piątek, 20 kwietnia 2012

Rozdział 6


      Z racji tego, że dzisiaj One Direction koncertuje w Berlinie, musiałam wstać o wpół do siódmej (-.-). Może gdybym w nocy spała dłużej, niż trzy godziny nie czułabym się jak jakaś marna podróba zombie. Spoglądając na swoje odbicie w lustrze musiałam niechętnie przyznać, że wyglądam jeszcze gorzej, niż się czuję. Zaczerwienione oczy, lekko spuchnięte powieki i etui od okularów odciśnięte na prawym policzku. Już sobie wyobrażam w jakiej pozycji zasnęłam....
      Pogoda postanowiła się ze mną zsolidaryzować. Poranna mżawka w przeciągu dziesięciu minut zmieniła się w potworną ulewę. Szybko wciągnęłam na siebie obszerną czarną bluzę z logo jednej z moich ukochanych kapel (tj. Nirvany), którą dawno temu wykradłam z szafy taty. Do tego założyłam moje ulubione ciemne rurki i trampki. Włosy związałam w wysoki kucyk i poszłam do łazienki, żeby przemyć twarz. Nie miałam nawet siły się umalować. Pociągnęłam tylko rzęsy tuszem i spakowałam torbę, gdyż w niedzielę z rana wracam do domu.
      Tak jak kazano mi wcześniej, punktualnie o siódmej stawiłam się na dole. Oprócz mnie był tam tylko drzemiący na kanapie Liam.
      - A gdzie reszta? - spytałam.
      Chłopak powoli rozejrzał się dookoła i zobaczył, że w salonie nie ma nikogo oprócz mnie. Ślamazarnie sięgnął do kieszeni spodni i wyjął z niej telefon.
      - Lou uświadom resztę, że jeśli za pięć minut nie zjawią się na dole to przegapimy i samolot i koncert – rozłączył się, a później zwrócił się do mnie – będą tu za minutę – uśmiechnął się i wrócił do swojego drzemania.
      Stałam z założonymi rękoma podpierając się o ścianę tuż koło drzwi wejściowych, kiedy pozostała piątka zeszła na dół. Kolejno witałam się z każdym schodzącym ze schodów. Nawet Emmily posłałam ciepły uśmiech, który niestety (jak każdy do tej pory) musiałam z siebie wymusić. Nie chciałam pokazywać, że nie mam dzisiaj nastroju na przebywanie wśród ludzi. Od czasu do czasu zdarzają mi się takie dni, że wstaje i na starcie mam dość każdego człowieka chodzącego po Ziemi. Spojrzałam w górę. Stałam nadal w tej samej pozycji co wcześniej, gdy Harry zaczął dość szybko schodzić po schodach trzymając w ręce czarną walizkę.
      - Cześć – rzucił chłodno. Nawet na mnie nie spojrzał.
      - Harry – lekko złapałam go za ramię, ten odwrócił się i spojrzał na mnie, jakimś dziwnym wzrokiem, którego nigdy wcześniej u nikogo nie widziałam. Był jak...czy ja wiem...porcelanowa lalka? Tak. Dokładnie tak. Jakby w całym jego ciele zabrakło jakichkolwiek uczuć.
      - Tak?
      - Pogadajmy – zaczęłam cichym głosem – musimy sobie coś wyjaśnić.
      - Może później – odwrócił się i poszedł w stronę jednego z busów.
      Przez chwilę stałam z otwartymi oczami coraz szerzej rozdzielając wargi. Próbowałam przyswoić to co przed chwilą usłyszałam. Rozumiem, że moje wczorajsze zachowanie było trochę nie na miejscu, bo najpierw powinnam pozwolić Harremu się wytłumaczyć, a dopiero potem, jeśli dostałabym racjonalny powód, wściekać się na niego. Zachowałam się jak typowa gówniara. Naprawdę chciałam naprawić resztki tej więzi, która wczoraj powstała między nami, ale z tego co widzę on ma to wszystko w dupie. Wysłuchanie mnie to naprawdę, aż taka katorga?
      - Nie przejmuj się nim.
      - Co? - rozmyślania pochłonęły mnie na tyle, że nawet nie usłyszałam dokładnie tego, co powiedział do mnie Lou.
      - Nie przejmuj się Harrym – chłopak chwycił stojący koło mnie bagaż – ma dzisiaj naprawdę zły dzień.
      - Nie trzeba – chciałam zabrać mu moją własność, lecz on zaprotestował.
      - Ani słowa! Chcę dźwigać to będę dźwigać – uśmiechnął się i ruszył w kierunku drzwi. Po chwili pobiegłam za nim i zaczęłam dopytywać:
      - A czemu ma zły dzień? Coś się stało? To przez wczoraj?
      - Nie – odpowiedział wkładając wszystkie walizki i torby do bagażnika – po prostu natrafił na informację o kimś, o kim chciał zapomnieć, a najgorsze jest to, że ta osoba aktualnie mieszka w Berlinie i najchętniej zostałby dzisiaj w domu, ale z drugiej strony nie chce zawieść fanek.
      - Aha...a ta osoba to jakaś dziewczyna?
      - Tak, ale to długa i skomplikowana historia. Wolałbym do niej nie wracać, jeśli się nie pogniewasz – otworzył mi drzwi do jednego z busów. Wsiadłam nie zwracając uwagi na to gdzie siadam.
      - Nie ma sprawy – odpowiedziałam i zapięłam pasy.
      Wtedy zorientowałam się, że znowu siedzę obok Harrego. On jednak nawet mnie nie zauważył. Siedział z zamkniętymi oczami. Na uszach miał słuchawki, a głowę, na którą miał zarzucony szary kaptur bluzy, opierał o szybę. Też postanowiłam się czymś zająć. Wyciągnęłam z torby zeszyt od geografii (nie ma to jak zajebista rozrywka -.-), podobnie jak Styles włożyłam słuchawki w uszy i zapuściłam sobie niezbyt wesołą playlistę. Niechętnie studiowałam kolejne strony zeszytu. Niestety nie miałam wyboru, bo do poniedziałku muszę opanować cały ten durny materiał (jakiś miliard niepotrzebnych mi do niczego stron!). Już widzę minę moich rodziców, którzy dowiadują się, że przez wyjazd zawaliłam ten sprawdzian. Za nic nie dam im okazji do czegoś w stylu 'a nie mówiłam'. Za nic.
      Z racji tego, że na lotnisko (oddalone od Londynu o ponad dwie godziny drogi. W końcu zespół nie chciał ryzykować spotkania z rozkrzyczanymi fankami, które mógłby uniemożliwić im dostanie się do samolotu na czas) odwoziły nas dwa busy nie było tak tłoczno jak poprzednim razem, kiedy w nim siedziałam. W tym, którym jechałam było zaledwie pięć osób (kierowca, ochroniarz Edd, śpiący na siedzeniach z przodu Lou, Harry i oczywiście ja). Jak zwykle nie zorientowałam się, że nogami i lewą ręką wystukuje rytm piosenki (co jak co, ale „Before I Forget” Slipknota nie jest jedną z najspokojniejszych piosenek, mimo to idealną na mój obecny nastrój), a i zapomniałabym - zaczęłam udawać, że śpiewam, a raczej drę się razem z zespołem (na całe szczęście bezdźwięcznie, bo talentu wokalnego niestety nie posiadam) robiąc przy tym jakieś durne miny. Nagle poczułam jak ktoś stuka mnie w ramie. W mgnieniu oka zdjęłam słuchawki i spaliłam niezłego buraka, gdy tylko uświadomiłam sobie co przed chwilą wyprawiałam.
      - Mogłabyś trochę ściszyć? - spytał Harry – zagłuszasz mnie.
      - Ta..tak. Już.
      - Dziękuje – znowu włożył słuchawki na uszy i obrócił się w stronę okna. 
      Uważnie obserwował każde drzewo i każdy budynek, który mijaliśmy. Wyglądał na zamyślonego. Nie ukrywam, że byłam nieco wkurzona, ale to u mnie normalne. Zawsze jestem, gdy nie wiem czegoś, co wydaje mi się być ważne. A ta tajemnicza dziewczyna z Niemiec musiała być naprawdę ważnym tematem. Bardzo chciałam dowiedzieć się z jakiego powodu. Po jakiś dwudziestu minutach gapienia się na skamieniałego Harrego, wróciłam z powrotem do mojej UKOCHANEJ geografii... Mam nadzieję, że wszyscy czujecie ten sarkazm. Starałam się właśnie przyswoić definicję ostatniej formy krasu podziemnego, a mianowicie kociołka eworsyjnego, gdy znowu ktoś zaczął mnie szturchać.
      - Już ściszam – powiedziałam wyjmując jedną ze słuchawek.
      - Mogę? - zdziwiło mnie pytanie Harrego. Nie wiedziałam za bardzo o co mu w tym momencie chodziło. Spojrzałam na niego marszcząc brwi – słuchawkę? Mogę?
      - Aaaaa...Proszę. Tylko się nie przeraź. Raczej nie utożsamisz się z moim gustem muzycznym – powiedziałam przekładając słuchawkę do drugiego ucha tak, żeby nie zabrakło kabla dla Harrego. Dalej słuchałam Slipknota, ale tym razem trafiło na „Vermilion”.
       - Wprost idealne na dzisiaj – uśmiechnął się. Przez kolejne trzy piosenki nie odzywaliśmy się do siebie. Gdy tylko Styles dostrzegł leżący na moich kolanach zeszyt wziął go do ręki i zaczął skrupulatnie przeglądać.
       - Masz ładne pismo – przeglądał dalej. Kiedy trafił na ostatnią stronę zaśmiał się. Nic dziwnego, gdyż cała pokryta była komiksem mojego autorstwa, który nie wyglądał zbyt estetycznie i przedstawiał historyjkę o owcach jeżdżących na hulajnogach (tak. Wiem, że to bezsens, ale to skutek nudy na geografii).
       - Dziękuję. Mogę cię o coś spytać? 
       - Nie chciałem, żebyś to tak odebrała, ale to musiało tak zabrzmieć – Styles doskonale wiedział, o czym chcę pogadać.
      - Musiało? - zdziwiłam się.
      - Tak. Nie jesteś w stanie tego zrozumieć.
      - Nigdy nie mów, że nie jestem w stanie czegoś zrobić – wysyczałam przez zaciśnięte zęby. Harry chyba nie był świadomy, że właśnie wcisnął u mnie przycisk na pierwszy stopień wkurwienia. Szczerze nienawidzę, gdy ktoś z góry zakłada, że nie będę potrafiła czegoś zrozumieć lub zrobić, nie mówiąc mi najpierw o co chodzi. Nawet jeżeli ma przy tym rację to i tak tego nienawidzę!
      - A tobie co?
      - Słucham?! - czy on specjalnie chce wywołać u mnie furię?
      - Dziewczyno, nie rozumiem cie. Wczoraj odwalasz jakieś szopki, dzisiaj czepiasz się o byle co...
      - A ty to co?! Wczoraj flirtujesz ze mną, próbujesz pocałować, a później widzę, jak mówisz, że łączy nas tylko kontrakt?! - byłam coraz bardziej wkurwiona.
      - Zrozum, że musiałem tak powiedzieć.
      - To weź mi wytłumacz dlaczego, bo inaczej nie zrozumiem!
      - Gdybym powiedział co innego wszystkie nasze fanki znienawidziły by cie, rozumiesz?!
      - Myślisz, że boje się nienawiści waszych fanek?!
      - Ja to wiem.
      - Oh, czyżby. Czyli od dzisiaj mam cię nazywać wszechwiedzący Harry Styles?!
      - O co ci chodzi?! A, już wiem. Wszystko przez to, że wczoraj nie skończyło się pocałunkiem tak jak tego chciałaś!
      - Ciebie chyba pojebało! - jaki on jest bezczelny! Myśli, że wkurzam się o jakiś durny pocałunek?! Chciałby!
      - Przekonajmy się! - krzyknął i w przeciągu maksymalnie trzech sekund poczułam jego wargi na swoich.
      Moje ciało opanowały niesamowicie przyjemne dreszcze. Zapragnęłam, by ta chwila trwała wiecznie. Wiedziałam jednak, że w końcu musi się skończyć i bałam się co będzie dalej. Powoli odsunęłam swoją głowę od głowy Harrego. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem w oczach. To naprawdę się stało. Chciałam coś powiedzieć, jednak nie miałam pojęcia co. Próbowałam ułożyć coś sensownego w głowie, lecz na próżno. Nie wiedziałam, czy Harry zrobił to, żeby mi coś udowodnić, czy dlatego, że po prostu chciał.
       Dalej patrzyłam na jego twarz, a on nie spuszczał wzroku z moich ust. Delikatnie zaczął gładzić mój policzek i uśmiechnął się.
      - Więc jednak chodziło o pocałunek.
      Nie odpowiedziałam mu. Nadal czułam, jakby zabrakło mi języka w gębie. Rozejrzałam się dookoła i zobaczyłam, jak Lou gapi się na nas z niedowierzaniem wypisanym na twarzy. Poczułam, że policzki mi się zarumieniły. Było mi trochę głupio, że pierwszy pocałunek z Harrym odbył się przy widowni.
      Nagle poczułam, że zbiera mnie na wymioty. Poprosiłam, żeby jak najszybciej zatrzymali samochód. Kierowca zrobił to niemal natychmiastowo. Wybiegłam z wozu i oparłam się o najbliższe drzewo. Zwróciłam chyba wszystkie posiłki, które zjadłam w przeciągu ostatnich trzech dni. Drugi bus, w której jechała reszta zespołu zatrzymał się koło nas. Kilka osób wybiegło, gdy tylko skończyłam pozbywać się zawartości żołądka.
      - Kaja, co się stało? - spytał zmartwiony Niall – Jak się czujesz?
      - Żyje – odpowiedziałam.
      - Harry, Harry, Harry co ty jej najlepszego zrobiłeś – Louis poklepał Stylesa po plecach. Wszyscy popatrzyli na niego ze zdziwieniem.
      - Wszystko ok? - spytał mnie Harry.
      - Już tak, tylko przydałyby się jakieś gumy czy coś.
      Zayn wyciągnął paczkę z kieszeni i poczęstował mnie. Wróciłam do wozu. Niedługo po tym dojechaliśmy na miejsce. Z samego lotu nie pamiętam za wiele, gdyż praktycznie cały przespałam. W Berlinie zjawiliśmy się na kilka godzin przed koncertem. Na lotnisku przywitał nas tłum rozwrzeszczanych nastolatek. OMG...takiego szału to ja jeszcze nigdy nie widziałam. Przez autografy i zdjęcia przejście do czekającej na nas limuzyny trwało ponad pół godziny. Gdy już w końcu się w niej znaleźliśmy, Niall postanowił, że koniecznie musimy pojechać na obiad i poprosił kierowce, żeby zabrał nas do jakiejś mało znanej restauracji. Czułam się już dużo lepiej, jednak cały czas unikałam spojrzenia Harrego. Czułam się niezręcznie, bo tak jakby pogwałciłam jedno ze swoich postanowień, a mianowicie nr 1, czyli to mówiące o tym, że nie ulegnę urokowi żadnego z członków zespołu.
      Kierowca zabrał nas do bardzo przytulnego lokalu. Ściany pomalowane były na ciemnozielony kolor. Podłoga z ciemnego drewna i kilka stolików z tego samego materiału idealnie pasowały do wnętrza. Menu także było niczego sobie.
      - Mamy tylko jeden problem – powiedział Liam, gdy tylko zajęliśmy jeden ze stolików.
      - Jaki znowu problem? - jęknął wygłodniały Niall.
      - Nikt z nas nie mówi po niemiecku, więc jak zamówimy? Na migi?
      - Ja trochę sprecham – z racji tego, że nikt nie znał tego języka, nie zrozumieli o co mi chodziło – to jest mówię po niemiecku.
      - Doskonale! Zamawiaj!
      Gdy tylko kelner podszedł zaczęłam z nim konwersować:
      - Guten Tag. Wir
möchten... - z początku szło mi trochę opornie, ale dość szybko uporałam się ze złożeniem zamówienia. Pierwszy raz w życiu nauka niemieckiego okazała się być do czegoś przydatna.
      Czekając na zamówienie słuchaliśmy kolejnej porcji żartów Louisa. Był przezabawny, jak zresztą zawsze. Nic więc dziwnego, że wszystkich zdziwiło, gdy nagle zamilkł i spojrzał na drzwi z grobową miną.
      - Harry, nie obracaj się – wydukał po chwili.
      - Co? Czemu? - Styles oczywiście nie posłuchał i momentalnie się obrócił. Gdy zobaczył brunetkę siedzącą przy stoliku pod oknem, na jego twarzy pojawiła się taka sama mina, jak u Lou – Laura – wyszeptał i wstał – idę się przywitać.
      - Zwariowałeś?! Siedź! - krzyknął Zayn.
      - Nie rób wstydu. Nie możemy przecież udawać, że jest niewidzialna – Harry ruszył w jej stronę powolnym krokiem. Wydawało mi się, że aż przy naszym stoliku słyszę dudnienie jego serca. Spojrzałam pytająco na Louisa.
      - To ta dziewczyna, o której ci mówiłem.
      - Może powiecie nam o niej coś więcej? - spytała z grymasem Emmily.
      - A więc...To kiedyś była nasza tekściarka – zaczął Niall.
      - Napisała praktycznie wszystkie teksty z naszej płyty – dodał Zayn.
      - A także była największą miłością Harrego... – kontynuował Niall.
      - Złamała mu serce, ale on chyba nigdy nie przestał jej kochać – przerwał mu Lou. Po czym w dziwny sposób spojrzał na mnie, jakby chciał powiedzieć: straszenie mi przykro Kaju.


________________________________________________________________________
Jeśli chcecie poznać historię Laury i One Direction to jeszcze w ten weekend będę mogła zaprosić Was na mojego drugiego bloga opowiadającego właśnie o tym :)

13 komentarzy:

  1. Jasne, że chcemy. Świetny rozdział. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje :) drugie opowiadanie rozpocznę najprawdopodobniej w nd, chyba, że uda mi się jeszcze dzisiaj ;p jak to mówią: pożyjemy - zobaczymy :)

      Usuń
  2. Zajebiste. Tylko dlaczego skończyłaś w takim momencie ja się pytam o_O ;c :*
    ~Darka....;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hehe, zrobiłam to specjalnie, ale nie martw się. Dzisiaj albo jutro pojawi się kolejny rozdział :)

      Usuń
  3. Jest! ; D. Kocham twoje opowiadania *_*

    OdpowiedzUsuń
  4. Zaskoczyłaś mnie z tą dziewczyną! Ciekawe jak się sprawy potoczą :>
    Czekam na NN,jestem,wspieram,3mam kciuki za wenę! xx
    PS.Załóż sobie twitter'a& skype'a,żebym miała z tobą jakikolwiek kontakt!

    Pozdrawiam! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. szczerze mówiąc sama nie wiem jak się dalej sprawy potoczą, bo wszystko pisze na bieżąco. Zaczynam pisać z konkretnym planem, ale zazwyczaj i tak wychodzi coś zupełnie innego ;p

      Usuń
  5. Twój blog jest jednym z lepszych jakie czytam. Naprawdę super!. Tylko pogratulować talentu! Kiedy NN? Już nie mogę się doczekać :D.
    Anka ; D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bardzo mi miło, dziękuje! :)
      jak dobrze pójdzie to jeszcze dzisiaj późnym wieczorkiem :)

      Usuń
  6. HAH wczoraj zaczęłam czytać twoje opowiadanie, szkoda że tak późno na nie natrafiłam. Dziewczyno jesteś boska :D Jestem miło zaskoczona Slipknotem!! Już cię lubię

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej, jestem właśnie w trakcie czytania całego bloga i rozbroił mnie ten przebieg wydarzeń : pocałowałam go i zaczęła wymiotować :)

    OdpowiedzUsuń
  8. hej a na jakiej stronie jest to opowiadanie o laurze

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Twój komentarz :)