam się na znajomą twarz.
      - Hej! Nick? Dobrze pamiętam? - udawałam głupią, ale doskonale wiedziałam, że to on. Ten Nick. Ten, który jest prawdziwym ojcem Katie i którego ostatni raz widziałam na pogrzebie Laury. Co on tu do cholery robi?!
      - Tak, a ty...dziewczyna z pogrzebu? Kurcze, jak to beznadziejnie zabrzmiało – zrobił facepalm'a, na co ja od razu zaczęłam chichotać – Wybacz, ale nie pamiętam imienia – poczerwieniał.
      - Kaja – uśmiechnęłam się.
      - Czyli wy się znacie? - wtrącił Jared. A więc to Nick był tym umówionym klientem.
      - Troszkę – uśmiechnął się chłopak.
      Okazało się, że Nick przyszedł tu po odbiór gitary, a dosłownie dziesięć minut później siedziałam razem z nim w kawiarni obok i czekałam na zamówioną kawę.
      - Tak więc Kaju, powiedz mi, co cię sprowadza do Nowego Jorku? – zaczął przerywając niezręczną ciszę, która z każdą kolejną chwilą była coraz gorsza.
      - Jestem w trasie z chłopakami.
      - Z One Direction?
      - Dokładnie – uśmiechnęłam się, choć wcale nie było mi do śmiechu.
      Siedziałam przy jednym stole z chłopakiem, który był powodem jednej z dwóch największych tajemnic, jakie skrywałam przed światem, a do tego i on nie miał o niczym bladego pojęcia. Nasza rozmowa w ogóle się nie kleiła. Kilka wzajemnych pytań o to, skąd znaliśmy Laurę, jakie mamy plany na przyszłość i tyle. Koniec wspólnych tematów. Co chwila zerkaliśmy na nasze telefony z nadzieją, że a nuż ktoś zadzwoni i wybawi nas z niezręcznej sytuacji, jaką stało się nasze spotkanie. Gdy tylko dopiliśmy zamówione kawy, byłam pewna, że się rozstaniemy i w końcu skończymy tą całą farsę, ale wtedy on zupełnie mnie zaskoczył.
      - Czytałem dzisiaj o tej aferze z dzieckiem. Prasa jest niemożliwa...
      - Masz rację. Wymyślają sobie coś nie zważając na to, jak ranią tym danego człowieka.
      - Czyli to nie jest dziecko Harrego?
      - Nie – uśmiechnęłam się, choć to wcale nie był szczery uśmiech. Chciałam jedynie jak najszybciej odpowiedzieć na wszystkie jego pytania i oznajmić, że muszę już lecieć.
      - I chyba też nie twoje, co? - Czemu on nagle zrobił się taki wścibski? A nawet jakby było moje, to coś by się wtedy stało?
      - Moje też nie – znowu się uśmiechnęłam, lecz tym razem zrobiłam to jeszcze sztuczniej.
      - Skoro ani nie Harrego, ani nie twoje, to czyje?
      - Twoje – rzuciłam bez większego namysłu.

________________________________________________________________________
Nowe rozdziały od teraz będą się pojawiały raz na tydzień. Niestety nie dam rady częściej, bo już od samego początku mam niezły zapiernicz w szkole.

31 komentarzy:

  1. Jest super! Rozumiem Cię, ja też mam zapiernicz. Życzę weny! ☻♥

    OdpowiedzUsuń
  2. o jaa ;O
    Super !<3 czekam na nn :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Super... ;3 Czekam na następną. :D

    N. ^ ^

    OdpowiedzUsuń
  4. Boski rozdziaał !! już nie mogłam się go doczekać, teraz czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  5. OMG !! Ciekawe co Nick na to ?! ;) Czekam na nn :)) Kocham bloga ..! ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetne ! Nie mogę się doczekać co Nick na to ! - A.

    OdpowiedzUsuń
  7. Super rozdział..! Czekam na następny i życzę weny.. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. O żesz! Ale świetnie! A co do szkoły, to znam to uczucie -.- Zjebani nauczyciele -.- :/

    OdpowiedzUsuń
  9. No, takiego zachowania nie spodziewałabym się po Harry'm! Co za... no cóż moje słownictwo, gdy jestem zła ogranicza się do niezbyt przyjemnych dla oka wiązanek, więc się nie wypowiem. Ale rozdział jak zawsze wspaniały. Że też te pomysły ci się nie kończą! Gratulacje :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Posrany Harry, no ale, nie dziwie się, że tak się zachowuje. Wrobili go w jakiegoś dzieciaka, jest wielką gwiazdą i jeszcze ta prasa... mam nadzieję, że ten cały Jonasik się ogarnie i zabierze małą Katie ze sobą, a Hazza z Kają będą żyć długo i szczęśliwie ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Zajebie go zajebie.Harry czy ty masz na łeb!?
    Jak tak można!?Popłakałam się. Lou co ty do niej czujesz?????
    O Jezu dziwny jest ten świat.
    ^^Pati

    OdpowiedzUsuń
  12. Od wczoraj przeczytałam twojego bloga od A-Z , a poleciły mi go moje koleżanki . :D Jest naprawdę niesamowity , piszesz świetnie , zdecydowanie numer 1 na mojej liście ulubionych ! Z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały . :3
    Ewelajna . x

    OdpowiedzUsuń
  13. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  14. Długo się naczekałam.. ale wreszcie jest!

    Przepraszam, źle napisałam link do mnie, dlatego skasowałam. Wpadaj i do mnie na www.ho-run.blogspot.com !!

    OdpowiedzUsuń
  15. wow supeer....
    ciekawe jak on zareaguje xd..
    zapraszam http://one-direction-i-my-opowiadania.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  16. no, no ! ciekawe co na to wszystko Nick : O

    OdpowiedzUsuń
  17. ekstra z niecierpliwością czekam na następną

    OdpowiedzUsuń
  18. Natknęłam się na bloga i przeczytałam całego, aż do teraz. Suuper! Naprawdę.
    Jestem ciekawa jak Nick zareaguje...
    No i co zrobi Harry jak się o tym dowie.
    I jak tam z Hannah x D

    Pzdr.
    ~Jula

    OdpowiedzUsuń
  19. Ty zawsze wiesz w jakim momencie zakończyć.....

    OdpowiedzUsuń
  20. chciałabym tylko wiedzieć czy to jest prawdziwa historia. ? bo piszesz właśnie tak jakby była.

    OdpowiedzUsuń
  21. Kocham to!!
    Zapraszam też do siebie :)
    http://the-story-of-my-liife.blogspot.co.uk/

    OdpowiedzUsuń
  22. Jej suuuper piszesz , kiedy następny rozdział .? : *

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zapewne w nocy z sob/nd. Od teraz będą głównie co tydzień o tej porze :)

      Usuń
  23. Już nie mogę się doczekać następnych rozdziałów , a miał być z soboty na niedzielę i nie ma .: ( Pisz szybko bo masz talent .
    Sylwia . : *

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że miał być, ale niestety coś mi wyskoczyło :( Będzie za jakieś dwie i pół godziny, bo właśnie go piszę :)

      Usuń
  24. niesamowity. ciekawgo kogoo znajdzie niall'owie ;P

    zaprszam http://one-direction-i-my-opowiadania.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  25. Podoba mi się jak piszesz. Czekam na następny rozdział;)

    my-independent-game.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  26. Uwielbiam twoje opowiadanie, ty mnie zmotywowałaś żebym psała tego typu blog :)
    http://wszystkolife.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  27. Zapraszam do siebie http://onedirection-ami-lovestory.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  28. No nareszcie ktoś go uświadomił, bo już nie mogłam się na to dłużej patrzeć! Co do Harrego, to przez większość czasu, poświęconego na czytanie tego rozdziału (od początku) miałam ochotę go zapierdolić. Co za kurwa dzieciak... tak mi szkoda Kai :((((( Ja też jak mam dołka to włączam radio i tańczę mając wszystko w dupie ;)Zawsze z początkiem roku jest zapiernicz więc łączę się w bólu (nawet jeżeli komentarz jest dodawany ileś tam czasu później a dokładnie pod koniec roku szkolengo 12/13 xDDD). Czytam dalej :****

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Twój komentarz :)