niedziela, 9 czerwca 2013

Rozdział 19 „Magia naszych gwiazd”

    


Z dedykacją dla Słownych Zabójców...


Noc z 9/10.04.13
Lipki
Godzina nieznana


Czuję znajomy smród. Jest ciemno. Duszno.
Nieprzyjemnie. Coś łupie mi w głowie.
Nagle słychać huk. Jakby łamane drewno.
Kurczowo zaciskam i otwieram powieki,
by lepiej zorientować się w swoim położeniu.
Ciemna, wysoka, nie byle jaka postać
- Ed - prostuje się. 
W jego ręce miga nóż. Ściska mocniej rękojeść
i wychodzi. Nieznośna cisza przerywana jedynie jego
ciężkimi krokami wierci mi dziurę w mózgu.
Coś ciemnego przysłania prostokątne
okienko w drzwiach, 
mój jedyny dostęp światła.
Znowu kroki. 
Tym razem jakby cichsze, jednak nadal wyraźnie
słyszalne i... tępe uderzenie. Później kolejne
i kolejne i kolejne i... coś potężnego upada na ziemię.
A światło z korytarza znowu dosięga moich stóp
wpadając przez szybę. Nie mija nawet sekunda...
a może mija? Nie wiem. Louis stoi w „moich” drzwiach.
Chwieje się. Na jego dłoniach, twarzy,
poszarpanym ubraniu... tyle krwi.
Tyle bólu w jego oczach. 
Zapiera mi dech w piersiach, gdy podchodzi do mnie,
by uwolnić obolałe ciało.
Łza szczęścia toruje sobie drogę 
po brudnym policzku.
Uratował mi życie. Nie zostawił mnie. 
Kuśtykając stawia mnie na nogi, ale one nie pozwalają
na zrobienie kroku. Kręci mi się w głowie
od tak nagłej zmiany pozycji.
Na siłę ciągnie mnie do przodu. 
Niewyobrażalny ból łączy się
z niewyobrażalnym szczęściem. 
Przekraczam próg i widzę Eda. Uśmiecham się na widok
brunatnej kałuży wokół jego ciała.
Zerkamy kolejno w mijane drzwi.
Drugie z nich okazują się wyjściem,
lecz w tym momencie coś zaczyna rozrywać
tył mojej czaszki od środka.
- Thank you - szepcę bezgłośnie,
gdy obraz przez oczami zaczyna się rozmazywać.
Mam wrażenie, że zapadam się w przepaść.
- Kaja! Kaja, please! - krzyczy Louis,
gdy ja już praktycznie leżę w jego ramionach.
- Not now! Please! We have to go! - Jego
rozpaczliwe błaganie obija się jednocześnie o krawędzie
mojej świadomości i bezkresnej czerni.
Już nie czuję ciała, nie czuję bólu...
już chyba nawet nie wiem, 
gdzie jestem, gdy...
- Oh, really? - dostrzegam wysoką, barczystą postać
tuż za plecami Louisa. Ed zamachuję się
i wtem mój wybawiciel 
opada bezwładnie do dołu, a jego mięśnie wiotczeją.
Ratunek nie nadchodzi...
Nie nadchodzi...


       Moje Serce zakołatało a ja, cała zgrzana, podrywałam się do góry. Nie mogłam złapać oddechu. Ciemność, która rozświetlana była jedynie słabą poświatą księżyca i ulicznych lamp wpadającą przez okno, wcale a wcale nie umniejszała kłucia w mojej klatce piersiowej. Miałam wrażenie, że się dławię. Nie mogłam przełknąć śliny, ani wydać z siebie błagalnego okrzyku. Rozpaczliwie pragnęłam pomocy, lecz zamiast tego byłam zmuszona na siłę poruszać kończynami, które zaczynały drętwieć. Dreszcze na przemian z nagłymi falami gorąca przemierzały moje rozedrgane ciało. Miałam wrażenie, że zaraz oszaleję. Nie chciałam oszaleć! Ja nie chciałam oszaleć! W pościeli, z której nie mogłam wyplątać się za żadne skarby świata czaiła się śmierć. Czułam ją. Wszędzie!
       Momentalnie odwróciłam się w lewo słysząc niepokojące szmery. 
       - Kto tam? Kto tam jest?! - wrzasnęłam nagle. 
       Ciemny kształt odbijał się na tle rozświetlonego okna. Spięłam każdy możliwy mięsień ciała, lecz mimo to nadal nie byłam w stanie zmusić go do ucieczki. Bezustannie wodziłam panicznym wzrokiem po całym pomieszczeniu, lecz nijak nie mogłam odgadnąć, gdzie się znajduję. Miałam wrażenie, że je znam i to nawet bardzo dobrze, ale o jakiejkolwiek identyfikacji nie było nawet mowy. Zbyt ciemno. Zbyt ciemno! Schyliłam się chowając głowę pomiędzy kolanami, a kark ukryłam za splecionymi dłońmi. Jedyne, na co było mnie w tamtym momencie stać, to niełatwa walka o powietrze i wprawienie ciała w rytmiczne bujanie. W przód i w tył. W przód i w tył. W przód i... Coś rozbłysło nade mną. Usłyszałam piskliwe skwierczenie żarówki, a chwilę później serię szybkich kroków wymieszaną z doskonale znanym mi głosem.
       - Kaja... Boże... 
       - Pa-pati? - Moja szczęka bezwiednie się zatrzęsła, a zęby z ledwością ominęły wciąż drżący język. 
       - Tak - odparła cicho. 
       Spojrzałam w górę mrużąc przy tym oczy. Jaskrawa poświata otaczająca jej prawdziwie przerażoną twarz boleśnie drażniła moje tęczówki i rozognione białka. Gdy siostra bez słowa usiadła na pościeli i przytuliła, jakimś cudem udało mi się zrównać bicie serca z łapczywym oddechem. Mała była przerażona równie mocno, co ja moment wcześniej. Dosłownie promieniowała strachem. O mnie lub przede mną.
       - Mam obudzić rodziców? - spytała po chwili cieniutkim głosikiem.
       - Nie. To tylko przez koszmar. Już mi lepiej - uśmiechnęłam się najszczerzej, jak tylko w tamtej chwili potrafiłam, czyli dość marnie. 
       - A może przynieść ci czegoś? Wody? Albo...
       - Wody, dziękuję - przerwałam jej.
       Patrycja wstała i zerkając zatrwożonym wzrokiem przez ramię przedostała się przez otwarte drzwi na korytarz. Wtedy też ja skupiłam rozbiegany wcześniej wzrok na widoku dookoła. Beżowe ściany i łóżko, na którym leżałam nic się nie zmieniły od czasu przeprowadzki do Szczecina. Natomiast cała reszta: meble, łóżko Pati, dywan, zasłony oraz dekoracje na ścianach, a nawet lampa na suficie, uległy totalnej metamorfozie. Dziewczyna widocznie nie próżnowała pod moją nieobecność. Pomimo wszystko kąciki moich ust delikatnie powędrowały ku górze dzięki świadomości bycia z powrotem w Lipkach. Kilka chwil zajęło mi przypomnienie sobie faktu, że minionego wieczoru przebyłam z mamą i kilkoma policjantami ponad czterystukilometrową drogę ze Szczecina do tej podwrocławskiej wsi, bo kobieta zapragnęła powrotu do rodziny. Nie zaprotestowałam, gdy mnie o to poprosiła. Sama też tęskniłam za tatą i siostrą oraz spokojem i powolnym tempem życia w tym Miejscu Pośrodku Niczego. Jakie to dziwne, że potrafiłam tęsknić za miejscem, z którego niespełna rok wcześniej chciałam uciec za wszelką cenę. Jednak to prawda, że człowiek zawsze pragnie tego, czego aktualnie nie posiada. Ot, taka durna natura tego gatunku... 


Jakiś czas później...


       Patrycja już dawno zdążyła usnąć na łóżku obok dając to po sobie poznać głośnym chrapaniem. Chociaż nie powiem - to zajęło jej zdecydowanie o wiele więcej czasu niż zazwyczaj. Dziewczyna dosłownie siłowała się z własnymi, przemęczonymi powiekami, by cały czas mnie doglądać. Albo tak bardzo się martwiła, albo tak bardzo bała, że przy kolejnym niekontrolowanym napadzie lęku rozwalę jej głowę pierwszym napotkanym na swojej drodze przedmiotem. W gruncie rzeczy mnie samą przerażała ta druga opcja, gdyż nie byłam w stanie określić, na ile w takich chwilach jestem sobą, a na ile tylko pragnącą uciec śmierci wariatką... 
       Po tym, jak Patrycja przywitała się z Morfeuszem, ja nadal nawet nie zmrużyłam oka. Początkowo starałam się oderwać myśli czytając po raz kolejny moją ukochaną, trzecią część serii „Jutro - W objęciach chłodu” Johna Marsdena, lecz przez migotliwe światło przedziwnej lampki nocnej (również nowego nabytku Patrycji), po prostu nie byłam w stanie. Oczy bolały za bardzo nawet w starych, poczciwych oprawkach, które wygrzebałam z szuflady szafki przy łóżku. Postanowiłam więc zrobić coś, czego (nie licząc chwili po dowiedzeniu się o tym, iż Ed żyje) unikałam jak ognia przez ostatnie miesiące - chwyciłam laptopa i połączyłam się z internetem. Nie za bardzo wiedziałam, czego powinnam szukać, więc wpisałam zwyczajnie hasło „One Direction”. 
       Około 964,000,000 wyników (0,21 s).
       Wikipedia, YouTube, oficjalna strona zespołu, kilka fanpage'ów i lawina stron plotkarskich. Kliknęłam chyba na czwartą z kolei cały czas trzymając na klawiaturze strzałkę w dół. 


„Tak będzie lepiej dla dziecka” - menadżer One Direction o decyzji Stylesa.

Harry Styles oddaje prawa rodzicielskie do Katie! Nick Jonas zadowolony?

Zayn Malik i Harry Styles zauważeni na lotnisku w Szczecinie! ZDJĘCIA!

Ed nadal niezauważony. Jak radzi sobie z tym Louis?

Sprzedaż biletów na koncerty One Direction pobija rekordy! Mamy ranking!

W końcu pojawiły się ZDJĘCIA MAKOWSKIEJ! Ona wychodzi ze szpitala, a chłopcy z One Direction szaleją na scenie...
       



Skrzywiłam się na widok swoich zdjęć pod ostatnim nagłówkiem. Moja podtrzymywana przez Martę sylwetka wyłaniająca się spomiędzy muru facetów w mundurach i przeciwsłoneczne okulary przysłaniające znaczną część twarzy, strasznie podkreślały bladość mojej skóry i wychudzone, mizerne ciało. Niemalże zlewałam się ze swoim białym T-shirtem, na co kontrast ciemności dookoła idealnie zwracał uwagę. Jakim cudem ktoś mógł doprowadzić mnie do takiego stanu? A może sama tego dokonałam?...
       Nie chciałam dłużej się zastanawiać. Byłam świadoma, jak mało sensu jest w tego typu przemyśleniach i jak źle będę się po nich czuła, więc zamiast tego postanowiłam chwycić się jedynego koła ratunkowego, jakiego jeszcze nie zdążyłam przebić przez własną głupotę - przynajmniej po części - i napisać do przyjaciół. A nuż któryś z nich nie śpi...

Do Niall Horan; Silvian:
R u sleeping?

[Śpisz?]

Do Marta Mój Mistrz Rymu:
Błagam... Napisz, że wcale nie jesteś teraz zajęta spaniem :(

Do Harry:
What time is it? Time 'no sleep' xx
[Która godzina? Godzina 'nie spać' xx]

Do Louis:
How r u, Lou? Just say it is OK...
[Jak się masz, Lou? Powiedz tylko, że jest OK...]

       Pięć wiadomości wysłanych. Jedna odpowiedź. 

Od Harry:
Stop listen to music or think and go to sleep!
[Przestań słuchać muzyki albo myśleć i idź spać!]

       W jakimś sensie to mi wystarczało i momentalnie sprawiło, że mą twarz rozpromienił niewymuszony uśmiech. Przyzwyczaiłam się do braku odpowiedzi. Głównie przez ciągłe milczenie Louisa. W sumie to było nieco jak jakieś deja vu i wspomnienie jego odcięcia się ode mnie po zerwaniu z Harrym. Szkoda tylko, że wtedy robił to z zupełnie innych powodów... Reszcie się nie dziwiłam. W końcu mało kto nie sypia za piętnaście czwarta nad ranem...


[K: Tym razem robię coś zupełnie innego
H: Coooooooo?!
K: Piszę do ciebie! A ty? Słuchasz muzyki czy myślisz?
H: Nie i nie
K: Więc co
K: ???
H: Dzwonię do ciebie!]

       I rzeczywiście. Nim zdążyłam wysłać do niego kolejną wiadomość, w pokoju rozbrzmiało „Fix you”. 
       Rano okazało się, że głos Harrego utulił mnie do snu. I co lepsze: nie było w nim żadnego koszmaru! On chyba jednak potrafi czynić cuda...

Środa; 10.04.13
Lipki
Okolice dwunastej


       Patrycja z samego rana poszła do szkoły, za to ja mogłam pozwolić sobie na bezkarną pobudkę w południe. Tego dnia podniosłam się z łóżka w zadziwiająco dobrym humorze i zadziwiająco dobrej formie, co jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się po nocnym koszmarze z Edem w roli głównej. Nie chciałam przyznać się przed samą sobą, że to oraz przyjemne mrowienie w dole brzucha jest sprawką nocnej rozmowy z Harrym, lecz jakaś niewielka, prawdziwie mikroskopijna cząstka (przed którą przecież powinnam się bronić!) utwierdzała mnie w tym przekonaniu.
       Wyjrzałam za okno i uśmiechnęłam się widząc słońce. Mimo że prawdziwa wiosna nadal nie zawitała do Polski, świat i tak prezentował się niesamowicie pięknie. Może to przez Harrego, a może nie. Tak czy siak niezwykle podobało mi się to, co miałam przed oczami i to, jak się czułam. Chociaż przez ten jeden moment...
       Z wręcz rozanielonym wyrazem twarzy wsunęłam na siebie szare dresy oraz kremowy sweter z ogromnym, brzoskwiniowym sercem, po czym udałam się do łazienki i ...(UWAGA, UWAGA!) pomalowałam się! Co prawda jedynie nałożyłam nieco korektora na sińce pod oczami oraz popękane naczynka koło nosa, pomalowałam rzęsy tuszem i nałożyłam na usta kojący balsam o dziwnym, zbożowym zapachu, ale liczył się tylko fakt, że to zrobiłam! Pierwszy raz od niepamiętnych czasów! Do tego zaplotłam włosy w luźnego warkocza, po czym zarzuciłam go do przodu na lewe ramię i spoglądając w lustro szczerze się uśmiechnęłam. Wyglądałam normalnie. Nie jak Kaja ze zdjęć sprzed szpitala, tylko jak dawna Kaja. Jak szczęśliwa Kaja. No może jedynie nieco chudsza, ale przez to moje oczy wyglądały na dużo większe, więc byłam zadowolona. Zewnętrzna powłoka nareszcie zaczęła wracać do normy. Szkoda tylko, że o byciu stuprocentowym człowiekiem nadal mogłam sobie tylko pomarzyć...

       Zeszłam do kuchni z prawdziwie pozytywnym nastawieniem, które poprawiło się jeszcze bardziej na widok Johna Locke'a skaczącego wokół mojej nogi. Merdał ogonem na wszystkie strony, przez co jego białe, puszyste futerko zaczęło falować. 
       - Strasznie urósł - usłyszałam za sobą głos mamy.
       - Coś ty - zaprzeczyłam od razu, ale prawdziwie miłym tonem. - Nic się nie zmienił - przykucnęłam powoli uważając, by za mocno nie przeciążyć brzucha, po czym zaczęłam głaskać pieska po grzbiecie. 
       - Jesteś głodna? 
       - Nie.
       - Więc chodź do salonu. Ja i tata musimy z tobą porozmawiać o kilku sprawach - oznajmiła ostrożnym tonem i w sumie od tego momentu ten dzień zaczął się psuć. Ale po kolei...

       Rodzice z początku omijali temat pieniędzy (moich pieniędzy) na wszystkie możliwe sposoby. Nie dało się jednak uciec od czegoś, o czym jak widać w kółko myśleli. 
       - Powinniśmy chyba porozmawiać o twojej szkole - zaczął tata odkładając na stolik przed sobą jakieś papiery, które wcześniej uważnie wertował.
       - To znaczy? - speszyłam się. Ten temat ani trochę mi nie leżał. Przez chwilę zlękłam się, że każą mi do niej wrócić, a ja przecież nie byłam jeszcze na to gotowa...
       - Chcesz ją w ogóle ukończyć? - Przyznaję, że te słowa z jego ust nieco zbiły mnie z tropu.
       - Ja...Um... Nie wiem. Ale na razie nie chcę myśleć o powrocie.
       - Posłuchaj Kaja... - zaczął jak na mój gust o wiele za spokojnie. - Oboje z mamą doszliśmy do pewnych wniosków. Doskonale wiesz, co sądzimy o nauce i jak naszym zdaniem jest ważna - pretensjonalny ton ojca zaczął przyprawiać mnie o zawroty głowy. Nienawidziłam, gdy mówił do mnie w ten sposób. Ten sztucznie wyszukany głos w ogóle nie pasował do jego przyjaznych rysów twarzy. Niestety tata uwielbiał zgrywać ważniaka... - ale przez ostatnie wydarzenia postanowiliśmy nie wywierać na tobie presji. Możesz sobie na razie odpuścić naukę i zrobić rok, czy dwa przerwy. Później zawsze istnieje opcja ukończenia liceum dla dorosłych, a studia też zawsze zdążysz zrobić. Teraz lepiej będzie, gdybyś skupiła się na pracy. - Dosłownie szczęka mi opadła. Nigdy nawet nie śniłam, że usłyszę z ust ojca coś takiego. Przez co coraz usilniej zaczęłam wyszukiwać w jego wypowiedzi jakiegoś haczyka. - Napisz kolejną książkę póki jesteś na fali i póki wszystko dobrze się sprzedaje, a jak dobijesz do dziesięciu, może dwudziestu, zrobisz przerwę i nadrobisz braki w edukacji.
       - Ale czego dwudziestu? - spytałam, gdyż kompletnie go nie rozumiałam.
       - Milionów kochanie - ubiegła go mama.
       Spojrzałam na jej zupełnie poważną twarz i wybuchłam śmiechem. Nie mogłam się opanować przez kilka dobrych minut. Byłam pewna, że sobie ze mnie żartują. Jednak oni widocznie się zdziwili. Nie rozumiałam dlaczego.
       - Prędzej, hahaha, prędzej osiwieję, niż zarobię, hahaha - urwałam na moment ścierając łzę spod oka. Wywołaną śmiechem, rzecz jasna - niż zarobię chociaż dwa, hahaha.
        - Kochanie - tata wcisnął mi w rękę jeden z wcześniej przeglądanych papierów - już zarobiłaś ponad trzy - powiedział, a ja momentalnie przestałam się śmiać i zbladłam zerkając na wydruk z mojego konta. Cholera jasna! On nie żartował! 
        - Czekaliśmy na to, aż wyjdziesz ze szpitala, bo teraz trzeba ustalić kilka rzeczy - odezwała się mama.
       - Trzeba spłacić resztę kredytu na dom, wyremontować go, albo kupić nowy - ciągnął dalej tata.
       - Przydałoby się gdzieś bliżej miasta.
       - Może we Wrocławiu, albo Szczecinie...
       - Poza tym kupimy jakieś nowe auto. O, i akcje!
       - Tak... akcje to dobry pomysł. Trzeba zainwestować, żeby coś jeszcze zarobić. Lokaty, giełda, nieruchomości... - Ojciec zaczął jeździć palcami po brodzie. Wyraźnie nad czymś rozmyślał. Mama również. Za to mnie trafiał szlag!
       - Mhm... to najbardziej rozsądne, a może jeszcze...
       - Moglibyście się na chwilę uciszyć?! - krzyknęłam przerywając ich wymianę zdań.
       - Kochanie, ale o co chodzi? - zdziwił się tata. 
       - Nie wiem! O wszystko! Na początek powiedzcie mi w ogóle, jakim cudem zarobiłam trzy miliony!
       - No jak to jakim? To zarobki z książki. 
       - Czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę z tego, ile osób musiałoby kupić moją książkę, żeby udało mi się tyle na niej zarobić?!
       - Tak. Ponad pięćset tysięcy egzemplarzy.
       - Żartujesz sobie? Żartujesz, tak? Ja naprawdę sprzedałam pięćset tysięcy książek?! Ale... ale jakim cudem...
       - Wiesz... po ostatnich wydarzeniach wszyscy zrobili się ciebie tak bardzo ciekawi... nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak wiele osób czeka na następną - wraz z końcem jego wypowiedzi coś we mnie zamarzło, przez co dolna warga i palce u rąk zaczęły drżeć. 
       - Chwila... moment - odezwałam się spoglądając ojcu głęboko w oczy i właściwie dopiero wtedy dostrzegłam, jak bardzo on mnie nie rozumie. - Kto w ogóle powiedział, że będzie następna? 
       - A nie będzie? - zdziwiła się mama. W sumie to nawet nieco przestraszyła.
       - Mamo, ja wiem, że dla was moje pisanie zawsze było głupią stratą czasu i nie uważacie tego za prawdziwą pracę, zresztą mój szef chyba też nie, ale to jest pracą i to cholernie ciężką. Nie jestem w stanie usiąść teraz przed komputerem i poświęcić kilku miesięcy na pisanie. To by mnie zabiło. Teraz muszę nauczyć się jakoś żyć. Poza tym w tej chwili nawet nie mam o czym pisać.
       - Ale... - Mama odezwała się cicho szybko urywając. Przeniosłam na nią roztrzęsionych wzrok. Nie wiedząc czemu, zrobiło mi się nagle bardzo gorąco, a w gardle jakby całkowicie zabrakło śliny, która powędrowała gdzieś głęboko w przełyk prawdopodobnie chcąc mnie udusić.
       - Co ale? - spytałam ostro.
       - Może gdybyś opisała to wszystko, to było by jak z Beatą.
       - Tak. To na pewno by się sprzedało. Wtedy kupiłabyś sobie dziesięć domów. Chociaż nie wiem, czy pieniądze zarobione takim kosztem w ogóle mogą cieszyć - zmroziłam ich ostrym wzrokiem, po czym bez słowa opuściłam salon. Wolałam prostsze rozwiązania... W końcu samotność nigdy nie była czymś trudnym, a jej jedyną komplikacją mogłam okazać się tylko ja. Poza tym z doświadczenia wiedziałam, że pojedynczą osobę łatwiej okiełznać, niż cały tłum. 



       Gdy Słońce zaczęło chylić się ku zachodowi postanowiłam zrobić coś (jak dla mnie) niesamowicie ryzykownego i wyjść, a raczej pojechać z Pati oraz dwoma policjantami na spacer z Johnem Locke'iem. Zrobiło się dość chłodno, więc wcisnęłam stopy w trampki, na sweter z sercem narzuciłam granatową parkę, na głowę czapkę, na nos - dziwacznie, ale niestety standardowo - pasujące, brzoskwiniowe okulary, a do plecaka wrzuciłam coś do jedzenia [LINK]. Mundurowi mieli podrzucić nas autem na polanę z dala od potencjalnych gapiów, gdyż nie byłam jeszcze w stanie samodzielnie do niej dojść. Po drodze jednak plan nieco uległ zmianie. Postanowiłam zrobić niespodziankę Kubie i zabrać go razem z nami.

       - Cześć - Przywitałam go uśmiechem, gdy tylko otworzył mi drzwi. Jednak po jego minie od razu stwierdziłam, że Kuba wcale nie cieszy się na mój widok... 
       - Cześć - … po głosie również. 
       - Przyjechałam na jakiś czas do domu i chciałam zapytać, czy pojedziesz z nami na polanę - starałam się o to, by brzmieć jak najbardziej radośnie. Pragnęłam oczyścić ciążącą nad nami, anormalną atmosferę. 
       - Nie. 
       - Um... coś się stało? 
       - To nie wiesz? - spytał sarkastycznie. 
       - Nie, przecież nie rozmawialiśmy bardzo długo...
       - No właśnie. Bardzo długo. A dlaczego? Bo od kiedy wyjechałaś do Szczecina praktycznie przestałaś się do mnie odzywać. Nie chcę, żeby to zabrzmiało wrednie, bo rozumiem, że przechodziłaś przez trudne chwile i tak dalej i bardzo mi cię szkoda, ale widocznie znalazłaś sobie nowych przyjaciół i nie jestem ci już do niczego potrzebny.
       - Ale to nie tak... - zatkało mnie, bo szczerze mówiąc czegoś takiego z jego się nie spodziewałam.
       - Nie tłumacz. Zapomniałaś o mnie.
       - Tak strasznie cię przepraszam... ja wiem, że to nie pierwszy raz, że jestem beznadziejna, ale...
       Moją wypowiedź przerwał ostry flesz z prawej. Odruchowo odwróciliśmy się w tamtą stronę. Jakaś dziewczynka, maksymalnie dwunastoletnia, zrobiła mi zdjęcie telefonem komórkowym, a jeden z mundurowych stojących przy aucie podbiegł do mnie. Dziewczynka zaczęła uciekać, gdy tylko na nią spojrzeliśmy.
       - Lepiej już idź - powiedział robiąc krok w tył i łapiąc za klamkę.
       - Kuba... - jęknęłam błagalnym tonem.
       - Pa. - Zamknął mi drzwi przed nosem. 

       - Co z nim? Czemu nie jedzie? - spytała Pati, gdy tylko wsiadłam z powrotem do auta.
       - Nie ważne - wzięłam od niej pieska i posadziłam sobie na kolanach. Malutka biała kuleczka leżała, ani trochę się nie wiercąc. 
       Odwróciłam głowę w kierunku szyby, by Pati nie widziała, jak płaczę. Chociaż pewnie i tak słyszała. Głupio mi było się do tego przyznać, ale przez ostatnie wydarzenia naprawdę o nim zapomniałam. Miał rację. Nigdy nie chciałam traktować go, jak jakiegoś „sezonowego przyjaciela”, ale niestety to właśnie uczyniłam. I czułam się z tym podle. Naprawdę podle. Ale czy to może coś zmienić? Czy ta przyjaźń jest jeszcze do uratowania? Czy ja w ogóle nadaję się do bycia czyjąś przyjaciółką? Widocznie nie... 
       - Znowu zmiana planów - oznajmiłam nagle. - Zawróćcie i skręćcie w pierwszą w prawo. 


       Stanęłam na doskonale znanym mi ganku przed doskonale znanymi mi drzwiami i zdjęłam z nosa brzoskwiniowe okulary, a rękawami kurtki przetarłam policzki. Miałam już serdecznie dość łez. A tylko w jednym miejscu mogłam się ich wyzbyć. Tylko tu. Wciągnęłam w płuca chłodne powietrze, a sekundę później świstem wypuściłam je z ust. Wspomnienia uderzyły mnie z nadprzyrodzoną siłą, gdy tylko zapukałam. Dwa razy szybko. Dwa wolno. Żeby wiedziała, kto idzie. Żeby wiedziała, że to ja.
       - Otwarte! - krzyknęła wewnątrz jej mama. Chwyciłam za doskonale znaną mi klamkę i przekroczyłam doskonale znany mi próg. Czekając w korytarzu, aż mama Beaty do mnie podejdzie, przyłożyłam dłonie do ust, by ciepłymi podmuchami wydychanego powietrza choć trochę je ogrzać. Chłód wieczora trochę dał mi się we znaki.
       Dosłownie moment później zobaczyłam ją w otwartych drzwiach na drugim końcu korytarza. Nuciła pod nosem refren piosenki „Nie płacz Ewka” Perfectu otrzepując przy tym dłonie z mąki i ściągając z siebie kolorowy fartuch.
       - Kaja? - kobieta prawdziwie się zdziwiła, gdy tylko mnie ujrzała. - Kochanie, jak ja dawno cię nie widziałam. Słyszałam, co cię spotkało... Tak strasznie nam wszystkim przykro - objęła mnie delikatnie, co od razu odwzajemniłam. Była żywą częścią moich wspomnień i przez to już chyba zawsze będę ją w jakiś sposób kochać, mimo że nie jesteśmy spokrewnione i specjalnie wiele nas nie łączy. - Jaka z ciebie chudzinka. A jaka blada! I te oczy - przyglądała mi się ze wszystkich stron. W jej oczach widziałam współczucie, a nie strach, jak u niektórych. - Płakałaś? Wejdź, rozbierz się. Napijesz się czegoś ciepłego? Może kakaa? 
       - Dziękuję, ale nie trzeba proszę pani. Ja tylko muszę trochę u niej posiedzieć. Mogę? - skinęłam wzrokiem na drzwi po prawej. 
       - Ach! - uśmiechnęła się do mnie ciepło. - Oczywiście! Ile tylko chcesz.
       - Dziękuję.

       Leżałam na jej łóżku, które pachniało... miętą - nią. Uśmiechnęłam się podkulając kolana. Jej mama dalej dbała, żeby tu była. Żeby przy chwili takiej jak ta, móc przyjść tu i po prostu trwać. Bez obaw o jutro, bez ciężaru problemów. Wspomnienia najpierw oczyszczały serce, a później na nowo rozbudzały zagubione nadzieje. Kojąca cisza otulała moje blade ciało i w końcu przestałam hamować swoje emocje. Świat przestał być groźny. W tym miejscu nic nie miało prawa być groźnym. To przecież jej królestwo... A ona była dobra. Najlepsza...
       Zaciągając się cudownym aromatem otoczenia wyprostowałam ciało. Moje plecy i nogi szczelnie przylegały do różowo-beżowej pościeli w kwiaty, a oczy wpatrywały się prosto w biały sufit, na którym przyklejone były dwie gwiazdki. Takie plastikowe i pewnie totalnie tandetne dla większości ludzi, lecz dla mnie magiczne. Gdy byłyśmy młodsze fascynowało nas to, że wystarczyło potraktować je światłem przez kilka minut, by po jego zgaszeniu się świeciły. Ta bliżej ściany była moja, a ta druga Beaty. Miały pomagać nam w spełnianiu marzeń, bo na te prawdziwe spadające nigdy nie mogłyśmy trafić. Zacisnęłam powieki marszcząc przy tym nos i pomyślałam o szczęściu. Dla Louisa, dla Harrego, dla rodziców, dla wszystkich bliskich mi osób. Niczego więcej nie chciałam. Byleby tylko byli spokojni, byleby nie musieli się już martwić i denerwować. Nic więcej. Gdzieś w głębi serca - choć zdawałam sobie sprawę z tego, że to niedorzeczne - wierzyłam, że te dwie plastikowe gwiazdki naprawdę spełniają marzenia. Kiedyś zamykałam tu oczy marząc o wydaniu książki i znalezieniu miłości, więc może i tym razem...
        Z każdej możliwej strony otaczały mnie jej rzeczy, nasze wspólne zdjęcia w milionach ramek oraz mięta. Brakowało mi jej. Pomimo tego, że już nie wracałam do niej myślami tak często, jak kiedyś i miałam nowych przyjaciół, to naprawdę potrzebowałam jej recepty na naprawę mojej sytuacji, bo z pewnością by ją miała. Jak zawsze. Niestety teraz musiałam radzić sobie sama i byłam pewna tylko trzech rzeczy: Chcę znów panować nad sobą. Chcę zapomnieć o przeszłości i zacząć od początku. Chcę po prostu żyć bez strachu...
       Usłyszałam dźwięk mojego telefonu, który dochodził gdzieś spod rzuconej na końcu łóżka kurtki. Wygrzebałam go i spojrzałam na migocący ekran, by zaraz po tym odrzucić połączenie. Dzwonił menadżer chłopaków, a ja zdecydowanie nie maiłam ochoty na rozmowę z nim. Jednak sekundę później zrobiłam coś zupełnie innego i skamieniałam przykładając urządzenie do ucha. Nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje, że on naprawdę zadzwonił. Nareszcie...
       - Lou? - spytałam, gdyż najprościej w świecie nie wierzyłam.
       - Cześć. - To on. To jego głos. To te same ciarki, których doświadczałam, gdy mnie przytulał. Tylko jego ton... jakiś taki zupełnie obcy. - Mam dobre wieści. Złapali Eda w Kanadzie przy jakiejś rutynowej kontroli auta. Siedemnastego odbędzie się rozprawa, a... - chyba coś jeszcze mówił, ale przestałam słuchać. 

Złapali Eda.
Złapali Eda.
Złapali Eda!


       Telefon nieświadomie wypadł mi z ręki i zabłąkał się gdzieś w pościeli. Zsunęłam się na podłogę, podciągnęłam kolana pod brodę, a ręce zaplotłam z tyłu głowy, którą przechyloną do tyłu oparłam o brzeg łóżka. Ta wiadomość zdawała się być tak abstrakcyjna, tak abstrakcyjnie cudowna...

Złapali Eda.

       Przejechałam zaszklonymi oczami po suficie, aż do dwóch plastikowych gwiazdek. Szczęście polało się po policzkach.

Złapali Eda.
Złapali Eda.
Złapali Eda...

       Koszmar się skończył. Tym razem naprawdę. 

Złapali Eda.






~*~

Zmieniłam zdanie. W tym opowiadaniu już nikt nie zginie, choć miał w tym rozdziale. Możecie być spokojni, jeśli przez to nie byliście.
DO OSÓB, KTÓRYM OBIECAŁAM SZABLONY: dam radę zrobić je dopiero na koniec czerwca, przepraszam. Nowych „zamówień” na razie nie przyjmuję.
Nie będzie mnie na asku i tt do 30.06.13

Przez wyboje ku lepszemu...

30 komentarzy:

  1. ZŁAPALI EDA! ZŁAPALI EDA! O Boże! W końcu. Powinien teraz ten psychopata dostać karę śmierci, no dobra, wiem, że przesadzam. Dożywocie. Ucieszyłam się, że Louis w końcu zadzwonił do Kai. Niech on się już w końcu ogarnie i zacznie z nią normalnie rozmawiać. Świetny rozdział. Jesteś niesamowita. Pozdrawiam ;*
    http://you-and-me-equals-we.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. KARA ŚMIERCI MUSI BYĆ!
      A tak z ciekawości spytam, choć i tak pewnie mi nie powiesz. Kto miał zginąć?

      Usuń
  2. Bardzo fajny roździał dobrze, że już nikt nie zginie, ponieważ przywiązałam się do bohaterów twojego opowiadania :)
    Pozdrawiam
    Zuzia

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne! Świetne ! Świetne! zapraszam do mnie start-all-over-with-1d.blogspot.com xx

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Mogliby go złapać w Texasie, bo tam jest jeszcze dozwolone wykonywanie wyroku poprzez rozstrzelanie...

    OdpowiedzUsuń
  6. ZŁAPALI ED'A ZŁAPALI ED'A! *_____ *
    Podjarana Mundzia xx

    OdpowiedzUsuń
  7. Boże o.O
    ZŁAPALI EDA !!! w końcu
    Lou się odezwał jestem ciekawa jak to dalej będzie pomiędzy nim a Kają... a może Harry ? Nie mam pojęcia tylko muszę czekać na dalszy rozdział ;) Szkoda że za 5 rozdziałów już koniec ale cóż ;c będę tęsknić za tym opowiadaniem
    będziesz prowadzić jakiegoś innego bloga?
    i tak z ciekawości kto miał zginąć ? Jeżeli wgl. odpowiesz na to pytanie
    Pozdrawiam i życzę weeeeeny ;) ---G

    OdpowiedzUsuń
  8. W końcu go złapali!!
    Ciekawe co będzie z Louisem.
    Świetny rozdział♥

    OdpowiedzUsuń
  9. ZŁAPALI EDA!!!!!!!!!
    Jejciu, ale super! Strawsnie ciekawa jestem kto miał zginąć... Ciekawe czy będzie z Lou czy z Hazzem... ja bym wolałaby by była z Lou ^.^
    Życzę weny i pozdrwaiam, Nadia ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Jestem nową czytelniczką i wątpię czy moje zdanie w ogóle się liczy, ale po przeczytaniu Twojego dzieła po prostu muszę coś powiedzieć :)
    Nie wiem jak tu wyrazić swoje odczucia, bo podczas czytania tego opowiadania przepłakałam chyba morze łez, ale z drugiej strony śmiałam się tyle razy że moja mama patrzy się teraz na mnie jak na jakąś idiotkę. Naprawdę zżyłam się z Kają, nie mogę uwierzyć że za niedługo tej historii nadejdzie... koniec. Gdy to czytałam, bałam się że nagle ktoś mnie odkryje (był środek nocy), wyłączą prąd, lub - coś co było w moich największych koszmarach - skończysz pisać i usuniesz bloga zanim uda mi się dokończyć czytać - w takim wypadku miałam mnóstwo kart w których otwarte były wszystkie rozdziały :)
    Oczywiście nic się nie sprawdziło, a ja mogłam dalej pożerać kolejne części ósmego cudu świata. Żałuję że nie znalazłam Twojego bloga wcześniej, byłabym na nim wtedy od samego początku do samego końca, na razie obiecać Ci mogę tylko to drugie, zostanę do końca i jeszcze dłużej :)
    Kocham, kocham, kocham Twoje opowiadanie, masz naprawdę wielki talent, a ja głupia - i mówię teraz w stu procentach na serio - myślałam że to wszystko działo się naprawdę, że na świecie jest Kaja Makowska, wybitna pisarka która rozpoczęła swoją karierę poznając One Direction. Tak, widzisz do czego doprowadza Twoje opowiadanie? Do szaleństwa! Ale oczywiście dobrego szaleństwa :)
    Mam nadzieję że nie spełni się o co piszesz na asku, że jak skończysz to opowiadanie, skończysz też pisać w internecie, ale może kiedyś wydasz swoją książkę? Wtedy wiedź! Ja będę pierwszą która ją kupi!
    Kochana, życzę Ci weny, weny, weny i aby spełniło się coś czego najbardziej na świecie pragniesz - zasłużyłaś sobie na to =)
    Z ogromnym podziwem się z Tobą żegnam,
    Pozdrawiam, całuję,
    Nails :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Świetny! Polecam swojego bloga http://iforgottakeasmile.blogspot.com/
    :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa! Złapali Eda ! Nawet nie wiesz jak się cieszę. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału bo skoro będą mieli rozprawę to Kaja i Lou muszą się zobaczyć. Może się pogodzą i znowu będę razem ? Oby *.* Hahah... Boski <3 Zresztą co będę gadać, sama wiesz. Zapraszam też do siebie chociaż mi nie idzie tak dobrze jak tobie :< http://expressionsofhappiness.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  13. Narescie nowy rozdział!
    Świetny jak zawsze.
    Szkoda ze to już prawie koniec..
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  14. Świetny rozdział.
    Wiem powtarzam się :D
    Kogo chciałaś zabić?
    Nie mogę doczekać się następnego rozdziału

    OdpowiedzUsuń
  15. Hey. Booski rozdzial i genialny blog. Pozazdroscic talentu! :* co moge napisac? Zycze weny i wyobrazni ktorej masz pod dostakiem - oddaj troche :D czekam na nn i pozdrawiam:)
    Gabi ; >
    www-my-crazy-life.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  16. No kurna, no nareszcie! Złapali tego gostka! Oł je! Trza to uczcić!
    Nareszcie mogę spać spokojnie!\
    Hahahha, nie no dżołk ;)
    Ja tak przypuszczam, że miał zginąć Lou albo Kuba, albooooooo....Harry? Nie to by było za straszne, co najwyżej Silvian. Ale i tak stawiam na Louiska ;p Może dlatego, że go nie lubię?
    Rozdział ogólnie qwdfkgnerolsdmalmdwehuojPOJAOA. Nic dodać nic ująć.
    W ogóle rzal (xD), że mam Twoje GG, a ani razu nie miałam okazji z Tobą popisać ;c Smutam.
    Pozdrawiam,
    -Naleśnik

    OdpowiedzUsuń
  17. Ale super końcówka. Ale mam dziwne wrażenie, że jest drugie dno. W końcu Lou nie skończył swojej wypowiedzi...
    Jak ja się cieszę, że dodałaś. Chociaż z drugiej strony jesteśmy coraz bliżej końca, NIEEE. Chce następny rozdział, ale nie chce końca tego opowiadania, ono jest za dobre i strasznie ciekawe.

    OdpowiedzUsuń
  18. EXTRA ♥


    czekam nn ;)
    Całujee Lolaa ;*

    + ZAPRASZAM NA NOWY ROZDZIAŁ NA " Danger Returns- Beware ! "

    OdpowiedzUsuń
  19. Boze, boze. Zlaapali go! W koncu! Przepraszam,ale komentuje tu u Ciebie pierwszy raz,chciaz bylam i jestm z tym blogiem i Toba prawie od poczatku. Kocham te historie,calym sercem sie z niaa zwiazalam. Mam pytanie: ile planujesz jeszcze rozdzialow do koncca? Nie przezyje jak zakonczysz te piekna historie od ktorej sie uzaleznilam. Masz juz. W. Planach publikacje kollejnego bloga? Mam wielka nadzieje,ze tak. Kocham Cie normalnie. Zycze weny. Pozdrawiam Dominic xx : ***

    OdpowiedzUsuń
  20. Nie będzie cię? Ale rozdziały będziesz dodawać?

    Koccham <333 Jezuuu! Tak się podjarałam! Czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  21. A możesz chociaż zdradzić kto miał umrzeć?
    "Złapali Eda" zdecydowanie moje ulubione słowa w tym rozdziale.
    Z jednej strony nie dziwię się Kubie, bo pewnie czuje się strasznie odrzucony, ale mimo to powinien trochę się opanować i teraz wspierać Kaje.
    Jeśli chodzi o Lou, to nadal nie wiem o co mu chodzi. Możliwe, że o to iż Kaja wcześniej powiedziała do niego "Też cię kocham Harry".
    Strasznie nie mogę doczekać się następnego :D
    Zapraszam do mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Myślę, że miał zginąć Harry. Takie tam domysły :)
    Cudowny rozdział jak zawsze.
    Kocham to opowiadanie z całego serca.
    Mam nadzieję, że Kaja pogodzi się z Lou i z Kubą..
    No i że w końcu będzie z panem S. <3
    Boże, jak dobrze, że złapali Eda <3
    koniec.
    Na prawdę już nie ogarniam swoich uczuć..
    Na początku Harry. Tylko on.
    Potem Louis. Harry przepadł. Był przegrany dla mnie.
    I teraz znów Harry. Wrócił ten dobry, kochany, niesamowity Harry
    Tak.
    Teraz już jestem za Harrym :)
    Mam nadzieję, że będą razem. Tylko on potrafi jej tak pomóc :) Jest taki kochany.
    Tylko, żeby nie było, nadal uwielbiam Lou. Tak mi go szkoda, bo Kaja powiedziała do niego "Harry" :<
    Jednak moim zdaniem to przeznaczenie..
    Kaja Harry Haja
    Zdecydowanie :)
    Nie mogę sobie wyobrazić końca tej historii.
    Od 17 rozdziału I części dotąd Każdy rozdział od deski do deski.
    nie. Nie wytrzymam końca tego opowiadania.
    Ale i tak zostanie ono na zawsze.
    U nas <3
    Mam nadzieję, że wydasz książkę.. wystarczy zmienić kilka imion i już ^^ Setki czytelników :) Potem tysiące <33 haha
    Czekam na następny rozdział :)
    Kocham xx i życzę weny.
    @_yourkitty
    <3

    OdpowiedzUsuń
  23. Cudny <3 Uwielbiam ! Czekam na następny i zapraszam do siebie :) http://onedirectionyouaremyhope.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  24. Cudowny :* Kocham to opowiadanie!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  25. rewelacja :D kiedy patrze, że do końca jest 5 rozdziałów robi mi się smutno :( uwielbiam twoje opowiadanie <3

    OdpowiedzUsuń
  26. Boże dziewczyno jak ja cię kocham to jest ... piękne, pomysłowe, przecudowne.. ( same p.. lol xd)
    No nic jakbym chciała to mogłabym wymyślić milion określeń na każdą literę alfabetu a jakby skończyły się polskie wyrazy to mam wiele języków do dyspozycji :)

    Ale jestem leniwa by siedzieć godzinami na tłumaczu :< Wolę czytać 2 raz to opowiadanie <3

    Mówiłam już że się zakochałam? Nie? To powtórzę : Boże jak ja kocham to opowiadanie <3

    Jest pełnie zagadek, akcji, uczuć, przeżyć, wspomnień... a synonimy i sposób pisania powala na kolana i jest wprost nie do skopiowania <3 Przed tobą powinni chylić głowy nie jedni pisarze ;p (serio uważaj bo się wkurzą xd )

    Serio do końca tylko 5 rozdziałów? Nie wiem czy płakać czy cieszyć się z rozwiązana tych zagadek ... Wybieram to pierwsze. Smutno mi :< Nie odchodź !

    No nic... kończę... Jeszcze raz kocham cię i twoje opowiadanie <3 / Laurel

    http://dark-one-direction-story.blogspot.com/
    http://i-and-five-crazy.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  27. O nie, hahahah, brawa dla mnie!
    Wchodzę tu codziennie, narzekam "Jezuuuu, ja chcę nowy rozdział". Dzisiaj weszłam, postanowiłam, że przeczytam jeszcze raz najnowszy... Patrzę, czytam, 9.06, wtf, o nowy! hahahha, nic, nevermind. XD
    Powiem Ci tak... jesteś wspaniała. Niby nic takiego w rozdziale się nie działo, żadnych nowości, oprócz tego, że Ed został złapany, a wiesz co? To było niesamowite.
    Znalazłam parę błędów, ale dało się z nimi przeżyć. Tylko błagam... nie pisz nigdy więcej Harrego, ponieważ poprawna wersja to: Harry'ego :)
    Całuję<3

    OdpowiedzUsuń
  28. Awww, jakie to cudowne <3
    Piszesz tak wspaniale, że można poczuć wszystkie emocje Kai i w ogóle, czułam się, jakbym była tam naprawdę!
    + teraz się przyznaj... kogo chciałaś zabić? xd

    Buziaczki!
    @1DWixx

    OdpowiedzUsuń
  29. Uwielbiam Twoje opowiadanie. Kocham Twoją jedyną i wyjątkową wyobraźnię. Czytam to opowiadanie od dłuższego czasu, ale nigdy go nie skomentowałam.
    To chyba będzie mój ulubiony rozdział. Naprawdę. Niesamowity. Żyję z Kają już długo i ogromnie mi zaimponowała. Jest niesamowita, silna mimo swych drobnych wad.
    Mam nadzieję że będzie z Lou, kochałam jej związek z Harry'm, do czasu aż zaczęła spotykać sie z Lou.
    Uwielbiałam jak Lou starał się o Kaje c:
    A tak wgl to dsukdehdthhfsaryghjjkooyrw ZŁAPALI ED'A! :D w końcu :D
    niecierpliwie czekam na następny rozdział :3

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Twój komentarz :)