ważna notka pod rozdziałem
Żeby w pełni poczuć rozdział włącz to - [klik] i zacznij czytać powoli, kiedy muzyka zacznie grać.
_____________________________________________________________________
Otarłam płynące z oczu łzy. Ciemnoszara chusteczka stała się czarna. Mokra. Zimna. Podniosłam wzrok i przejechałam nim po jasnym drewnianym przedmiocie stojącym przed ołtarzem kaplicy. Trumna była zamknięta. Jednak, gdy potężny metalowy dzwon wybił godzinę dwunastą, a ktoś zatrzasnął mosiężne dwustuletnie drzwi, otworzono ją. Poczułam nieprzyjemne dreszcze. Ten widok był... był... nie wiem, jak mam to opisać. Wiem jedynie, że nie chciałam tego widzieć.
Leżała tam. Białe bandaże okalały jej bladą sztywną twarz, nadal gdzieniegdzie przebijały się te okropne poparzenia. Kasztanowe włosy dziewczyny ułożone były na niewielkiej poduszeczce z białego jedwabiu. Skamieniałe ciało, złożone dłonie, bialutkie pantofelki, które były ledwo widoczne spod długiej czarnej sukni. To wszystko było jak namalowane. Było tak nierealnie realne, bo ja cały czas pamiętam ją siedzącą koło mnie w samolocie i zachwycającą się pięknem Petry... Mimo tego wszystkiego, mogłabym przysiąc, że ona jedynie śni. Jej powieki nie były do końca zamknięte. Widziałam jej czarne tęczówki i miałam wrażenie, że ona patrzy. Widzi to, co się tu dzieje. Miałam nadzieję, że może zdarzy się jakiś cud i za chwilę otworzy je do końca. Wstanie i spojrzy na nas ze zdziwieniem, po czym na jej twarzy zagości nieznaczny uśmiech, który sprawi, że to wszystko zniknie, że ona znów po prostu będzie.
Niestety tak się nie stało. Minuty mijały, a ona cały czas leżała nieruchomo. Siedziałam na zimnej drewnianej ławce koło Emmily i Louisa. Harry i Connie zajmowali miejsca przed nami. Koło ołtarza stało duże, oprawione w czarną ramkę, zdjęcie Laury. Uśmiechała się. Jak zwykle była nieziemsko piękna. Jednak czarna wstążka w prawym dolnym rogu fotografii sprawiała, że nikt nie zwracał uwagi na to, jak szczęśliwa była w tamtym momencie, tylko wszyscy skupiali się na smutku, którym przesiąknięta była kaplica.
Nawet nie zauważyłam, kiedy minęła ta nieszczęsna godzina. Kiedy wszyscy staliśmy na cmentarzu przyglądając się temu, jak dwóch grabarzy jednocześnie zasypuje trumnę ciemnym piachem. Z całego pogrzebu zapamiętałam jedynie słowa nieznanego mi chłopaka: Po każdym nawet najokropniejszym zachodzie, w końcu musi nastać moment, w którym słońce wzejdzie ponownie. Nie wiem co dla niego znaczyło to zdanie, jednak dla mnie stało się ono definicją nadziei. Nadziei na lepsze jutro.
Ludzie po kolei przyklękali koło krzyża i układali kwiaty. Ja również złożyłam na jej grobie bukiet z białych chryzantem, a potem pokierowałam się w stronę Connie. Uścisnęłam ją mówiąc: moje kondolencje. Następnie podeszłam do Harrego. Był twardy. Nie płakał, jednak widziałam, jak co jakiś czas z jego zaszklonych oczu kapie jedna lub dwie łzy, które momentalnie ociera. Nie wiedziałam co mam mu powiedzieć. Po prostu przytuliłam go, pogłaskałam po włosach, a on wyszeptał mi wprost do prawego ucha: dziękuję za te ostatnie dwa dni. Bez ciebie nie dałbym rady. [wyłącz muzykę]
Po niecałej godzinie od zakończenia pogrzebu pojechaliśmy do posiadłości chłopców. Tam przygotowano stypę. Około sześćdziesięciu osób wypełniało salon, jadalnie i połączony z nią taras. Wszyscy ubrani na czarno. Był wśród nich także ten tajemniczy chłopak, którego słowa utkwiły mi w głowie. Wypatrzyłam go w ogrodzie. Siedział na jednej z ławek niedaleko fontanny. Miał na sobie czarny garnitur, krawat tego samego koloru (który właśnie zdjął i wsadził do kieszeni) i beżową koszulę. Do tego czarne eleganckie buty i ciemne okulary. Krótkie ciemnobrązowe kręcone włosy zaczesane na bok i spuszczony wzrok.
Niepewnym krokiem podeszłam siadając na ławce obok. Skupiłam wzrok na fontannie. Szum wody zupełnie zagłuszał odgłosy dobiegające z domu.
- Okropna pogoda, co nie? - spytał mnie po chwili. Słysząc to zdziwiłam się.
Spojrzałam w niebo. Jak na Londyn, pogoda była cudowna. Ciepłe promienie słońca otulały nas ze wszystkich stron. Błękitne niebo wypełnione śnieżnobiałymi chmurami i chłodny wietrzyk. Więc dlaczego jego zdaniem pogoda jest okropna?
- Czemu? - spytałam po chwili.
- Bo chyba łatwiej byłoby ją pożegnać przy deszczu i burzy, niż godzić się z tym, że odchodzi w taki dzień.
- Oh...racja...- wydukałam.
- Skąd jesteś? Bo po akcencie zgaduje, że nie stąd – szybko zmienił temat.
- Z Polski – odpowiedziałam mechanicznym tonem, po czym dodałam – a ty? Bo też nie brzmisz, jak Brytyjczyk.
- USA – rzucił szybko i stało się to, czego tak strasznie nie lubię.
Zapanowała ta niezręczna cisza, która z każdą chwilą stawała się coraz gorsza, coraz większa i którą z każdą kolejną sekundą trudniej było przerwać.
- Where did I gowrong, I lost a friend – zaczął śpiewać.
Somewhere along in the bitterness
And I would have stayed up with you all night
Had I known how to save a life...
- Kaja! Tu jesteś! - usłyszałam za sobą krzyk Liama.
- Coś się stało? - obróciłam się szybko.
- Harry cię szuka – oznajmił, po czym oparł się o ławkę. Był nieźle zdyszany. Chyba szukał mnie od dłuższego czasu.
- Już idę – momentalnie wstałam i już miałam odejść, kiedy przypomniałam sobie o chłopaku z ławki – miło było cię poznać – zwróciłam się do niego – naprawdę pięknie śpiewasz... - spojrzałam na chłopaka z zakłopotaną miną, gdyż nawet nie poznałam jego imienia.
- Nick Jonas – wstał i wyciągnął rękę w moją stronę.
- Kaja Makowska – uścisnęłam ją, a on schylając się delikatnie ucałował moją dłoń. Nie ma co, prawdziwy dżentelmen.
- Mnie również było miło cię poznać Kaju i dziękuję za komplement, ale to moja praca – uśmiechnął się lekko – jeśli będziesz kiedyś w USA, to musisz mnie odwiedzić.
- Nie ma sprawy, jak będziesz kiedyś w Polsce, to też wpadnij – uśmiechnęłam się i dodałam – dobra, lecę już, do zobaczenia Nick.
Po chwili Liam doprowadził mnie do Harrego. Siedział sam w gabinecie. Spojrzał na mnie tymi przepięknymi zielonymi tęczówkami i delikatnie złapał moje dłonie.
- Nie chowaj się tak, bo zacząłem się bać – wyszeptał, po czym przytulił mnie do siebie tak czule, jak jeszcze nigdy.
- Przecież byłam tylko w ogrodzie – zachichotałam.
- Wiem, ale...eh...nie ważne – powiedział już głośniej puszczając mnie – musimy porozmawiać, a raczej muszę cię o coś poprosić – spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem. Doskonale wiedziałam co za chwilę powie. Doskonale wiedziałam, że prędzej czy później to powie...
- Mów. Miejmy to już za sobą.
- Posłuchaj, to co zdarzyło się w Polsce...nikt nie może się o tym dowiedzieć, dobrze?
- Wiem. Nie jestem głupia Harry. Nawet jakbyś mnie o to nie poprosił to i tak bym nikomu nie powiedziała.
- Dziękuję Kaju, ale pamiętaj, że mimo wszystko, nie żałuję niczego – uśmiechnął się łagodnie, po czym spuścił wzrok. Wyraźnie posmutniał.
- Chodź tu do mnie mój ty przyjacielu, przytulę cię – chłopak posłusznie podszedł i wykonał rozkaz. Poczułam jego pojedyncze łzy skapujące na moje plecy.
- Nie wiem co mam robić. Wiem, że to jest nie fair wobec ciebie, ale wiem też, że będąc teraz z tobą byłbym nie fair wobec Laury.
- Harry, zamknij się już – przerwałam mu – wiem to i sądzę, że masz rację. Na razie bądźmy przyjaciółmi. Tak będzie najlepiej. A teraz weź się w garść Styles! Jedziemy po Katie i uczymy się, jak mamy żyć w tej nowej rzeczywistości. Wpadamy na genialny plan, jak sprawić, żebyście mogli dalej nagrywać i występować i co mamy zrobić, żeby nikt nie dowiedział się, że jesteś tatusiem. No już! Ruszaj się!
- Może zamiast pisarką zostaniesz prezydentem? - ogarnął się i ruszył za mną – nadajesz się na przywódce wolnego świata.
- Dobra, dobra. Już się tak nie podlizuj – wytknęłam mu język, po czym popędziliśmy do samochodu.
Po ponad trzech godzinach wróciliśmy do domu. Stypa się skończyła. Zostało jedynie kilku kelnerów, którzy sprzątali. Harry poszedł nakarmić Katie, a ja zabrałam Johna Locke'a na spacer.
Obrałam kierunek park. Szłam ulicą, na której po lewej, jak i po prawej stronie znajdowały się same luksusowe wille. Na podjazdach tylko najdroższe samochody. Przepiękne ogrody i idealnie wyglądający ludzie. Moją uwagę przykuło starsze małżeństwo idące przede mną. Powoli zbliżałam się do siwiutkich już osób trzymających się za ręce i przysłuchiwałam się ich rozmowie.
- A ty jak zwykle swoje – jęknęła kobieta.
- Ech, szkoda gadać – westchnął mężczyzna i tylko machnął ręką.
Kobieta zaczęła mówić coś o tym, że muszą przemalować płot i że koniecznie trzeba zabrać kota do weterynarza, a mężczyzna tylko szedł i słuchał jej monologu rozglądając się dookoła. W końcu przystanął i przytulił ją.
- Kocham Cię, ale już zamilcz.
Kobieta tylko roześmiała się, po czym szybko cmoknęła męża i zamilkła. Gdy doszli do parku, usiedli na pierwszej wolnej ławce. Mężczyzna objął ukochaną i gładził ją po włosach. To naprawdę był piękny widok. Oboje mieli co najmniej po siedemdziesiąt lat, a zachowywali się tak, jakby byli świeżo po ślubie.
- Prawdziwa miłość nigdy się nie kończy – usłyszałam za sobą.
- Co tu robisz Niall?
- No jak to co, śledzę cię – uśmiechnął się, a następnie przykucnął i zaczął się bawić z moim białym pieskiem.
Szliśmy wzdłuż jednej z parkowych alejek. Nad nami górowały zielone liście drzew, a po obu stronach przestrzeń wypełniały najróżniejsze odmiany bratków.
- Nie sądzisz, że to dziwne? - zaczął po jakimś czasie.
- Ale co?
- To wszystko. To, że Laura nie żyje. To, że Harry ma dziecko. To, że teraz wszystko się zmieni. Tak nagle.
- Widzisz Niall, świat wciąż biegnie, ucieka. Zmienia się, przez co zmienia nas. Sprawia, że nasze otoczenie jest inne, i że my każdego dnia jesteśmy inni. Sprawia, że przywiązujemy się zbyt szybko, tęsknimy zbyt mocno i płaczemy zbyt długo, że przy każdym kolejnym potknięciu coraz trudniej jest nam się podnieść. Przy każdym kolejnym rozczarowaniu coraz trudniej uwierzyć, że jeszcze może być dobrze. Martwimy się jutrem. Boimy się go. Kurczowo trzymamy się tego co znamy, zamiast otworzyć się na zmiany i przyjąć je jako dar, jako naukę, jako coś co nas umacnia, przez co stajemy się twardsi i odporniejsi na kolejne upadki. Nauczmy się znosić je z uśmiechem na ustach, a życie stanie się łatwiejsze. Przecież wszystko dzieje się po coś...
- Nie no gadasz, jak rasowa pisarka – uśmiechnął się.
- Wariat – walnęłam go w ramie i spojrzałam na niebo.
Zachodzące słońce znowu przypomniało mi słowa z pogrzebu: Po każdym nawet najokropniejszym zachodzie, w końcu musi nastać moment, w którym słońce wzejdzie ponownie. Uśmiechnęłam się tylko i szłam dalej. Musi się jakoś ułożyć. Ułoży się. Wiem to.
________________________________________________________________________
Uwaga! Jeśli ktoś zauważył to nie dodałam teraz 18 rozdziału, tylko 19. Postanowiłam, że zrobię konkurs na napisanie tego rozdziału. Chciałabym zobaczyć, jaki Wy macie na niego pomysł :) Jeżeli ktoś jest zainteresowany to szczegóły konkursu opiszę w następnym poście :)
Żeby w pełni poczuć rozdział włącz to - [klik] i zacznij czytać powoli, kiedy muzyka zacznie grać.
_____________________________________________________________________
Otarłam płynące z oczu łzy. Ciemnoszara chusteczka stała się czarna. Mokra. Zimna. Podniosłam wzrok i przejechałam nim po jasnym drewnianym przedmiocie stojącym przed ołtarzem kaplicy. Trumna była zamknięta. Jednak, gdy potężny metalowy dzwon wybił godzinę dwunastą, a ktoś zatrzasnął mosiężne dwustuletnie drzwi, otworzono ją. Poczułam nieprzyjemne dreszcze. Ten widok był... był... nie wiem, jak mam to opisać. Wiem jedynie, że nie chciałam tego widzieć.
Leżała tam. Białe bandaże okalały jej bladą sztywną twarz, nadal gdzieniegdzie przebijały się te okropne poparzenia. Kasztanowe włosy dziewczyny ułożone były na niewielkiej poduszeczce z białego jedwabiu. Skamieniałe ciało, złożone dłonie, bialutkie pantofelki, które były ledwo widoczne spod długiej czarnej sukni. To wszystko było jak namalowane. Było tak nierealnie realne, bo ja cały czas pamiętam ją siedzącą koło mnie w samolocie i zachwycającą się pięknem Petry... Mimo tego wszystkiego, mogłabym przysiąc, że ona jedynie śni. Jej powieki nie były do końca zamknięte. Widziałam jej czarne tęczówki i miałam wrażenie, że ona patrzy. Widzi to, co się tu dzieje. Miałam nadzieję, że może zdarzy się jakiś cud i za chwilę otworzy je do końca. Wstanie i spojrzy na nas ze zdziwieniem, po czym na jej twarzy zagości nieznaczny uśmiech, który sprawi, że to wszystko zniknie, że ona znów po prostu będzie.
Niestety tak się nie stało. Minuty mijały, a ona cały czas leżała nieruchomo. Siedziałam na zimnej drewnianej ławce koło Emmily i Louisa. Harry i Connie zajmowali miejsca przed nami. Koło ołtarza stało duże, oprawione w czarną ramkę, zdjęcie Laury. Uśmiechała się. Jak zwykle była nieziemsko piękna. Jednak czarna wstążka w prawym dolnym rogu fotografii sprawiała, że nikt nie zwracał uwagi na to, jak szczęśliwa była w tamtym momencie, tylko wszyscy skupiali się na smutku, którym przesiąknięta była kaplica.
Nawet nie zauważyłam, kiedy minęła ta nieszczęsna godzina. Kiedy wszyscy staliśmy na cmentarzu przyglądając się temu, jak dwóch grabarzy jednocześnie zasypuje trumnę ciemnym piachem. Z całego pogrzebu zapamiętałam jedynie słowa nieznanego mi chłopaka: Po każdym nawet najokropniejszym zachodzie, w końcu musi nastać moment, w którym słońce wzejdzie ponownie. Nie wiem co dla niego znaczyło to zdanie, jednak dla mnie stało się ono definicją nadziei. Nadziei na lepsze jutro.
Ludzie po kolei przyklękali koło krzyża i układali kwiaty. Ja również złożyłam na jej grobie bukiet z białych chryzantem, a potem pokierowałam się w stronę Connie. Uścisnęłam ją mówiąc: moje kondolencje. Następnie podeszłam do Harrego. Był twardy. Nie płakał, jednak widziałam, jak co jakiś czas z jego zaszklonych oczu kapie jedna lub dwie łzy, które momentalnie ociera. Nie wiedziałam co mam mu powiedzieć. Po prostu przytuliłam go, pogłaskałam po włosach, a on wyszeptał mi wprost do prawego ucha: dziękuję za te ostatnie dwa dni. Bez ciebie nie dałbym rady. [wyłącz muzykę]
Po niecałej godzinie od zakończenia pogrzebu pojechaliśmy do posiadłości chłopców. Tam przygotowano stypę. Około sześćdziesięciu osób wypełniało salon, jadalnie i połączony z nią taras. Wszyscy ubrani na czarno. Był wśród nich także ten tajemniczy chłopak, którego słowa utkwiły mi w głowie. Wypatrzyłam go w ogrodzie. Siedział na jednej z ławek niedaleko fontanny. Miał na sobie czarny garnitur, krawat tego samego koloru (który właśnie zdjął i wsadził do kieszeni) i beżową koszulę. Do tego czarne eleganckie buty i ciemne okulary. Krótkie ciemnobrązowe kręcone włosy zaczesane na bok i spuszczony wzrok.
Niepewnym krokiem podeszłam siadając na ławce obok. Skupiłam wzrok na fontannie. Szum wody zupełnie zagłuszał odgłosy dobiegające z domu.
- Okropna pogoda, co nie? - spytał mnie po chwili. Słysząc to zdziwiłam się.
Spojrzałam w niebo. Jak na Londyn, pogoda była cudowna. Ciepłe promienie słońca otulały nas ze wszystkich stron. Błękitne niebo wypełnione śnieżnobiałymi chmurami i chłodny wietrzyk. Więc dlaczego jego zdaniem pogoda jest okropna?
- Czemu? - spytałam po chwili.
- Bo chyba łatwiej byłoby ją pożegnać przy deszczu i burzy, niż godzić się z tym, że odchodzi w taki dzień.
- Oh...racja...- wydukałam.
- Skąd jesteś? Bo po akcencie zgaduje, że nie stąd – szybko zmienił temat.
- Z Polski – odpowiedziałam mechanicznym tonem, po czym dodałam – a ty? Bo też nie brzmisz, jak Brytyjczyk.
- USA – rzucił szybko i stało się to, czego tak strasznie nie lubię.
Zapanowała ta niezręczna cisza, która z każdą chwilą stawała się coraz gorsza, coraz większa i którą z każdą kolejną sekundą trudniej było przerwać.
- Where did I gowrong, I lost a friend – zaczął śpiewać.
Somewhere along in the bitterness
And I would have stayed up with you all night
Had I known how to save a life...
- Kaja! Tu jesteś! - usłyszałam za sobą krzyk Liama.
- Coś się stało? - obróciłam się szybko.
- Harry cię szuka – oznajmił, po czym oparł się o ławkę. Był nieźle zdyszany. Chyba szukał mnie od dłuższego czasu.
- Już idę – momentalnie wstałam i już miałam odejść, kiedy przypomniałam sobie o chłopaku z ławki – miło było cię poznać – zwróciłam się do niego – naprawdę pięknie śpiewasz... - spojrzałam na chłopaka z zakłopotaną miną, gdyż nawet nie poznałam jego imienia.
- Nick Jonas – wstał i wyciągnął rękę w moją stronę.
- Kaja Makowska – uścisnęłam ją, a on schylając się delikatnie ucałował moją dłoń. Nie ma co, prawdziwy dżentelmen.
- Mnie również było miło cię poznać Kaju i dziękuję za komplement, ale to moja praca – uśmiechnął się lekko – jeśli będziesz kiedyś w USA, to musisz mnie odwiedzić.
- Nie ma sprawy, jak będziesz kiedyś w Polsce, to też wpadnij – uśmiechnęłam się i dodałam – dobra, lecę już, do zobaczenia Nick.
Po chwili Liam doprowadził mnie do Harrego. Siedział sam w gabinecie. Spojrzał na mnie tymi przepięknymi zielonymi tęczówkami i delikatnie złapał moje dłonie.
- Nie chowaj się tak, bo zacząłem się bać – wyszeptał, po czym przytulił mnie do siebie tak czule, jak jeszcze nigdy.
- Przecież byłam tylko w ogrodzie – zachichotałam.
- Wiem, ale...eh...nie ważne – powiedział już głośniej puszczając mnie – musimy porozmawiać, a raczej muszę cię o coś poprosić – spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem. Doskonale wiedziałam co za chwilę powie. Doskonale wiedziałam, że prędzej czy później to powie...
- Mów. Miejmy to już za sobą.
- Posłuchaj, to co zdarzyło się w Polsce...nikt nie może się o tym dowiedzieć, dobrze?
- Wiem. Nie jestem głupia Harry. Nawet jakbyś mnie o to nie poprosił to i tak bym nikomu nie powiedziała.
- Dziękuję Kaju, ale pamiętaj, że mimo wszystko, nie żałuję niczego – uśmiechnął się łagodnie, po czym spuścił wzrok. Wyraźnie posmutniał.
- Chodź tu do mnie mój ty przyjacielu, przytulę cię – chłopak posłusznie podszedł i wykonał rozkaz. Poczułam jego pojedyncze łzy skapujące na moje plecy.
- Nie wiem co mam robić. Wiem, że to jest nie fair wobec ciebie, ale wiem też, że będąc teraz z tobą byłbym nie fair wobec Laury.
- Harry, zamknij się już – przerwałam mu – wiem to i sądzę, że masz rację. Na razie bądźmy przyjaciółmi. Tak będzie najlepiej. A teraz weź się w garść Styles! Jedziemy po Katie i uczymy się, jak mamy żyć w tej nowej rzeczywistości. Wpadamy na genialny plan, jak sprawić, żebyście mogli dalej nagrywać i występować i co mamy zrobić, żeby nikt nie dowiedział się, że jesteś tatusiem. No już! Ruszaj się!
- Może zamiast pisarką zostaniesz prezydentem? - ogarnął się i ruszył za mną – nadajesz się na przywódce wolnego świata.
- Dobra, dobra. Już się tak nie podlizuj – wytknęłam mu język, po czym popędziliśmy do samochodu.
Po ponad trzech godzinach wróciliśmy do domu. Stypa się skończyła. Zostało jedynie kilku kelnerów, którzy sprzątali. Harry poszedł nakarmić Katie, a ja zabrałam Johna Locke'a na spacer.
Obrałam kierunek park. Szłam ulicą, na której po lewej, jak i po prawej stronie znajdowały się same luksusowe wille. Na podjazdach tylko najdroższe samochody. Przepiękne ogrody i idealnie wyglądający ludzie. Moją uwagę przykuło starsze małżeństwo idące przede mną. Powoli zbliżałam się do siwiutkich już osób trzymających się za ręce i przysłuchiwałam się ich rozmowie.
- A ty jak zwykle swoje – jęknęła kobieta.
- Ech, szkoda gadać – westchnął mężczyzna i tylko machnął ręką.
Kobieta zaczęła mówić coś o tym, że muszą przemalować płot i że koniecznie trzeba zabrać kota do weterynarza, a mężczyzna tylko szedł i słuchał jej monologu rozglądając się dookoła. W końcu przystanął i przytulił ją.
- Kocham Cię, ale już zamilcz.
Kobieta tylko roześmiała się, po czym szybko cmoknęła męża i zamilkła. Gdy doszli do parku, usiedli na pierwszej wolnej ławce. Mężczyzna objął ukochaną i gładził ją po włosach. To naprawdę był piękny widok. Oboje mieli co najmniej po siedemdziesiąt lat, a zachowywali się tak, jakby byli świeżo po ślubie.
- Prawdziwa miłość nigdy się nie kończy – usłyszałam za sobą.
- Co tu robisz Niall?
- No jak to co, śledzę cię – uśmiechnął się, a następnie przykucnął i zaczął się bawić z moim białym pieskiem.
Szliśmy wzdłuż jednej z parkowych alejek. Nad nami górowały zielone liście drzew, a po obu stronach przestrzeń wypełniały najróżniejsze odmiany bratków.
- Nie sądzisz, że to dziwne? - zaczął po jakimś czasie.
- Ale co?
- To wszystko. To, że Laura nie żyje. To, że Harry ma dziecko. To, że teraz wszystko się zmieni. Tak nagle.
- Widzisz Niall, świat wciąż biegnie, ucieka. Zmienia się, przez co zmienia nas. Sprawia, że nasze otoczenie jest inne, i że my każdego dnia jesteśmy inni. Sprawia, że przywiązujemy się zbyt szybko, tęsknimy zbyt mocno i płaczemy zbyt długo, że przy każdym kolejnym potknięciu coraz trudniej jest nam się podnieść. Przy każdym kolejnym rozczarowaniu coraz trudniej uwierzyć, że jeszcze może być dobrze. Martwimy się jutrem. Boimy się go. Kurczowo trzymamy się tego co znamy, zamiast otworzyć się na zmiany i przyjąć je jako dar, jako naukę, jako coś co nas umacnia, przez co stajemy się twardsi i odporniejsi na kolejne upadki. Nauczmy się znosić je z uśmiechem na ustach, a życie stanie się łatwiejsze. Przecież wszystko dzieje się po coś...
- Nie no gadasz, jak rasowa pisarka – uśmiechnął się.
- Wariat – walnęłam go w ramie i spojrzałam na niebo.
Zachodzące słońce znowu przypomniało mi słowa z pogrzebu: Po każdym nawet najokropniejszym zachodzie, w końcu musi nastać moment, w którym słońce wzejdzie ponownie. Uśmiechnęłam się tylko i szłam dalej. Musi się jakoś ułożyć. Ułoży się. Wiem to.
________________________________________________________________________
Uwaga! Jeśli ktoś zauważył to nie dodałam teraz 18 rozdziału, tylko 19. Postanowiłam, że zrobię konkurs na napisanie tego rozdziału. Chciałabym zobaczyć, jaki Wy macie na niego pomysł :) Jeżeli ktoś jest zainteresowany to szczegóły konkursu opiszę w następnym poście :)
Ten rozdział jest tak piękny że dalej płacze choć przeczytałam go chyba 10 minut temu a teraz zastanawiałam się co tu napisać będę pierwsza :D - to fajnie . Oczywiście będę brać udział u twoim konkursie choć pewnie i tak napiszę coś słabego ... ale cóż ci staruszkowie są uroczy
OdpowiedzUsuńBoże ja cię chyba zabiję teraz będę myśleć o tym całą noc i będę płakać ze wzruszenia
http://one-direction-mydream.blogspot.com/2012/06/rozdzia-4.html?showComment=1339086175408#c8269382403704316707
jest po prostu wspaniały mówiłam że nawet jeśli Tobie się nie będzie podobał to dla nas i tak będzie niezwykły :D Czekam na kolejny
OdpowiedzUsuńHej. Pięknie to napisałaś. Powiem ci szczerze że się wzruszyłam - co u mnie jest naprawdę rzadkością. :) Bardzo mi szkoda Laury, ponieważ (sama się sobie dziwie, bo chce żeby Kaja była z Harrym) ją polubiłam. Jeszcze tak cudownie to opisałaś. Lubie takie rozdziały sama nie wiem czego. Zaciekawiła mnie sprawa Nicka. Mam nadzieję że spotka się jeszcze z Kają. Co do konkursu zastanawiam się nad wzięciem udziału. Napisałam nie dawno takie moje własne opowiadanie w zeszycie ale raczej nigdy tego nie opublikuje. Zobaczymy..
OdpowiedzUsuń~Darka..
słowa te ustawiła na opis ,bo są takie prawdziwe.
OdpowiedzUsuńdziękuje za to,ze piszesz tak pięknie!
masz talent i wykorzystaj to.
opowiadanie i ten rozdział jest rewelacyjne ;)
zapraszam do mnie http://fefa-opowiadaniaoonedirection.blogspot.com/
Ryczę cały czas kiedy to czytam to ryczę ,kiedy o tym myślę ryczę ja nie chciałam żeby Laura była martwa czuje że to moja wina .;(
OdpowiedzUsuńTu Pati tylko konto mi się ścieło czyli Jessica Colman
czemu Twoja wina?
UsuńJejku jak świetnie piszesz.; )
OdpowiedzUsuńW jeden dzień przeczytam 19 rozdziałów i czytałam to z przyjemnością, lubię właśnie takie blogi jaki ty piszesz.; D
Jejku jak świetnie piszesz.; )
OdpowiedzUsuńW jeden dzień przeczytam 19 rozdziałów i czytałam to z przyjemnością, lubię właśnie takie blogi jaki ty piszesz.; D
Jak ja Ci zazdroszczę stylu pisania , ja piszę i piszę i nic mi nie wychodzi ( bo jak widać oprócz chęci potrzebny też jest talent). Pisz dalej
OdpowiedzUsuńnie poddawaj się! Nie od razu Rzym zbudowano :)
Usuńcudowny rozdział, smutny ale bardzo emocjonalny. Świetnie opisujesz uczucia. Czekam na następny . ;)
OdpowiedzUsuńJak zawsze świetny!i mam pytanie kiedy mogę się spodziewac następnego rozdziału? bo już nie mogę się doczekac ;)
OdpowiedzUsuńJezusiu o.o jestem ciekawa kurde co oni mogli robić że kurde nie chcą żeby nikt się dowiedział xD.. chętnie bym Ci pomogła ale nie umiem pisać xD
OdpowiedzUsuńczekam na inwencje czytelniczek :DD Piszcie które umieją!! <3
nie mogę się doczekać.. poprzedniego.. ;PP HAHA
prawie się popłakałam na początku takie to było smutne :<<
i spotkała Jonasa XD.. spoko.. ciekawe skąd ją znał O.o
musisz coś wymyślić żeby byli razem!! <33 czekam.. :*
Rozdział super jak zawsze. I te słowa ,,Po każdym nawet najokropniejszym zachodzie, w końcu musi nastać moment, w którym słońce''. Extra. Aż się ryczeć chce. T_T
OdpowiedzUsuńKiedy nowy rozdział? Czy dopiero będzie po rozstrzygnięciu konkursu? A co do opowiadania to jest super. Mam nadzieję, że szybko pojawi się kolejny rozdział a ty nie przestaniesz pisać tego opowiadania. Na dodatek niech wena twórcza od ciebie nie odchodzi :):):):):):)
OdpowiedzUsuńChciałabym tak pisać jak ty. Mam nadzieję, że dobrze Ci idzie z książką! Chciałabym ją już teraz przeczytać ! Dziękuje ci, że wpadłaś na pomysł z założyłaś bloga. Czytam go od południa i nie mogę się nadziwić . Dziękuje ♥
OdpowiedzUsuńBoski blog!!!!! Ale czemu nie ma 18 rozdzialu :( nie za wielke przez to rozumiem:(
OdpowiedzUsuńjest, tylko dalej, bo był pisany przez kogoś innego w ramach konkursu :)
Usuńczemu nie ma 18???
OdpowiedzUsuń