Budzik zadzwonił o 5:30. Tej nocy nie spałam zbyt długo. Na wpółprzytomna wstałam z łóżka i wyjrzałam przez jedno z okien mojej sypialni. Zdziwiłam się, gdyż zobaczyłam półnagiego Harrego biegającego po trawniku. Chwilę później dołączył do niego Louis. Rozmawiali. Chyba starszy powiedział coś co zdenerwowało Stylesa, bo ten zaczął się bulwersować i wymachiwać rękoma jak szalony. Lou złapał go i trząsł nim kilkanaście sekund. Następnie dał Harremu okulary przeciwsłoneczne, które ten od razu włożył. Tylko po co? Jak to na Londyn przystało pogoda była okropna. Na dworze maks 20 stopni, co jak na koniec maja było dla mnie lekkim szokiem. Dobrze, że w Polsce pogoda jest o wiele przyjemniejsza. Sytuacja na dole wyglądała na opanowaną. Obaj ruszyli w stronę domu. Gdy byli jakieś pięć metrów od wejścia Harry podniósł głowę i dostrzegł mnie stojąca w oknie na pierwszym piętrze. Uśmiechnął się nieznacznie, po czym zaczął mówić coś do Louisa. Jak on śmie w ogóle się na mnie patrzeć? Nie ma do mnie choć odrobiny szacunku?
Równo o szóstej byłam zwarta i gotowa do wyjazdu (nie do domu. Jeszcze nie. Wczorajsza rozmowa z Niallem dała mi sporo do myślenia. Pewnie się zastanawiacie jaka rozmowa. Otóż po wczorajszej 'akcji z Harrym' Niall przyszedł sprawdzić jak się czuję i że tak to ujmę – został na dłużej, tzn do jakiejś 4 nad ranem. Blondas uświadomił mi, że to nie pora by się poddać). Na dzisiaj zespół miał zaplanowaną sesję zdjęciową do godziny jedenastej, następnie wizytę w radiu i podpisywanie płyt w jakimś sklepie muzycznym w centrum Londynu. A my (tzn ja i Emmily) mamy im towarzyszyć. Zeszłam a dół. Większość była już w kuchni. Wlałam sobie szklankę soku i zabrałam się za przepysznie wyglądającą kanapkę, gdy poczułam czyjś oddech na szyi.
- Smacznego – to był blondyn.
Z racji tego, że moje
usta zatykał kęs kanapki nie odpowiedziałam, tylko skinęłam
głową na znak, że dziękuję. Po śniadaniu w piątkę (ja, Niall,
Liam, Louis i Emmily) siedzieliśmy w salonie i czekaliśmy na Zayna
i Harrego, którzy nie byli jeszcze gotowi. Ku mojemu zaskoczeniu
było miło. Zauważyłam znaczną różnicę, w tym jak mnie
traktowali. Wiedziałam, że to przez wczorajszy wieczór, jednak
nikt z całej piątki nie poruszył tego tematu. „No to pięknie.
Wczoraj stało się tematem tabu” - powiedziałam w myślach.
Atmosfera całkowicie oczyściła się, gdy tylko Louis zaczął
opowiadać swoje żarty. Śmialiśmy się nie z tego co opowiadał (bo
rzucał rasowymi sucharami), ale z tego w jaki sposób to robił.
Po kilkunastu minutach
pozostała dwójka dołączyła do nas. Harry nadal miał na sobie
okulary, które dał mu Louis.
- Widzę, że bieganie nie
wygrało z kacem – odezwał się Liam.
- To dobrze widzisz.
Ruszyliśmy w kierunku
drzwi. Szłam za Emmily, kiedy zauważyłam, że Styles wyprzedza ją
i otwiera drzwi, wykonując przy tym szarmancki ukłon. Ona przeszła,
niestety on dalej stał i trzymał drzwi, tym razem przede mną.
Rozejrzałam się dookoła. Czemu tu do cholery nie ma innego
wyjścia?!
- Proszę – powiedział
do mnie chwilę przed tym, kiedy miałam go minąć.
- Więc dzisiaj udajesz
dżentelmena? - rzuciłam chłodno nie zatrzymując się.
- Co? - usłyszałam za
sobą jego głos, w którym wyczułam nutkę zaskoczenia. Czyżby
myślał, że będę dla niego miła po tym co próbował mi zrobić?
Nie obracając się spytałam:
- A wczoraj to nie łaska
było?
Zatkało go. W odbiciu na
drzwiach auta zobaczyłam, jak Harry spogląda na Nialla i Loiusa
pytająco unosząc ramiona.
- Nie powiedziałeś mu? -
usłyszałam głos blondyna.
- Przecież ty miałeś to
zrobić.
- Nie, ty!
- Ty! - zaczęli się
kłócić.
- O czym wy do jasnej
cholery mówicie? - wtrącił się zdezorientowany Harry.
- Musimy pogadać.
Siedziałam już w wozie,
gdy Lou podbiegł i oznajmił, że musimy jeszcze chwilę poczekać,
po czym zamknął granatowe drzwi busa i podbiegł do stojących na
zewnątrz chłopaków. Czyli Harry nie pamięta wczorajszego
wieczoru... Tylko czy to oznacza, że mam o wszystkim zapomnieć i
udawać, że to nigdy się nie wydarzyło? Spojrzałam w prawo, na to
jak Louis i Niall uświadamiają Harrego, o tym co wczoraj zrobił.
Ten uderzył się w głowę. Chyba zrobiło mu się głupio. I
dobrze, bo to, że tego nie pamięta nie zwalnia go z wyrzutów
sumienia i poczucia winy. A w tej sytuacji zwykłe „przepraszam”
mi nie wystarczy. Nadal byłam na niego zła. Siedziałam sama na
tyle busa. Louis zajął jedyne wolne miejsce z przodu, więc ostatnie dwa
były koło mnie. Błagam, niech Niall usiądzie na środku!
Obróciłam się w lewo, by nie wiedzieć jak wsiadają, a w myślach
kontynuowałam moje modły. Weszli. Nastała chwila prawdy. Obróciłam
się w prawo. Tuż koło mnie siedział Harry, a zza niego wychylał
się machający do mnie Niall, który nie wyglądał na zadowolonego.
Wkurzało mnie, że Styles nadal nie zdjął tych głupich okularów,
bo dzięki nim mógł bezkarnie patrzeć na co tylko zechce, jak jakiś
cholerny ninja! Chociaż w sumie nie mam się co martwić, bo raczej
nie będzie miał zamiaru mnie oglądać. Znowu odwróciłam
głowę, by nie mieć jego osoby przed oczami. Niestety siedział na
tyle blisko, że byłam skazana na wąchanie jego perfum (były
całkiem ładne, ale to nie zmienia faktu, że nie chciałam ich
czuć!). Przez kilka minut cały tył busa siedział w milczeniu (w
przeciwieństwie do przodu, który szalał). No ile można jechać?!
Nagle poczułam, jak Styles zaczyna się wiercić. Obróciłam się i
zobaczyłam jak grzebie w torbie. Wyjął z niej ogromną torbę
orzeszków (jak się później okazało w karmelu). Jakiś czas
mocował się z opakowaniem. Nie dawało za wygraną. „Dobrze mu
tak” - pomyślałam. W końcu nerwy mu puściły i z całej siły
rozerwał opakowanie. Orzeszki spadły na busa niczym plaga
szarańczy, a co najgorsze większość wylądowała na mnie, Harrym
i Niallu. Miałam je dosłownie wszędzie! Na początku Harry
patrzył, jak moja złość narasta do niemożliwie gigantycznych
rozmiarów. Sekundy dzieliły mnie od wybuchu i zgładzenia go. Na
szczęście blondyn szturchnął Stylesa, po czym ten zaczął
powtarzać: przepraszam, nie chciałem, to było nie chcący i inne
tego typu bzdury. Ku mojemu zdziwieniu zdjął okulary i zaczął
wyjmować orzeszki z moich ciemnych loków. Spojrzałam na jego
zakłopotaną minę i zachichotałam, ponieważ wyglądał
przezabawnie. On nadal zajmował się doprowadzaniem moich włosów
do stanu używalności, a ja zauważyłam karmelowego orzeszka, który
utknął w jego brązowej czuprynie. Szybkim ruchem wyjęłam go, a
Harry podniósł wzrok i spojrzał mi w oczy (przeklinam te jego
zielone tęczówki po stokroć!). Kilkadziesiąt sekund siedziałam
jak zaczarowana, a co dziwniejsze on również. Kiedy tylko
zorientowałam się co robię, szybko odwróciłam głowę. On jednak
nadal był we mnie wpatrzony. Poczułam jak jego przenikliwy wzrok
spaceruje po całym moim ciele. Uznałam, ze muszę coś zrobić,
żeby to przerwać.
- Może skosztujesz? -
zaproponowałam wskazując wzrokiem na moją dłoń, w której nadal
trzymałam wyciągniętego z jego włosów orzeszka.
- Z wiadomych względów
podziękuję – uśmiechnął się szeroko.
- Też bym nie zjadł. Kto
wie kiedy Hazza mył ostatnio włosy – zaśmiał się siedzący
przed nim Zayn, rozbawiając przy tym całego busa. Odpowiedzią
Harrego było mocne uderzenie przyjaciela w sam czubek głowy.
- Ostrożnie, bo
zniszczysz mu fryzurę! - krzyknął rozochocony Liam wywołując tym
samym istną walkę, która skończyła się dopiero, kiedy dotarliśmy na miejsce.
Gdy tylko wysiedliśmy
Harry zwrócił się do mnie:
- Zaczekaj chwilkę.
Chciałem przeprosić.
- Już przepraszałeś - spoglądałam dookoła, byleby tylko ominąć jego oczy.
- Nie za orzeszki.
Chciałem przeprosić za wczoraj. Słuchaj, ja naprawdę...
Kiedy tylko zaczął się
tłumaczyć znienawidzony przeze mnie menadżer wkroczył pomiędzy
nas.
- Harry, do środka! Już!
- Chwilę, rozmawiam.
- Styles! Nie będę się
więcej powtarzał! Do środka!
- Przepraszam. Pogadamy
później ok? - niczym potulny baranek ruszył za tym wkurzającym
facetem.
Kiwnęłam tylko głową
na znak, że się zgadzam. Przecież nie mam nic do stracenia.
Wczoraj się raczej nie powtórzy. Bynajmniej mam taką nadzieję...
________________________________________________________________________
________________________________________________________________________
Jak myślicie, czym zakończy się rozmowa Harrego z Kają? Jak będzie przebiegała? I co najważniejsze, czy w ogóle się odbędzie? Przecież podstępna Emmily może spróbować im przeszkodzić...
Hej! Jesteś niesamowita,piszesz w 100% znakomicie!Nie przejmuj się,że nie masz na razie komentarzy(z czasem będzie ich znacznie więcej). W tym czasie ja postaram się rozreklamować bloga na wszelkie możliwe sposoby! 3maj się i nie poddawaj! Twoja 1 fanka!
OdpowiedzUsuńHej :) Wielkie dzięki, Twoje słowa bardzo poprawiły mi humor i dały niezłą motywację do dalszego pisania ;p Cieszę się, że pierwszy komentarz to nie jakiś anonimowy fake, który napisała mama, żeby mnie pocieszyć :) Postaram się zrewanżować i zabieram się do czytania Twoich blogów :D
UsuńWidze że się spuźniłam bo mylałam że ja jestem fanka nr. 1 a jednak nie ;D
OdpowiedzUsuńOlka ma naprawde racje piszesz świetnie ! też bd polecac twojego bloga wszystkim trzymaj sie ;*
dziękuje bardzo:) cieszę się, że podoba Ci się moje opowiadanie :)
Usuńzajebisty <3
OdpowiedzUsuńPoczątek 1wszego rozdziału jakoś mnie nie satysfakcjonował, ale późniejsze opisywanie. MATKO, to było świetne! I jest świetne! Dziękuję, że stworzyłaś tego bloga! : *
OdpowiedzUsuńNajbardziej rozbawiło mnie stwierdzenia Zayna. Dobrze, że jestem sama w domu, bo dość głośno się śmiałam ;**
OdpowiedzUsuńDochodzi dwunasta a ja w piżamie czytam twojego bloga i trzęsę się ze śmiechu. :*
OdpowiedzUsuńej, bynajmniej nie równa się przynajmniej ;p to nie synonimy ;D
OdpowiedzUsuń