[NASTRÓJ]
Patrzyłam na Louisa siedzącego obok, ale on nie patrzył na mnie. Przez cały czas zachowywał stoicki spokój. Nawet nie drgnął. Jak gdyby był przyklejony do krzesła. Wodził pustym wzrokiem po mahoniowej podłodze i oprócz jednego, krótkiego spojrzenia na sędziego koronnego, nie zwracał uwagi na nic więcej. Ani na odgłos, jaki wydawały podeszwy moich butów wprawione w ruch przez trzęsące się ze zdenerwowania nogi, ani na Eda. Wiem, jak to zabrzmi i naprawdę nie chcę, żeby to zostało źle odebrane, ale w tamtej chwili miałam jakieś takie dziwne wrażenie, że on wcale nie jest ode mnie silniejszy, że to we mnie kryło się więcej odwagi, bo przecież to ja spojrzałam na niego, to ja pokazałam siłę - co z tego, że udawaną, ale to ja... ja. Nie on. Ja.
* * *
- Oskarżam Eda Woodland'a zamieszkałego przy […] o to, że w okresie od osiemnastego stycznia dwutysięcznego trzynastego roku […] działając samodzielnie dopuścił się przestępstwa porwania, ograniczenia wolności osobistej Kai Makowskiej, lat siedemnaście […] oraz Louisa Tomlinsona, lat dwadzieścia dwa […] wyrządzenia im obrażeń psychicznych oraz fizycznych, kolejno: Kai Makowskiej: naderwanie obu powiek w wyniku […], które bezpośrednio zagrażały ich życiu, a będą rzutować na nim przed wiele kolejnych lat […] Ed Woodland dopuścił się również popełnienia świadomego morderstwa Barneya Torrensa, którego zastrzelił dnia osiemnastego stycznia dwutysięcznego trzynastego roku pomiędzy godziną dwudziestą trzecią, a dwudziestą trzecią trzydzieści w […] dwoma pociskami wystrzelonymi z broni modelu […] będącej częścią jego wyposażenia zawodowego […] Oskarżony dopuścił się więc czynów określonych w artykułach... - Po odczytaniu aktu oskarżenia, sekretarz sądowy spytał Eda o jego stanowisko odnośnie każdego z zarzutów. Kiedy jako jedyny na sali stał, gapiła się na niego cała masa ludzi. Praktycznie wszyscy zebrani. Wszyscy oprócz Louisa. Ja też się patrzyłam, choć serce nadal waliło bez opamiętania. Odpowiedział na wszystko jednym, jedynym zdaniem:
- Nie przyznaję się. - Znacząco i totalnie zbyt widocznie wzdrygnęłam się na dźwięk jego głosu. Mimo że wtedy na mnie nie patrzył, miałam wrażenie, iż się uśmiechnął, przez co poczułam się jeszcze bardziej nieswojo. Nieposkromiona groza wisiała w powietrzu zagęszczanym dociekliwymi spojrzeniami dziesiątek ludzi bezapelacyjnie biorąc górę nad emocjami każdej z żyjących jednostek. Nikt oprócz niego nie był w stanie z nią wygrać... n i k t.
Potem nastąpiło zaprzysiężenie członków ławy przysięgłych i Oskarżenie, czyli my, a ściślej nasz adwokat zaprezentował stanowisko. Był to dość niski, tęgawy mężczyzna, o bujnej, czarnej fryzurze z wieloma siwymi prześwitami zaczesanej na bok i prawdziwie pewnym siebie wyrazem twarzy. Zdaniem menadżera chłopaków był najlepszym z najlepszych, więc mieliśmy być spokojni...
Od chwili obudzenia bałam się momentu, w którym przyjdzie czas na stanowisko Obrony. Nasze znałam przecież doskonale: skazać tego psychopatę za to, co zrobił. Lecz patrząc na równie nieprzyjemny co Eda wyraz twarzy jego adwokata nie miałam pojęcia, co mogę za chwilę usłyszeć i jaką bajeczkę będą próbowali oboje wcisnąć ławie przysięgłych. Bałam się, że mogą być zbyt wiarygodni... że ta niczego nieświadoma dwunastka przypadkowych ludzi może im uwierzyć... że on może wyjść z tego w...w...wolny.
Kiedy przyszło co do czego, całkowicie przestałam kontaktować, gdyż najprościej w świecie zamurowały mnie słowa mężczyzny z „drużyny Eda”...
Wrobiony.
Niczego nieświadomy.
Porwanie i nagrania częścią umowy marketingowej.
Pozwany dla większej wiarygodności.
Ofiara brutalnych zagrań show-biznesu.
I zdanie, które uderzyło mnie najbardziej:
Kaja i Louis dobrowolnie zgodzili się na udział w całym przedsięwzięciu, gdyż chcieli zarobić na dramatycznym rozgłosie, a Ed Woodland nie mógł odmówić szefowi, ponieważ ten zagroził mu zwolnieniem z pracy będącej jedynym źródłem jego utrzymania.
Jeżeli ten człowiek był w stanie nazwać moje piekło „przedsięwzięciem, w którym wzięłam udział z własnej woli” to...
Siedziałam tam i miałam wrażenie, że zaraz zemdleje. Jakby w całym tym gigantycznym pomieszczeniu zabrakło nagle tlenu, albo jakby dookoła mnie rozciągała się niewidzialna bariera, która go nie przepuszczała... Przez moment obraz przed oczami zrobił się zamglony. Czułam się trochę tak, jak przy „atakach Boba”, lecz tym razem jednym powodem zamazanego świata przede mną było zdenerwowanie i strach. Patrzyłam na tych dwunastu członków ławy przysięgłych, na to jak z uwagą słuchają tych bredni, jak obserwują Eda, mnie, Louisa i bałam się. Naprawdę się bałam. Moja przyszłość, wyrok, sprawiedliwość... wszystko było w ich rękach... Skąd mogłam mieć pewność, czy tak jak Ed nie są skończonymi wariatami, albo że wyczytają prawdę ze skrajnych zeznań? No jak?
Czas rozprawy mijał ni wolno, ni szybko. Wszystko zależało od danego momentu. Obrona skończyła wygłaszać swoje stanowisko, a zaraz po niej obie strony zaczęły powoływać świadków. Na pierwszy ogień z naszej strony poszedł Louis.
- Oskarżenie wzywa na świadka Louisa Tomlinsona - powiedział donośnie mężczyzna wstający od naszego stołu.
Chwilę później Lou siedział już w specjalnym miejscu tuż przy zabudowanym blacie sędziego. By było go dobrze słychać, na drewnianym ogrodzeniu siedzenia przymocowano mikrofon. Kiedy brunet składał przysięgę, ja przymknęłam nieco powieki, by zniwelować rozpraszające obrazy i skupić się na tym, co powie. Prawdę mówiąc nigdy nie rozmawiałam z nim o tamtych dniach i nigdy nie poznałam w pełni jego wersji wydarzeń. A chciałam je znać... Chciałam, żeby wreszcie wszystko zrozumieć. Żeby zrozumieć, dlaczego mnie nienawidzi.
- Panie Tomlinson, proszę, niech opowie pan o wydarzeniach z dnia osiemnastego stycznia bieżącego roku począwszy od godziny dwudziestej trzeciej.
- Siedziałem wtedy z Kają na plaży - zaczął Louis nieco speszonym tonem. - Mieliśmy rozpalone ognisko. Ed i Barney kilka godzin wcześniej poszli na kolację do swojego domku, więc byliśmy wtedy sami. - Przez przymknięte powieki dobitniej dotarły do mnie wspomnienia z tamtej nocy. Na samo wyobrażenie pełni poczułam w sercu serię mrowiących ukłuć. Ja. On. Plaża. „Dancing in the moonlight” i „Kocham cię Harry”...
- A Silvian, menadżer Kai? - zapytał z udawaną dociekliwością czarnowłosy mężczyzna.
- On musiał wrócić do Londynu - wyjaśnił szybko Louis.
- I kiedy dokładnie to zrobił?
- Jakoś przed południem.
- Rozumiem... więc niech pan kontynuuje - mężczyzna wykonał ręką owalny, charakterystyczny dla takich momentów ruch, po czym zamyślony Lou znów zaczął mówić:
- Więc siedzieliśmy przez jakiś czas, rozmawialiśmy, trochę śpiewałem... a potem wróciliśmy do naszego domku. Ja pierwszy. Kaja chwilę później. - Zaszkliły mi się oczy, gdy zorientowałam się, jak wszystko spłycił. Wiedziałam, że nie może powiedzieć nagle całemu światu, że wyznał mi wtedy miłość, a ja nieświadomie złamałam mu serce, bo przecież on cały czas miał tą swoją „idealną dziewczynę”, ale i tak chciało mi się płakać... Gdzie się podziały tamte uczucia? Tamto „kocham cię Kaju”? Głupia... przestań się łudzić. Odeszły razem z „kocham cię Harry”... - Wtedy usłyszeliśmy pierwszy strzał. Szliśmy za dźwiękiem. Po drodze usłyszeliśmy jeszcze jeden z domku ochroniarzy... - Louis na chwilę zamilkł. Widocznie przywoływał we wspomnieniach tamte momenty, żeby niczego nie przeinaczyć. - Barney błagał o pomoc... Pobiegliśmy na górę, ale jakoś w połowie schodów Ed znowu strzelił i podszedł do schodów. Zaczęliśmy uciekać i wtedy zgubiłem Kaję, bo wszędzie było ciemno. W którymś momencie poczułem ukłucie w szyje i obudziłem się dopiero w tamtym miejscu... Cała reszta jest na nagraniu...
- Wysoki sądzie, wnoszę o odtworzenie fragmentu taśmy, by sędziowie przysięgli mogli zapoznać się z tym dowodem, lecz proszę o wyłączenie jawności - odezwał się nagle czarnowłosy.
- Dopuszczam dowód w formie nagrania z monitoringu i proszę publiczność o opuszczenie sali na czas odtworzenia wybranego fragmentu...
* * *
Nie jestem w stanie opisać tego, jak się czułam widząc Eda polewającego mój brzuch kwasem i tego, co rozbrzmiewało w głowie podczas mojego krzyku... Zupełnie czym innym było przeżycie tego, niżeli oglądanie. Pewnie to powinno wstrząsnąć mną bardziej, albo chociaż zmusić do płaczu, lecz tak się nie stało. Patrzyłam na swoją szamotaninę, jak na coś absurdalnie niemożliwego. Zupełnie tak, jakby mózg nie był w stanie dopuścić do siebie, jak to wyglądało z boku, nie moimi oczami. Wtedy jednak zdarzyło się coś niesamowitego. Louis zacisnął swoją dłoń na moim prawym barku, a gdy odwróciłam się w jego stronę patrzył. Po prostu patrzył. Nic więcej. Tyle tylko, że dla mnie to znaczyło potwornie dużo.
Nie chciałam dać Edowi tej satysfakcji. Naprawdę. Jednak nie byłam w stanie powstrzymać łez wylewających się na zaognione policzki na widok tego, jak wbijał w Louisa to przeklęte ostrze. Mimo że na filmie nie było pokazane, co zdarzyło się chwilę przed tym, czyli to, jak Ed przyłapał mnie na wysłaniu smsa do Silviana, doskonale wiedziałam, że to ten moment. Tego krzyku nie dało się zapomnieć. Przecież to właśnie on dudnił mi w uszach przez tyle tysięcy mrugnięć... i wracał do mnie nie raz... w tych najgorszych sennych koszmarach. Nie zwracając uwagi na to, kto mnie obserwuje i czy Louis sobie tego życzy, przytuliłam go z całych sił. Potrzebowałam powrotu jego opiekuńczych ramion, lecz nie dostałam go. Chłopak jedynie kilka razy przejechał dłonią po moich włosach i lekko odsunął mnie od siebie jednocześnie odsuwając siebie ode mnie. To było jak znak: jestem przy tobie, ale już nie tak, jak kiedyś i jedynym, co mogłam wtedy uczynić, było pogodzenie się z tym.
* * *
- Louis, bo mogę się tak do ciebie zwracać, prawda? - zaczął lekko aroganckim tonem adwokat Eda, który wezwał Tomlinsona na świadka zaraz po tym, jak nasz zadał mu ostatnie pytanie.
- Tak, oczywiście - odparł chłopak ze sztuczną grzecznością.
-
Więc powiedz nam Louis, jakie stosunki łączyły cię z oskarżonym
przed porwaniem?
- Był ochroniarzem naszego zespołu. To wszystko. Spędzaliśmy razem dużo czasu, ale nigdy nie nawiązaliśmy jakiejś specjalnej więzi. Po prostu pracowaliśmy razem. Pan Woodland jeździł z nami w trasy, na wywiady i tak dalej, ale to była tylko część jego pracy - wyjaśnił dość spokojnie. Na tyle spokojnie, że zdołał opanować nawet zdenerwowanie wewnątrz mnie. Przynajmniej na kilka sekund.
- Mimo że łączyły was tylko stosunki zawodowe, to jednak spędzaliście ze sobą dużo czasu - stwierdził mężczyzna. - Czy oskarżony kiedykolwiek zachowywał się podejrzanie?
- Co rozumie pan przez „podejrzanie”? - Już wtedy Louis zrozumiał, jak ten typ ma zamiar z nim pogrywać. Nie podobało mu się to. I mi też.
- Czułeś się w jego towarzystwie niebezpiecznie? Groził ci lub dawał jakieś inne oznaki chęci wyrządzenia ci jakiejś krzywdy?
- Nie.
- W razie takim ta zmiana zaszła w nim nagle?
- Tak.
- I nie wydaje cię się to dziwne? Jakim cudem ktoś, z kim spędziłeś tak dużo czasu, mógł z dnia na dzień zmienić się nie do poznania? Od razu chciałbym zaznaczyć, Wyskoki Sądzie - adwokat Eda zwrócił się w stronę sędziego koronnego - że do dokumentacji dowodowej dołączone jest orzeczenie biegłego psychiatry, który uznał pana Woodland'a za w pełni zdrowego umysłowo człowieka. Prosiłbym sędziów przysięgłych o zapoznanie się z tym dowodem... - uśmiechnął się taktownie, po czym znowu spojrzał w kierunku miejsca dla świadka - a wracając do ciebie Louis, to czy ta cała sytuacja nie wydaje ci się podejrzana?
- Do czego pan zmierza? - Zauważyłam, jak Tomlinson ze wściekłością zaciska pięści, a tętnica na jego szyi zaczyna widocznie pulsować. Koleś przeginał... i to ostro.
- Do ustalenia prawdy oczywiście... - zwrócił się do niego niezwykle mile. - W takim razie powiedz nam, czy taka nagła zmiana u człowieka nie wydaje ci się dziwna?
- Wydaje mi się.
- A widzisz! Sam przyznałeś, że coś takiego nie jest normalne...
- Co nie zmienia faktu, że prawdziwe. - Wtedy naprawdę miałam wrażenie, że Louis zaraz wstanie i najprościej w świecie przywali temu facetowi prosto w twarz. Na szczęście jednak chłopak potrafił nad sobą zapanować.
- Powiedz mi Louis, czy ty aby na pewno mówisz nam prawdę? Może po prostu zeznajesz to, co kazał ci szef, bo jak w przypadku zachowania Eda jest to częścią umowy? - spytał adwokat Obrony, na co zszokowanie wcisnęło mnie w krzesło.
- Wysoki sądzie wnoszę o oddalenie tego pytania! - krzyknął w pełni oburzony, czarnowłosy mężczyzna.
- Podtrzymuję - Sędzia Koronny zmierzył tego przeklętego typka ostrzegawczym wzrokiem, co ten jednak zbagatelizował. Bezczelny palant!
- Był ochroniarzem naszego zespołu. To wszystko. Spędzaliśmy razem dużo czasu, ale nigdy nie nawiązaliśmy jakiejś specjalnej więzi. Po prostu pracowaliśmy razem. Pan Woodland jeździł z nami w trasy, na wywiady i tak dalej, ale to była tylko część jego pracy - wyjaśnił dość spokojnie. Na tyle spokojnie, że zdołał opanować nawet zdenerwowanie wewnątrz mnie. Przynajmniej na kilka sekund.
- Mimo że łączyły was tylko stosunki zawodowe, to jednak spędzaliście ze sobą dużo czasu - stwierdził mężczyzna. - Czy oskarżony kiedykolwiek zachowywał się podejrzanie?
- Co rozumie pan przez „podejrzanie”? - Już wtedy Louis zrozumiał, jak ten typ ma zamiar z nim pogrywać. Nie podobało mu się to. I mi też.
- Czułeś się w jego towarzystwie niebezpiecznie? Groził ci lub dawał jakieś inne oznaki chęci wyrządzenia ci jakiejś krzywdy?
- Nie.
- W razie takim ta zmiana zaszła w nim nagle?
- Tak.
- I nie wydaje cię się to dziwne? Jakim cudem ktoś, z kim spędziłeś tak dużo czasu, mógł z dnia na dzień zmienić się nie do poznania? Od razu chciałbym zaznaczyć, Wyskoki Sądzie - adwokat Eda zwrócił się w stronę sędziego koronnego - że do dokumentacji dowodowej dołączone jest orzeczenie biegłego psychiatry, który uznał pana Woodland'a za w pełni zdrowego umysłowo człowieka. Prosiłbym sędziów przysięgłych o zapoznanie się z tym dowodem... - uśmiechnął się taktownie, po czym znowu spojrzał w kierunku miejsca dla świadka - a wracając do ciebie Louis, to czy ta cała sytuacja nie wydaje ci się podejrzana?
- Do czego pan zmierza? - Zauważyłam, jak Tomlinson ze wściekłością zaciska pięści, a tętnica na jego szyi zaczyna widocznie pulsować. Koleś przeginał... i to ostro.
- Do ustalenia prawdy oczywiście... - zwrócił się do niego niezwykle mile. - W takim razie powiedz nam, czy taka nagła zmiana u człowieka nie wydaje ci się dziwna?
- Wydaje mi się.
- A widzisz! Sam przyznałeś, że coś takiego nie jest normalne...
- Co nie zmienia faktu, że prawdziwe. - Wtedy naprawdę miałam wrażenie, że Louis zaraz wstanie i najprościej w świecie przywali temu facetowi prosto w twarz. Na szczęście jednak chłopak potrafił nad sobą zapanować.
- Powiedz mi Louis, czy ty aby na pewno mówisz nam prawdę? Może po prostu zeznajesz to, co kazał ci szef, bo jak w przypadku zachowania Eda jest to częścią umowy? - spytał adwokat Obrony, na co zszokowanie wcisnęło mnie w krzesło.
- Wysoki sądzie wnoszę o oddalenie tego pytania! - krzyknął w pełni oburzony, czarnowłosy mężczyzna.
- Podtrzymuję - Sędzia Koronny zmierzył tego przeklętego typka ostrzegawczym wzrokiem, co ten jednak zbagatelizował. Bezczelny palant!
* * *
Usiadłam.
Nie do końca przytomna, ale jednak... Siedziałam. Miejsce świadka
okazało się być dla mnie czymś skrajnie traumatycznym. Przestało
już nawet chodzić o to, że cała sala nie spuszczała ze mnie
wzroku i o to, że Ed siedział zaledwie kilka metrów ode mnie, albo
że od tych zeznań zależał werdykt sędziów przysięgłych.
Najważniejszym w tamtym momencie było tylko to, że ten przeklęty
adwokat Obrony za wszelką cenę chciał mnie pogrążyć, a co, jak
co, ale chyba wszyscy wiedzą, że odpornym na tego typu zachowania
człowiekiem nigdy nie byłam...
Złożyłam
przed sądem przysięgę mówienia samej prawdy i ...zaczęło się.
Nie było już odwrotu. Ja kontra stres. Runda pierwsza...
-
Pani Makowska, proszę opowiedzieć o wydarzeniach z osiemnastego
stycznia dwutysięcznego trzynastego roku. Chodzi mi o wszystko, co
miało miejsce po godzinie dwudziestej trzeciej - zaczął w pełni
profesjonalnym tonem czarnowłosy mężczyzna. Na szczęście ta
cześć rozprawy nie była aż tak trudna, jak mogłoby się
wydawać.
- ... kiedy zbiegaliśmy ze schodów, Louis i ja oddaliliśmy się od siebie. To wszystko działo się tak szybko... Uciekałam, ale kiedy usłyszałam, jak coś za mną upadło i że ktoś idzie w moją stronę, dosłownie mnie zamurowało. To było takie uczucie sparaliżowania... Ułamki sekund później poczułam ukłucie w szyję i momentalnie nogi się pode mną ugięły. Jak upadałam, zobaczyłam Louisa. Leżał na ziemi. Nie ruszał się.
- I wtedy straciłaś przytomność? - dopytał czarnowłosy.
- Tak.
- A co się stało, kiedy ją odzyskałaś?
- Pamiętam, że strasznie piekły mnie oczy... Całe pomieszczenie było zadymione i... - moje zaznania trwały naprawdę długo. Mówiłam i mówiłam, a otoczenie milczało. Nie zwracałam uwagi na nikogo oprócz czarnowłosego mężczyzny zadającego mi pytania, które naprawdę okazały się czymś nieocenionym. Miałam wrażenie, że wtedy jedyne one były w stanie jakkolwiek mnie uspokoić i umożliwić sensowne opowiadanie...
Po ponad dwudziestu minutach zeznania dobiegły końca. Powiedziałam wszystko, co tylko mogłam i byłam z siebie prawdziwie dumna. Dałam radę. Przebrnęłam przez to. A gdy wracałam na swoje miejsce obok Louisa, modliłam się już tylko o jedno...
- Obrona wzywa na świadka Kaję Makowską. - Moje błagania poszły na nic... Nie zdążyłam nawet dobrze usiąść, bo znowu musiałam tam wrócić. Jeszcze bardziej niechętnie, niż za pierwszym razem.
Ponownie zajęłam miejsce świadka, rozprostowałam dłońmi dół bluzki, po czym podniosłam wzrok, by ponownie zapoznać się z otoczeniem. Niby nic się nie zmieniło. Niby tylko jeden szczegół, jedna osoba... a jednak. Wszystko stało się potworniejsze. Oczy widowni wpatrzone we mnie jeszcze bardziej nieprzyjemne, a obecność Eda bardziej przytłaczająca... do tego ten jego adwokat... Totalnie zabójcza mieszanka.
- Możemy zaczynać? - spytał z lekką niepewnością przedstawiciel Obrony widząc kompletną dezorientację na mojej twarzy. Na sam dźwięk tego pytania przygryzłam nerwowo dolną wargę i spoglądając błagalnie na pierwszy rząd publiczności zaraz za Louisem i czarnowłosym, który zajmowali nasi bliscy, pokiwałam lekko głową i szepnęłam niemal niesłyszalnie:
- Tak.
Ja kontra stres. Runda druga...
- ... kiedy zbiegaliśmy ze schodów, Louis i ja oddaliliśmy się od siebie. To wszystko działo się tak szybko... Uciekałam, ale kiedy usłyszałam, jak coś za mną upadło i że ktoś idzie w moją stronę, dosłownie mnie zamurowało. To było takie uczucie sparaliżowania... Ułamki sekund później poczułam ukłucie w szyję i momentalnie nogi się pode mną ugięły. Jak upadałam, zobaczyłam Louisa. Leżał na ziemi. Nie ruszał się.
- I wtedy straciłaś przytomność? - dopytał czarnowłosy.
- Tak.
- A co się stało, kiedy ją odzyskałaś?
- Pamiętam, że strasznie piekły mnie oczy... Całe pomieszczenie było zadymione i... - moje zaznania trwały naprawdę długo. Mówiłam i mówiłam, a otoczenie milczało. Nie zwracałam uwagi na nikogo oprócz czarnowłosego mężczyzny zadającego mi pytania, które naprawdę okazały się czymś nieocenionym. Miałam wrażenie, że wtedy jedyne one były w stanie jakkolwiek mnie uspokoić i umożliwić sensowne opowiadanie...
Po ponad dwudziestu minutach zeznania dobiegły końca. Powiedziałam wszystko, co tylko mogłam i byłam z siebie prawdziwie dumna. Dałam radę. Przebrnęłam przez to. A gdy wracałam na swoje miejsce obok Louisa, modliłam się już tylko o jedno...
- Obrona wzywa na świadka Kaję Makowską. - Moje błagania poszły na nic... Nie zdążyłam nawet dobrze usiąść, bo znowu musiałam tam wrócić. Jeszcze bardziej niechętnie, niż za pierwszym razem.
Ponownie zajęłam miejsce świadka, rozprostowałam dłońmi dół bluzki, po czym podniosłam wzrok, by ponownie zapoznać się z otoczeniem. Niby nic się nie zmieniło. Niby tylko jeden szczegół, jedna osoba... a jednak. Wszystko stało się potworniejsze. Oczy widowni wpatrzone we mnie jeszcze bardziej nieprzyjemne, a obecność Eda bardziej przytłaczająca... do tego ten jego adwokat... Totalnie zabójcza mieszanka.
- Możemy zaczynać? - spytał z lekką niepewnością przedstawiciel Obrony widząc kompletną dezorientację na mojej twarzy. Na sam dźwięk tego pytania przygryzłam nerwowo dolną wargę i spoglądając błagalnie na pierwszy rząd publiczności zaraz za Louisem i czarnowłosym, który zajmowali nasi bliscy, pokiwałam lekko głową i szepnęłam niemal niesłyszalnie:
- Tak.
Ja kontra stres. Runda druga...
*
* *
Zaczął
bezczelnie, kontynuował bezczelnie, a po jego minie widziałam, że
skończy też bezczelnie. Podtrzymanych wniosków o uchylenie pytań
było tak wiele, że nawet nie byłam w stanie ich wszystkich
zliczyć. Co około trzecie, czwarte z kolei kończyło się
zbulwersowanym wystąpieniem czarnowłosego, przez co sędzia koronny
dał adwokatowi Eda ostrzeżenie. Ten jednak miał to gdzieś. Byleby
tylko pokazać, jak bardzo kłamię... Byleby tylko mnie zniszczyć i
zrobić z tej rozprawy jak największe show... Wyprowadził mnie z
równowagi do tego stopnia, że już kompletnie przestałam myśleć
o tym, co mówiłam. Cała się trzęsłam. Co kilka chwil praktycznie
ryczałam. To było coś potwornego. Najpierw oskarżał mnie o tą
całą niedorzeczną współpracę z menadżerem chłopaków, potem o
to, że bezpodstawnie oskarżałam Eda o zabójstwo Barneya, bo
przecież w kwaterze ochroniarzy było ciemno, a ja go nawet nie
widziałam... Tyle tylko, że on nie rozumiał, iż po tym wszystkim
jestem w stanie rozpoznać go już nawet po rytmie kroków... A kroki
z tamtej nocy zdecydowanie należały do niego...
- A może po prostu tak bardzo chciałaś zostać kimś, że ukartowałaś całe to porwanie, by świat w końcu usłyszał o Kai Makowskiej? - spytał poddenerwowanym tonem obrońca Eda. Miał już mnie serdecznie dość. I vice versa. - Być kimś to być sobą, proszę pana - odparłam starając się wykrzesać z siebie jeszcze choć trochę opanowania. Było ciężko. Cholernie ciężko. - Nie obchodzi mnie, czy ktokolwiek wierzy, w to co mówię i nie oczekuję, że pan mi w to uwierzy.... Nikt nie musi mi wierzyć.... - Spojrzałam na jego minę i aż się we mnie zagotowało. Ten facet chichotał pod nosem! Bezczelnie się ze mnie nabijał! Nie wytrzymałam. Moja cierpliwość do tego typa się skończyła. Dalszą część odpowiedzi wykrzyczałam wprost do niego. - ...ale to nie pan budzi się w nocy w ataku paniki i to nie pana boją się najbliżsi! Nie wie pan, jak to jest nienawidzić siebie! Nie wie pan! I zdecydowanie nie wie, jak to jest nie czuć się człowiekiem! - Słony płyn polał się ciurkiem po moich rozgrzanych do czerwoności policzkach.
- Czyli właśnie mówisz nam Kaju, że jesteś niepoczytalna, tak? Skoro boją się ciebie nawet najbliżsi? - Znowu wyciągnął z mojej odpowiedzi nie to, co powinien... Znowu mi to robił... Znowu!
- Nie! Mówię tylko, że on obdarł mnie z człowieczeństwa! - kiwnęłam głową w stronę Eda znajdującego się teraz po mojej lewej gestykulując przy tym rękoma jak szalona. - I nie ważne, czy teraz go skażą, czy nie, bo ja i tak już go nie odzyskam!
- Kochanie, nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę z tego, ale plączesz się we własnych zeznaniach!
- Oczywiście! Najłatwiej powiedzieć, że się plączę! Ale proszę pomyśleć.... czy byłabym zdolna.... czy byłabym zdolna zrobić sobie to?! - wrzasnęłam przez łzy lewą ręką zadzierając elegancką bluzkę do góry, a prawą rozrywając rzep opatrunku na brzuchu. Flesze błysnęły natychmiastowo. Odruchowo rozluźniłam lewą dłoń wypuszczając z niej bluzkę i przysłoniłam nią oczy, przed którymi pojawiło się mnóstwo kolorowych punkcików. Mój wybuch wywołał na sali ogromne poruszenie. Nic dziwnego... Rany nadal były paskudne.
Kiedy tłum się uspokajał, ja bezwładnie opadłam na drewniane krzesełko. Zdezorientowana. Zagubiona i maksymalnie wyprowadzona z równowagi... Jak widać wcale nie byłam silniejsza od Louisa. On wytrzymał to z godnością. Ja nie dałam rady...
- Ludzie są zdolni do różnych rzeczy - rzucił bardziej do siebie, niż do mnie adwokat Eda, na co mój wstał i donośnym głosem powiedział:
- Wysoki sądzie, wnoszę o przerwę.
- Zasądzam dwudziestominutową przerwę. Proszę o wyprowadzenie oskarżonego.
- A może po prostu tak bardzo chciałaś zostać kimś, że ukartowałaś całe to porwanie, by świat w końcu usłyszał o Kai Makowskiej? - spytał poddenerwowanym tonem obrońca Eda. Miał już mnie serdecznie dość. I vice versa. - Być kimś to być sobą, proszę pana - odparłam starając się wykrzesać z siebie jeszcze choć trochę opanowania. Było ciężko. Cholernie ciężko. - Nie obchodzi mnie, czy ktokolwiek wierzy, w to co mówię i nie oczekuję, że pan mi w to uwierzy.... Nikt nie musi mi wierzyć.... - Spojrzałam na jego minę i aż się we mnie zagotowało. Ten facet chichotał pod nosem! Bezczelnie się ze mnie nabijał! Nie wytrzymałam. Moja cierpliwość do tego typa się skończyła. Dalszą część odpowiedzi wykrzyczałam wprost do niego. - ...ale to nie pan budzi się w nocy w ataku paniki i to nie pana boją się najbliżsi! Nie wie pan, jak to jest nienawidzić siebie! Nie wie pan! I zdecydowanie nie wie, jak to jest nie czuć się człowiekiem! - Słony płyn polał się ciurkiem po moich rozgrzanych do czerwoności policzkach.
- Czyli właśnie mówisz nam Kaju, że jesteś niepoczytalna, tak? Skoro boją się ciebie nawet najbliżsi? - Znowu wyciągnął z mojej odpowiedzi nie to, co powinien... Znowu mi to robił... Znowu!
- Nie! Mówię tylko, że on obdarł mnie z człowieczeństwa! - kiwnęłam głową w stronę Eda znajdującego się teraz po mojej lewej gestykulując przy tym rękoma jak szalona. - I nie ważne, czy teraz go skażą, czy nie, bo ja i tak już go nie odzyskam!
- Kochanie, nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę z tego, ale plączesz się we własnych zeznaniach!
- Oczywiście! Najłatwiej powiedzieć, że się plączę! Ale proszę pomyśleć.... czy byłabym zdolna.... czy byłabym zdolna zrobić sobie to?! - wrzasnęłam przez łzy lewą ręką zadzierając elegancką bluzkę do góry, a prawą rozrywając rzep opatrunku na brzuchu. Flesze błysnęły natychmiastowo. Odruchowo rozluźniłam lewą dłoń wypuszczając z niej bluzkę i przysłoniłam nią oczy, przed którymi pojawiło się mnóstwo kolorowych punkcików. Mój wybuch wywołał na sali ogromne poruszenie. Nic dziwnego... Rany nadal były paskudne.
Kiedy tłum się uspokajał, ja bezwładnie opadłam na drewniane krzesełko. Zdezorientowana. Zagubiona i maksymalnie wyprowadzona z równowagi... Jak widać wcale nie byłam silniejsza od Louisa. On wytrzymał to z godnością. Ja nie dałam rady...
- Ludzie są zdolni do różnych rzeczy - rzucił bardziej do siebie, niż do mnie adwokat Eda, na co mój wstał i donośnym głosem powiedział:
- Wysoki sądzie, wnoszę o przerwę.
- Zasądzam dwudziestominutową przerwę. Proszę o wyprowadzenie oskarżonego.
*
* *
Nim zdążyłam się porządnie otrząsnąć i poskromić burzę emocji wewnątrz, dwudziestominutowa przerwa minęła. Mama poprawiła mój opatrunek, czarnowłosy mężczyzna ponarzekał na swojego przeciwnika, a Harry znowu zaczął przepraszać, że przez niego muszę przez to wszystko przechodzić. Zaraz po tym Ed został wprowadzony na salę, a ja ponownie zajęłam miejsce świadka. Ja kontra stres. Runda trzecia...
- Wiesz Kaju, co mnie ciągle zastanawia? - zapytał adwokat Eda wstając, choć po mojej minie od razu musiał uznać to pytanie za czysto retoryczne. - To, jakim cudem Louis był w stanie zaatakować pana Woodlanda.... Skoro oboje utrzymujecie, że Ed torturował Louisa przez tak długi czas... Przecież człowiek to nie maszyna, a wszyscy usłyszeliśmy listę domniemanych krzywd wyrządzonych temu chłopakowi. Tak więc, jak on mógł zadać dorosłemu, w pełni sprawnemu mężczyźnie szereg ciosów, które pozbawiły go przytomności? Nie muszę mówić, że to brzmi absurdalnie - powiedział i ucichł czekając na moją reakcję. Tyle tylko, że takowej nie było. Nie byłam w stanie pojąć podtekstu tych słów, choć rozumiałam go aż za dobrze... - Kaju? - ponaglił mnie pytającym tonem, a ja wtedy jakby się ocknęłam i spoglądając kolejno na niego, publiczność i Louisa odpowiedziałam jedynie:
- Świadomość śmierci pobudza do życia. - Inaczej po prostu nie dało się tego wytłumaczyć. Adwokat Eda spojrzał na mnie ze zdziwieniem. Pewnie myślał, że i tym razem uda mu się wyprowadzić z równowagi tą „niebezpieczną dla otoczenia Kaję Makowską, której boi się nawet własna rodzina”, lecz nie tym razem. Choć względne opanowanie się kosztowało mnie niewyobrażalnie dużo, to miałam świadomość, że nie mogę pozwolić sobie na więcej takich scen, jak ta sprzed dwudziestu-kilku minut i dawać prasie kolejne powody do mówienia o mnie.
- Gdy tak patrzę na ciebie Kaju, to robi mi się przykro - odezwał się po chwili zastanowienia mężczyzna przede mną. - Naprawdę. Widzę tutaj skrzywdzoną przez los dziewczynę, która dała się wciągnąć w coś, czego nie była w stanie udźwignąć i przez to jestem jeszcze bardziej pewny, że jesteś podatna na manipulację, co właściwie sama niedawno udowodniłaś. Wystarczyło, żebym zadał ci tylko kilka nieprzyjemnych pytań, a ty już wpadłaś w histerię, więc jak ława przysięgłych może mieć pewność, że jesteś wiarygodna? A może tobie po prostu wmówiono pewną wersję wydarzeń, a ty na chama się jej trzymasz? Bo wiesz Kaju... czasami bywa tak, że człowiek odgórnie jest nastawiony do czegoś zbyt jednostronnie i nie jest w stanie trzeźwo dostrzec każdego aspektu zaistniałej sytuacji.
- A może w tej sytuacji to pan jest zbyt jednostronny i nie potrafi dostrzec każdego aspektu? - Zadałam to pytanie ostrym tonem, na co mężczyzna nie odpowiedział. Jedynie uśmiechnął się nerwowo pod nosem i zmienił temat na Laurę.
*
* *
Moje
zeznania nie ciągnęły się już zbyt długo. Lecz ta końcówka
była co najmniej dwa razy dłuższa, niż większość zeznań
pozostałych świadków. Wezwano Harrego, Nialla, Liama, Zayna, Sila,
menadżera chłopaków, kilku funkcjonariuszy związanych ze sprawą,
moich rodziców, rodziców Louisa, w międzyczasie przedstawiono
jeszcze kilka dowodów, a na samym końcu poproszono na świadka żonę Barneya, Dianę
Marie Torrens. Kiedy kobieta ubrana cała na czarno kroczyła dumnie
w stronę miejsca dla świadków wystukując swoimi niezbyt wysokimi
obcasami żałobny rytm, mało kto w ogóle zwrócił na nią uwagę.
Publiczność i ława przysięgłych zdawała się być totalnie
znużona i znudzona kolejnymi, niewiele wnoszącymi do sprawy
zeznaniami. Tak samo było, gdy zaczęła mówić. Z początku
powiedziała trochę o pracy jej męża, o tym jak wyjechał z nami
do Peru oraz o tym, jak bardzo bała się, gdy milczał przez tyle
dni i jak poinformowano ją o jego śmierci.
Słuchając jej chciało
mi się płakać. Tak bardzo jej współczułam... Tak bardzo czułam
się winna temu, że odebrałam jej rodzinie męża i ojca... Tak
bardzo chciałam przeprosić...
Szmery na sali zaczęły stopniowo cichnąć dopiero, gdy przeszła do drugiej części swojej wypowiedzi niesamowicie mnie przy tym zadziwiając:
- Wysoki sądzie - odezwała się, gdy obie strony skończyły zadawać jej pytania.
- Słucham pani Torrens.
- Czy mogłabym jeszcze coś dodać? Nie chcę niczego przeciągać, ale myślę, że to co chcę powiedzieć jest potrzebne.
- Jeżeli strony nie mają nic przeciwko to proszę bardzo - odezwał się sędzia koronny.
- Nie mam nic przeciwko - oznajmił czarnowłosy.
- Ja również.
- A więc proszę pani Torrens, nich pani mówi.
- Dziękuję - uśmiechnęła się uprzejmie kobieta, po czym zaczęła mówić patrząc wprost na Eda. - Nie było mnie tam, więc nie mogę mieć pewności, kto zabił mojego męża. Wiem jedynie, że już nigdy go nie odzyskam. - Na jej tęczówkach utworzyła się przeźroczysta ścianka, najprawdopodobniej z łez. - Pewnie powinnam winić jego zabójcę i winię go, ale już nie za mojego męża, tylko za tą dwójkę. Boże... przecież to są jeszcze dzieci. Proszę na nich spojrzeć... Nikt nie powinien przez coś takiego przechodzić. To, co zrobił im ten człowiek jest niepojęte i nic nie jest w stanie tego usprawiedliwić. Nie mówię już nawet o ranach fizycznych, bo i te najgorsze da się jakoś leczyć, ale o tych w ich głowach... Przecież to taka trauma... A ta dwójka musi z tym żyć... Moim zdaniem to, w jaki sposób potraktowała ich dzisiaj Obrona jest nie do przyjęcia. Rozumiem, że w tej branży coś takiego, jak rozprawa sądowa jest wielką sensacją, ale na Boga, dlaczego przez to musieliście zmuszać tą biedną dziewczynę do łez?! A najbardziej przeraża mnie, że teraz prasa zrobi z niej atrakcję i będzie żerować na tej tragedii... Kaja, Louis - pani Torrens spojrzała na nas - tak strasznie mi przykro, że musieliście przez to wszystko przechodzić... To naprawdę niesprawiedliwe i mam nadzieję, że ława przysięgłych ukarze tego człowieka za wszystko, co wam zrobił. Dziękuję, nie mam już nic do dodania - zakończyła i wstała z taką samą dumą, z jaką przed chwilą kroczyła do tego miejsca, tyle tylko, że tym razem już każda para oczu na sali była skierowana w jej stronę.
Nie wytrzymałam i gdy była nieopodal wejścia w strefę dla publiczności, podbiegłam do niej po prostu się przytulając. Łzy pociekły bezwiednie.
- Przepraszam - wszeptałam, na co ta objęła mnie odrobinkę mocniej wprawiła nasze ciała w nieznaczne kołysanie.
- Nie masz za co kochanie, naprawdę nie masz za co...
Szmery na sali zaczęły stopniowo cichnąć dopiero, gdy przeszła do drugiej części swojej wypowiedzi niesamowicie mnie przy tym zadziwiając:
- Wysoki sądzie - odezwała się, gdy obie strony skończyły zadawać jej pytania.
- Słucham pani Torrens.
- Czy mogłabym jeszcze coś dodać? Nie chcę niczego przeciągać, ale myślę, że to co chcę powiedzieć jest potrzebne.
- Jeżeli strony nie mają nic przeciwko to proszę bardzo - odezwał się sędzia koronny.
- Nie mam nic przeciwko - oznajmił czarnowłosy.
- Ja również.
- A więc proszę pani Torrens, nich pani mówi.
- Dziękuję - uśmiechnęła się uprzejmie kobieta, po czym zaczęła mówić patrząc wprost na Eda. - Nie było mnie tam, więc nie mogę mieć pewności, kto zabił mojego męża. Wiem jedynie, że już nigdy go nie odzyskam. - Na jej tęczówkach utworzyła się przeźroczysta ścianka, najprawdopodobniej z łez. - Pewnie powinnam winić jego zabójcę i winię go, ale już nie za mojego męża, tylko za tą dwójkę. Boże... przecież to są jeszcze dzieci. Proszę na nich spojrzeć... Nikt nie powinien przez coś takiego przechodzić. To, co zrobił im ten człowiek jest niepojęte i nic nie jest w stanie tego usprawiedliwić. Nie mówię już nawet o ranach fizycznych, bo i te najgorsze da się jakoś leczyć, ale o tych w ich głowach... Przecież to taka trauma... A ta dwójka musi z tym żyć... Moim zdaniem to, w jaki sposób potraktowała ich dzisiaj Obrona jest nie do przyjęcia. Rozumiem, że w tej branży coś takiego, jak rozprawa sądowa jest wielką sensacją, ale na Boga, dlaczego przez to musieliście zmuszać tą biedną dziewczynę do łez?! A najbardziej przeraża mnie, że teraz prasa zrobi z niej atrakcję i będzie żerować na tej tragedii... Kaja, Louis - pani Torrens spojrzała na nas - tak strasznie mi przykro, że musieliście przez to wszystko przechodzić... To naprawdę niesprawiedliwe i mam nadzieję, że ława przysięgłych ukarze tego człowieka za wszystko, co wam zrobił. Dziękuję, nie mam już nic do dodania - zakończyła i wstała z taką samą dumą, z jaką przed chwilą kroczyła do tego miejsca, tyle tylko, że tym razem już każda para oczu na sali była skierowana w jej stronę.
Nie wytrzymałam i gdy była nieopodal wejścia w strefę dla publiczności, podbiegłam do niej po prostu się przytulając. Łzy pociekły bezwiednie.
- Przepraszam - wszeptałam, na co ta objęła mnie odrobinkę mocniej wprawiła nasze ciała w nieznaczne kołysanie.
- Nie masz za co kochanie, naprawdę nie masz za co...
*
* *
-
Proszę strony o zaprezentowanie mów końcowych.
[…]
- I jak już wspominałem, zeznania świadków, które tylko ujawniły nieścisłości w stanowisku Oskarżenia jednoznacznie opowiadają się za uniewinnieniem mojego klienta oraz […] Wnoszę o uniewinnienie Eda Woodlanda...
[…]
- I jak już wspominałem, zeznania świadków, które tylko ujawniły nieścisłości w stanowisku Oskarżenia jednoznacznie opowiadają się za uniewinnieniem mojego klienta oraz […] Wnoszę o uniewinnienie Eda Woodlanda...
[…]
-
Ed Woodland bez cienia wątpliwości jest winny zarzucanym mu czynom
i choć Obrona podstępem próbowała wmówić moim świadkom
kłamstwo […] Wnoszę o jak najwyższy wyrok dla oskarżonego, gdyż
dopuścił się on przestępstw tak okrutnych...
*
* *
Po
wygłoszeniu mów końcowych, sędzia koronny dokonał podsumowania
przebiegu postępowania dla ławy przysięgłych, a po tym jej
członkowie udali się na retires,
czyli naradę. Oczekiwanie na wydanie przez nich wyroku było
zadziwiająco krótkie. Podejrzanie krótkie... I ja i Louis
siedzieliśmy, jak na szpilkach. Serce biło mi tak głośno, że
chyba ludzie siedzący z pięć rzędów za mną byli w stanie je usłyszeć.
Zaciskałam kciuki błagając w głowie o sprawiedliwość... Niczego
więcej nie pragnęłam. Jedynie sprawiedliwości. Tempo przyspieszyło
zdecydowanie za bardzo i kilkugodzinna rozprawa skurczyła się nagle
do tych paru sekund, podczas których przedstawiciel sędziów
przysięgłych zaprezentował werdykt ławy sędziemu koronnemu, po
czym ten postanowił o rodzaju i wysokości kary. To, co usłyszałam
było niewiarygodne... Naprawdę niewiarygodne.
*
* *
Gdy wychodziliśmy z sali miałam gdzieś mur policjantów wokół broniących mnie przed natarczywymi atakami prasy i głośnych wrzasków zupełnie nieznanych mi ludzi. Bez głębszych namysłów wybrałam na telefonie odpowiedni numer i rozdygotaną dłonią wcisnęłam zieloną słuchawkę na ogromnym, dotykowym ekranie. Nadal trwałam w nieskończenie wielkim szoku. - Marta? Słyszysz mnie? - odezwałam się podniesionym tonem, gdy tylko odebrała połączenie. Wsiadałam wtedy do auta.
- Tak, Kaja! Mówi szybko, jak wyrok! - krzyknęła do słuchawki totalnie poddenerwowana, a kilka bezbarwnych kropel ponownie przyozdobiło moje policzki.
- Winny... - szepnęłam ścierając płyn spod oczu i wtedy też przysięgłam sobie, że nigdy więcej nie będę musiała tego robić, że już nigdy więcej nie będę musiała płakać. Nigdy... - Uznali, że jest winny. Dwadzieścia pięć lat za zabójstwo Barneya i siedemnaście za mnie i Louisa, bez możliwości ubiegania się o wcześniejsze zwolnienie warunkowe... - mówiłam nadal nie dowierzając w to wszystko.
- Mówiłam ci! No przecież cały czas mówiłam ci, że tak będzie! Matko, Kaja! Tak strasznie się cieszę!
________________________________________________________
Jeszcze tylko cztery rozdziały JSHADGHSDDXHJASVB! Kiedy to tak szybko zleciało? :))
PS Pamiętajcie o głosowaniu (ankieta u góry po lewej, wierszyków szukajcie w zakładce “Konkursy”)
super, że to wszystko skończyło się pomyślnie dla Kai. ciekawa jestem, co popchnęło Louisa do takich decyzji i jak rozwinie, albo może zakończy się ta sytuacja między nimi.. Twoje opowiadanie mnie wciągnęło, więc trochę szkoda, że już cztery rozdziały do końca, no ale nic nie może wiecznie trwać(i nawet nie powinno ;p)
OdpowiedzUsuńweny życzę i czekam na kolejny post;)
SDLUVKZCFHNLEKG\,KYVUHNRGVCYFHGNYDZUKSEEDFCZS LOOOOOOOOOOOOL nie wiem co napisać ! matko matko <33333 jezu to jest awww *.* panie ty mój ! zdolną mam tą psiapsiułę <3 kurde hardcorowo i nie wiem co napisać matko matko kisiel !
OdpowiedzUsuńdobra oddycham :
1
2
3
4
5
6
7
8
9
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA <333333333
GADAJ!
OdpowiedzUsuńNO JUŻ ! PRZYZNAJ SIĘ z jakiej planety pochodzisz???
Bo na pewno nie z Ziemi.
Piszesz tak fenomenalnie
Nadal jestem pod wrażeniem Twoich umiejętności, choć czytam tego bloga już chyba z pół roku.
Booże jak autentycznie to opisałaś!!!
Widać, że potrafisz wczuwać się w role
Aaaaa Kocham Cię
I jeszcze tylko 4 rozdziały ;(
Ciekawe co będzie teraz z Lou, bo wydaje mi się, że nie będzie już z Kają
Uuuu wyczuwam szansę dla Hai ...
<3
Boze....aaaaaaaaaaa! Napisz dla mnie ksiazke, bblagam!!! Bede twoim menazerem, jesli chcesz!;D jestes niesamowita! Twoje opowiadanie bylo pierwszym jakie kiedykolwiek przeczytalam o One Direction : PIERWSZYM!!! Za kazdym razem w jakichs trudnych momentach beczalam jak dziecko! Pamietam, ze tak bardzo wtedy plakalam, kiedy Harry zerwal z Kaja. Myslalam, ze nie wyrobie. Mama wtedy do mnie przyszla i zaczela sie mnie pytac co sie stalo i musiala mnie uspokajac, tak bardzo zzylam sie z Kaja. Smutno mi kiedy czytam, ze Louis jest taki oschly i bezuczuciowy dla Kai. Skoro nie moga byc juz razem, niech zostana przyjaciolmi, bo jak nie to popadne w zalamanie! W koncu pojawila sie kolejna szansa dla Hai! Oby im sie udalo i wszystko skonzylo sie szesliwie! Tak naprawe to musze ci podziekowac... Kiedy zaczelam czytac to opowiadanie nie inesowalam sie zbytnio One Direction. Ty to zmienilas. Mozesz eraz byc dumna, bo sprawilas, ze chlopaki zyskali nowa Directioner przez twoje opowiadanie. Naprawe. Wiesz, ze do polowy opowiadania myslalam, ze ty naprawde poznalas 1D? Te wszystkie zdjecia do tekstu, ten sposob pisania...byly takie prawdopodobne, ze w to uwierzylam! Zaskakujesz mnie za kazdym razem. Szkoda, ze jeszcze 4 rozdzialy, ale ty i tak juz ich duzo napisalas:) Nie moge sie doczekac. Jeszcze raz bardzo ci dziekuje, bardzo, bardzo, bardzo! Kocham cie:*
OdpowiedzUsuńTwoja najwieksza fanka-Nathalie :')
Dobra, to najpierw masz pozdrowienia od mojej mamy i ochrzan, że przez Ciebie nie poszłam po bułki.
OdpowiedzUsuńKontynuując, masz ochrzan ode mnie za to, że przez Ciebie uderzyłam się wybitą kostką o kant szafki, gdy szłam z telefonem i czytałam fragment jak Lou ją odepchnął (swoją drogą, co za świnia).
A przechodząc do konkretów, to się zastanawiam, jak Ty to zrobiłaś. Rozdział wyszedł Ci niesamowicie... dojrzale. Kojarzysz Nicholasa Sparksa? Przez chwilę myślałam, że jesteś jego córką. A może się ukrywasz i jesteś Mają Sparks? Hmm? Wiesz, ja jestem lepsza od CSI XD
Kurde, ten rozdział wywołał we mnie tyle emocji, tyle mieszanych uczuć... oczywiście do wyroku. Myślałam "a może to wszystko jest nieprawdą?"
Tak współczuję Kai i Lou (podpisuję się pod słowami żony Barneya), a jednocześnie cieszę się, że Ed został skazany na... *trwa urochamianie mózgu* *trwa sumowanie* 42 lata więzienia!
A teraz przyznaj się, w pisaniu pomógł Ci jakiś prawnik, prawda? Bo kurde, takich argumentów to nawet Hammurabi by nie wymyślił (nie martw się, po prostu walę byle jakimi słowami, dopiero wstałam).
Podsumuwując (patrz, użyłam tylko raz "xd" i zero emotek, lol, niepodobne do mnie), masz przeogromny talent, jesteś wspaniała, w pewnych momentach odbierało mi mowę.
Trzymaj się, weny życzę. Xx
Tak strasznie się cieszę, że Ed jest winny. Praktycznie przez cały rozdział płakałam jak małe dziecko. Ed to człowiek, który przez głupotę zniszczył sobie życie. Cieszę się, że dostał taki wyrok. Osobiście dałabym mu dożywocie lub karę śmierci, gdyby była legalna. Żal mi Kai i Lou, że musieli przez to przejść. Mam nadzieję, że od teraz wszystko będzie dobrze :) Życzę weny :)x
OdpowiedzUsuńHej. Strasznei podoba mi się Twoja twórczość. Czekam na następny. @ania2499
OdpowiedzUsuńpłakałam ja głupia i tylko modliłam się żeby nikt do pokoju nie wszedł w tym momencie... Bardzo jestem zła na Louisa ale go w pełni rozumiem. Teraz trzymam kciuki z Kaje żeby sobie wszystko poukładała i wróciła do świata żywych ;)
OdpowiedzUsuńczekam na nn ;)))
Aly x
O boże .. czytając to sama się popłakałam ;') To co stało się Kai.. normalnie aż słów mi brakuje ..
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na kolejny rozdział :)
Naprawdę bardzo dobrze to wszystko opisałaś. Ten rozdział, jak i każdy inny jest cudowny i tutaj na pewno nikt z nas nie ma zażaleń. Co do jego treści. Nie mogę pomieścić sobie w głowie, jak oni musieli się wtedy czuć. Przecież to jest ogromna tragedia, a jeszcze nicpoń, który bronił Ed'a. On sam, za usiłowanie jego uniewinnienia powinien zostać skazany na przynajmniej dożywocie. Nie no nie mogę sobie tego wyobrazić...
OdpowiedzUsuńJak dobrze, że wszystko się tak skończyło. Dobrze skończyło.
Również nie mogę uwierzyć, że niedługo to będzie koniec, to jest nierealne... Jesssuuu.
Nie no dobra, bo się popłaczę. Czekam na następny rozdział. Jak najszybciej :*
WSPANIAŁY !
OdpowiedzUsuńkocham to ♥
czekam nn ;)
Całujee Loolaa ;*
Ahfjshhvfr 4 rozdzialy????? Ja przeciez nie wytrzymymam bez CIEBIE.Masz w planach moze nastepne o 1D? Bylabym przeszczesliwa ! Luhil! :*<3
OdpowiedzUsuńA juz myslam, ze bedzie niewinny.. Uff.
OdpowiedzUsuńJAK TO 4 ROZDZIALY ? ! NIE ! JA CHCE 3 CZESC OPOWIADANIA !
@pysia_aaw
Jebani w dupe kurwa mac Ed i jego obrońca. Ed- tak bezczelnie miał wszystko w dupie, tak bezczelnie wypowiedział słowa "jestem niewinny". Pierdolony dupek. A obrońca, aroganti cham. Jak on momógł tak krzywdzic K i L. Te pieprzone kłamstwa i manipulacje pytaniami były żałosne. Każdy z nich powinien dostać kulkę w łeb za każdy fałsz padający z ich ust. Kretyni. Mówi się że prokurator to najgorszy zawód, bo trzeba oskarżac ludzi. Gówno prawda! Bycie obrońcą Eda jest powiązane z byciem skończonym chujem. Z każdym słowem padajacym z zakłamanych ust storny Eda płakałam. Trzeslam się, jakby to mi probowano wmówić, że najbardziej tragiczne zdarzenia w moim życiu to bajeczka porównywalna z tą, którą wymyślił Ed ze swoim jebanym adwokatem. Czułam jakby mój brzuch został zalewany litrami kwasu. Zona Barneya. Taka kochana. Ona nie bała się Kai. Starała się zrozumieć Lou i Kaję. Rozumiała. Za to Tommo. Rozumiem go. Jak cholernie musi boleć go to, że jednego wieczoru jedna osoba złamała mu serce i przez swój poprzedni związek znalazł się w samym środku piekła. To nie jest wina Hazzy ani Makowskiej. To chęć zemsty i obsesja Eda doprowadzila to ogromnej tragedii. To on został "obdarty z człowieczeństwa"...
OdpowiedzUsuńMówiłam, że cię uwielbiam? Jak nie to mówię to teraz: KOBIETO JAK JA CIEBIE UBÓSTWIAM! W życiu. W ŻYCIU! Nie przypuszczałam, że fanfiction może mnie tak poruszyć, a jednak. JESTEŚ LITERACKIM GENIUSZEM. Wytworzyłaś takie napięcie, że aż mnie serce zaczęło bić odpowiednio według strachu Kai.
OdpowiedzUsuńNie rób tego więcej... ALBO NIE! RÓB, proszę. xd Nie mam słów, które mogą opisać jak bardzo mi to się podoba. ♥
CZEKAM NA KOLEJNY Z WIEEEEELKĄ NIECIERPLIWOŚCIĄ!
Pozdrawiam. :)
Kocham tego bloga! No poprostu gdy to czytam to przeżywam razem z Kają ;_______; niecierpliwie czekam na następne rozdziały :3
OdpowiedzUsuńSuper, wreszcie go zamkną i Kaja i Lou mogą być spokojni :) super rozdział zresztą tak jak zawsze
OdpowiedzUsuńEd...Winny...Ed...Winny...Ed...Winny......ED WINNY! LOL!!!
OdpowiedzUsuńAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA! *_____*
4 rozdziały do końca? Tylko 4? Trzymaj mnie Jezusie, bo padnę na zawał... :'(
To może się wydać głupie ale myślę że Ed może groził Louisowi że coś zrobi Kai? Rodzial super, balam się że będzie niewinny bo rzucilabym się na niego XD
OdpowiedzUsuńTo takie PRAWZIWE. To w jaki sposób to opisujesz jest niezwykłe. Sama przeżywam to, co dzieje się z Kają. Naprawdę to coś niesamowitego. Czekam na kolejny.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, życzę weny oraz zapraszam do mnie:D
not-only-1d.blogspot.com/
Winny! Wiedziałam od początku, że go skażą, ale trochę przeraził mnie obrońca Eda i myślałam, że może ten psychopata się z tego wywinie, ale na szczęście nie. Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńChyba się pomyliłaś, bo w tytule jest ,, Świadomość śmierci pobudza do życia'', a w rozdziale napisałaś:
OdpowiedzUsuńŚwiadomość życia pobudza do śmierci.
Nie chcę Ci wytykać błędów, bo ten rozdział jest genialny, ale mogło Ci się po prostu pomylić :))
matko, nie zauważyłam tego ;/ dzięki za info, już zmienilam :))
UsuńPoplakalam sie 3 razy! Kobieto, co ty ze mna robisz?! Boski rozdzial tak jak wszystkie twoje, bezblednie opisujesz emocje i wgl jestem pelna podziwu dla cb, chcialabym kiedys tak niesamowicie pisac, czekam na nastepne i mam nadzieje ze nie bede dlugo czekac :) kocham cie <3 i pisz szybciutko
OdpowiedzUsuńCześć! Na wstępie chciałabym Ci podziękować, ZA TO OPOWIADANIE. Emocje jakie mi dzięki niemu dostarczyłaś, były tak skrajne, że sama nie potrafię tego ogarnąć moim umysłem. Talent jaki w Tobie tkwi, jest tak... przeogromny! Sama byłam zdziwiona, jak często wylewałam łzy. Były to łzy SZCZĘŚCIA, a potem w momentach trudnych dla bohaterów łzy SMUTKU. Z niewiadomych przyczyn czasami wybuchałam gromkim śmiechem, po czym upewniałam się czy ktoś nie patrzy na mnie z boku i nie myśli: „wariatka!”.
OdpowiedzUsuńTak bardzo mocno chciałabym skomentować każdy rozdział... od momentu wysłania opowiadania, przez przyjazd do Londynu, samolociki z Harrym, o ich wielkiej, młodzieńczej miłości, o ich rozterkach, o bólu, o Laurze, o jej śmierci, o Nicku który okazał się ojcem Katie [z resztą, ukazywanie się Laury, jako ducha i przy jej pomocy odkrycie prawdy, było bardzo ekscytujące], późniejsze rozstanie z Harrym, przyjaźń z Niall’em, która rozczulała mnie, chyba aż za bardzo, bo widząc kochanego, opiekuńczego Horana, miałam ochotę wsiąść na rower i nie wiem jak, ale dotrzeć do niego i mocno, mocno, mocno go wyściskać. A potem, to na co czekałam najbardziej... czyli Lou. Tak, dokładnie, Louis... który wykazał się siłą, samozaparciem i chęcią walki o życie. URATOWAŁ ich z rąk Ed’a. Szczerze powiedziawszy, byłam w wniebowzięta kiedy to się stało... ale jego późniejsza obojętność... po prostu... nie potrafię tego do siebie dopuścić. Przecież... przecież... on ją kocha, prawda? Nie jest mu mimo wszystko OBOJĘTNA. Nie wiem czy to jest jakiś jego pancerz ochronny? Odcięcie się od niej nie jest dobre. Nie dla mnie. Bo ja tak bardzo pragnęłam, żeby wziął ją w ramiona, powiedział tak jak wtedy na plaży „Kocham Cię, Kaju”, a ona już bez pomyłki powiedziała imię jego, a nie Hazzy. Właśnie przed chwilą przypomniała mi się scena, kiedy Kaja poleciała do niego do Londynu, w święta... kiedy się pocałowali, to było tak piękne. I znów kolejne rzeczy mają teraz swoje miejsce w mojej głowie, nieskładnie ale pojawiają się: premiera jej książki, seksprzyjaciele z Harrym, jak Niall powiedział, że się w niej zakochał, jak Harry podarował jej pieska, sylwester w Nowym Jorku, Taylor, Marta, ta wesoła kochana Marta, przeprowadzka do Szczecina, usunięcie tętniaka – tak, zdaje sobie sprawę, że to wszystko nie jest ułożone chronologicznie, ale nie sposób mi tego teraz tak łatwo uporządkować. Zwłaszcza, że na końcu telefon Kai do Matry wywołał we mnie ogromną euforię! Winny, kamień serca, na prawdę!
Jeszcze coś... opis... opis osoby, bratniej duszy, taką jaka jest Marta dla Kai, wprowadził mnie w stan w którym zaczęłam się zastanawiać, czy ja sama mam gdzieś swoją bratnią duszę. Okazało się, że tak. I to było najcudowniejsze uczucie, jakie ostatnio sobie zafundowałam. ;)
Jesteś cudowną dziewczyną, drzemie w Tobie ogromny potencjał i założę się, że gdybyś wydała książkę byłabym po nią w księgarni zaraz po ukazaniu!
Teraz czekam na rozwój akcji. Jak potoczą się dalsze losy bohaterów? Czy Kaja w końcu będzie mogła cieszyć się szczęściem u boku jakiegoś mężczyzny? (A w głębi serca, wierzę, że będzie to Louis...). jak będzie wyglądało jej życie z myślą, że Ed jest we więzieniu? Że ona jest wolna? Czy będzie potrafiła zaakceptować swoje ciało, po tym co on jej wyrządził, co z nią zrobił, jak odarł ją z człowieczeństwa?
Czekam, czekam, czekam... i uwielbiam! <3 Horanowa / baddirection.blogspot.com/
Płakałam czytając ten rozdział! A kiedy wypowiadała się żona Barney'a, a później Kaja do niej podbiegła to serce mi pękło całkowcie. Tak strasznie mi przykro. Normalnie żal na to wszystko patrzeć. Ogromnie się cieszę, że został uznany za winnego, bo taka właśnie powinna być sprawiedliwość. Nie wierzę, że jeszcze TYLKO cztery rozdziały ! Absolutnie żadna z nas nie chce kończyć tego czytać, jestem pewna. Może jakaś kolejna część? Byłabym maks szczęśliwa, zapewne tak jak pozostali czytelnicy! Uwielbiam Cię! :*
OdpowiedzUsuńJestes wielka. Twoj talent jest niesamowity. To jest pierwsze opowiadanie przy ktorym plakalam naprawde plakalam. Mam nadzieje ze jak skonczysz to opowiadanie to stworzysz nowy blog. Bo masz dziewczyno ogromny talent. Jeszcze raz ci powiem ze jestes genialna <33333333333333
OdpowiedzUsuńszkoda, że to już prawie koniec ;c ale to nie zmienia faktu, że świetnie się to czyta i masz ogromny talent <3 xx
OdpowiedzUsuńhttp://imaginyy1d.blogspot.com/
Boski. :3
OdpowiedzUsuńTy zły, ale fajny człowieku dorzuciłaś mi kolejny stres, czytając ten rozdział czekam na Listy Przyjętych do tego gimnazjum, do którego chcę iść. Moim zdaniem temu całemu Obrońcy powinni odebrać prawa do bronienia ludzi, a tak po za tym Ed powinien dostać dodatkowe lata odsiadki za kłamstwo. Tak menadżer 1D zmusiłyby ich do kłamania, już to widzę, Ed to świnia. No cóż:
OdpowiedzUsuńPiękny rozdział, jesteś fantastyczna!Czekam na kolejny rozdział i... te wyniki :/
Justyna
Jak to jeszcze 4 rozdziały?!
OdpowiedzUsuńDobra na razie postaram się o tym nie myśleć.
Winny :DDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD
Przez chwilę ogarnęły mnie wątpliwości co do tego jaki będzie werdykt. Potrafisz trzymać w napięciu! Przemowa tej kobiety była przepiękna. To co działo się w sądzie było okrutne. Niewiarygodne ile szkód mogą wyrządzić media po tylko aby znaleźć sensację.
podstronastarlight.blogspot.com
Aaaaaaaaa. Aż sie popłakałam. Już myślałam, że jednak okaże się iż zostanie uniewinniony. Ale na szczęście wszystko się dobrze skończyło.
OdpowiedzUsuńPiękne *.*
OdpowiedzUsuńZapraszam na bloga, którego prowadzę z przyjaciółką http://they-dont-know-1d.blogspot.com/
Pozdrawiam :*
One Direction Zayn Malik zdradza Perii Edwards ZDJĘCIA.rar
OdpowiedzUsuńWyciekły zdjęcia pobierz:
http://gigup.pl/Me86Jjj
http://megadown.us/Me86Jjj
http://filecom.net/Me86Jjj
Świetne, strasznie podoba mi się twój blog :)
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie, opowiadanie o 1D ;)
http://love-and-do-not-die.blogspot.com/
Najlepsze jest to że do końca nie miałam pojęcia czy Ed będzie skazany czy nie. Po prostu brak słów!!!!!
OdpowiedzUsuń