sobota, 26 maja 2012

Rozdział 15


      Lece do Polski załatwić coś dla Beaty. Wszystko ustaliłam już wcześniej z Waszym menadżerem. Wrócę w nocy. Proszę zajmij się Johnem Locke'iem, bo pewnie Harry zapomni go nawet nakarmić - wybrałam Niall i wcisnęłam wyślij, a gdy tylko dostałam raport, wyłączyłam telefon.
      Nie mam czasu na tłumaczenia. Nie teraz. Nie w tym momencie. Teraz liczy się tylko Beata, a raczej pamięć po Beacie...
      Siedząc w samolocie na okrągło słuchałam Lifehouse - From Where You Are, czyli piosenkę, przy której opłakiwałam ją przez te lata. Stała się jak magnez, który przyciąga wszystkie nasze wspólne wspomnienia, każdą tak cudowną chwilę spędzona z nią. Uwielbiam prostotę tej melodii, która doskonale oddaje to, co czuję od kiedy jej nie ma. Idealnie wyraża moją tęsknotę za tą wariatką...


      Dwa lata wcześniej...
   - Obiecuje ci! Będzie dobrze. Musi być! Ja to wiem – ściskałam ostrożnie wychudzone ciało mojej złotowłosej przyjaciółki, starając się nie zrobić jej krzywdy. Była już taka delikatna. Z dnia na dzień wyglądała coraz gorzej. Coraz mizerniej. Miałam wrażenie, że niedługo stanie się zupełnie przeźroczysta i nie będę mogła nawet jej dostrzec.
   - Kocham cię Kaju, ale nienawidzę, gdy tak mówisz. Będzie co ma być. Jestem przygotowana na wszystkie możliwości...
   - Jakie znowu możliwości?! - wzburzyłam się.
   - Jeśli operacja się nie uda, a ja umrę to...
   - Nie umrzesz! Słyszysz?! Nawet tak nie myśl! Nie pozwalam ci! Przecież lekarze mówili, że statystycznie...
   - Statystyki statystykami, a życie życiem kochana. Pamiętaj o tym – uśmiechnęła się łagodnie i posłała mi niezbyt mocny cios w prawe ramie.


      W jej ciemnobrązowych oczach nigdy nie było miejsca na coś tak przyziemnego jak strach. Ona zawsze była ponadto. Nie potrafiła się zamartwiać, ale też nie brała pod uwagę samych pozytywnych zakończeń. Była realistką. Szczęśliwą realistką, która wierzyła w coś takiego jak przeznaczenie. Sądziła, że wszystko dzieje się po coś. Zawsze umiała poradzić sobie z każdą, nawet najtrudniejszą, sytuacją i odwieść mnie od realizacji moich durnych pomysłów, za co teraz jestem jej niezmiernie wdzięczna. Kochałam ją. Nadal kocham. Była jak moja siostra. Moje idealne uzupełnienie. Rozumiałyśmy się bez słów. Nie byłyśmy jak większość nastolatek, dla których przyjaźń jest tylko wtedy, kiedy czegoś potrzebują. Nasza przyjaźń była czysta. Prawdziwa. Była po prostu najwspanialsza na świecie. A Beata była...Była...Jak to dziwnie brzmi. 'Była'. Już jej nie ma. NIE MA. Odeszła i zabrała ze sobą część mnie. Wiem, że już nigdy nie będę 'dawną sobą'. Jednak czasami mam wrażenie, że odchodząc podarowała mi pewną cząstkę siebie, żebym zawsze mogła wspominać i czuć jej obecność. Zmieniłam się. Przejęłam część jej cech, jej zachowań. Jednak to nie to samo, co mieć ją przy sobie.

   - Dziewczynki, już czas – oznajmiła starsza pielęgniarka ubrana w biały fartuch i zaczęła przygotowywać Beatę do operacji. Wycięcie tętniaka. Coś, co tak naprawdę nas połączyło. Przez co się poznałyśmy. Żeby było zabawniej, w tym samym szpitalu, w którym teraz będą jej to usuwać. Moja kolej za trzy tygodnie, ale teraz to nieważne. Jedyne czego chciałam to to, żeby operacja się udała.
   - Kaja, obiecaj mi coś – spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem, przykucnęłam koło wózka, w którym ją posadzili i wyszeptałam:
   - Co tylko zechcesz – z trudem przeszło mi to przez gardło, bo wiedziałam, a przynajmniej domyślałam się, o co może jej chodzić.
   - Jeśli umrę...
   - Nie mów tak!
   - Daj mi dokończyć! - przerwała mi, a ja posłusznie zamilkłam i utkwiłam wzrok na jej nadzwyczaj spokojnych oczach – jeśli umrę obiecaj mi, że przeczytasz ten list – wskazała na kopertę z moim imieniem leżącą na szpitalnej szafce – i zrobisz dokładnie to, co w nim napisałam.
   - Obiecuje, ale nie umrzesz. Rozumiesz?
   - Rozumiem. To tylko na wszelki wypadek – uśmiechnęła się i puściła mi oczko, a ja tylko zachichotałam przytulając ją ten ostatni raz. Rozkoszowałam się truskawkowym zapachem jej szamponu i pragnęłam, by ten moment trwał wiecznie.
   - Do zobaczenia za kilka godzin – dodałam po chwili, po czym niechętnie uwolniłam dziewczynę z objęcia.
   Uważnie obserwowałam jak pielęgniarka prowadzi ją do windy, jak w niej znika, jak winda rusza na szóste piętro...

   Po trzech godzinach lekarz podszedł do jej rodziców. Nie wiedziałam co im mówił, jednak gdy jej matka padła na kolana płacząc, a ojciec rozwalił jedno z szarych krzeseł - wiedziałam. Nie udało się.

   Pogrzeb odbył się po czterech dniach. Pamiętam jedynie białą trumnę stojącą na środku niewielkiej kaplicy i tłum ludzi ubranych na czarno, stojących dookoła niej. Nie pamiętam ich twarzy. Ani nawet słów, które wypowiedziałam podczas mowy pożegnalnej. Nie pamiętam nic poza tamtym obrazem i tak naprawdę nie chce pamiętać.

      Późnym popołudniem znalazłam się przed domem Beaty. Jej tata wpuścił mnie do środka. Od razu popędziłam do jej pokoju.
      - O...cześć – Kuba był najwyraźniej zaskoczony moim widokiem.

      Kim jest Kuba? Kuba, a raczej Jakub Smoliński był chłopakiem Beaty i moim największym sekretem, a właściwie nie on, tylko uczucie do niego. To co się pomiędzy nami wydarzyło, jest najpilniej strzeżoną przeze mnie tajemnicą.
      Trzy lata temu, czyli rok przed jej śmiercią, zostałam zmuszona do spędzenia połowy wakacji u moich dziadków. Rodzice wyjechali na remake swojej podróży poślubnej do Grecji, a mnie i Patrycję wysłali do babci i dziadka. Uznali, że nie będziemy się tam nudzić. Duże miasto daleko od domu itd. Nie mieli racji, bo dopóki nie poznałam Kuby, wręcz umierałam z nudów. Całe dnie spędzałam w parku gapiąc się w puste kartki, bo jak na złość nie miałam za grosz weny...Pewnego dnia usiadł koło mnie. Po prostu usiadł. Zaczęliśmy rozmawiać. Wymieniliśmy się numerami telefonów. Umówiliśmy się. Wszystkie szesnaście dni, które przy nim spędziłam, dzisiaj pamiętam jak przez mgłę. Robiłam wszystko, żeby zapomnieć (zaraz wyjaśnię dlaczego). Przy nim czułam się, jak najszczęśliwsza osoba na świecie. Zapominałam o wszystkich smutkach. Liczyło się tylko tu i teraz. Jedyne, czego do dziś nie potrafię zapomnieć, to słodki smak jego przecudownych pocałunków i tej jego przeuroczej mimiki twarzy. Wygląda prawie jak Lucas z „Pogody na miłość”, więc nic dziwnego, że latały za nim tłumy lasek. Jednak wtedy, przez te szesnaście dni, żadna inna się nie liczyła. Byłam tylko ja. Udowadniał mi to na każdym kroku. Nikt więcej się nie liczył. Niestety szesnastego dnia musieliśmy się rozstać. Wyprowadzał się. Nie pytałam gdzie. Wiedziałam tylko, że daleko. Związek na odległość nie miał najmniejszego sensu. Wtedy tak myślałam. Może gdybym pozwoliła mu powiedzieć gdzie...a zresztą, teraz to już nie ważne. Było – minęło. Jednak gdy dzisiaj zobaczyłam go ponownie, w mojej głowie kolejny raz rozbrzmiało „kocham cię i zawsze będę kochać”, które wyszeptał mi na pożegnanie.
      Trzy tygodnie później wróciłam do domu. Wiedziałam, że Beata poznała kogoś, że się zakochała, że w końcu znalazła sobie pierwszego prawdziwego chłopaka. Cieszyłam się. Naprawdę się cieszyłam, jednak gdy wtedy weszłam do jej pokoju (tego samego, w którym stoję teraz) i zobaczyłam Kubę trzymającego ją za rękę...
      Tamtej nocy obiecaliśmy sobie, że to co zdarzyło się między nami pozostanie tajemnicą. Pozostało. Jest nią do dziś. Przepłakałam dziesiątki nocy. Też coś do niego czułam. Nie wiem czy to była miłość. Jednak oglądanie go razem z Beatą straszliwe bolało. Nie pokazywałam tego po sobie. Za dnia byłam uśmiechniętą i pogodną Kają, która posłusznie wysłuchiwała każdego zachwytu przyjaciółki na temat jej najcudowniejszego na świecie chłopaka. Nie winiłam jej za to. Nie miałam jej tego za złe. W końcu ona nie miała o niczym pojęcia. Tylko ja i on...Tak trudno było mi przestać myśleć o wieczorach w parku, spędzonych na ławce w towarzystwie jedynego chłopaka, do którego coś czułam. Często zastanawiałam się, co by było gdyby...gdyby nie poznał Beaty, gdybym spytała dokąd się przeprowadza, gdybyśmy spróbowali związku na odległość...Najgorsze w tym wszystkim było to, że on naprawdę kochał Beatę. Byli ze sobą szczęśliwi. Stanowili wręcz idealną parę, którą rozbić mogłam jedynie ja i to tylko na zapisanych przeze mnie kartkach.

      - Cześć – odpowiedziałam mu i podeszłam do biurka otwierając czerwone pudełko z napisem „Kaja”.
      - Byłem pewny, że nie przyjdziesz – oznajmił i spojrzał na białą kopertę, na której napisany był obecny rok.
      - Dlaczego? - zdziwiłam się. Przecież rok temu też tu byłam. Za rok też będę, tak samo jak za pięć, dziesięć i pięćdziesiąt (oczywiście jeśli wcześniej Bob lub inne coś mnie nie zabije).
      - Słyszałem o Londynie.
      - Przed chwilą przyleciałam i za chwilę wracam. Za nic bym tego nie przegapiła. Obiecałam jej – zacisnęłam zęby i starałam się powstrzymać łzy. Wyciągnęłam z pudełka kopertę, taką samą jak ta Kuby i zaczęłam czytać:

      Mamy rok 2012. Nie bój się. Końca świata nie będzie
– uśmiechnęłam się pod nosem. Nie ma mnie już dwa lata, ale zapewniam, że nadal Was kocham... – pojedyncza łza spłynęła mi po policzku, a zaraz po niej kilka kolejnych.
     - Ja już swoje mam – Kuba wskazał na dwa listy, które trzymał w ręku – zostawię cię samą. Jak skończysz dołącz do nas – powiedział łagodnym tonem i wyszedł, zostawiając mnie samą. Doskonale wiedziałam, że idzie wypić herbatkę z rodzicami Beaty. Sama tego chciała. Niesamowite. Ułożyła plan. Napisała dziesiątki, a może nawet setki listów do mnie, Kuby i rodziców. Zaplanowała coś na każdą rocznice swojej śmierci. To może wydawać się nieco dziwne, ale po Beacie można było się tego spodziewać. Zawsze była niesamowita. Zaskakiwała każdego swoimi niebanalnymi pomysłami. Wszystkich podnosiła na duchu i pewnie gdyby nie świadomość tego, że co roku dostanę od niej nowy list, nie wytrzymałabym. Nawet nie zdajecie sobie sprawy, jakim przeogromnym szczęściem jest wiedzieć, że co rok, choć przez jeden dzień, mogę poczuć się tak, jakby ona nadal tu była, jakby nadal żyła. Zaczęłam czytać dalej:

     ...Tym razem schowałam coś dla Ciebie, w jedynej lekturze jaką przeczytałam. Miłego szukania.

      - Pinokio! - krzyknęłam uradowana. Cieszyłam się, że nadal pamiętam, że nie zapomniałam. To dobrze. Nadal ją znam. Nie stała się dla mnie obca, a to jest to czego najbardziej się boję. Że któregoś roku przyjadę tu i nie będę pamiętała... Szybko znalazłam książkę. Nadal leżała na tym samym miejscu co dawniej. To takie cudowne i zarazem straszne uczucie być tu. Nic się nie zmieniło. Wszystko jest na swoim miejscu. Dookoła miliony wspomnień, które tulą mnie i policzkują jednocześnie, bo czuję jej obecność, jednocześnie wiedząc, że już jej nie ma. Tak bardzo chciałabym, żeby teraz tu była, żeby przytuliła mnie i powiedziała, że będzie dobrze, że dam sobie radę. W książce znalazłam dwie koperty. Jedną z napisem:
jeżeli się zakochałaś, a drugą: jeżeli jeszcze nie. Nie potrafiłam ich otworzyć. Po prostu nie wiedziałam którą. Nie potrafiłam zdefiniować swoich uczuć do Nialla a przede wszystkim do Stylesa. Wsadziłam listy do torby i wyszeptałam:
      - Kocham cie ty wariatko – otarłam ostatnie łzy i podeszłam do drzwi. Rozejrzałam się dookoła, by jeszcze choć przez chwilę poczuć ją przy sobie, po czym wyszłam z pokoju.

      Ta niezręczność i nie moc wypowiedzenia wszystkiego co bym chciała, była dla mnie strasznie męcząca, jednak widząc zaszklone oczy mamy Beaty wiedziałam, że muszę ugryźć się w język i siedzieć cicho. Nie mogłam słuchać, jak zaczęli opowiadać historyjki z jej życia, o których tak naprawdę tylko ja znałam całą prawdę. Tylko ja wiedziałam, co się wtedy wydarzyło. Tylko ja wiedziałam, że pilot od DVD, które kiedyś kupili nie zginął, tylko utonął w herbacie Beaty zaraz po tym, jak pokłóciła się z ojcem, jednak gdy ją przeprosił, zrobiło jej się głupio i odkupiła go. „Ona zawsze była taka dobra. Nigdy się nie kłóciliśmy, a kiedy pewnego razu zginął nam pilot od DVD sama poszła do sklepu i kupiła nowy...” - mężczyzna mówił i mówił, a ja tylko siedziałam poprawiając go w myślach...
      - Kaju, a ty co dzisiaj taka cicha? - mama Beaty zwróciła się do mnie, kładąc na stole talerz z ulubionym ciastem córki.
      - To przez tą podróż. Wykończyła mnie – westchnęłam i udałam, że ziewam, żeby pokazać ogrom swojego zmęczenia.
      - No właśnie! Opowiadaj! Jak jest w tym całym Londynie– ożywiła się.
      - Hmm...na myśl przychodzi mi jedynie słowo: zaskakująco. To zupełnie inny świat. Wszystko dzieje się w strasznym pędzie.
      - A co na to twoi rodzice? Na pewno muszą być bardzo dumni. Czytałam ostatnio artykuł o tobie w gazecie. Bardzo przystojni ci chłopcy. Któryś wpadł ci w oko? - mrugnęła do mnie z podejrzanym uśmieszkiem przyklejonym do porcelanowej twarzy.
      Tylko kiwnęłam głową na znak, że nie i wtedy to zobaczyłam. Wyraz twarzy Kuby, który wysyłał w moją stronę tak sprzeczne sygnały, że nie byłam w stanie oderwać od niego wzroku. W jego oczach błyskały iskierki radości, jednak usta oddawały tylko i wyłącznie grymas obojętności. Zmarszczone czoło i uniesione brwi symbolizowały najprawdopodobniej zdziwienie. Zgłupiałam. Nie wiedziałam co mam myśleć. Jak się dalej zachować.
      Zmyłam się stamtąd po jakichś 10 minutach. Do wyjazdu na lotnisko miałam jeszcze jakieś półtora godziny. Poszłam do swojego domu. Posiedziałam trochę z rodzinką (oczywiście nie mogło obyć się bez jakiejś durnej kłótni o to, co robię ze swoim zdrowiem, a raczej o to, jak je pogarszam...Kiedy oni w końcu zrozumieją, że moje zdrowie to tylko i wyłącznie MOJA SPRAWA?!). Po wejściu do auta taty postanowiłam włączyć telefon. Kilka połączeń nieodebranych i dwie wiadomości od Nialla, o i nawet jedna od Harrego („Gdzie ty do cholery jesteś?!” - jak na przyjaciela to jest milutki, nie ma co -.-).
      Przez jakieś czterdzieści minut siedziałam wpatrując się w zachodzące słońce. Powoli zbliżało się do tej cienkiej linii nazwanej horyzontem i swoimi ciepłymi promieniami oświetlało otaczający mnie świat. Rozkoszowałam się dźwiękiem
Snow Patrol - Chasing Cars w wykonaniu Janet Devlin, a w rękach ściskałam, nadal zamknięte w kopertach, listy od Beaty. Pytałam sama siebie co czuję. Czy w ogóle coś czuje, a jeśli tak, to do kogo.
      Wtem telefon w mojej dłoni zaczął wibrować. Spojrzałam na ekran. Nowa wiadomość od...
Od Jakub Smoliński:
Jesteś jeszcze w domu? Jeśli tak to musimy się spotkać. Mam Ci coś do powiedzenia. To bardzo ważne.

      „Już wyjechałam. Pogadamy jak wrócę” - odpisałam.
Od Jakub Smoliński:
Tęsknie za tobą.

      Wytrzeszczyłam oczy i bezwładnie rozchyliłam usta. „Tęsk...” Nie! Stop! Co to ma być?! O co mu chodzi? I czemu teraz? Tylko tego mi jeszcze brakuje... Gubię się w moich uczuciach do Nialla i Harrego, a co dopiero będzie, kiedy dołączy do tego Kuba. Powinni się skrzyknąć jako trzej muszkieterowie, którzy za zadanie mają spędzać mi sen z powiek...

      Kilka minut po północy dotarłam pod dom 1D. Po ciuchu weszłam do środka. Miałam nadzieję, że wszyscy już śpią, gdyż nie byłam w nastroju na 'zdawanie relacji z podróży'. Niestety jak zwykle prześladował mnie pech. Usłyszałam głosy dobiegające najprawdopodobniej z kuchni, bo tylko tam świeciło się światło. Postanowiłam przemknąć niezauważona schodami na górę, jednak coś mnie zatrzymało. Mianowicie to, że wcześniejsze niewyraźne głosy rozmawiających ze sobą osób, przemieniły się w ZBYT wyraźną kłótnię.
      - Mam tego dość! Wyprowadzam się! - wydarł się rozwścieczony Styles.
      - Tak! Biegnij do niej! Zmarnuj sobie życie! - odkrzyknął mu Lou.
      - Właśnie! Człowieku, zastanów się nad tym, co ty najlepszego wyprawiasz! - wtrącił Niall.
      - Blondyn, ty lepiej siedź cicho! - warknął Harry.
      Stałam przyklejona do ściany tuż obok wejścia do kuchni i bezczelnie ich podsłuchiwałam. W sumie to nie pierwszy raz...
      - Może tak milej, co? Przecież to twój przyjaciel. On chce dobrze – odezwała się Emmily.
      - Nie no trzymajcie mnie, bo nie wytrzymam! Druga hipokrytka się znalazła!
      - A tobie o co znowu chodzi?! - Zayn najwyraźniej się zdenerwował.
      - O co?! Przecież oni doskonale wiedzą o co. Pierwsza noc od twojego przyjazdu Emm. Wypad do klubu. Impreza. Ty i Niall upijający mnie. Przypomina ci się coś?
      Kompletnie zgłupiałam. W wesołym miasteczku Harry wspominał coś o tym, że Niall go upił, ale potem twierdził, że nic więcej nie pamięta...
      - Trochę mi zajęło ogarnięcie tego wszystkiego, ale teraz już jestem pewien. Kiedy oznajmiłem, że chce startować do Kai, zaczęliście na silę wlewać we mnie całe litry Bóg wie czego. Żaliłem się wam, że ona mnie nie lubi, a ty Niall bezczelnie mnie pocieszałeś! Potem wróciliśmy i kiedy chciałem wejść do kuchni, Emmily powiedziała, że rozmawiała z Kają, że ona tego chce i że dla zabawy będzie mi się opierać, a blondas cały czas jej przytakiwał! Byłem na tyle wstawiony, że wam uwierzyłem, ale zapewniam: nigdy więcej.
      - Harry, ja nie wiedziałem, że to się tak skończy.. Przepraszam.
      - Teraz to możesz się wypchać tym zasranym „przepraszam”! Nie tak zachowuje się przyjaciel! Może ja też nie zawsze byłem idealny, ale zrezygnowałem ze związku z Kają, bo wiedziałem, że coś do niej czujesz. A teraz kiedy jestem z Laurą, żeby Kaja została cała dla ciebie, ty nawet nie jesteś w stanie poprzeć mojej decyzji!
      Na chwilę zapanowała niezręczna cisza. Mniej więcej po minucie osoby znajdujące się w kuchni znowu zaczęły swoją 'dyskusję'. Nie miałam zamiaru dłużej tego wysłuchiwać. Dowiedziałam się już zbyt wiele. Przez nieustające krzyki, nikt z nich nie usłyszał dzwoniącego telefonu, który leżał na półce w korytarzu niedaleko mnie. Stałam przez chwilę powtarzając w myślach: odebrać, nie odebrać, odebrać, nie ode... aż w końcu nie wytrzymałam i podniosłam słuchawkę.
      - Halo – zaczęłam.
      - Witam, czy zastałem pana Stylesa – w słuchawce rozbrzmiał chłodny głos dorosłego mężczyzny. Wychyliłam się i zajrzałam do kuchni. Harry był zajęty sprzeczką z Lou, więc postanowiłam załatwić to samodzielnie.
      - Niestety nie może podejść teraz do telefonu, mam mu coś przekazać?
      - Proszę poinformować go, że jego narzeczona Laura John...
      To co usłyszałam w słuchawce telefonu było tak nieprawdopodobne, że aż musiało stać się realne. Poczułam jak moje kolana bezwładnie się uginają, a ręce zaczynają trząść się, jak u kogoś chorego na Parkinsona....
      - Harry! - wydarłam się wbiegając do kuchni jak poparzona, choć chyba to porównanie jest teraz nie na miejscu...
      - Kaja, kiedy wróciłaś? - spytał zdziwiony chłopak.
      - Długo tu jesteś? - dopytał Niall.
      - Dość długo, żeby usłyszeć o tym, co zrobiłeś – rzuciłam chłodno spoglądając w jego stronę, po czym chwyciłam Stylesa za rękę i zaczęłam ciągnąć go za sobą w stronę wyjścia – musimy jechać do szpitala. Teraz.
      - Dobrze, ale powiedz co się dzieje. Źle się czujesz?
      - Nie ja! Laura! W jej domu wybuchł pożar i...jakiś facet zadzwonił i powiedział, że jej stan jest krytyczny. Harry, ona chyba...umiera – wydukałam.

______________________________________________________________________
A więc zacznę od podziękowań. Jestem w szoku! Kiedy zaczynałam pisać nie sądziłam, że tyle osób i do tego w tak miły sposób będzie komentować moje wypociny. Poza tym ciągle rosnąca liczba wejść...wow. Normalnie kocham Was! Dziękuje za to wszystko no i oczywiście za cierpliwość. Od teraz będę dodawać już częściej. Około dwóch, może trzech razy w tygodniu. Także do następnego!  :)

21 komentarzy:

  1. nareszcie <3 nie mogłam się doczekać następnego rozdziału. cieszę się, że teraz będziesz dodawać częściej :) co do treści, po prostu zajebista ! *__* tą historyjkę Hazzy musiałam czytać z 3 razy, żeby ją zrozumieć, ale ogólnie to bosko <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Super, kocham twójblog. A tak z ciekawości kiedy dokładnie będzie następny rozdział??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w okolicach wtorku/środy ;p

      Usuń
    2. aha to super.
      już nie moge sie doczekać :)
      kocham twój blog <3

      Usuń
    3. dziękuje, bardzo mi miło :)

      Usuń
  3. nice ; )

    U know who :-*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. do u translate all post on my blog?

      Usuń
    2. yes but i don't understand everything, U must send me a translated version

      Usuń
    3. fuck.................

      i don't have time.
      btw. how do you find this blog?!

      Usuń
    4. for 15 minute pick up the phone

      Usuń
  4. TOŻ TO SUPRAJS!
    jestem zaskoczona!
    Kaja i Kuba?
    Ta kłótnia?
    I jeszcze umierająca Laura?
    tyle się dzieje, słodki Jezu...
    ALE TO DOBRZE. BAAAAARRRDZO DOBRZEEEEEEEE.
    dawaj mi to szybko drugi <3 .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w następnym opiszę pojawienie się pewnej 'niespodzianki' ;p

      Usuń
  5. Jejku !! kiedy następny ? a i proszę niech bd z NIALLEM !! <3

    OdpowiedzUsuń
  6. toświetni genialnie piszesz i podoba mi sie to za jest coraz bardziej zawiła akcja

    zapraszam do mnie http://www.blogger.com/blogger.g?blogID=9064018407145813346#publishedposts/postNum=0

    OdpowiedzUsuń
  7. Wspaniały blog.
    Fakt odkryłam go kilka dni temu a tak mnie wciągnął że nie moge się doczekać następnego rozdziału poleciłam cie na twitter Bosko...

    OdpowiedzUsuń
  8. o ja cież pierdziele. Rozdział jak zawsze zawalisty. Tak się ciesze że teraz będą częściej rozdziały. Przez tą przerwę codziennie wchodziłam tu i patrzyłam na ten cholerny licznik i patrzyłam ile do tego rozdziału.
    ~Darka..;p

    OdpowiedzUsuń
  9. Zaje*isty rozdział , lepszego bloga nie czytałam .. Trzymaj tak dalej i się NIGDY w życiu nie poddawaj i pisz dalej .. Pozdrawiam- Ann ^_^

    OdpowiedzUsuń
  10. Cholera... Zarąbisty rozdział... Poryczałam się jak głupia... :( Szkoda, że taka smutna ta historia z Beatą... :(

    OdpowiedzUsuń
  11. to jak opisałaś Beate i uczucia Beaty i Kaji! Kocham Cię, mam takie ciarki i łzy w oczach, nie wiem jak powiedzieć Ci, że jesteś wspaniała!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Twój komentarz :)